"Jak kogoś zadowoli kilka niezłych meczów i pochwał z Canal+, to nie nadaje się do dużej piłki" [NASZ WYWIAD]

"Jak kogoś zadowoli kilka niezłych meczów i pochwał z Canal+, to nie nadaje się do dużej piłki" [NASZ WYWIAD]
Tomasz Kudala / PressFocus
Za kilka dni Śląsk Wrocław rozpocznie rywalizację w eliminacjach Ligi Konferencji Europy. Wrocławianie wracają do europejskich rozgrywek po sześcioletniej nieobecności. Jak do tego doszło i co dalej z drużyną? Czy nie boją się pocałunku śmierci? Kim jest Alex Ferguson w sztabie drużyny? Zapraszamy na rozmowę z trenerem Śląska Jackiem Magierą.
KUBA MAJEWSKI: Czwarte miejsce to dla Śląska małe mistrzostwo Polski?
Dalsza część tekstu pod wideo
JACEK MAGIERA: To nasz sukces, z którego bardzo się z tego cieszę. Ta pozycja na zakończenie rozgrywek to był cel, gdy obejmowałem zespół. Wówczas na jednej z pierwszych odpraw powiedzieliśmy drużynie, że ten klub ma grać w europejskich pucharach, a patrząc w tabelę i mając w pamięci sytuację w Pucharze Polski, osiągnięcie tego będzie możliwe poprzez właśnie czwarte miejsce, bo do trzeciego mieliśmy zbyt dużą stratę. Wierzyłem głęboko, że Raków, w swoim świetnym, historycznym sezonie, na stulecie, sięgnie po puchar, a to otworzy nam furtkę do Europy. Dla wielu moich podopiecznych ten wynik to najlepsze osiągnięcie w życiu. Mam jednak nadzieję, że na tym nie poprzestaną, że będzie to dla nich tylko bodziec do jeszcze lepszej pracy, która doprowadzić może do medali.
A nie boisz się, że to pójdzie w drugą stronę? Że zadowolą się tym, do czego doszli, zwłaszcza że stało się to w relatywnie krótkim czasie.
Moją rolą jest, by dbać o ich mentalność i świadomość. Od nich zaś wymagam, by zawsze byli gotowi. By zadbali o to, na co mają wpływ: o siebie, o swoje ciało, swoje podejście, byli przygotowani do zajęć. Jednocześnie by nie zastanawiali się dlaczego pracujemy tak, a nie inaczej. A jakie będą tego efekty, to już nie wiem. Jeśli nie będą świadomi, to nic z tego nie wyjdzie. Trener nie jest w stanie odpowiadać za wszystko.
Znamy się długo i od kiedy pamiętam, to zawsze byłeś człowiekiem, piłkarzem, czy trenerem, który bardzo wierzy w sukces. Czy tak samo było w Śląsku?
Tak. Od kiedy pracuję ponieśliśmy tylko jedną porażkę. Do tego doszły trzy zwycięstwa i cztery remisy. Ten bilans pozwolił nam na realizację celu, na sukces, ale on mnie absolutnie nie zadowala. Jestem przyzwyczajony do wygrywania. Jednak wiele udało się już zrobić. Weszliśmy do szatni z buta - zmieniliśmy system taktyczny, przeanalizowaliśmy grę poszczególnych zawodników, zrobiliśmy przegląd kadr w drugim zespole. Postawiliśmy na piłkarzy nieobytych z Ekstraklasą, niedoświadczonych. Szromnik i Bejger - 11 meczów, Poprawa - 9, Lewkot - 7, z czego 4 z rzędu od 1. minuty już pod moją wodzą. I wszyscy oni dali sobie radę. To znaczy, że mamy w Polsce dobrych graczy, na których warto stawiać i którzy potrafią osiągnąć sukces. Jestem przekonany, że tą wiarą, pozytywnym podejściem zaraziłem zawodników.
Pytam o to, bo przez lata Śląsk był zespołem, który kadrowo prezentował się co najmniej przyzwoicie, ale klubowi jakby brakowało wiary, a piłkarzom zaangażowania. Piłkarski Wrocław był poniekąd symbolem bylejakości.
Rozmawialiśmy o tym z drużyną wielokrotnie. Jakość. To „ć” na końcu słowa jest niesamowite ważne. Bez niego bowiem wszystko się zmienia. Będzie jakoś, a jeśli tak, to niczego nie osiągniemy. Wielu moich zawodników ma ogromną szansę, by zaistnieć w polskiej piłce, dojść do dużych rzeczy, tym bardziej że we Wrocławiu mają znakomite warunki do rozwoju - są boiska treningowe na Oporowskiej, jest piękny stadion - oraz drugą drużynę na poziomie centralnym, w której grają sami Polacy. Jeśli dodamy do tego stabilną sytuację klubu, to widzimy, że warto dziś w Śląsku być, bo to gwarantuje progres.
