Królewscy bez króla. Jak Real Madryt poradzi sobie z odejściem Cristiano Ronaldo?

Królewscy bez króla. Jak Real Madryt poradzi sobie z odejściem Cristiano Ronaldo?
EFECREATA.COM / Shutterstock.com
Okienko transferowe prawie zawsze niesie ze sobą wiele niespodziewanych ruchów, w które zamieszani są wielcy piłkarze i jeszcze większe pieniądze, ale praktycznie nic nie może równać się prawdopodobnemu odejściu Cristiano Ronaldo do Juventusu.
Jeszcze kilka tygodni temu taki scenariusz nadawałby się do stworzenia filmu science-fiction, ale tak wygląda rzeczywistość. Po wygranym finale Ligi Mistrzów Ronaldo zasugerował, że przygoda z „Królewskimi” dobiega końca, mówiąc: - W najbliższych dniach wypowiem się na temat swojej przyszłości w Realu Madryt. W tym klubie było mi cudownie.
Dalsza część tekstu pod wideo
Mundial nieco ugasił emocje związane z transferami, ale tuż po odpadnięciu Portugalii media wręcz oszalały na punkcie przenosin Cristiano do stolicy Piemontu. Praktycznie wszyscy dziennikarze są zgodni – Ronaldo odchodzi do Juventusu.
O tym czy „Stara Dama” to dobry wybór z perspektywy samego zawodnika mogliście już przeczytać, ale warto zastanowić się nad tym jak transfer tak wybitnego zawodnika wpłynie na Real Madryt, jego styl oraz wyniki.

Era Lopeteguiego

Niezależnie od transferu Ronaldo wiadome było, że Real Madryt z pewnością zmieni styl gry w nadchodzącej kampanii. Odejście Zidane’a to był prawdziwy cios dla całego madridismo. Kolejne sukcesy nie zwiastowały decyzji „Zizou” o odpuszczeniu trenowania „Los Blancos”, więc można powiedzieć, że klub został niejako „na lodzie”.
Wybór Julena Lopeteguiego na nowego szkoleniowca jasno wskazał kierunek, w którym klub będzie zmierzał w kolejnych latach. Gra piłką i stawianie na najbardziej utalentowanych hiszpańskich „canteranos” – to są symbole pracy dotychczasowego trenera „La Rojy”.
W Realu na byłego piłkarza zarówno „Królewskich” jak i „Dumy Katalonii” czekają idealne warunki. Kadra 13-krotnych zdobywców Pucharu Europy wręcz obfituje w największe talenty rodem z Półwyspu Iberyjskiego.
Z Hiszpanów grających w Realu można złożyć całą jedenastkę, Dodatkowo, pierwszy transfer Realu w osobie Alvaro Odriozoli tylko pokazuje, że mimo dobrobytu w kadrze żadna perełka nie zostanie przegapiona.
Co do preferowanego stylu gry to Hiszpania pod wodzą Lopeteguiego prezentowała styl niezwykle podobny do Barcelony za czasów Pepa Guardioli. Kluczem był szybki pressing już na połowie rywala oraz sumienne budowanie ataków za pomocą wielu podań. Mecz „La Rojy” z Argentyną to najlepszy dowód na wdrożenie „tiki-taki” przez Lopeteguiego.
Patrząc zarówno na taktykę, jak i na wybory personalne widać, że Hiszpan preferuje zupełne inne prowadzenie drużyny niż Zinedine Zidane. Real „Zizou” opierał się w dużej mierze na akcjach przeprowadzonych w bocznych strefach boiska.
Z piłkarzami jak Ronaldo czy Bale gra oparta na centrach była wręcz zabójcza dla rywali, ale z pewnością nie doświadczymy tego w układance Lopeteguiego, gdzie kluczowa będzie rola pomocników, a nie bocznych obrońców.

