Legia Warszawa to przystanek, a nie stacja końcowa. Bartosz Kapustka nie powiedział jeszcze ostatniego słowa

Legia to mądry przystanek, a nie stacja końcowa. Kapustka nie powiedział jeszcze ostatniego słowa
Lukasz Sobala / PressFocus
Czy to hit transferowego lata w Ekstraklasie? Na pewno mamy do czynienia z mocnym kandydatem do tego miana. Bartosz Kapustka jutro ma podpisać kontrakt z Legią Warszawa. Wychowanek Cracovii liczy na odrodzenie po nieudanym podboju Europy.
Cztery lata temu, po Euro 2016, wówczas 19-letni reprezentant Polski stał się jednym z najdrożej sprzedanych piłkarzy i zarazem najdroższym nastolatkiem w historii ligi. Dobry turniej w wykonaniu utalentowanego pomocnika przykuł uwagę wielu ekspertów. Do dziś zresztą wspominany jest słynny tweet legendarnego Gary’ego Linekera, zachwyconego popisami piłkarza z Tarnowa.
Dalsza część tekstu pod wideo
Przenosiny do Leicester City, wtedy sensacyjnego mistrza Anglii, rozbudziły marzenia kibiców. I samego zawodnika. Z dzisiejszej perspektywy możemy ocenić wybór tego klubu jako zbyt ambitny. Dodajmy do tego poważny uraz, który mocno pokrzyżował mu plany oraz domniemane problemy z pracą na treningach. Oto mamy pełen obraz sytuacji i wyjaśnienie, czemu zbliżający się już do 24. urodzin pomocnik musi wrócić do Ekstraklasy. Teraz spróbuje się odbudować w barwach zespołu, który daje bardzo duże nadzieje na restart kariery.

Zły wybór

Jeszcze kilka lat temu Polak grający w Premier League gdziekolwiek indziej niż na bramce to była raczej sfera marzeń. Dlatego wiele osób cieszyła perspektywa przenosin Kapustki na Wyspy. 19-letni przebojowy zawodnik oczywiście miał przed sobą duże wyzwanie, bo przeskok z naszej Ekstraklasy do szalenie wymagającej ligi angielskiej musiał okazać się trudny. Tym bardziej, że wybrał sobie niezbyt korzystny klub. “Lisy”, po zaskakującym sukcesie, stanowiły interesujący kierunek dla niemal każdego piłkarza, marzącego o karierze w jednym z czołowych europejskich krajów. Sęk w tym, że również niesamowicie wymagające środowisko dla nowych twarzy.
Sezon 2016/17 musiał przynieść ekipie Leicester regres. Szanse na obronę tytułu były właściwie zerowe, a dyspozycja drużyny z King Power Stadium stanowiła gigantyczny znak zapytania. Niewielu chyba spodziewało się, że czeka ich walka w dolnej części tabeli, ale rola obrońców tytułu z miejsca równa się wielkiej presji. Po transferze z Ekstraklasy do Premier League trzeba dostosować się do kompletnie innych, nowych wymagań. Kapustka sobie z tym zwyczajnie nie poradził. Do tego Claudio Ranieri zwykł trzymać się żelaznej, podstawowej jedenastki. Wskoczenie do wyjściowego składu jego zespołu graniczyło z cudem, bo Włoch praktycznie nie rotował piłkarzami.
Można więc powiedzieć, że Kapustka dokonał wyboru bardzo ryzykownego. “Telegraph” twierdził wówczas, że nowego nabytku przed złożeniem oferty nie oglądał żaden z przedstawicieli Leicester. Pozyskali go tylko na podstawie występów na Euro. Ostatecznie Polak w barwach “Lisów” powąchał murawę zaledwie 3 razy w Pucharze Anglii. Szansy na wyrobienie sobie marki w Europie musiał poszukać na wypożyczeniach.

