Lech Poznań zadrżał, ale nie pękł. "Kolejorz" o krok od mistrzostwa Polski! [WIDEO]

Sobotnie derby między Lechem Poznań a Wartą Poznań zapowiadały się dość osobliwie. Lokalni rywale, których łączą dobre stosunki, mieli zmierzyć się w bezpośrednim starciu, które miało wielkie znaczenie dla ostatecznego układu Ekstraklasy.

Szybko okazało się, że gospodarze nie zamierzają rozkładać przed "Kolejorzem" czerwonego dywanu. Na wzruszającym pożegnaniu Łukasza Trałki chwila wspólnoty się zakończyła, ponieważ Warta ruszyła do odważnego ataku.

Początkowo brakowało konkretnych okazji, lecz ostatecznie podopieczni Dawida Szulczka przebili się w pole karne rywala i wywalczyli rzut karny. Sędzia Kwiatkowski nie miał wątpliwości i po bezsensownym ataku van der Harta wskazał na jedenastkę.

W 10. minucie zrobiło się 1:0 dla Warty i "Kolejorz" znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. Okazało się jednak, że stracona bramka podziałała na nich niczym kubeł zimnej wody.

Lech zaczął grać dużo ostrzej - Karlstrom oraz Kowancki obejrzeli żółte kartki - ale też znacznie odważniej. Wreszcie pojawiły się strzały na bramkę Grobelnego, które koniec końców zaowocowały spektakularnym trafieniem Joao Amarala.

Co więcej, jeszcze przed przerwą Lech zdołał objąć prowadzenie. Wszystko za sprawą Ishaka, który dobrze odnalazł się w polu karnym i w czwartej minucie doliczonego czasu zdobył niezwykle ważną bramkę.

Po zmianie strony obraz gry nie uległ zmianie. To "Kolejorz" był stroną dominującą i nie chciał pozostawić Warcie żadnych złudzeń. Podopiecznym Macieja Skorży brakowało jednak skuteczności - Ishak spokojnie mógł w tym spotkaniu skompletować hat-tricka, lecz dwukrotnie zaliczył wstydliwe pomyłki.

Dla Lecha najważniejsze są jednak trzy punkty, które znacząco przybliżają ich do mistrzostwa Polski. Jeśli Raków Częstochowa nie wygra dzisiaj z Zagłębiem Lubin, "Kolejorz" sięgnie po upragniony tytuł, który uświetni 100-lecie istnienia klubu.