Gdzie jest Griezmann? Fatalne liczby, beznadziejna forma. "Stał się nieco zagłaskanym piłkarzem"

Gdzie jest Griezmann? Fatalne liczby, beznadziejna forma. "Stał się nieco zagłaskanym piłkarzem"
SOPA Images/SIPA/PressFocus
Antoine Griezmann jeszcze kilka lat temu spokojnie mógł być zaliczony do grona topowych piłkarzy świata. Dziś nie będzie żadną przesadą stwierdzenie, że Francuz to jeden z najgorszych napastników, jaki obecnie stąpa po kuli ziemskiej. Aby notować tak słabe wyniki, jak 31-letni gracz Atletico Madryt, naprawdę trzeba się postarać.
6 stycznia przez lata kojarzony był ze świętem Trzech Króli. Niedługo jednak data ta może stać się dniem czczenia ostatniej bramki zdobytej przez Griezmanna. Chociaż brzmi to absurdalnie, mistrz świata od dokładnie pięciu miesięcy czeka na przełamanie. Przy czym warto wspomnieć, że swojego jedynego gola w tym roku strzelił w starciu z Rayo Majadahonda, drużyną z trzeciego poziomu rozgrywkowego, która zawiera w sobie więcej sylab niż profesjonalnych piłkarzy. Gdyby jednak nie zawsze groźni rywale z Majadahondy, bramkowa posucha Griezmanna trwałaby jeszcze dłużej.
Dalsza część tekstu pod wideo

Skandaliczne liczby

Jeden mecz bez strzelonego gola to statystyka, dwa to drobna zadyszka, trzy są podstawą, by zacząć mówić o kryzysie. Tak wysokie standardy dotyczą wszystkich napastników z europejskiej czołówki. Problem w tym, że Griezmann nie zatrzymał się na trzech, czterech czy nawet pięciu spotkaniach z pustym przebiegiem. Piątkowy mecz z Danią był jego dwudziestym z rzędu, w którym nie zdołał trafić do siatki.
- Osobiście, jestem trochę wkurzony. Nie strzelam goli, a wiem, że drużyna ich potrzebuje. To coś, co nie może się zdarzyć. Robię wszystko, aby to zmienić - przyznał Griezmann w kwietniowej rozmowie na łamach “ESPN”.
Minęło jednak kilka tygodni i sytuacja kompletnie nie uległa zmianie, chyba że mamy na myśli jeszcze większy regres. W drugiej połowie rozgrywek Griezmann tak naprawdę mógłby zniknąć z piłkarskiej mapy świata i zapewne nikt nie odczułby jakiejkolwiek różnicy. Tak mikroskopijny był jego wpływ na poczynania “Los Colchoneros”. W ostatniej kolejce zamykającej sezon ligowy Francuz, poza tym, że nie strzelił gola, co już jest normą, pobił swój osobisty rekord. W piętnastym kolejnym meczu na poziomie La Liga nie trafił do siatki. Po raz pierwszy w karierze przydarzyła mu się tak kompromitująca passa. Nawet kiedy jako młokos powoli wkraczał do drużyny Realu Sociedad, nie kazał czekać tak długo na przebudzenie pod bramką rywali.
Przy czym warto podkreślić, że ta susza nie wzięła się znikąd. Pod względem umiejętności wykończenia akcji Griezmann w ostatnich miesiącach jest najgorszym piłkarzem ofensywnym w lidze hiszpańskiej. Według danych portalu “Sofascore” 31-latek w minionych rozgrywkach La Liga doszedł do ośmiu tzw. wielkich okazji na strzelenie gola. Wykorzystał jedną z nich. Żaden inny nominalny napastnik nie może się “pochwalić” tak mizernym wskaźnikiem. Ogólnie Francuz zamienił 7,1% swoich strzałów na bramkę. W tej statystyce gorszy na Półwyspie Iberyjskim jest jedynie Sandro Ramirez wieczny talent, który kiedyś miał podbić Barcelonę, a obecnie jest przerzucany niczym gorący ziemniak przez kluby pokroju Hueski, Getafe i Realu Valladolid. Idealna konkurencja dla Griezmanna.

