Jerome Boateng zmusił byłą partnerkę do milczenia, a potem atakował ją w mediach? W mieszkaniu Polki był dowód

25-latka została znaleziona martwa 9 lutego w swoim mieszkaniu w Berlinie. Wszystko wskazuje na to, że popełniła samobójstwo. Dokonała go w dniu urodzin swojego syna Noana.

Lenhard zmarła zaledwie tydzień po tym, jak w mediach pojawiły się informacje o jej rozstaniu z Boatengiem. Byli partnerzy po zakończeniu związku zaczęli publicznie prać brudy.

Obrońca Bayernu przekonywał, że był szantażowany, a Lenhardt chciała go zniszczyć. Sam rozgłaszał, że kobieta ma problemy z alkoholem. Kobieta z kolei twierdziła, że Boateng - którego nazywała diabłem - był niewierny.

Nowe światło na relacje tej dwójki rzuca dokument, który odnaleziono w mieszkaniu Lenhardt. "Bild" twierdzi, że była to umowa, w której Polka zobowiązała się do milczenia na temat związku z Boatengiem. Zgodnie z zawartymi w niej zapisami nie mogła udzielać na ten temat żadnych informacji. Mało tego - miała też usunąć wpisy zamieszczone w internecie wcześniej.

Dokument określał, że za złamanie ustaleń na Lenhardt zostanie nałożona kara finansowa. Miał ją ustalać sam Boateng. Przewidywano też ewentualną interwencję sądu. Umowa została podpisana i przez piłkarza, i przez jego byłą partnerkę.

Równie interesująca, co treść dokumentu, jest widniejąca na niej data. Porozumienie miało zostać zawarte 25 stycznia. Dopiero później Boateng zaatakował kobietę na łamach mediów. Jego wypowiedzi wywołały falę hejtu pod adresem Polki. To z kolei mogła być przyczyna jej samobójstwa.

Boateng po śmierci Lenhardt nie zagrał w meczach z Tigres w Klubowych Mistrzostwach Świata i z Arminią Bielefeld w Bundeslidze. Na boisko wrócił w spotkaniu z Eintrachtem Frankfurt. Na ramieniu na znak żałoby założył czarną opaskę.