Juventus FC. Najbardziej przepłacony napastnik na świecie? Otóż nie. Alvaro Morata zamyka usta krytykom

Najbardziej przepłacony napastnik na świecie? Otóż nie. Alvaro Morata zamyka usta krytykom
Giuseppe Maffia / PressFocus
Gdy latem zmieniał klub, wielu kibiców pukało się w głowy, pytając czemu znów ktoś się na niego nabrał. Alvaro Morata niejednokrotnie był przepłacany, żeby później zawieść wysokie oczekiwania kolejnych drużyn. Jednak w Turynie jest zupełnie inaczej. Tam Hiszpan wreszcie pokazuje, że w formie może być napastnikiem wartym nawet kilkadziesiąt milionów euro.
28-latek jako jeden z garstki piłkarzy Juventusu powinien uznać początek sezonu za udany. “Stara Dama” cieniuje w lidze, na arenie europejskiej przegrała z Barceloną, a jednym z niewielu jasnych punktów w układance Andrei Pirlo pozostaje nowy nabytek z Atletico. Wbrew wszelkim zapowiedziom, Morata udowadnia swoją wartość i zaczyna się spłacać.
Dalsza część tekstu pod wideo

Pirlo is impressed

W trakcie kariery Morata miał okazję pracować z wieloma wybitnymi trenerami, ale wreszcie trafił pod skrzydła szkoleniowca, który stoi za nim murem. To nikt inny, lecz właśnie Pirlo był ogromnym orędownikiem transferu napastnika. Przez długi czas wydawało się, że do stolicy Piemontu zawitają Arkadiusz Milik lub Edin Dzeko, ale nowy menedżer “Bianconerich” postawił weto. Chciał pracować ze swoim byłym boiskowym kumplem.
- Czekałem aż do drużyny dołączy środkowy napastnik. Alvaro był naszym priorytetem. Dobrze go znam, wiem, że to zawodnik, który pod względem technicznym i taktycznym pasuje do Juventusu - zapowiadał Pirlo, gdy sfinalizowano transakcję.
Następca Maurizio Sarriego zapewnił mu też ogromny pakiet zaufania. W większości spotkań wychowanek Atletico gra pełne 90 minut. Występuje częściej niż choćby Paulo Dybala, którego przecież w ubiegłym sezonie wybrano najlepszym graczem Serie A. A jednak to Morata jest oczkiem w głowie szkoleniowca. To on lepiej odnalazł się w jego systemie gry. Czuć ewidentną chemię na linii zawodnik-trener. Warto przytoczyć, że Alvaro już kilka lat temu podkreślał umiejętności Pirlo w zakresie nauczania innych. - On nauczy cię nawet zakładania butów - mówił napastnik.
- Właśnie dlatego go podpisaliśmy. Wiedzieliśmy, że to doskonały napastnik, który pasuje do naszej taktyki. W Atletico często musiał więcej pracować w defensywie. Potem miał do przebiegnięcia jakieś 80 metrów, żeby znaleźć się pod bramką rywali. My gramy inaczej - komentował Pirlo po spotkaniu z Dynamem Kijów, gdy Morata ustrzelił dublet.
W sumie ma już sześć bramek i dwie asysty na przestrzeni ośmiu spotkań. To inny człowiek w porównaniu z epizodami w Chelsea czy Atletico. Odpowiedni menedżer to jedno, ale widać, że 28-latek w końcu oczyścił umysł. Bo to nie braki techniczne czy ubytki talentu hamowały jego karierę. Problem Moraty zawsze czaił się w jego głowie.

