Jeden zablokował transfer Messiego, drugi wyrzucił selekcjonera tuż przed MŚ. Hiszpański konflikt na szczycie

Jeden zablokował transfer Messiego, drugi wyrzucił selekcjonera tuż przed MŚ. Hiszpański konflikt na szczycie
. CHEMA REY/MARCA/SIPA / PressFocus
Dwie organizacje, dwóch różnych włodarzy i dwie na pozór odmienne wizje futbolu. W Hiszpanii od jakiegoś czasu więcej niż o rywalizacji kibicowskiej mówi się o konflikcie na linii Javier Tebas - Luis Rubiales. Szefowie La Ligi i Hiszpańskiego Królewskiego Związku Piłki Nożnej nie potrafią się dogadać, a ostatnie pandemiczne miesiące zamiast załagodzić ten spór, jedynie go zaogniły.
Z jednej strony prawnik, który choć urodził się w Kostaryce, w sercu ma Huescę, w której wypłynął na szerokie futbolowe wody jako prezydent tamtejszego klubu w latach 90. Z drugiej zaś były piłkarz, mający za sobą grę również w Primera Division, ale bez większych sukcesów. Zarówno Tebas, jak i Rubiales trochę czekali, by wejść na salony, ale gdy już im się to udało, chcą powalczyć o przywództwo w hiszpańskim futbolu.
Dalsza część tekstu pod wideo
Ten jest podzielony tak naprawdę już od prawie czterech dekad. W 1984 roku kluby z pierwszego i drugiego poziomu rozgrywkowego się zbuntowały i założyły Liga de Fútbol de Profesional (LFP). Od tego czasu to LFP sprzedaje prawa do pokazywania ligi, hiszpański związek (RFEF) kontroluje zaś jedynie Copa i Supercopa de Espana, a także rozgrywki Segunda B i Tercera Division. Choć z podobną sytuacją mamy do czynienia również w wielu innych krajach i tam też dochodzi do sporów, to takiego konfliktu jak w Hiszpanii nie ma chyba nigdzie.

Spór trwa już długo

Tebas i Rubiales nie trawią się od lat. Gdy ten pierwszy został w 2013 roku szefem La Ligi, drugi już od blisko trzech sezonów rządził Hiszpańskim Związkiem Piłkarskim (AFE). I to Rubiales dwa lata po wyborze Tebasa na sternika ligi, wraz z takimi zawodnikami jak Xavi, Andres Iniesta czy Iker Casillas był twarzą strajku, który w stylu niemal znanym z lockoutu NBA mógł zablokować zmagania na Półwyspie Iberyjskim. Mimo że do tego ostatecznie nie doszło, obaj panowie wówczas mocno się ze sobą starli, co było jedynie zapowiedzią dalszych animozji.
A kolejna okazja do nich nastała, gdy w 2017 roku Rubiales zdecydował się na start w wyborach na stanowisko prezydenta Federacji. Ta była wówczas w kompletnym chaosie po tym, jak aresztowany za defraudacje finansowe został Angel Maria Villar, który władzę w związku sprawował od blisko dwóch dekad. Tymczasowo jego funkcję przejął wtedy Juan Luis Larrea z baskijskiego związku i to jego Tebas poparł w wyborach, które odbyły się w maju 2018. W nich zwycięski okazał się jednak Rubiales.
Były obrońca Xerez czy Levante szybko dał się poznać jako bezwzględny prezydent. Nie bał się zwolnić Julena Lopeteguiego na kilka dni przed startem mistrzostw świata w Rosji, gdy dowiedział się, że ówczesny selekcjoner “La Furia Roja” podpisał kontrakt z Realem Madryt, mając przejąć go po mundialu. Rubiales wściekł się wtedy za to, że opiekun kadry negocjował z “Królewskimi” bez jego wiedzy i szybko zastąpił Lopeteguiego Fernando Hierro. Z kolei jesienią 2019 twardo renegocjował przedłużony kilka lat wcześniej kontrakt z Adidasem. W mediach pojawiały się informacje, że Federacja wolałaby, by kadra występowała w strojach któregoś z rodzimych producentów. Ostatecznie jednak obie strony się ze sobą dogadały i podpisały nową umowę.

