Kiedyś przekleństwo, dziś duży atut. Tą drogą może podążać Michał Karbownik. "Taki gracz to skarb trenerów"

Kiedyś przekleństwo, dziś duży atut. Tą drogą może podążać Michał Karbownik. "Taki gracz to skarb trenerów"
Fortuna DUesseldorf
Kiedyś przekleństwo, dziś duży atut. W obecnej piłce zawodnicy z umiejętnością gry na wielu pozycjach stanowią taktyczny bonus dla trenerów. Posiadanie takiego gracza w drużynie to skarb.
Multitasking, czyli wielozadaniowość. W języku korporacyjnym to słowo idzie w jednym rzędzie z “deadlinem”, “ASAPem” i wieloma innymi. Patrząc na to, że piłka nożna jest wielkim biznesem - nie dziwi, że multitasking docenia się również w tej branży. Choć być może nie w aż tak dosłownej formie. Trudno bowiem być na boisku w kilku miejscach jednocześnie, ale już czutka do przestawienia się z pozycji na pozycję w ciągu paru sekund, jest czymś nad wyraz cenionym przez trenerów.
Dalsza część tekstu pod wideo
W końcu “maksymalizacja zysku, minimalizacja kosztów” to sentencja, którą da się w tej sytuacji na sport przełożyć dość płynnie. I aż dziwi, że w czasach, gdy tak entuzjastycznie przyjmuje się graczy elastycznych taktycznie, mogących obstawić na boisku więcej niż jedną pozycję, niektórzy na własne życzenie swojej “mocy” chcą się wyrzekać. Tak jak czyni to np. Michał Karbownik.

Już nie “zapchajdziury”

W futbolu zwykle dość podejrzliwie spoglądano na zawodników z predyspozycjami do gry na kilku pozycjach. Sami piłkarze cierpieli na tym, że można ich wystawić w dwóch czy trzech miejscach w składzie. Dlaczego? Zazwyczaj wędrowali tam, gdzie akurat kolega z drużyny nie mógł zagrać. Czy to z powodu pauzowania za kartki, czy też ze względu na urazy. Klasyczna “zapchajdziura”. Przynajmniej w oczach kibiców czy dziennikarzy. Przykład? Były reprezentant Polski Dariusz Dudka, który w barwach Auxerre rozegrał 110 meczów. Większość z nich na pozycji defensywnego pomocnika, ale występował także w roli bocznego obrońcy czy stopera, co odbierano często we wspomniany wyżej sposób.
Czy dziś Dudka zrobiłby większą karierę ze swoją uniwersalnością? Pewnie nie. Z drugiej strony, czy gdyby był predysponowany tylko do jednej roli na boisku, zaliczyłby tyle spotkań w Ligue 1? O to też mogłoby być trudniej. Tym większy szacunek, że miał atuty pozwalające mu występować na kilku pozycjach i w ten sposób utrzymywać miejsce w składzie Auxerre.
Trzeba pamiętać, że mówimy tu o czasach mniej lub bardziej odległych. Przez ostatnią dekadę futbol zmienił się diametralnie pod względem taktycznym. Dziś zespoły grywają w trakcie meczu w kilku ustawieniach, przejście z fazy obrony do ataku potrafi przewrócić do góry nogami pozycje na boisku. I mówimy tu drużynach ze ścisłego topu. To już nie jest nabijanie występów na zasadzie: nigdzie dobrze, ale wszędzie przyzwoicie. Teraz uniwersalność to cecha niemal tak ważna, jak dobra gra obiema nogami, wydolność czy szybkość.