Stabilizacja i ta szansa na rozwój, to były czynniki, które przekonały Cię do przeprowadzki na Dolny Śląsk?
Cały czas budujemy te standardy, organizujemy spotkania strategiczne z władzami klubu i miasta. To jedyna droga by iść do przodu. Dziś jesteśmy w miejscu, w którym chcieliśmy być - po sześciu latach przerwy Śląsk powraca do europejskich pucharów. Europa rozwija, dlatego tak bardzo jej pragnęliśmy. Oczywiście to kolejne wyzwanie organizacyjne, bo wiele rzeczy trzeba dopracować, w tym inaczej ułożyć przygotowania do nowego sezonu. Bardzo się z tej pracy cieszę.
Czy z Twojej perspektywy, trenera, który grał w Lidze Mistrzów i Lidze Europy, wiele brakuje Śląskowi, by zmienić dobrze znaną w Polsce płytę i nie zaznać upokorzenia w kwalifikacjach?
Pracujemy, tyle mogę powiedzieć. Mamy określone kryteria względem budowy drużyny. Stawiamy na swoich, młodych zawodników, ale mamy też środki na pozyskanie tych z zewnątrz. Dużą rolę odgrywają tu dyrektor sportowy Darek Sztylka i szef skautingu Michał Hetel. Współpracujemy bardzo sprawnie. Żaden transfer nie przejdzie jednak bez mojej akceptacji. Jest spora grupa zawodników na rynku, którymi się interesujemy. Ściągamy takich, za których nie trzeba płacić odstępnego i którzy wpisują się w naszą filozofię pracy. Dziś jednak nie wiemy, jak w Europie odnajdzie się drużyna, bo dla przeważającej większości z nich to będzie nowość.
Jak oceniasz losowanie, ale i potencjalnych rywali w kolejnej rundzie?
Warto zaznaczyć, że my na razie awansowaliśmy do kwalifikacji europejskich pucharów. By zagrać w fazie grupowej Ligi Konferencji musimy po prostu wygrywać i radzić sobie z kolejnymi przeciwnikami. I tyle.
O te puchary walczyliście do ostatniej kolejki z Piastem i Lechią. Byliście zależni od ich wyników. Wyszło dziwacznie, bo oni poprzegrywali, a wy tylko zremisowaliście.
Na trzy kolejki przed końcem, po meczu z Rakowem, jedynym naszym przegranym, mieliśmy odprawę. Pokazałem chłopakom tabelę, gdzie byliśmy na ósmym miejscu i powiedziałem: jeśli wygramy z Zagłębiem Lubin, to ich przeskoczymy, jeśli wygramy z Wartą, to ich też, a jeśli ogramy Stal, to jestem pewny, że wystąpimy w pucharach. Mimo że zdobyliśmy tylko pięć punktów, to zapracowaliśmy na czwarte miejsce. Przyznam szczerze, że ja się nie bardzo cieszyłem po tych remisach, czułem duży niedosyt. Widziałem jednak radość chłopaków, a dziś gdy wstaję rano, to też się uśmiecham. Nie mogę się doczekać już tych eliminacji.
Zapowiadałeś, że nie będziesz śledził wyników z innych boisk. Przyznaj się, jak było!
I nie śledziłem!
Pytam o to w kontekście słynnego pocałunku śmierci trenera Probierza. Może Lechii i Piastowi nie zależało na zajęciu czwartego miejsca?
Nie wiem. To jest już poza mną. Wolę przez 10 lat grać w eliminacjach i nawet je przegrywać, ryzykując posadą, ale uczyć się, rozwijać, niż nie grać. I nie wyobrażam sobie sytuacji, w której wchodzę do szatni i mówię, że odpuszczamy, bo to pocałunek śmierci. Nie ma mowy!
Przez lata przywykliśmy, że polscy piłkarze nie są w stanie przyswoić gry trójką z tyłu. Tymczasem w minionym sezonie niemal cała czołówka tak grała - Legia, Raków, wy, a i wiele zespołów próbowało. Co się zmieniło, że nagle okazało się, że jednak można?
Każdy piłkarz powinien potrafić grać w różnych systemach. A często po prostu się tego boi. Niepotrzebnie. I tutaj też ważną rolę odgrywa trener, by zawodnikowi wszystko wyjaśnić na tyle precyzyjnie, by wiedział co ma robić i poczuł się pewnie. Przy czym do danego ustawienia trzeba mieć oczywiście odpowiednich wykonawców. Gdy przyglądałem się Śląskowi, nawet w czasie, gdy jeszcze nie miałem pojęcia, że rozpocznę pracę we Wrocławiu, to dostrzegłem że ta drużyna może grać 3-4-3 albo 3-5-2. Nie wykluczam jednak, że będą mecze, w których zagramy z czwórką. Chcemy przechodzić na różne ustawienia, w zależności od tego z kim gramy i jak się spotkanie ułoży.
