Wielka kasa nie gwarantuje sukcesu. Co trzeba mieć, aby wygrać Ligę Mistrzów?

Wielka kasa nie gwarantuje sukcesu. Co trzeba mieć, aby wygrać Ligę Mistrzów?
cristiano barni/Shutterstock
Rozgrywki Champions League wygrywają tylko nieliczni, to trofeum dla wybranych. Drużyn, które niekoniecznie mają najlepszych piłkarzy i nieograniczone sumy na koncie. Posiadają bowiem coś niemierzalnego, czego nie można kupić.
Spoglądając na tegoroczne rozgrywki Ligi Mistrzów nasuwa się na myśl kilka faktów. Pierwszy: bogaci faworyci, którzy przed sezonem wydali najwięcej pieniędzy na transfery, nie zagrają nawet w półfinałach. Przykłady: PSG, Barcelona, Manchester City.
Dalsza część tekstu pod wideo
Fakt drugi: zdecydowane zwycięstwo w pierwszym spotkaniu nigdy nie daje pewności awansu i w rewanżu dekoncentracja oraz zbyt defensywny styl gry kończą się fatalnie. Przykłady: Barcelona i „prawie” Real.
Trzeci: Różnica między rozgrywkami ligowymi a Champions League jest tak diametralna, że zdecydowana dominacja na krajowej ziemi nie zawsze idzie w parze z sukcesem na arenie międzynarodowej. Przykłady? Znów Paryż, City, Barca.
Wreszcie wniosek czwarty: determinacja, zaangażowanie oraz odpowiednia taktyka (Liverpool, Roma i „prawie” Juventus) są w stanie wyeliminować najsilniejsze i najbardziej ofensywne drużyny Europy - Manchester City, Barcelonę i Real Madryt. Jakaś konkluzja?

Pieniądze to nie wszystko

Po zakończeniu fazy grupowej w gronie kandydatów do zwycięstwa wymieniano przecież, oprócz obrońców tytułu Realu, właśnie Barcę, City oraz PSG. Zespoły, które gładko wygrały swoje grupy oraz absolutnie dominowały w swoich ligach.
Na dodatek bardzo prężnie działały w letnim oraz zimowym okienku transferowym, zatrudniając piłkarzy z absolutnego topu i płacąc za nich horrendalne ceny. Wydali najwięcej ze wszystkich, a wszystko po to, aby osiągnąć cele nadrzędne – wygrać mistrzostwo kraju, a także wznieść puchar Champions League.
TRANSFERY FAWORYTÓW (PIŁKARZE SPROWADZENI)
PSG: 418 mln euro

Neymar – 222 mln

Kylian Mbappe – 180 mln

Yuri Berchiche – 16 mln



BARCELONA: 344 mln euro

Philippe Coutinho (nie może grać w LM) – 140 mln

Ousmane Dembele – 105 mln

Paulinho – 40 mln

Nelson Semedo – 30 mln

Gerard Deulofeu – 12 mln

Yerry Mina – 12 mln

Marlon – 5 mln
MANCHESTER CITY: 306 mln euro

Aymeric Laporte – 65 mln

Benjamin Mendy – 58 mln

Kyle Walker – 51 mln

Bernardo Silva – 50 mln

Ederson – 40 mln

Danilo – 30 mln

Doulglas Luis – 12 mln
Dla porównania obecni półfinaliści Ligi Mistrzów razem wzięci łącznie kupili piłkarzy za 416 mln euro, a więc mniejszą kwotę, niż sam jeden zespół z Paryża! Real Madryt wydał z kolei tylko 40 mln, co na warunki obecnego rynku transferowego oznacza zwykłe drobniaki. Ci „biedni” tego sezonu zagrają o wielki finał, a bogaci obejdą się smakiem.
LIVERPOOL: 167 mln

BAYERN: 117 mln

ROMA: 92 mln

REAL: 40 mln

Suma: 416 mln euro
Obok Romy i Liverpoolu znalazło się także miejsce dla Bayernu Monachium, który jednak drogę do tego miejsca miał zdecydowanie najłatwiejszą, trafiając na słabiutki Besiktas i przeciętną Sevillę. Z kolei przypadek Realu Madryt wszyscy widzieliśmy na własne oczy...