Wewnętrzne demony

Alvaro to człowiek niezwykle wrażliwy, delikatny. Zwykle zniżka formy zbiegała się w czasie z przykrymi wydarzeniami, które nie pozwalały mu normalnie funkcjonować. Gdy przybył do Chelsea za niebagatelną sumę 60 mln funtów, prędko rozsierdził fanów nieskutecznością. Zawodził pod bramką, marnował znakomite okazje na potęgę. Trybuny na Stamford Bridge potrafiły go wygwizdać po kolejnej niewykorzystanej sytuacji. Mało kto zdawał sobie sprawę, że w międzyczasie jego żona miała poważne problemy z ciążą, a dobry przyjaciel tragicznie zginął w wypadku samochodowym. Morata nie dawał sobie z tym wszystkim rady, ale obserwatorzy widzieli tylko bezradnego napastnika, który nie odnajduje się w nowych realiach.
Ubiegłoroczne przejście do Atletico niewiele zmieniło. Już od samego początku musiał się zmagać z niechęcią wśród sympatyków “Los Colchoneros”. Oni nie zapomnieli, że Morata przez lata reprezentował barwy Realu Madryt, ich największego wroga. W pierwszym domowym meczu na Wanda Metropolitano grupa fanatycznych kibiców urządziła mu gorące “powitanie”. Hiszpan został wygwizdany, a po trybunach niosła się przyśpiewka: “Mniej Moraty, więcej Borjy Garcesa”. Ultrasi dali jasno do zrozumienia, że wolą młodego wychowanka akademii, niż zdrajcę.
O tym, jak mocno siedziało to w głowie zawodnika, najlepiej mówią wydarzenia z marcowego meczu na Anfield w Lidze Mistrzów. W dogrywce Morata zdobył bramkę, która przesądziła o awansie Atletico do ćwierćfinału. Jednak nie świętował jej w naturalny sposób. Po pokonaniu Adriana podbiegł do trybun, uklęknął i złożył ręce w geście przeprosin. Chwila triumfu, wielki sukces “Atleti”, a on pada na kolana i prosi o wybaczenie. Bezprecedensowe zachowanie, które obrazuje kruchość psychiki. Sam zawodnik dopiero niedawno zdecydował się opowiedzieć o problemach, które go trapią.
- W pewnym momencie zrozumiałem, że muszę trenować nie tylko ciało, ale też umysł. To najważniejsze w naszym zawodzie, żeby radzić sobie z presją. Nigdy wcześniej tak o tym nie myślałem. Początkowo dla każdego kto ma jakiś problem, pomysł pójścia do psychologa wiąże się z czymś negatywnym, ale zdałem sobie sprawę, że naprawdę potrzebuję pomocy. Najpierw byłem trochę zawstydzony, rozmawiając z obcą osobą o problemach, jednak dzięki specjalistom udało mi się odzyskać radość z gry - zdradził w rozmowie z magazynem “Marca”.
- Wielu myśli, że piłkarze są maszynami. Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że jesteśmy tylko ludźmi. Za każdą obniżką formy mogą kryć się problemy osobiste. Mamy uczucia, popełniamy błędy, to normalne. Twoja kariera zależy od opinii dziennikarzy, kibiców. W moim przypadku liczą się gole. “Znowu Morata nie strzelił? Kolejny gówniany mecz”. Takie są oceny. Nie widzą twojego ruchu, wszystkiego co zrobiłeś na murawie. Liczy się to czy piłka wpadnie do siatki. Raz w ciągu tygodnia przeszło od ludzi krzyczących: “Morata, wypier***aj z Madrytu”, do: “Alvaro, zbawicielu” - kontynuował.

Nowa nadzieja

W Turynie odnalazł spokój, ukojenie. Trafił do odpowiedniego środowiska, gdzie przed laty szło mu naprawdę dobrze. Dziś kojarzymy Moratę z niezadowalających liczb, ale pamiętajmy, że w sezonie 2014/15 to w dużej mierze dzięki jego dyspozycji Juventus znalazł się w finale Ligi Mistrzów. Włochy są dla niego stworzone. Tam może zepchnąć głosy krytyki na boczny tor.
- Alvaro stał się innym graczem w Juventusie. Poprawił się w wielu aspektach. To zawsze przyjemność móc z nim pracować, gdy jest w odpowiedniej dyspozycji - mówił Luis Enrique na jednej z ostatnich konferencji prasowych.
Na Allianz Stadium zaczął z czystą kartą, co procentuje w niemal każdym meczu. Choć brzmi to abstrakcyjnie, w tym sezonie aż 40% strzałów Hiszpana znalazło drogę do bramki. To drugi najlepszy wynik w czołowych europejskich ligach. Skuteczniejszy jest tylko jego rodak, Paco Alcacer. Aż strach pomyśleć, ile trafień miałby na koncie, gdyby jeszcze nauczył się trzymać linię spalonego.
Nie Dybala, nie sprowadzony z Barcelony Arthur Melo, ale wyśmiewany Morata na razie wciela się w rolę lidera układanki Andrei Pirlo. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, 28-latek w końcu będzie mógł pokazać pełnię potencjału. Bo przecież pod względem czysto piłkarskich umiejętności, trudno wskazać u niego jakieś wyraźne mankamenty. Jedyne wady wynikały z nieprzygotowanej mentalności. Widocznie Chelsea, Real czy Atletico nie były mu pisane. Jedynie “Stara Dama” i Alvaro Morata to związek, który może owocować wielkimi sukcesami.

Przeczytaj również