Klub, który został "zgładzony" wraz ze swym dyktatorem. "Nigdy nie byliśmy sztucznym tworem"

Klub, który został "zgładzony" wraz ze swym dyktatorem. "Nigdy nie byliśmy sztucznym tworem"
facebook oltscornicesti
FC Olt Scornicesti w tym roku obchodzi swoje 50-lecie. Klub, który przez lata traktowany był w Rumunii jako sztuczny twór, wcale się za taki nie uważa. I choć wielu wciąż kojarzy go głównie z osobą krwawego dyktatora Nicolae Ceausescu, jego działacze nie zamierzają patrzeć tylko w przeszłość.
Stadionul Viitorul to potężny, majestatyczny obiekt, mieszczący w czasach swej świetności nawet 30 tysięcy kibiców. W latach 70. i 80. fani mogli podziwiać tam piłkarzy FC Olt Scornicesti grających w najwyższej klasie rozgrywkowej. Od tamtego czasu zarówno w samym zespole, jak i w całym kraju zmieniło się jednak naprawdę wiele. Stadion, podobnie jak klub, przypomina nieco relikt przeszłości. I choć do końca tak nie jest, owa historia wciąż wisi gdzieś nad “Galben-Verzii”, czyli “Żółto-zielonymi”.
Dalsza część tekstu pod wideo
Wszystko przez pryzmat ich siedziby. Scornicesti to miasto położone w południowym okręgu Aluta, którego nazwa dla wielu Rumunów kojarzy się jednoznacznie. To właśnie tam w 1918 roku urodził się Nicolae Ceausescu, w latach 1965-1989 sekretarz generalny Rumuńskiej Partii Komunistycznej, a przede wszystkim dyktator tego kraju, który został obalony i stracony w wyniku rewolucji w 1989 roku. Klub, chcąc czy nie chcąc, utożsamiany jest więc właśnie z jego postacią.

Nikt nie chciał się narazić

Ceausescu w Scornicesti mieszkał do 11. roku życia. Była to wówczas mała, uboga wioska rolnicza. Przyszły dyktator właśnie stamtąd wyjechał do Bukaresztu, by pracować najpierw jako szewc, zanim rozpoczął swoją karierę polityczną. Nigdy nie zapomniał jednak o pochodzeniu. Przez wiele lat autostrada A1, prowadząca właśnie do Scornicesti, była jedyną drogą tego typu w całym kraju. Podczas gdy miliony rodaków w całej Rumunii cierpiało ze względu na brak podstawowych produktów w sklepach, w rodzinnych stronach dyktatora ludzie żyli na godnym poziomie. Wszystkiego, czego potrzebowali, to jakiejś rozrywki i tu właśnie główną rolę odegrał futbol, kiedy to w 1972 roku założono FC Olt.
- Był to sztuczny twór pod względem rozmiarów, jaki ten projekt posiadał. Pasja do futbolu tam jednak istniała, podobnie jak w wielu innych miastach w całej Rumunii. Niemniej, Scornicesti wciąż było wówczas małą wsią, która nie wymagała aż tak dużych inwestycji w piłkę. Fakt, że to właśnie tam urodził się Ceausescu, spowodował, że wszystko wystrzeliło tu nagle w górę. Sam Ceausescu nie był w to zaangażowany, tak naprawdę nawet niezbyt wiele obchodził go FC Olt, ale ludzie związani z futbolem byli bardzo przerażeni jego osobą i rodziną oraz tym, że jeśli się zdenerwują, to może wydarzyć się coś złego. Dlatego ich wpływ na działalność klubu, choć pośrednio, to jednak istniał - mówi w rozmowie z nami Emanuel Rosu, rumuński dziennikarz, który niedawno opisał historię FC Olt Scornicesti dla “BBC Sport”.
Z informacji, które udało zgromadzić się Rosu, wynika, że Ceausescu nigdy nie wydał żadnego rozkazu dotyczącego któregokolwiek z meczów. Już samo nazwisko tyrana działało jednak na opinię publiczną. Mając z tyłu głowy to, w jaki sposób rządzi on całym krajem, w klubie nikt nie chciał się nikomu narazić. Szczególnie, że przywódca Rumunii powierzył pieczę nad FC Olt swojemu szwagrowi. Mimo że sam, jako kibic Steauy, nie angażował się w działalność nowego projektu, nie chciał też, by ten zszargał nazwisko jego rodziny.

