Jeszcze nie "Atmosferović". On wciąż może być ważnym ogniwem tej kadry. "Mit został obalony"

Jeszcze nie "Atmosferović". On wciąż może być ważnym ogniwem tej kadry. "Mit został obalony"
Foto TimGroothuis/SIPA USA/PressFocus
Rozegrał na mistrzostwach świata tylko dziesięć minut, ale Katar mógł opuścić z podniesioną głową. Kamil Grosicki udowodnił, że wciąż może być przydatnym elementem reprezentacji Polski. 34-latka zbyt szybko sprowadzono do roli “Atmosferovicia”, który nie oferuje żadnych walorów sportowych. Mit ten został obalony.
Kamil Grosicki bez wątpienia był pozytywnym zaskoczeniem ostatniego spotkania Polski na mundialu. Przeciwko Francji pojawił się na boisku przy pewnym prowadzeniu rywala, kiedy wydawało się, że mecz powoli dogorywa. “Grosik” błyskawicznie jednak udowodnił, że nie potrzebuje wiele czasu, aby udowodnić przydatność. W jednej akcji doświadczony kadrowicz zwiódł Axela Disasiego i posłał dobrą centrę na głowę Roberta Lewandowskiego, a przy kolejnej próbie wywalczył rzut karny, nabijając rękę Dayota Upamecano. Dał świetną zmianę.
Dalsza część tekstu pod wideo

Żołnierz

Grosicki zaliczył przebłysk na mistrzostwach świata, chociaż samo powołanie dla niego rozpatrywano w kategorii niespodzianki. Jeszcze rok temu wydawało się, że kariera skrzydłowego w narodowych barwach niemal definitywnie dobiegła końca. Poprzednik Czesława Michniewicza zdecydowanie nie był fanem talentu tego piłkarza. Paulo Sousa pozwolił Grosickiemu rozegrać jedynie 40 minut w eliminacjach mistrzostw świata, po czym nie zabrał go na EURO.
- Próbowaliśmy mu pomóc, powołałem go na pierwsze trzy spotkania i dawałem mu szansę gry. Próbowaliśmy go wspierać treningami, kiedy jeszcze grał w Anglii, ale podjęliśmy decyzję, że nie zaangażujemy Kamila w zespół, który pojedzie na EURO 2020. Teraz na pozycji Kamila mamy kilku innych zawodników, których jesteśmy pewni i wiemy, że teraz osiągną lepsze rezultaty - przyznał Paulo Sousa w rozmowie z Sebastianem Staszewskim z portalu “Interia”.
Sam Grosicki nie ukrywał, że odsunięcie go od kadry było wydarzeniem bolesnym, a wręcz traumatycznym. Skrzydłowy znalazł się wówczas w bardzo trudnej sytuacji. Przed transferem do Pogoni Szczecin miał problem z regularną grą w klubie, ale mimo wszystko chciał dopisać kolejny rozdział pięknej historii w reprezentacji.
- Trudno mi było oglądać mistrzostwa Europy. Byłem częścią tej reprezentacji od lat. Mecz ze Słowacją obejrzałem do 60. minuty. Nie dałem rady. Miałem w sobie taki ból, że chciałem, by cały turniej już jak najszybciej się skończył, choć oczywiście życzyłem chłopakom jak najlepiej - powiedział “Grosik” w wywiadzie dla “Weszło”.
Sytuację skrzydłowego zmieniła roszada na stanowisku selekcjonera. Czesław Michniewicz z powrotem otworzył dla niego wrota kadry, które wcześniej zamknął i zatrzasnął Paulo Sousa. Następca Portugalczyka nie zamierzał rezygnować z zawodnika, który nie raz i nie dwa pomagał reprezentacji. Grosicki znalazł się na pierwszej liście powołanych przez Michniewicza i nawet zagrał w zremisowanym meczu ze Szkocją.
- Wszyscy wiedzą, jakie mam podejście do gry w reprezentacji, do bycia częścią tej drużyny. To absolutnie największy zaszczyt, nie ma nic piękniejszego. Wypełnione trybuny, stawka, atmosfera - to wszystko bardzo mocno mnie nakręca. Tak jak małe dziecko czeka w Święta Bożego Narodzenia, aż Mikołaj przyniesie mu prezent, tak samo ja wyczekiwałem tego powołania - wyznał wtedy uradowany Grosicki na łamach “Przeglądu Sportowego”.

Impulsović, a nie atmosferović

W ostatnich miesiącach Czesław Michniewicz konsekwentnie stawiał na Grosickiego w roli dżokera z ławki rezerwowych. Robił to, chociaż same powołania dla gracza Pogoni Szczecin często spotykały się z donośnymi głosami krytyki. Niejednokrotnie zarzucano “Grosikowi”, że jedzie na kadrę, żeby być jej dobrym duchem w szatni, a nie przydatnym elementem na boisku. Fani odmładzania kadry i rychłej wymiany pokoleniowej chcieli jak najszybciej postawić krzyżyk na doświadczonym reprezentancie.
Grosicki nie oszuka metryki, ale na boisku od wielu miesięcy pokazuje, że daleko mu jeszcze do sportowej emerytury. Po Szkocji jego następnym meczem w kadrze był występ przeciwko Belgii. Rozegrał wtedy sześć minut, w trakcie których zaliczył dwa kluczowe podania. Przy okazji porażki z “Czerwonymi Diabłami” żaden inny reprezentant Polski nie wykreował większej liczby szans. Później “Grosik” włączył tryb “Turbo” w sparingu z Chile. Do momentu zmiany biało-czerwonym absolutnie nic nie wychodziło w rywalizacji z Alexisem Sanchezem i spółką. Grosicki zupełnie odmienił obraz spotkania, zrobił sporo wiatru na skrzydle i po jego centrze Krzysztof Piątek zdobył zwycięską bramkę.
- Nikt nie jedzie dla atmosfery. Decydują umiejętności, ale też osobowość, to kto pasuje do grupy. Cel wyjazdu Grosickiego nie jest taki, żeby dbał o atmosferę. Jak się prześledzi ostatni sezon, to od lipca gra niemal w każdym meczu. Liczę, że jego doświadczenie, sposób grania, umiejętności, możliwości dawania impulsu w kluczowych momentach - to wszystko się przyda. Warto mieć takiego zawodnika - podkreślił Czesław Michniewicz, ogłaszając 26-osobową kadrę na mundial.

