Krystian Bielik rośnie na prawdziwego „orła”. Czy już czas na grę w seniorskiej reprezentacji Polski?

Bielik rośnie na prawdziwego „orła”. Czy już czas na pierwszą kadrę?
Charlton
Kariera Krystiana Bielika jeszcze przed chwilą wydawała się być smutną równią pochyłą. Kolejny wielki talent, który zauważony w młodym wieku przez zagranicznych skautów znika w odmętach europejskiej poważniejszej piłki. Od transferu do londyńskiego Arsenalu minęło już 4,5 roku, a o młodym stoperze na Wyspach pamiętali już tylko nieliczni. Wystarczył jednak jeden dobry mecz na młodzieżowym Euro, aby były piłkarz Lecha i Legii wrócił na pierwsze strony gazet. Jakim obrońcą tak naprawdę jest Krystian Bielik?
Pierwszy raz o urodzonym w Koninie zawodniku zrobiło się głośno latem 2014 roku, kiedy to ówczesny defensywny pomocnik przeniósł się z młodzieżowego zespołu „Kolejorza” do najbardziej znienawidzonego w Wielkopolsce przeciwnika, czyli stołecznej Legii.
Dalsza część tekstu pod wideo
Transfer 16-latka nie odbił się takim echem jak sprowadzenie 1,5 roku wcześniej Bartosza Bereszyńskiego, który po zamianie Poznania na Warszawę nie mógł swobodnie przemieszczać się po mieście nad Wartą.
Jednak kibice klubu z Bułgarskiej głośno wyrażali niezadowolenie z drugiej w przeciągu półtora roku transakcji tego typu sugerując, że skoro mistrz Polski widzi w nastolatku talent warty konszachtów z największym ligowym przeciwnikiem, to coś w młodym piłkarzu musi być. I jak się okazało niedługo później, mieli zdecydowaną rację.

Złoty strzał

Krystian Bielik nie był emocjonalnie związany z „Kolejorzem”. W Wielkopolsce panuje przekonanie graniczące z pewnością, że jeśli ktoś wychował się w ramach granic województwa i chce zostać zawodowym piłkarzem, to musi przywdziać tylko i wyłącznie niebiesko-białe barwy.
Niestety takie zapatrzenie się w siebie powoduje czasem niedocenianie ukrytych w akademii perełek. W Poznaniu zakłada się, że jeśli ktoś nie przebił się w klubowej hierarchii i w wieku 15 lat nie gra jeszcze w najstarszych juniorach lub w rezerwach, to nie będzie z niego gwiazdy klasy Linettego czy Kownackiego. Błąd systemu, na którym chętnie skorzystano w Warszawie.
Cóż, trzeba przyznać że to było najintensywniejsze 6 miesięcy w całym życiu stopera młodzieżówki. W Lechu poziom juniorów młodszych, nagle szybka przeprowadzka do Warszawy, parę przyzwoitych spotkań w pierwszej drużynie i... nagle jesteś piłkarzem Arsenalu Londyn. Brzmiało jak sen.
Oczywiście brzmiało nie tylko dla samego piłkarza, ale także dla klubu z Łazienkowskiej 3. To był najszybszy i najlepszy pomysł warszawiaków od wielu, wielu lat. Kupić młodego chłopaka za 13 tys. euro, żeby pół roku później opchnąć go za 2,4 mln. Dla ciekawskich - 185 razy drożej…