Czas na Isco

Hiszpania pod wodzą Lopeteguiego z pozoru grała klasyczną formacją 4-3-3, ale wybory personalne pokazywały, że sferą w której drużyna musi dominować będzie druga linia. Pozornymi skrzydłowymi byli Isco oraz David Silva, którzy tak naprawdę tworzyli kwintet pomocników wraz z Busquetsem, Iniestą i Thiago lub Koke.
Właśnie rezygnacja z klasycznych skrzydłowych pozwalała Hiszpanom na długie utrzymywanie się przy piłce i dominację nad rywalem. Aktualnie może to brzmieć groteskowo, patrząc na to jak nudny futbol zaprezentowała „La Roja” na mundialu w Rosji, ale być może to właśnie rychłe odejście Lopeteguiego wpłynęło na rozbicie drużyny, która zapomniała jak ma grać.
Bezapelacyjnym liderem kadry w eliminacjach oraz sparingach przed mistrzostwami był człowiek, którego Lopetegui będzie mógł wykorzystać do budowy nowego Realu – Isco.
Wychowanek Valencii w ciągu 5 lat spędzonych na Bernabeu przeżywał wiele wzlotów i upadków. Wielokrotnie media wręcz wypychały go z klubu, rozpisując się o możliwościach transferu, ale sam Isco zwykle odpowiadał na boisku w najlepszy możliwy sposób. Teraz być może właśnie on zostanie liderem Realu Madryt.
Odejście takiego goleadora jak Ronaldo może jeszcze bardziej zwiększyć odpowiedzialność pomocników za grę całej drużyny. Patrząc na przepych panujący w środku pola „Los Blancos” w postaci Kroosa, Casemiro, Modrica, Kovacica, Ceballosa i Llorente prawdopodobne wydaje się, że Lopetegui powtórzy schemat stosowany w kadrze.
Jedyną zmianą byłby Asensio, który zastąpiłby na prawym skrzydle Davida Silvę. Kluczowym elementem nadal pozostałby Isco, który z pewnością nie zapewniłby 50 goli w sezonie, ale byłby motorem napędowym każdej akcji. Akcje wykańczać miałby ktoś inny.

Kto przetrwa z BBC?

Jeden z najsłynniejszych tercetów ofensywnych w XXI wieku na 99% rozpadnie się w najbliższych dniach. Pozostaje jednak pytanie czy Ronaldo będzie jedynym zawodnikiem, którego przygoda z Santiago Bernabeu dobiegnie końca.
Pozycja Garetha Bale’a w klubie jest kwestionowana głównie ze względu na problemy zdrowotne Walijczyka. Skrzydłowemu nikt nie odmawia umiejętności i jeśli istniałaby gwarancja, że Bale już nie będzie stałym bywalcem madryckich szpitali, to z pewnością plotki o jego odejściu umarłyby w zarodku.
Ostatni uraz Walijczyka miał miejsce w listopadzie 2017 roku, więc rodzi się nadzieja, że wszelkie problemy z łydką zostały w tamtym czasie wyeliminowane. Zdrowy Bale jest bezcenny dla Realu, a po odejściu Ronaldo jego notowania mogą jeszcze wzrosnąć.
W końcu po 5 latach Walijczyk mógłby stać się liderem linii ofensywnej „Królewskich”. Mimo przewlekłych problemów ze zdrowiem, Bale ustrzelił już dla Realu 88 bramek, ale oczywiście nigdy nie pozwoliło mu to wyjść z cienia Portugalczyka.
Tym razem jednak cała drużyna mogłaby być skupiona na pracy na rzecz Bale’a, a nie Cristiano. Na prawym skrzydle były zawodnik Tottenhamu musiałby rywalizować z Marco Asensio, ale istnieje również możliwość przesunięcia go na „szpicę”. O tym, jak groźny jest Bale jako środkowy napastnik, najlepiej świadczy jego gra w reprezentacji.
Pozostał nam ostatni członek wielkiego tercetu – Karim Benzema. O jego odejściu mówi się już od wielu lat i praktycznie co roku hiszpańskie dzienniki prześcigają się w znajdywaniu co raz to nowszych substytutów francuskiego napastnika.
Ogrom plotek transferowych jest spowodowany przede wszystkim miernymi liczbami Benzemy. Środkowy napastnik, który strzela 12 goli w takim klubie jak Real Madryt to istny absurd, ale wychowanek Lyonu utrzymywał miejsce w pierwszym składzie głównie ze względu na boiskową nić porozumienia, która łączyła go z Cristiano Ronaldo.
Po odejściu Portugalczyka nic nie stoi na przeszkodzie, by pozbyć się również Benzemy i wreszcie sprowadzić napastnika z prawdziwego zdarzenia, który będzie miał do zaoferowania więcej niż kilkanaście goli w całym sezonie.