Od pastwiska po salony

Gdy piłkarze FC Olt rozpoczęli rywalizację od czwartej ligi, grali na boisku, na którym niegdyś mieszkańcy paśli swoje zwierzęta. W jego miejsce szybko powstał jednak Stadionul Viitorul, a wraz z rozwojem infrastruktury coraz lepiej spisywał się również sam zespół. Oczywiście nie brakowało przy tym również bardziej kolorowych historii jak ta związana z awansem do najwyższej klasy rozgrywkowej w 1979 roku. Drużyna musiała wtedy wygrać sporą różnicą goli, by być pewny awansu. Problem tkwił w tym, że Aluminiu Slatina, drużyna, z którym FC Olt miał zmierzyć w ostatniej kolejce, wycofał się z rozgrywek i oddawał wszystkie mecze walkowerem.
Dumitru Dragomir, ówczesny prezes Olt, szybko znalazł jednak odpowiednie rozwiązanie. Dosłownie zebrał on grupę chłopaków z wioski i przebrał w stroje Aluminiu, jednocześnie zapewniając im oryginalne dokumenty piłkarzy tego zespołu. Dodatkowo wsparcia udzieliła oczywiście milicja, która zapewniła oddalonymi od siebie o 30 kilometrów patrolami stałą łączność z boiskiem przeciwnika. Przez błąd w komunikacji, w pewnym momencie przekazano informację, jakoby rywale w walce o awans prowadzili 9:0. Dlatego właśnie na Viitorul padł wówczas koniec końców wynik… 18:0. Choć później okazało się, że przeciwnicy FC Olt w wyścigu o wyższą klasę rozgrywkową wygrali tylko 2:1, w Scornicesti piłkarze obu drużyn i tak czekali na ostateczną wiadomość, by w razie ewentualnej potrzeby dograć te kilka dodatkowych minut.
- Z tamtego okresu pochodzi wiele podobnych historii - choćby ta dotycząca bardzo znanego do dzisiaj dziennikarza. Pojechał on kiedyś do Scornicesti i wypełnił swój samochód różnymi smakołykami, ciężko dostępnymi wówczas dla innych. Miał wypadek i ludzie zaczęli zabierać mu to jedzenie. Kiedy na miejsce przyjechali milicjanci, którzy mieli zbadać całą sprawę, nawet oni, zamiast jedynie pomóc zmartwionemu dziennikarzowi, postanowili zabrać co nieco dla siebie - wspomina Rosu.

To nie jest sztuczny twór

Zespół spędził w najwyższej klasie pełnych dziesięć sezonów. Rozgrywek 1989/1990 już nie dokończył. Wraz z egzekucją Ceausescu w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia 1989 było wiadome, że dni klubu, przynajmniej w jego ówczesnej formie, są policzone. Nowe władze Rumunii jako oficjalny powód rozwiązania zespołu podały brak możliwości zagwarantowania bezpieczeństwa zawodnikom i pracownikom FC Olt. Nie ulega jednak wątpliwości, że na pewno duży wpływ na taką, a nie inną decyzję, miały koneksje między klubem a rodziną obalonego dyktatora.
- Historia naszego klubu była bardzo intensywna, ale nie aż tak skomplikowana. FC Olt nie jest sztucznym tworem, ale był za takowy uważany - głównie ze względu na powiązania Scornicesti z Nicolae Ceausescu. Trzeba jednak mieć na uwadze to, że on nawet nie bywał na meczach naszego zespołu, bo wspierał Steauę. Teraz, po 33 latach wciąż zdarzają się ludzie, którzy twierdzą, że to drużyna Ceausescu, ale nie jest to prawda - opowiada nam Robert Gogot-Tedorescu, obecny prezes FC Olt Scornicesti.
Te ostatnie 33 lata nie były jednak dla klubu okresem świetności. Podobnie jak Flacara Moreni czy zlikwidowana Victoria Bukareszt został potraktowany jako relikt dawnej władzy. Od momentu upadku komunizmu tuła się po niższych ligach. Jest nieco odzwierciedleniem całego miasta, w wielu miejscach opuszczonego, zabudowanego przez łańcuch ogromnych bloków. I ze stadionem, który kiedyś był jego dumą, a teraz coraz mocniej straszy.