Walka na termomtery

Gdzieś w tle wisiał jednak otwarty konflikt z Tebasem. Ten od momentu objęcia władzy w La Lidze również dał się poznać jako twardy negocjator. Primera Division postawiła na nowinki technologiczne w czasie transmisji, a prawa do nich biją kolejne rekordy. Nawet w maju tego roku LFP ogłosiło, iż ESPN wyda za możliwość pokazywania ligi hiszpańskiej w Stanach Zjednoczonych przez najbliższe osiem lat aż 1,4 miliarda dolarów.
Do pewnego momentu konflikt między sternikami obu organizacji rządzących hiszpańskim futbolem rozgrywał się głównie za zamkniętymi drzwiami. Aż wreszcie przyszła jesień 2018 roku. Najpierw obaj panowie starli się ze sobą przy okazji ustalania terminarza. Rubiales nie był w stanie pojąć, dlaczego mecze rozgrywane są w porach, w których w HIszpanii panuje iście nieludzka temperatura.
- To niedorzeczne, gdy mamy ponad 30 stopni, czasem nie powinno się grać. Dziesiątki ludzi cierpią na udary słoneczne, taka sytuacja jest nie do zaakceptowania. Jako Federacja mamy tego dosyć - grzmiał wtedy za pośrednictwem konta na Twitterze.
- Mój przyjacielu Rubialesie, sporo demagogii, dzisiaj podczas Grand Prix Aragonii w Formule 1 mieliśmy temperaturę dochodzącą do 32 stopni i ponad 114 tysięcy ludzi spędzało tam dobrze czas na słońcu bez żadnych skarg. Oczywiście w sierpniu organizowane były również Federację rozgrywki młodzieżowe w La Rozas w temperaturze 36 stopni - odpowiedział mu wtedy Tebas.
Kilka tygodni później dążący zaś do jeszcze większej monetyzacji ligi Tebas zaczął kombinować, by mecz Girony z Barceloną odbył się w styczniu kolejnego roku w... Miami. Rubiales oczywiście nie chciał do tego dopuścić, argumentując swoje zdanie troską o zdrowie piłkarzy i szacunkiem do rodzimych kibiców. Choć ostatecznie spotkanie odbyło się w Hiszpanii, było wiadome, że od tego momentu będziemy już świadkami kolejnych otwartych potyczek słownych między oboma panami.

(Niekoniecznie) weekendowa liga

Najnowsza odsłona sporu dotyczy odgrzewanego już od kilku lat sposobu układania terminarzu. RFEF, zgodnie z wolą kibiców, nie chce, by mecze rozgrywane były w piątki i poniedziałki. Spór nabrał takiej wagi, że trafił aż na wokandę. I choć pierwotnie Sąd Gospodarczy wydał orzeczenie na korzyść Federacji, to w czerwcu decyzja ta została zmieniona przez Sąd Audiencia Provincial. La Liga będzie mogła rozgrywać mecze we wszystkie dostępne piątki oraz 20 poniedziałków w sezonie. Rubiales się jednak nie poddaje. Choć tę walkę przegrał, już zapowiedział, że będzie chciał porozmawiać z Tebasem o zmianach w formacie ligi.
W tym konflikcie nic nie jest jednak czarno-białe. Tebas jest biznesmenem nastawionym na zysk, ale liga hiszpańska za jego czasów nie do końca rozwija się tak, jak choćby Premier League. Przy tym jego imię zna niemal każdy fan La Ligi, a czy ktoś orientuje się, jak nazywa się szef ligi angielskiej? Rubiales natomiast zarzuca Tebasowi, że ten myśli tylko o pieniądzach, a do tego sam wyprowadził przecież Superpuchar najpierw do Tangeru, a później zrobił z niego cyrk objazdowy w postaci czterozespołowego turnieju w Arabii Saudyjskiej, od którego wyjątkiem był jeden mecz rozegrany w ubiegłym sezonie ze względu na pandemię koronawirusa w Sewilli.
Obaj mają instrumenty, by uprzykrzyć pracę drugiej stronie. Obaj zdają sobie jednak też sprawę z tego, że muszą żyć ze sobą w bardzo specyficznej symbiozie. I dlatego, mimo że rywalizacja o wpływy trwa w najlepsze, tak naprawdę ciężko przewidzieć, czy kiedykolwiek będzie miała ona w ogóle rozstrzygnięcie.

Przeczytaj również