Koniec pobłażania dla dwóch gwiazd United. Solskjaer musi podjąć radykalne decyzje. "Fani łapią się za głowę"

Koniec pobłażania dla dwóch gwiazd United. Solskjaer musi podjąć radykalne decyzje. "Fani łapią się za głowę"
daykung/shutterstock.com
W meczu z Liverpoolem Manchester United został rozjechany walcem na własnym terenie, a najgorzej w drużynie “Czerwonych Diabłów” działała obrona. Jeśli Ole Gunnar Solskjaer chce uratować posadę, to musi natychmiast podjąć radykalne kroki personalne. Między innymi odesłać na ławkę swoich ulubieńców - Harry’ego Maguire’a i Luke’a Shawa.
Oglądając konfrontację z "The Reds", sympatycy 20-krotnych mistrzów Anglii mogli co chwilę łapać się za głowę, widząc co wyprawiają Maguire i Shaw. Nic zatem dziwnego, że kibice domagają się odważnych decyzji, w tym posadzenia na ławce głównych - w ich opinii - winowajców słabej formy zespołu. Najbliższe dni pokażą, czy Ole Gunnar Solskjaer odważy się zrezygnować z niedziałających schematów i spróbuje coś zmienić. Jeżeli nie - jego dymisja, tak jak chcą tego fani, zapewne zostanie przypieczętowana, nawet mimo wsparcia samego Sir Alexa Fergusona.
Dalsza część tekstu pod wideo

Defensywna degrengolada

Mawia się, że atak wygrywa mecze, a obrona wygrywa trofea. Odpowiednia postawa linii defensywnej stanowi solidny fundament zespołu, ułatwiając zawodnikom ofensywnym spokojne konstruowanie akcji zaczepnych. I patrząc na to, co ostatnio wyprawiają obrońcy "Czerwonych Diabłów", trudno dziwić się, że drużyna z Old Trafford znajduje się w kryzysie. Po niemal trzech latach pracy Solskjaera jego podopieczni prezentują obronną degrengoladę. I wielce prawdopodobne, że Norweg nie dostanie czasu, by to naprawić.
Statystyki United, jeżeli chodzi o zabezpieczanie własnej bramki, wyglądają zatrważająco. 20-krotni mistrzowie Anglii wypadają tragicznie nie tylko na tle ligowej czołówki, ale całej stawki Premier League. W ostatnich 20 spotkaniach na wszystkich frontach zachowali zaledwie jedno czyste konto. Był to mecz z Wolverhampton, "uratowany" ofiarną interwencją Aarona Wan-Bissaki po uderzeniu Francisco Trincao oraz świetną podwójną interwencją Davida de Gei przy strzale i dobitce Romaina Saissa. Jedno czyste konto to o dwa mniej niż przedostatnie w takim zestawieniu Newcastle. W tym samym okresie piłkarze Manchesteru stracili 34 gole - gorzej pod tym względem wyglądały tylko właśnie "Sroki", a także Norwich.
Sytuację można przedstawić w jeszcze bardziej niekorzystny sposób: Manchester United zagrał tylko jeden mecz o stawkę na zero z tyłu w ciągu ostatnich sześciu miesięcy! Poprzednie czyste konto na własnym terenie zaliczył w wygranym 2:0 meczu Ligi Europy z Granadą, 15 kwietnia. W lidze na Old Trafford gracze Solskjaera ostatni raz nie stracili bramki przeciwko West Hamowi prawie dokładnie miesiąc wcześniej. Tego typu statystyki wyglądają jak liczby czerwonej latarni. Tymczasem mowa o zespole pragnącym bić się o najwyższe cele.
Nie biorą się one jednak znikąd. "Czerwone Diabły" w obecnych rozgrywkach są jednym z najgorszych zespołów Premier League, jeżeli chodzi o jakość szans stwarzanych przez przeciwników. Po dziewięciu kolejkach ich współczynnik xGA (expected goals against, źródło danych: FBref.com) wynosi 14,8. Gorzej pod tym względem wypadają jedynie Norwich, Watford, Newcastle oraz Leeds. I to pomimo faktu, że kalendarz ligowy na starcie sezonu wyglądał dla podopiecznych Solskjæra dosyć życzliwie.
Blamaż z Liverpoolem stanowił kolejny dowód tego, że sytuacja jest alarmująca. Okoliczności, w jakich padły dwie pierwsze bramki dla "The Reds", iście kuriozalne. Z tak spisującą się defensywą nie można walczyć o trofea. A Norweg udaje, że nie dostrzega "popisów" swych podopiecznych. Momentami wygląda trochę jak pies z mema z płonącym pokojem i podpisem "this is fine".