Mundial okazją na znalezienie nowej gwiazdy

W ostatnich latach Real Madryt dosyć spokojnie działał na rynku transferowym. Ostatni wielki zakup „Królewskich” to James Rodriguez, za którego zapłacono 75 milionów euro. Minęły 4 lata i nieprzypadkowo o tym wspominam, ponieważ jak zapewne wszyscy wiemy znów mamy do czynienia z okienkiem w trakcie mundialu.
Real Madryt już wielokrotnie udowadniał, że nie przegapi możliwości kupna zawodnika, który wyróżnia się na największej piłkarskiej imprezie. Tym razem bohaterem wielkiego transferu, który zrekompensowałby utratę Ronaldo, mógłby zostać Eden Hazard lub Kylian Mbappe.
Obaj rozgrywają wielki turniej, są liderami swoich kadr, które zaprowadzili już do półfinałów Mistrzostw Świata. Być może stawką wtorkowego meczu będzie nie tylko awans do meczu o złoto, ale również transfer na Santiago Bernabeu. Florentino Perez z pewnością nie przegapi okazji, by wzmocnić skład liderem świeżo upieczonych mistrzów świata.

Młodsze znaczy lepsze

Z perspektywy finansowej korzystniejszą opcją wydaje się być Eden Hazard, którego kontrakt z Chelsea obowiązuje jeszcze przez 2 lata. Za Mbappe PSG dopiero co zapłaciło 180 milionów, ale wysoki poziom prezentowany zarówno w klubie, jak i w kadrze powoduje, że ewentualne przenosiny Francuza do Madrytu zmusiłyby działaczy „Królewskich” do podwojenia tej kwoty.
Ale jak już pisałem, Real absolutnie nie musi się martwić o sprawy finansowe. Oszczędne gospodarowanie funduszami w ostatnich latach oraz ogromny zastrzyk gotówki z powodu transferu Ronaldo sprawi, że dla „Los Blancos” wydanie ponad 300 milionów na Mbappe nie stanowi żadnego problemu.
Pod względem sportowym byłby to istny strzał w „10” i przede wszystkim inwestycja na długie lata. Mbappe, tak jak Ronaldo, mógłby bez problemu rządzić na hiszpańskich boiskach przez prawie dekadę z herbem Realu na piersi.
Zakup zawodnika o takiej klasie spowodowałby, że Lopetegui mógłby ukończyć budowę podstawowej jedenastki, która prezentowałaby się nad wyraz okazale.
Takie ustawienie gwarantowałoby Realowi dominację w środku pola, bramkostrzelny atak i nadmiar kreowanych szans. Dzięki temu „Królewscy” mogliby praktycznie w ogóle nie odczuć braku Ronaldo w swoich szeregach.
Oczywiście transfer Mbappe zamknąłby Asensio drogę do pierwszego składu, ale wychowanek Mallorki bez problemu mógłby stać się dwunastym zawodnikiem, asem w talii Lopeteguiego, który wchodziłby w miejsce Isco lub Bale’a.

„Królewska” dynastia

Odejście Ronaldo może być szokujące dla wielu kibiców, ale z perspektywy Realu Madryt to może być idealna okazja do zarobienia na 33-latku ogromnych pieniędzy, które pozwolą na budowę nowego, być może jeszcze lepszego Realu.
Z pewnością ciężko będzie powtórzyć wyczyny Zidane’a, ale Lopetegui ma do tego idealne predyspozycje oraz warunki. Hiszpan może np. naprawić błędy poprzednika, odważniej stawiając na wielu utalentowanych graczy jak Ceballos czy Llorente, którzy nie zaskarbili sobie zaufania „Zizou”.
Roszady w środku pola mogą być kluczowe przy walce w lidze, którą Real w minionym sezonie sromotnie przegrał. Liga Mistrzów oczywiście zrekompensowała „Los Blancos” klęskę na krajowych boiskach, ale z Julenem Lopeteguim na ławce, zmianą stylu gry oraz transferem gwiazdy do linii ataku „Królewscy” będą mieli wszystko, by rozegrać perfekcyjny sezon, a nie tylko kilka spotkań w europejskich pucharach.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również