Poukładany chaos

Nie jest tak, że aktualnie nie znajdziemy piłkarzy pokroju Dudki. Rola jokera, który może pomóc w łataniu składu, jest tak stara jak sam futbol. Z tym że obecnie poza takim typem zawodnika występują też naturalni wielozadaniowcy. I to na nich często opiera się wizja całego systemu gry. Na uniwersalności swoich graczy skład Arsenalu buduje m.in. Mikel Arteta, który w przedsezonowych sparingach “The Gunners” testował kilka opcji ustawienia zespołu. To właśnie dzięki uniwersalności piłkarzy.
Ben White to przede wszystkim stoper, ale ma też doświadczenie w roli defensywnego pomocnika. Grywał także na prawym boku obrony, gdzie zacznie nowy sezon ligowy. Jeszcze bardziej uniwersalny jest Ołeksandr Zinczenko, który może występować na kilku pozycjach w drugiej linii, nawet tych bardziej ofensywnych. Najwięcej meczów zagrał jednak na lewej obronie. Wszędzie Ukrainiec gwarantuje solidny poziom i wykorzystanie własnych atutów. Takehiro Tomiyasu najlepiej czuje się na prawym boku defensywy, ale w ubiegłym sezonie - nieco z konieczności - zagrał też po lewej stronie. Potrafi również odnaleźć się jako stoper.
Podobnie jest zresztą na kilku innych pozycjach w ekipie “Kanonierów”. Warto zaznaczyć choćby sporą elastyczność w ataku, którą dodatkowo zwiększa przyjście Gabriela Jesusa. Jasne, najpewniej jego “9” na plecach będzie oddawała w większości boiskową rolę, ale z takimi graczami u boku jak Gabriel Martinelli, Bukayo Saka czy Emile Smith Rowe, “Kanonierzy” mogą niejednokrotnie mieszać w szykach rywala wymiennością pozycji.
Roszady w ataku to od kilku lat spory atut Liverpoolu. Swego czasu trio Mohamed Salah - Roberto Firmino - Sadio Mane mogło występować w dowolnej konfiguracji z przodu, co budziło popłoch w szeregach rywali. Na tą karuzelę świetnie wskoczył też Diogo Jota, a Luis Diaz także nie musi być przywiązany do jednej pozycji. Ze schematu nieco wyłamuje się nowy nabytek “The Reds”, Darwin Nunez. I on jednak w karierze czasami również ustawiany był jako skrzydłowy. Przy tym dodajmy, że w Liverpoolu ten system daje liczby każdemu z graczy. Miniony sezon Premier League Salah zakończył z tytułem króla strzelców (23 gole/13 asyst), ale Sadio Mane (16/2) oraz Diogo Jota (15/4) wcale nie byli dla niego tłem. Zyskał każdy z nich, a przede wszystkim zespół.
Pozornie takie “przerzucanie” piłkarzy można uznać za grę na chaos, ale aby to funkcjonowało dyscyplina taktyczna - i przede wszystkim sami wykonawcy założeń - muszą być idealnie przygotowani. Nie każdy do takiej układanki pasuje, nie każdemu też odpowiada rzucanie na kilka frontów i zmiana w stawianiu boiskowych akcentów.
Teraz w oparciu o m.in. atuty Mane, swoją grę chce konstruować Julian Nagelsmann w Bayernie. Do rozkładania ofensywnych zadań, również strzeleckich, na większą liczbę graczy, Senegalczyk nadaje się idealnie.
I według podobnych kryteriów myśli coraz więcej trenerów. Gracze wielozadaniowi są niezwykle pożyteczni, bo i “czytanie” rywala weszło na poziom kosmiczny. Grając schematycznie nie utrzymasz się zbyt długo na powierzchni. Nie każdy jest Arjenem Robbenem. Nie każdy potrafi zejść setki razy do środka i wykończyć to równie skutecznie. Czasem musisz wroga wziąć sposobem. Najlepiej wieloma sposobami.