Jak się odnalazłeś po powrocie do ligowej rzeczywistości?
Przez trzy lata prowadziłem reprezentacje młodzieżowe i miałem optymalne warunki do wykonywania swojej pracy i rozwoju. I co chwilę miałem do zrealizowania jakiś cel - przygotowanie do mistrzostw świata, eliminacje do mistrzostw Europy. W momencie jednak, gdy tego zabrakło i z powodu pandemii odwołano kwalifikacje, w których mieliśmy ogromne szanse, bo trafił się nam niezwykle zdolny rocznik i mogliśmy powalczyć nawet o medal, siedziałem w PZPN z nogą założoną na nogę, pijąc kawę. Męczyłem się i poczułem, że to koniec. Nie było dla mnie obszaru, w którym mógłbym się odnaleźć. Odbyłem więc szczerą rozmowę z prezesem Bońkiem. Dobrze mnie rozumiał, właściwie czytał w moich myślach. Rozstaliśmy się w zgodzie, a następnego dnia był już telefon ze Śląska.
I rzuciłeś się w wir pracy.
Praca reprezentacyjna jest zupełnie inna, choćby dlatego, że spotykaliśmy się kilka razy w roku. W klubie codziennie. W Śląsku od początku cały dzień miałem zajęty. Wracałem późnym wieczorem do mieszkania, w którym właściwie tylko spałem. Ale fajnie, jestem z tego zadowolony.
Wiele mówi się o potrzebie odpoczynku, regeneracji. Ty jesteś bardzo pracowity, dbasz o wszystkie detale. Kiedy więc czas na odprężenie?
Fakt, bardzo zaangażowałem się w klub, ale taka była potrzeba chwili. Teraz sprowadzam do Wrocławia rodzinę, siłą rzeczy więc znajdę czas na oderwanie się od spraw zawodowych. Jeśli można coś w sztabie przygotować w trzy godziny, to nie widzę potrzeby, by siedzieć w biurze przez sześć, udając że się coś analizuje. Chcę pracować przede wszystkim wydajnie, a do tego niezbędny jest odpoczynek. Również dla członków mojego sztabu.
Znalazł się w nim Andrzej Gomołysek, znany w Internecie z taktycznych analiz.
To podobna sytuacja, jak z Michałem Zachodnym, z którym współpracowaliśmy w reprezentacji młodzieżowej, a teraz jest cenionym ekspertem. Andrzej ma szeroko otwarte oczy na wiele spraw. Na jego temat rozmawiałem z wieloma ludźmi i wszyscy wystawiali mu znakomite opinie. Oczywiście pamiętam jego wpisy na Twitterze, w których krytykował mnie i mój sposób prowadzenia drużyny…
Nic w sieci nie ginie.
No tak, ale chciałem do zespołu kogoś o świeżym spojrzeniu, który jednocześnie chce się uczyć. Patrzenie na futbol z zewnątrz, a patrzenie ze środka, to są zupełnie dwie różne sprawy. Andrzej zaczyna to rozumieć. Jestem przekonany, że bardzo nam pomoże, a sir Alex Ferguson, jak na niego mówimy, obroni się ze swoją fachowością (śmiech).
Jakie masz cele na przyszły sezon? Poza rozwojem oczywiście.
Jest wiele zmiennych. Zależy jak nowi piłkarze wkomponują się w zespół, w jakiej będą gotowości, czy, tak jak rozmawialiśmy na początku, zadowolą się tym co już jest. Staram się pilnować, by nie osiedli na laurach. Powiedziałem Lewkotowi, że jeśli zadowoli go kilka niezłych meczów i pochwał z Canal+, to znaczy że się nie nadaje do wielkiej piłki, ale te słowa były skierowane do całego zespołu. Nie chcę, by ktokolwiek z graczy mi coś udowadniał. Udowadniają słabi, potwierdzają dobrzy. Chcę potwierdzenia. Chcę by byli pazerni kolejnych zwycięstw. A cele? Zwycięstwa, charakterystyczny styl gry drużyny, tak by Śląsk oglądało się dobrze, a patrząc na poszczególnych piłkarzy, by wyróżniali się na tle rywali.
Trochę się chyba asekurujesz. Myślałem, że powiesz o medalu, o pucharze.
Nie wiem. Będzie 18 zespołów, nie sposób dziś powiedzieć, kto znajdzie się znów w czołówce. A ja nie patrzę na innych. Interesuje mnie to, co mamy u siebie. Jest co wygrywać: mamy mecze w eliminacjach Ligi Konferencji, przed nami Ekstraklasa. Mówisz Puchar Polski? Śląsk nie zdobył go od ponad 30 lat i tak, bardzo chcemy to zmienić.

Przeczytaj również