"Nietykalni"

Zaufanie trenera to wielka wartość w futbolu. Odpowiednie podejście szkoleniowca do piłkarza, pomagające mu w zbudowaniu pewności siebie, potrafi często odmienić zawodnika. Jeżeli jednak mamy do czynienia z zaufaniem bezwarunkowym, może ono nieść ze sobą niepożądane skutki. I wygląda na to, że to właśnie stało się na Old Trafford. Menedżer "Czerwonych Diabłów" obserwuje fatalne występy liderów swej linii defensywnej i… dalej ich wystawia. Harry Maguire oraz Luke Shaw to dwaj piłkarze, którzy najbardziej obniżyli loty w obecnych rozgrywkach. Ten pierwszy od momentu transferu kreowany jest na lidera obrony. Dostał nawet opaskę kapitańską. I rzeczywiście, w poprzednich latach grał niemal wszystko od deski do deski, wnosząc w poczynania defensywnej dużo pewności. Jego ograniczenia motoryczne naturalnie sprawiały, że czasem stanowił "łatwy cel" dla rywali. Niemniej, pomagał drużynie. A teraz? To gigantyczny punkt zapalny.
Norweg zdaje się pokładać w niego aż zbyt dużą wiarę. Nie jest gotów posadzić go na ławce nawet w obliczu kryzysu formy. Ba, zdecydował się nawet wystawić wicemistrza Europy w podstawowym składzie niemal od razu po pokonaniu kontuzji, po zaledwie jednym dniu treningów, na mecz z Leicester. Skończyło się tak, że Anglik miał duży udział w trzech z czterech trafień przeciwników, a "Lisy" wygrały 4:2.
Shaw z kolei najpierw zaliczył pod wodzą Solskjaera prawdziwy renesans formy. Odzyskał pewność siebie, w ofensywie wszedł na zupełnie nowy poziom, plasując się w czołówce liczby kreowanych szans nie tylko w Anglii, ale i całej Europie. Od momentu powrotu z EURO widać jednak u niego podobne problemy jak u środkowego defensora. Notorycznie jest spóźniony, często sprawia wrażenie roztargnionego, rywale łatwo go ogrywają. Gol na 1:0 dla Liverpoolu, gdy złamał linię spalonego o ponad pięć metrów, to bolesne ucieleśnienie tego, co prezentuje w ostatnich tygodniach. Tymczasem kupiony rok temu Alex Telles może tylko pomarzyć o wejściu w jego miejsce.
W przypadku Shawa fatalne ustawienie i brak odpowiedniej reakcji na boiskowe wydarzenia to nic nowego. Po spotkaniu z Evertonem w sezonie 2016/17 Jose Mourinho stwierdził, że 21-letni wówczas lewy obrońca rozegrał dobre spotkanie, zaznaczając, że po murawie biegało "jego ciało", lecz myślał sam "The Special One". Musiał go bowiem cały czas instruować, jeśli chodzi o zachowanie na murawie. Braki defensora w tej kwestii przypominają o sobie co jakiś czas. Gdy United przegrywało z Tottenhamem 1:6 ponad rok temu, przy okazji jednej z bramek zrugał go za to David de Gea. Duża część sympatyków 20-krotnych mistrzów Anglii może za to pamiętać obrazki, gdy Maguire wydarł się na niego "włącz się, do ch***" przy okazji starcia z Sheffield United w jednej z pierwszych kolejek po kilkumiesięcznej przerwie spowodowanej pandemią koronawirusa.
Ten duet jest właściwie nietykalny. Słaba forma zdaje się nie wywierać wpływu na wybory personalne menedżera. Doszliśmy do momentu, w którym posadzenie ich na ławce to absolutnym mus, aby spróbować coś zmienić. Zwłaszcza jeżeli Solskjaer chce uratować posadę. Wydaje się to jednak mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę jego afekcję do angielskiego duetu. A problemy United leżą dużo głębiej. Nie można bowiem stwierdzić, że to wyłącznie kwestia złej formy tych dwóch piłkarzy - ich słaba forma i przesadne zaufanie to tylko jeden z elementów składowych, jakie doprowadziły klubową legendę na skraj zwolnienia. Można chociażby przyczepić się do uporczywego stawiania w środku pola na zachowawczy, ale i problematyczny duet McTominay - Fred, który powrócił do jedenastki po fatalnym spotkaniu z Leicester. Nie oszukujmy się - ten zestaw pomocników nie gwarantuje jakości na poziomie Ligi Mistrzów, a przecież właśnie środek pola najczęściej decyduje o sile zespołu.

