Kiedyś kosztował sześć piłek, teraz jest wart grube miliony. Oto przyszłość polskiego futbolu

Kiedyś kosztował sześć piłek, teraz jest wart grube miliony. Oto przyszłość polskiego futbolu
MaciejGillert / Shutterstock.com
Jeszcze kilka miesięcy temu kojarzyli go tylko najwięksi fani warszawskiej Legii, którzy znają na pamięć skład wszystkich kategorii wiekowych swojego klubu. Dziś ma za sobą 22 występy w zespole Aleksandra Vukovicia. Gdzieś tak… jakieś 18 niezwykle udanych. Na lewej flance urządza sobie tor przeszkód, które mija jak tyczki slalomowe, a… nie jest to nawet jego nominalna pozycja. Radzi sobie na tyle dobrze, że nikt nie boi się już wspomnieć o powołaniu do kadry Jerzego Brzęczka, chociaż ma dopiero 19 lat. Przed Państwem Michał Karbownik. Przyszłość polskiego futbolu.
Jego pierwszym klubem była Zorza Kowala, dziś występująca w… Klasie B, a więc na najniższym poziomie rozgrywkowym, choć oczywiście Karbownik reprezentował tam zespół juniorów. Szybko wypatrzył go jednak Młodzik 18 Radom, sprowadzając za… sześć piłek.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Już mając zaledwie dziesięć lat, umiejętnościami przerastał kolegów z drużyny o lata świetlne. Na boisku zachowywał się jak rutyniarz. Kiwka, podanie, przegląd pola. Zmysł do gry kombinacyjnej, inteligencja. Miał wszystko. Tak czarował, że rodzice dzieci grających w innych rocznikach naszego klubu, pytali mnie, kiedy drużyna Michała gra u siebie. Przychodzili na mecze tylko dla Karbownika - mówił w rozmowie z “Super Expressem” Wojciech Gędaj, były trener Michała.

Z Radomia do stolicy

Na tamtym etapie obecny piłkarz Legii grał niemal na każdej pozycji. Zdarzało się nawet, że w ataku, ale jego ówczesny szkoleniowiec nie ma wątpliwości, że najlepiej “Karbo” radzi sobie w środku pola.
Przygoda z Młodzikiem potrwała w jego przypadku trzy sezony. Były w tym czasie jakieś sukcesy. Wygranie mistrzostw Radomia, awans do Ligi Mazowieckiej. Karbownik miał się więc gdzie pokazać. Nic dziwnego, że w końcu jego talent dostrzegła warszawska Legia, która wykazała się wielką determinacją, by sprowadzić go na Łazienkowską.
Był rok 2015, gdy 14-letni wówczas Karbownik pierwszy raz założył koszulkę Legii. Jak wspomina ten czas?
- Na początku czułem się bardzo zagubiony. Mówiąc szczerze przyjechałem tu z nastawieniem na to, aby potrenować w bardzo dobrym i rozpoznawalnym klubie, lecz nie przeszło mi nawet przez myśli, że przyjdzie mi grać w koszulce z „eLką” na piersi na takim poziomie. Dopiero z czasem dotarło do mnie, po co tak naprawdę tu jestem - tłumaczył po czasie w rozmowie z oficjalną stroną internetową Legii.

Lewa obrona? Nie ma sprawy

Przez cztery lata Karbownik grał w juniorach i drużynie rezerw, ale latem 2019 roku został w końcu zaproszony przez Aleksandra Vukovicia na obóz pierwszego zespołu. Przypadek sprawił, że zaczął występować na lewej obronie.
- Podczas zgrupowania w Warce doszło do sytuacji, w której zabrakło w zespole lewych obrońców. Trener Aleksandar Vuković przesunął mnie na tę pozycję i… tak już zostało - śmiał się piłkarz.
Na debiut w Ekstraklasie “Karbo” musiał poczekać do szóstej kolejki. “Wojskowi” w mocno eksperymentalnym składzie zagrali wtedy w Łodzi z ŁKS-em. Wygrali 3:2, a nowy lewy defensor zaliczył swoją pierwszą asystę, imponował ofensywnymi rajdami, a w defensywie nie popełniał większych błędów. Vuković dostał jasny sygnał, że ten młokos jest gotowy na Ekstraklasę.
Karbownik nie wystąpił co prawda w rozgrywanym kilka dni później rewanżu z Rangersami, ale później znów wyszedł w pierwszej jedenastce, tym razem na starcie z Rakowem, a Legia po raz kolejny wygrała. Z kolei gdy w następnych dwóch meczach ligowych nie powąchał murawy, klub z Łazienkowskiej zdobył… jeden punkt. Karbownik talizmanem Legii? Na to wygląda.

“Karbownikomania”

Od tamtego czasu urodzony w Radomiu piłkarz był już jednym z tych, od których trener zaczyna ustalanie wyjściowej jedenastki. Z każdym kolejnym meczem prezentował się coraz lepiej, pewniej, a jego wartość rosła w zatrważającym tempie. Menedżer zawodnika - Mariusz Piekarski - z dumą ogłaszał, że w przyszłości jego podopieczny będzie kosztował grube miliony. Nie brakowało też zdań, że Karbownik powinien zostać sprawdzony przez Jerzego Brzęczka. Rozpoczęła się mała “Karbownikomania”.
Zimą młody piłkarz Legii otrzymał też - całkowicie zasłużenie - nagrodę dla największego odkrycia 2019 roku. Ale nie jest to typ, który może zachłysnąć się spływającymi z każdej strony komplementami.
- Poza boiskiem trzeba pracować, a na nim prezentować się jak najlepiej. Potrzebuję rozgłosu na murawie, nie poza nią - mówi pokornie.

Podwórkowy luz

Do tej pory w lidze uzbierał pięć asyst, co jak na bocznego defensora jest na pewno wynikiem więcej niż przyzwoitym. Trudniej byłoby pewnie policzyć miniętych rywali, przeprowadzone rajdy. To na pewno szczególnie wyróżnia młodego piłkarza Legii. Taki luz może zawdzięczać latom spędzonym na podwórkowych boiskach. Nie jest tajemnicą, że to właśnie w takich warunkach - nie na treningach akademii - najlepiej kształtuje się technika, zmysł do gry kombinacyjnej.
- Blisko domu miałem dwa boiska: jedno betonowe, drugie trawiaste. Często z bratem i jego kolegami wychodziliśmy, graliśmy dwóch na dwóch - mówił serwisowi “legia.com”.
Większość osób, które przez lata widziały Karbownika w akcji twierdzi jednak, że pełnię swoich możliwości może on pokazać dopiero w środku pola. Jeśli tak znakomicie radzi sobie na lewej flance, a nie jest to nawet jego wiodąca pozycja, to aż strach pomyśleć, co jest w stanie prezentować jako pomocnik. Nie możemy się doczekać weryfikacji.
Portal “Transfermarkt” wycenia go dziś na cztery miliony euro, ale jeśli Karbownik dalej będzie prezentował taki poziom, to nie ma wątpliwości, za odejdzie z Legii za większe pieniądze. Wydaje się, że na ten moment nie ma w Polsce lepiej zapowiadającego się młodzieżowca.
Czas pokaże, czy wielki potencjał przekuje w topową karierę, bo też - by trochę ochłodzić nastroje - trzeba wspomnieć, że nie takie perełki już przepadały.
Ale póki co obserwujcie tego chłopaka. W przyszłości może dać całej Polsce, nie tylko kibicom Legii, wiele radości.
Dominik Budziński

Przeczytaj również