Transferowa kompromitacja

Jeszcze przed rokiem, kiedy Griezmann też znajdował się w katastrofalnej formie, często broniono go, sugerując że w Barcelonie nie jest odpowiednio wykorzystywany. Dobrze wiemy, że złej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy i Ronald Koeman na kierownicy. Ale faktycznie można było przypuszczać, że widocznie Camp Nou nie jest stworzone dla wychowanka Realu Sociedad. Wszystko miało się jednak zmienić po tym, jak wróci do swojego piłkarskiego domu na Wanda Metropolitano. Wystarczy przypomnieć, że Diego Simeone gorliwie bronił go nawet, kiedy ten występował jeszcze w “Dumie Katalonii” i nic nie było przesądzone w kwestii jego powrotu do stolicy Hiszpanii.
- Chciałbym dla niego jak najlepiej, chciałbym, żeby odniósł sukces w Barcelonie. To wyjątkowy piłkarz, kompletny, jeśli chodzi o umiejętności. Na EURO 2020 znów udowodnił, że może wnieść wiele do drużyny, w której gra. Życzę najlepiej zawodnikowi, który dał mi wszystko - mówił przed rokiem “Cholo”.
Argentyński trener udowodnił w ostatnich miesiącach, że jego słowa nie były puste. Kiedy tylko mógł, to stawiał na Griezmanna, chociaż ten nie odwdzięczał się praktycznie ani jednym dobrym występem. W tym roku kalendarzowym Francuza można wyróżnić jedynie za udany występ w dwumeczu z Manchesterem United. Jeśli jednak chodzi o rozgrywki ligowe, to wszystko sprowadza się do tego, że w klasyfikacji strzelców reprezentant “Trójkolorowych” skończył sezon za Ronaldem Araujo, Davidem Garcią czy Aritzem Elustondo, którzy są środkowymi obrońcami. Na deser warto dodać, że dwa z trzech trafień w La Liga napastnik Atletico zanotował w starciach z Cadizem i Levante, drużynami z odpowiednio 17. i 19. miejsca w tabeli.
Jeszcze w sierpniu brzmiałoby to jak herezja, ale to Barcelona lepiej wyszła na transferowym dominie, w którym Griezmann wrócił do “Atleti”, a jego następcą został Luuk de Jong. Holender przez kilka tygodni był wyśmiewany, jednak koniec końców zakończył sezon z dwukrotnie lepszym dorobkiem bramkowym w lidze niż Francuz. I pod żadnym pozorem nie można tłumaczyć zawodnika Atletico innymi obowiązkami na boisku. Naturalnie, 31-latek ostatnimi czasy zaczął grać nieco głębiej w porównaniu z Angelem Correą czy Luisem Suarezem, jednak nadal oddawał tyle samo strzałów, co w latach, kiedy strzelał po kilkadziesiąt goli. Przy okazji obniżył jeszcze poziom w zakresie kreowania gry. W tym sezonie notował średnio jedno kluczowe podanie na mecz. W latach 2016/17 czy 2018/19 prawie dwukrotnie częściej stwarzał kolegom okazje do wpisania się na listę strzelców.
Aktualnie Francuz nie strzela, nie kreuje, nie rozgrywa i w sumie nie robi nic, czego można by oczekiwać od zawodowego napastnika. Między bajki trzeba włożyć stwierdzenia o mitycznej pracy Griezmanna dla drużyny, robieniu miejsca partnerom, poświęcaniu się na rzecz wyższego dobra. Dziś żadna defensywa nie musi skupiać na nim uwagi, bo i tak nie stworzy on żadnego zagrożenia.

Zgniły pączek w maśle

- W Barcelonie z powodu pewnych okoliczności wszystko nie poszło tak, jak się spodziewałem. Chciałem wrócić i grać pod wodzą Diego Simeone. Tutaj czuję się najbardziej komfortowo, jestem szczęśliwy i nie chciałbym znów zmieniać klubów - podkreślił Griezmann w niedawnej rozmowie z portalem "Transfermarkt".
Napastnik ma to szczęście, że trafił do klubu, w którym wyrobił sobie taką renomę, że przymyka się oko na jego obecną zapaść. Enrique Cerezo, prezes Atletico, kilka tygodni temu na antenie “Radio Marca” bezceremonialnie stwierdził, że Griezmann to wciąż jeden z najlepszych piłkarzy świata i na pewno zostanie wykupiony przez klub. Barcelona może jedynie zacierać rączki. 40 mln euro za statystycznie jednego z najgorszych napastników w Europie to fenomenalny biznes. Jeszcze lepszym byłaby rezygnacja z wydawania na niego trzykrotnie większej kwoty w 2019 roku.
- Jestem pewien, że Griezmann znajdzie wyjście z tej sytuacji. Dlaczego? Bo to jeden z najlepszych piłkarzy. Musi jedynie wrócić do strzelania, co doda mu pewności siebie. To prawda, że w ostatnich meczach nie trafiał do siatki, ale zawsze ciężko pracuje i wyróżnia się zaangażowaniem - stwierdził Simeone na jednej z konferencji prasowych.
- Musimy zachować spokój. Antoine w końcu strzeli i wszystko wróci do normy - wtórował Koke.
Wsparcie kolegi z drużyny to szlachetna postawa, jednak trudno nie odnieść wrażenia, że Griezmann stał się nieco zagłaskanym piłkarzem. Zarówno w klubie, jak i w reprezentacji pracuje pod okiem trenerów, którzy, niezależnie od jego formy, wychwalają go pod niebiosa i wystawiają w kolejnych spotkaniach. Być może jednak lepszym rozwiązaniem byłoby sięgnięcie po radykalne środki i odesłanie Griezmanna tam, gdzie obecnie powinien się znaleźć, czyli na ławkę.
Czy w obecnej formie 31-latek zasługuje na to, aby być podstawowym piłkarzem trzeciej siły La Liga? Czy przy niemal półrocznej zapaści bramkowej powinien być powołany do kadry kosztem Oliviera Giroud lub Martina Terriera, którzy błyszczeli w swoich klubach? Odpowiedzi twierdzące nie zostaną zaakceptowane przez żaden wariograf.
Dziś, w poniedziałek 6 czerwca, Francja zmierzy się z Chorwacją w Lidze Narodów i zapewne Griezmann znów rozpocznie ten mecz od pierwszej minuty. Można chwytać się prawa serii i przypominać, że dwa czy cztery lata temu napastnik trafiał przeciwko “Vatrenim”. To był jednak zupełnie inny piłkarz, skuteczny, regularny, stwarzający realne zagrożenie. Dziś Griezmanna nie musi obawiać się praktycznie żaden zespół. Może poza Rayo Majadahonda.

Przeczytaj również