Ani Niemcy, ani Belgia

Przenosiny do Freiburga miały stanowić weryfikację piłkarza. Wszyscy widzieliśmy, że były gracz “Pasów” posiada papiery na duże granie. Zwłaszcza, że pokazał to nie tylko na naszych rodzimych boiskach, ale - może przede wszystkim - w reprezentacji Polski. Niemiecki klub, na papierze, wydawał się idealnym kierunkiem do rozwoju. Liga zdecydowanie bardziej przyjazna dla Polaków, mniejsze wymagania i konkurencja do gry w składzie - to miało prawo wypalić.
Nie wypaliło. Nastąpiło kolejne bolesne zderzenie z rzeczywistością. Przez cały sezon zagrał jedynie 9 spotkań. Występował nieregularnie. Tylko raz spędził na murawie więcej niż 45 minut. Nie pomogła mu ładna bramka, którą wbił Wolfsburgowi, dająca wszystkim chociaż trochę nadziei, że pomocnik jednak odniesie sukces w Bundeslidze.
Z Freiburga odesłano go do Belgii. I to na drugi poziom rozgrywkowy, do OH Leuven, należącego do właścicieli Leicester, więc ściśle współpracującego z angielską drużyną.
O ile dwa pierwsze sezony po wyjeździe Kapustka spędził w naprawdę wymagającym środowisku, które po prostu go “wypluło”, o tyle w Belgii po prostu rozczarował, grając na niskim poziomie. Stare piłkarskie porzekadło mówi, że “grając z lepszymi, stajesz się lepszym”. Na zapleczu belgijskiej ekstraklasy występował regularnie, ale trudno mu było o jakikolwiek sensowny rozwój. Chociaż nie błyszczał, to i tak zwykle miał pewne miejsce w składzie. Presja? Zerowa.
Z drugiej strony, sezon z dwucyfrową liczbą spotkań mógłby być przydatny do ustabilizowania dyspozycji. Niestety, w marcu 2019 r. “Kapi” zerwał więzadła krzyżowe i został wyłączony z gry do końca roku. Akurat w momencie, w którym mógł liczyć na poszukanie nowego, odpowiedniego zespołu do kontynuacji walki o karierę na Zachodzie.

Pora na powrót do ojczyzny

Wrócił na leczenie do Anglii. W Leicester rządził już Brendan Rodgers. Trener zdecydowanie bardziej “otwarty” niż Ranieri, gotowy dawać więcej szans młodzieży. Irlandczyk z Północy preferuje futbol bardziej techniczny, oparty na rozwiązaniach, które powinny bardziej odpowiadać naszemu rodakowi. Zresztą sam zawodnik powiedział w rozmowie z “Przeglądem Sportowym”: - Byłoby korzystniej, gdybym spotkał go w Leicester zaraz po transferze z Cracovii.
Współpracę z byłym menedżerem Liverpoolu rozpoczął jednak w momencie, gdy już mało kto w niego wierzył. Kapustka znalazł się w szalenie trudnej sytuacji. Chociaż Rodgers wypowiadał się o nim w ciepłych słowach, to chyba nikt nie spodziewał się tego, że 22-letni już zawodnik dostanie od niego okazję do udowodnienia własnej wartości. Zwłaszcza że “Lisy” walczyły o awans do Ligi Mistrzów, co pozostawiało niewielkie pole do eksperymentów
I tak minęły cztery sezony Kapustki za granicą. Wymagające, na pewno obfite w wartościowe doświadczenia, kształtujące charakter i odpowiednią etykę pracy - przynajmniej należałoby mieć taką nadzieję. 23 lata to jeszcze nie jest zły wiek. Idealny, żeby zebrać wszystkie wnioski i podjąć odważną decyzję. Do Ekstraklasy wraca gracz dojrzały, świadomy wyzwań, które niesie ze sobą wielka kariera. Tu go cenią. Tu może nabrać rozpędu i spróbować ponownie sił w poważniejszej piłce.

Przystanek (?) Legia

Legia to jedyny polski klub, do którego “Kapi” mógł dołączyć. Warszawiacy mają wielkie ambicje i, nie ukrywajmy, odpowiednie pieniądze. A tego lata są prawdziwymi królami polowania na krajowym podwórku. Będący na ostatniej prostej transfer Kapustki to kolejny fenomenalny, przynajmniej na papierze, ruch “Wojskowych”. I to zarówno dla klubu, jak i samego zawodnika.
“Legioniści” dysponują naprawdę mocną kadrą, więc wychowanek Cracovii będzie musiał walczyć o miejsce w składzie, stale pracować na najwyższych obrotach i, przede wszystkim, rozwijać się. Na tym etapie kariery klucz to nie tylko regularna gra, ale i pozytywna presja, motywującą do stawania się lepszym piłkarzem. Tutaj może liczyć na zaufanie i na pewien kredyt związany z reputacją zbudowaną przed laty. A konkurencja też powinna wywierać na niego bardzo dobry wpływ w obecnej sytuacji.
Nikt chyba nie wątpi, że Kapustka ma odpowiednie umiejętności, aby znów zostać gwiazdą Ekstraklasy. Tym bardziej w zespole takim jak Legia. Klub potrzebuje wartościowych zawodników, żeby powalczyć o udział w fazie grupowej przynajmniej Ligi Europy. Choć oczywiście główny cel to awans do Ligi Mistrzów, na co nasza liga czeka od czterech lat.
Opuszczając Polskę, Kapustka dokonał złego wyboru, rzucając się na zbyt głęboką wodę w Leicester. Teraz decyzja o powrocie wydaje się dobra. Jeden z największych polskich talentów, niczym nakręcany samochodzik-zabawka, musi się cofnąć, aby w końcu ruszyć do przodu z dużą prędkością. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to Warszawa okaże się jedynie przystankiem przed kolejną próbą wylotu z krajowego gniazda. Legia to nie stacja docelowa, lecz pośrednia. A przynajmniej tak się wydaje.

Przeczytaj również