Krótko, ale treściwie

Grosicki na mistrzostwach w Katarze jest idealnym przykładem maksymalnego wykorzystania otrzymanej szansy. 34-latek zgodnie z oczekiwaniami nie był ani pierwszym, ani drugim czy trzecim wyborem Czesława Michniewicza na skrzydła. Selekcjoner wolał postawić na młodszych graczy, którzy prezentowali się ze zmiennym szczęściem. Choćby Nicola Zalewski wyglądał bardzo słabo.
Tymczasem Grosicki pojawił się na boisku w 88. minucie meczu z Francją i trzema akcjami zrobił w sumie więcej niż jego koledzy, a zarazem konkurenci do gry. Można naturalnie uznać, że łatwiej się gra, kiedy rywal ma pewne prowadzenie i nie gra już na 100%. Trzeba jednak pamiętać, że “Grosik” ma być przydatny kadrze właśnie w ewentualnych końcówkach, kiedy zespół potrzebuje impulsu, zrywu, jednego szaleńczego sprintu, zamiast trzech bezpiecznych podań w poprzek.
- Pod koniec meczu z Francją weszli Jan Bednarek i Kamil Grosicki, były to ich pierwsze minuty na tegorocznym mundialu i był to też gest ze strony drużyny, sztabu, z mojej strony, Kamil to jest fantastyczna historia polskiej piłki. I nie wiadomo, czy kiedyś jeszcze zagra na mistrzostwach świata - podsumował Czesław Michniewicz na konferencji prasowej po meczu z Francją.

Nie skreślajmy zbyt szybko

Kamil Grosicki zdaje sobie sprawę, że jest już znacznie bliżej końca niż początku swojej przygody z reprezentacją Polski. Sam kilka razy przyznał, że pod żadnym pozorem nie zamierza zabierać miejsca młodszym i lepszym zawodnikom. Gra z “orzełkiem” na piersi to ogromne wyróżnienie, ale żaden piłkarz nie chciałby, aby występy w kadrze były formą jałmużny. Lepiej nie grać niż robić to ze względu na minione zasługi.
- Ja się cieszę z każdego kolejnego powołania, tak do tego podchodzę. Nie wybiegam w przyszłość, staram się grać jak najlepiej na naszym podwórku. To moje trzecie zgrupowanie za kadencji trenera Michniewicza i dobrą grą chcę pokazać, że zasłużyłem na nie. Każdą minutę w kadrze muszę wykorzystać maksymalnie - jakby to była moja ostatnia minuta w reprezentacji. Cały czas mam moc, żeby grać na poziomie międzynarodowym. Nie chcę nikomu zabierać miejsca, ale wtedy, gdy będę wiedział, że przegrywam rywalizację sportową - powiem "stop" - mówił Grosicki w rozmowie z portalem “WP Sportowe Fakty” jeszcze przed mundialem.
Na mistrzostwach świata pewnie już nie przyjdzie nam obejrzeć “Turbo” w akcji. Nie należy jednak spodziewać się zbyt szybkiego zakończenia reprezentacyjnej kariery przez skrzydłowego Pogoni. Występami z Chile czy Francją 34-latek dał do zrozumienia, że może być asem z rękawa, który w kilka minut zrobi swoje. Grosicki w formie z meczu przeciwko Francji musi mieć miejsce na kolejnych zgrupowaniach. Oczywiście przy założeniu, że nagle Polska nie stanie się krainą mlekiem i skrzydłowymi płynącą, ale raczej w najbliższej przyszłości nam to nie grozi.
Na koniec warto jeszcze raz przypomnieć ludziom, którzy wątpili w przydatność Grosickiego, że wciąż mówimy o dobrym, a jak na polskie standardy bardzo dobrym piłkarzu. Nie przez przypadek w klasyfikacji kanadyjskiej tego sezonu jedynym skuteczniejszym skrzydłowym od niego jest Michał Skóraś. Z racji gry w Ekstraklasie gracze Pogoni i Lecha Poznań teoretycznie mają nieco łatwiej, jednak mundial pokazał, że zawodnicy z topowych lig wcale nie muszą być lepiej przygotowani do rywalizacji na najwyższym poziomie.
Czas Nicoli Zalewskiego i Przemysława Frankowskiego jeszcze na pewno nadejdzie. I nikt nie podważa tego, że to albo oni, albo Skóraś czy Jakub Kamiński powinni grać w pierwszym składzie reprezentacji Polski. W kadrze nadal musi jednak znaleźć się miejsce dla Grosickiego. Mimo upływu lat to nie jest zawodnik od robienia atmosfery, ale gry.

Przeczytaj również