Byle nie drażnić

Na 50-lecie założenia klubu trudno tak naprawdę stwierdzić, jak dużą rolę w jego działalności odgrywały władze komunistyczne. Oczywiście to, co wydarzyło się z zespołem już po obaleniu Ceausescu, wyraźnie wskazuje, jak bardzo FC Olt był zależny od tamtej władzy pod względem organizacyjnym czy finansowym. To wsparcie nie do końca było jednak zawsze widoczne również na boisku.
- Gdyby FC Olt naprawdę byłby tak mocno faworyzowany i wspierany przez władzę, to w klubowej gablocie byłoby przynajmniej jedno trofeum. Tymczasem przecież najlepszym osiągnięciem w trakcie dziesięciu sezonów spędzonych w najwyższej klasie rozgrywkowej było czwarte miejsce w sezonie 1981/1982. Drużyna ma na swoim koncie oczywiście triumfy w turniejach towarzyskich - zarówno tych krajowych, jak i międzynarodowych, ale z pewnością chcielibyśmy osiągnąć nieco więcej - zaznacza Gogot-Tedorescu.
Nie jest tak, że FC Olt pod względem sportowym nie zapisał się w ogóle w historii rumuńskiego futbolu. Przez zespół przewinęło się kilku ciekawych piłkarzy, takich jak doskonale znany w Polsce Dan Petrescu, późniejszy zdobywca Pucharu Europy ze Steauą Marin Radu czy Dorinel Munteanu, rekordzista pod względem występów w reprezentacji Rumunii, który spędził wiele lat na boiskach Bundesligi. Sam klub jednak na boisku nic więcej nie osiągnął, bo nie do końca miał ku temu zarówno chęci, jak i do końca możliwości.
- Oczywiście istniały plany, by zagrać w Europie “w przeciągu kilku lat”, ale wyścig dotyczył wówczas Steauy i Dinama. FC Olt nie został stworzony, by drażnić wielkich graczy. Chcieli tam radzić sobie solidnie, ponieważ związani byli z rodziną Ceausescu, ale ich ambicja też miała swoje limity. Z kolei już bez reżimu klub nie był w stanie funkcjonować na tym samym poziomie. Później próbowali jeszcze wspiąć się po rumuńskiej piramidzie, ale ich definitywny upadek nastąpił w latach 90. - przypomina Rosu.
fc olt scornicesti
facebook

Duże marzenia

Robert Gogot-Tedorescu próbuje jednak teraz odbudować dawną wielkość klubu. Pomaga mu w tym dyrektor sportowy Marius Stan. Ten drugi jako zawodnik wystąpił w ostatnim meczu FC Olt w najwyższej klasie rozgrywkowej - ze Steauą, które ze względów bezpieczeństwa zostało wówczas zakończone przed upływem 90 minut.
- Chcę odbudować ten zespół i w ciągu kilku najbliższych lat chciałbym osiągnąć poziom trzeciej ligi. Aktualnie występujemy na czwartym poziomie rozgrywkowym. Stadion nie jest aż tak zniszczony, jak niektórzy twierdzą, ale wymaga modernizacji - szczególnie dotyczy to szatni oraz głównej trybuny. Z pomocą lokalnych władz oraz napływem sponsorów, bez problemów moglibyśmy rywalizować na nim przynajmniej na poziomie trzeciej ligi - mówi Gogot-Tedorescu.
Te plany wydają się z jednej strony bardzo rozsądne, a z drugiej możliwe do realizacji. Szczególnie, że okręg Aluta wciąż nie jest do końca zagospodarowany pod względem piłkarskim. Choć na powrót na salony rumuńskiego futbolu raczej się nie zanosi, z pewnością FC Olt Scornicesti stać na grę nieco wyżej niż tylko na czwartym poziomie rozgrywkowym.
- Też wierzę, że FC Olt Scornicesti mógłby grać przynajmniej w trzeciej lidze. Tak naprawdę nawet druga liga byłaby dla nich osiągalna, ale to oznaczałoby już przyjście jakiegoś inwestora. Na to z kolei się raczej nie zanosi, to biedna część kraju i wokół miasteczka nie ma za bardzo czym się zajmować. W mijającym właśnie sezonie klub odświeżył kadrę, a to przyniosło dużo lepsze wyniki. W zespole mają duże marzenia i awans o szczebel wyżej powinien być sporym osiągnięciem - podsumowuje Rosu.

Przeczytaj również