Dają komfort

Odchodząc jednak od całości, a wracając do jednostek. Definicją gracza uniwersalnego mógłby zostać Joao Cancelo, który w Manchesterze City wielozadaniowość wniósł na wyższy poziom. Wystarczy spojrzeć na to, jak porusza się po boisku Portugalczyk.
W tym przypadku trudno nawet mówić tyle o przestawianiu Cancelo w wyjściowym składzie, co o plastyczności w szukaniu sobie przestrzeni do gry. Niemniej, sam gracz “startowo” poznał już smak kilku pozycji. Co też wpisuje się trend nowoczesnego piłkarza linii obrony.
Na kontrze do tego stylu jest “obrońca pesymista”, jak określił Carlo Ancelotti Nacho Fernandeza. Człowieka mogącego w Realu Madryt zagrać na każdej pozycji w defensywie. Gdyby Hiszpan był zawodnikiem jednowymiarowym, trudno przypuszczać, aby zrobił na Santiago Bernabeu aż taką karierę. On jednak daje bezpieczeństwo i komfort pracy trenerom. Jest pewny w tym co robi, a że potrafi tą pewność dać na kilku pozycjach? Pozostaje przyklasnąć.
W jeszcze inną stronę poszedł David Alaba. W klubach najczęściej defensor, grający na środku bądź po lewej stronie, w kadrze jeden z kreatorów gry. Ot, specyfika siły drużyny narodowej Austrii, gdzie jednak bez odpowiednich walorów Alaba pewnie nie byłby ustawiany tak wysoko.
Choć u każdego ze wspomnianej trójki wielozadaniowość objawia się nieco inaczej, określa nieco inne formy korzystania z tej cechy, to w ogólnym rozrachunku wszystko sprowadza się do jednego. Bycia bardziej wartościowym dla zespołu.

Karbownik przekonany?

Michał Karbownik uznawany był za jeden z największych talentów polskiej piłki ostatnich lat. Nadal jest uzdolniony, choć niestety ostatnio nie miał wielu szans, aby to potwierdzić. Jak mało który polski piłkarz, Karbownik ma szansę zbudować swoją pozycję w europejskim futbolu w oparciu właśnie o uniwersalność. Choć uporczywie, mniej lub bardziej świadomie, chciał z tego zrezygnować. Być może jednak retoryka w końcu się zmieni, wraz z przenosinami do Niemiec.
- Z Michałem Karbownikiem zyskujemy kilka nowych opcji. To bardzo elastyczny zawodnik, może grać na bokach obrony, ale świetnie czuje się też w środku pola - powiedział Christian Weber, dyrektor Fortuny Dusseldorf, gdzie Karbownik trafił na wypożyczenie z Brighton.
Kim “Karbo” będzie w Fortunie? Może zacznie wchodzić w środkowe sektory boiska z linii obrony, jak Cancelo, a może wzorem Nacho będzie zabezpieczeniem na kilku pozycjach. Oczywiście, z zachowaniem skali klubu i talentu. Być może będzie “następcą” Dudki, a kibice dostaną pożywkę, że występuje tam, gdzie akurat ktoś wypadł. Wszystko to lepsze niż upieranie się przy opcji, która póki co nie dała Karbownikowi gry. Zabetonowaniu się na granie na jednej pozycji.
I nie chodzi o to, aby Karbownikowi wybić z głowy środek pola. Nie chodzi o to, żeby były gracz Legii Warszawa poszedł wzorem Łukasza Piszczka, który zaczynał w napadzie, ale odnalazł się w pełni dopiero na prawej obronie. Nic z tych rzeczy. Jeśli Karbownik czuje, że pozycja w drugiej linii jest dla niego optymalna, warto do tej wizji przekonywać trenerów.
Pytanie tylko, czy warto w czasach piłkarzy uniwersalnych upierać się przy tylko jednej opcji? Karbownik zagrał przecież kilka naprawdę dobrych meczów na lewej czy prawej stronie defensywy. Swoją postawą piłkarz długo zamykał sobie drogą do grania na poważnym poziomie. Chyba, że w jego głowie - a może też menadżera - jest zupełnie inny obraz. Być może przeciętność, ale na wymarzonej pozycji, to lepsza droga niż poważny futbol, grany “na zasadach” obowiązujących w poważnym futbolu?
Screen wielopozycyjności "Karbo" z "Transfermarktu":
karbownik pozycje
transfermarkt
Pozostaje życzyć szczęścia, bo Karbownik nie trafia się codziennie w polskiej piłce. Fortuna to nie europejskie salony, a 2. Bundesliga to nie Premier League, ale nadal jest szansa wejść na właściwe tory. Tym bardziej, że mniej utalentowani gracze potrafili wycisnąć ze swojej przygody z piłką więcej niż robi to Karbownik. Do tego trzeba jednak wyjść ze strefy komfortu.

Przeczytaj również