Wszechobecny chaos

Wygląda na to, że rywale rozgryźli Manchester United. Wykorzystują bezwzględnie brak organizacji zespołu przy pressingu, łatwo eksploatując przestrzenie, otwierające się, gdy poszczególni zawodnicy doskakują do przeciwnika nie jako działający razem "organizm", ale bez zważania na zachowanie partnerów. A od dawna można było się spodziewać, że to nastąpi. Obawy znalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości.
Od dłuższego czasu poważne zmartwienie stanowiły również stałe fragmenty gry - w obronie i ataku. W tym celu sztab szkoleniowy zasilił wysokiej klasy specjalista w tej dziedzinie, Eric Ramsey. Po pierwszych seriach gier wydawało się, że jego praca przynosi spodziewane efekty. United długo pozostawało niepokonane po zagraniach ze stojącej piłki, lecz w ostatnich tygodniach dało się w takich sytuacjach ukłuć aż trzykrotnie. Najpierw gol po rzucie rożnym zadecydował o przegranej z Aston Villą. Następnie "kornery" skończyły się stratą bramek w konfrontacjach z Atalantą i Leicester. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że United dysponuje kadrą o solidnej średniej wzrostu.
Personalia to tylko mała część szerszego problemu, uwypuklającego się coraz bardziej. Sytuacji nie poprawił znacząco nawet wielki transfer Raphaela Varane’a, który miał wprowadzić defensywę "Czerwonych Diabłów" na wyższy poziom. Tak, ekipa z Old Trafford podczas jego absencji straciła 11 bramek w trzech meczach, lecz należy pamiętać, że rywale stwarzali sobie liczne dogodne okazje również, gdy Francuz przebywał na murawie. Dodatkowo eks-stoper Realu Madryt wypadł akurat na bardzo wymagające spotkania.
Pomimo fatalnych statystyk obronnych najlepszym zawodnikiem United w tym sezonie należałoby wybrać chyba Davida de Geę. To tylko świadczy o problemach, oglądanych na co dzień przez fanów ekipy z czerwonej części Manchesteru. Hiszpan ma drugi w lidze wynik, jeśli chodzi o porównanie jakości strzałów oddawanych w jego stronę z liczbą straconych goli, ustępując jedynie Edouardowi Mendy’emu. Według algorytmu statystycznego wybronił zespołowi 1,3 bramki (FBref.com).
Zawodzą ci, którzy grają w polu. Tu potrzeba zdecydowanych decyzji. Na zmiany w funkcjonowaniu zespołu Solskjaer nie ma już czasu. Musi posunąć się do odważnych decyzji personalnych. Można zakładać, że do składu na mecz z Tottenhamem wskoczy Varane (a jakże, kolejny obrońca świeżo po kontuzji). Najprawdopodobniej zastąpi jednak Victora Lindelofa, w obecnych rozgrywkach dużo pewniejszego od Maguire’a. Ale to nie takich decyzji należy oczekiwać od menedżera. Na ławce powinni wylądować zawodzący piłkarze, Prawdę mówiąc, powinno to stać się już dawno. Podobnie, co najmniej kilka tygodni temu powinna nadejść bardziej zdecydowana reakcja na to, co dzieje się na murawie.
Chaos panujący od dłuższego czasu nie uratuje posady Solskjaera. Szczerze mówiąc, jego szanse na ucieczkę spod topora, biorąc pod uwagę nadchodzące spotkania, są bardzo małe. Może w końcu nadeszła pora na odważne decyzje i odejście od niefunkcjonujących rozwiązań? Może pora posadzić ulubieńców bez formy na ławce? W końcu pokazać, że ma się cojones? W końcu teraz nie ma nic do stracenia. Ole gra o własny los. Jeśli znowu zobaczymy ten sam Manchester, co w meczach z Leicester, Atalantą czy Liverpoolem, to może już pakować walizki.

Przeczytaj również