Jak kamień w wodę

Od czasu wyjazdu do Anglii Krystian Bielik znikł jak kamfora. Początkowo mogliśmy o nim jeszcze usłyszeć w wywiadach dla polskiej prasy (w końcu niecodziennie Polacy zostają „Kanonierami”), ale z biegiem czasu było ich coraz mniej, aż w końcu słuch o młodym pomocniku zupełnie zaginął.
Taki stan rzeczy trwał 2 lata. Wtedy po koninianina zgłosiło się Birmingham City, występujące w sezonie 16/17 na poziomie Championship. Wypożyczono go na całą rundę wiosenną, gdzie na murawie pojawiał się 10 razy, w większości w pierwszym składzie.
Gdy wydawało się już, że Krystian faktycznie wrócił z martwych i coraz śmielej poczyna sobie wśród żywych, napatoczyła się kontuzja. Słowo klucz w karierze wysokiego zawodnika, które co rusz hamowało jego rozwój i zapędy do gry na poziomie co najmniej zaplecza Premier League.
Problemy zdrowotne były dla młodzieżowego reprezentanta Polski największą zmorą i hamulcem ręcznym podczas jego angielskiej przygody. Po powrocie z Birmingham, gdzie zbierał wysokie noty owocujące sporym zainteresowaniem klubów z tego właśnie poziomu rozgrywek, pojawiła się oczywiście kontuzja.
Zniszczony przez urazy „szklany” piłkarz ma w futbolowej karierze mocno pod górkę. A Bielik znaczną część kontuzji wyłapywał akurat przed lub w trakcie okna transferowego. I nawet jeśli udanie kończył poprzedni sezon, to w nowym musiał budować swoją pozycję od nowa. I tak w koło Macieju, aż pętla zamknęła się wreszcie w klubie z League One - Charltonie Athletic.

Jeden krok w tył, dwa kroki w przód

W tym momencie przed oczami kibiców pojawiły się znajome nazwiska: Łasicki, Kapustka, czy Bartłomiej Pawłowski. Wszyscy młodzi, zdolni, utalentowani. Przyszłość polskiej piłki, jak to się wtedy ulotnie wydawało. A wszyscy skończyli tak samo - odbijając się od drzwi dużych europejskich klubów, nie mogąc nawet podrapać klamki. I tak samo powinno być z Bielikiem.
Tymczasem on zagrał wszystkim na nosie. Miał zniknąć w odmętach 3 ligi angielskiej, aby zapewne po paru sezonach z podkulonym ogonem wrócić do rodzimej Ekstraklasy. Jednakże przekwalifikowany z pomocnika na obrońcę zawodnik miał inny plan - nie mógł wejść do Championship drzwiami, to wślizgnął się oknem.
Charlton jest ze swojego zawodnika bardzo zadowolony i w związku z awansem podejmie próbę ponownego zakontraktowania Polaka. I nie ma co się temu dziwić, bo w minionym sezonie Bielik wykręcał naprawdę dobre wyniki. Na tyle dobre, że Arsenal też zaczął zastanawiać się nad użytecznością swojego gracza.

Potrzeba zdrowego rozsądku

Po spotkaniu z Belgią na młodzieżowych ME, zawodnik „The Gunners” został okrzyknięty nowym zbawcą kadry. Zdobyta bramka, rozsądne rozprowadzanie piłki, ryzykowne, ale skuteczne przerzuty.
90 minut ładnej gry (choć niepozbawionej błędów) sprawiło, że w internecie aż huczy od górnolotnych porównań i pochwał dla 21-latka. Czasem 1 mecz potrafi zdziałać prawdziwe cuda, jeśli chodzi o zmianę opinii na temat danego gracza. Przypomnijmy: jeden udany sezon w 3. lidze angielskiej i dobre półtorej godziny na turnieju we Włoszech…
Drodzy Państwo, wstrzymajmy konie. Spójrzmy na Bielika z dystansem, a nie przez pryzmat chwilowej mody. 4 lata w Anglii i jakieś półtora dobrego sezonu. I to nie w Premier League, tylko Championship/League One.
Oczywiście Krystian miał dużo pecha z kontuzjami, które być może wyhamowały jego brytyjską karierę. Żadnemu piłkarzowi nie służą ciągłe wizyty u lekarzy, ale sami też nie wiemy gdzie byłby dzisiaj ten chłopak z Konina, gdyby grał regularnie. Może Charlton Athletic to właśnie jego poziom?
Może 33 minuty rozegrane w Arsenalu przez 4,5 roku są wyznacznikiem poziomu stopera? Może fakt, że Paweł Bochniewicz przez długi czas był w hierarchii przed Bielikiem, bardziej realnie ukazuje jego poziom?
Poczekajmy jeszcze 12 miesięcy. Chłopak jest młody, a prawdziwym odbiciem jego możliwości będzie najbliższy sezon rozgrywkowy. Oby grał regularnie i przede wszystkim powyżej League One, bo 21-letniemu „talentowi” nie wypada grać tak nisko. No i niech mu fortuna sprzyja. Od wyjazdu za granicę dostał od życia po tyłku, więc pora, by karta wreszcie się odwróciła.
Adrian Jankowski

Przeczytaj również