Klopp lepszy od Pepa

Liverpool miał polot, pomysł na grę i bardziej rozpracowanego przeciwnika. Świetnie zneutralizował podstawowe atuty „The Citizens”, czyli skrzydłowych i wszechstronnego Kevina De Bruyne. Nie musiał mieć pełnego sejfu gotówki, wystarczyło sprowadzić m.in. Salaha za 42 mln oraz Robertsona za marne 9 mln. To pokazuje, że nie trzeba kupić gwiazdy – można ją stworzyć.
Z nastolatkiem na prawej stronie, nieco fajtłapowatym bramkarzem oraz chimerycznym Dejanem Lovrenem w środku defensywy dał sobie wbić tylko jednego gola. Drużynie, która w Premier League trafiła aż 93 razy, a ostatnio sięgnęła po tytuł mistrzowski. Piłkarze Guardioli natchnieni wysokimi kontraktami mieli zawojować również Europę. Nie zawojowali.
Hiszpański szkoleniowiec w pierwszym spotkaniu trochę przekombinował ze składem, sadzając na ławce Sterlinga czy Bernardo Silvę i nie potrafił przenieść formy z Premier League do kotła emocjonalnego, jakim jest Liga Mistrzów. W rewanżu konsekwencja taktyczna „The Reds” skutecznie zabarykadowała drzwi do Pucharu Europy. Jürgen Klopp zwyciężył.

Liderem trzeba się urodzić

Roma zaszokowała piłkarski świat, doprowadzając do jednego z najbardziej spektakularnych powrotów w historii Champions League. „Wyautowała” najlepszego piłkarza świata wraz z jego świtą, a przecież przeciętny kibic niektórych nazwisk rzymskich piłkarzy nawet nie zna. To zespół, który po stracie Mohameda Salaha miał być w Europie tylko średniakiem.
Jednak Roma pokazała niezwykłą wolę walki i agresję, doskonale znosząc presję spotkania, a charakter i nieustępliwość wygrały nad piłkarskim kunsztem. Sam Messi, uchwycony przez kamerę podczas tracenia kolejnych bramek w Rzymie, nie robił nic, aby zmotywować kolegów, nawet gdy mecz już wymykał się spod kontroli. Widocznie w Lidze Mistrzów oprócz talentu czysto piłkarskiego trzeba pokazać coś jeszcze.

Aż włos się jeży na głowie

Niewiele brakowało, a identyczna sytuacja miałaby miejsce dzień później w Madrycie, gdy jeszcze bardziej sensacyjnie Real musiałby szukać szczęścia w dogrywce z Juventusem. Po kontrowersyjnym rzucie karnym gospodarze kuriozalnie dostali się do dalszych gier, a przecież ewidentne zlekceważenie przeciwnika mogli przypłacić życiem.
Tutaj również podstarzały Juventus wykazał się niespotykaną wiarą w odwrócenie losów tego pojedynku, której zabrakło „Królewskim”. Ci myśleli, że na stojąco dograją to spotkanie do końca, mając już w głowach rodzaj fryzury na półfinał. Powiedzenie „o mały włos” ma tutaj zatem wymowne znaczenie. Jak to mówią: ktoś tam ma zawsze szczęście.

Monolit ponad wszystko

Każdy zna powiedzenie „pieniądze nie grają”, jednak w dobie obecnych realiów transferowych i olbrzymich sum wydawanych na zawodników, coraz trudniej w to uwierzyć. To przecież drużyny, które mają największe możliwości finansowe zwykle zasiadają na najwyższych szczeblach wszelakich rozgrywek i zdobywają trofea. Zdarzają się wyjątki, ale wybiórczo.
Na szczęście w mistrzowskiej elicie widać, że dzięki uczciwej postawie sportowej potrafiono udźwignąć te tony złota wtłaczanego w kluby. Stłamsić tę nadmierną pewność siebie piłkarskich bogaczy i udowodnić, że grą zespołową można pokonać zadufany w sobie zbiór indywidualności. Gdzie wciąż nie jest łatwo wytypować faworytów, nawet gdy suma płac obu rywali różni się kilkukrotnie.
Dziś już wiemy, że któryś z najbardziej niespodziewanych półfinalistów z pary Roma – Liverpool zagra 26 maja w Kijowie. Można mieć pewność, że będzie to kolejna dawka piłkarskiej pasji i twardego charakteru. Obok samych sportowych umiejętności, to odpornością psychiczną wygrywa się największe mecze, a przegrywa je ten, kto w sytuacjach najwyższego stresu po prostu wymięknie. Kto wygra tegoroczny Puchar Mistrzów? I bądź tu mądry.
Paweł Chudy

Przeczytaj również