Leo Messi nie mógł wybrać lepszego momentu na rozwód. Jego odejście z FC Barcelony posłuży obu stronom

Leo Messi nie mógł wybrać lepszego momentu na rozwód. Jego odejście z Barcelony posłuży obu stronom
Cordon Press / PressFocus
Wczoraj na świat futbolu spadła bomba. W FC Barcelonie trwa wewnątrzklubowa wojna, a główny dowódca piłkarskiej armii właśnie postanowił z hukiem zejść z pola bitwy. I wydaje nam się, że Leo Messi nie mógł wybrać lepszej chwili na ogłoszenie własnej decyzji. To doskonały moment na rozwód.
Intencje Argentyńczyka nie są do końca jasne. Czy to chęć wymuszenia dymisji prezesa, czy też szukanie szansy na podreperowanie stanu zdobytych statuetek? Jedno można uznać za pewnik: przez najbliższe dni albo i tygodnie zobaczymy brzydką wojnę z wyciąganiem wszystkich brudów. W stolicy Katalonii zatrzęsła się ziemia, a skutki kataklizmu będą odczuwane jeszcze dłuższy czas. A klub powinien decyzję Messiego zaakceptować, dla dobra legendarnego piłkarza i dla zabezpieczenia własnej przyszłości.
Dalsza część tekstu pod wideo
Od momentu upokorzenia Barcelony przez Bayern w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, Messi spędził 10 dni odizolowany od świata, obserwując, jak jego klub pogrąża się w kolejnym wewnętrznym chaosie. W niesławie odeszli Quique Setien oraz dyrektor sportowy Eric Abidal. Z kolei powołany naprędce nowy szkoleniowiec Ronald Koeman rozpoczął bezprecedensową czystkę. Jednym z jego pierwszych działań było powiedzenie kilku starszym graczom - Samuelowi Umtitiemu, Arturo Vidalowi, Ivanowi Rakiticiowi i, najważniejsze, sąsiadowi i bliskiemu przyjacielowi Messiego, Luisowi Suarezowi - że nie będzie korzystał z ich usług w przyszłym sezonie. Argentyńczyk nie mógł już dłużej siedzieć cicho. Jedenastego dnia przypuścił frontalny atak. Wszedł pokerowym “all in”.
Messi przedstawił swoją decyzję. On i jego przedstawiciele wysłali, jak czytamy w depeszach, “burofax” (tu drobna uwaga: to nie faks w naszym polskim znaczeniu, a podpisany i prawnie uznawany w Hiszpanii dokument), informujący Barcelonę, że gracz zamierza przedwcześnie anulować kontrakt. W przekonaniu agentów piłkarz może w tym momencie aktywować klauzulę odejścia za darmo. Według prawników “Dumy Katalonii” natomiast uczynił to za późno. Sprawa z pewnością będzie się przeciągać i przynajmniej jedna strona okaże się poszkodowana. A to nie rokuje zbyt dobrze dla przyszłości wicemistrzów Hiszpanii, którzy, jak nigdy dotąd, potrzebują spokoju dla wprowadzania koniecznych zmian.
Biorąc pod uwagę, że legendarny napastnik spędził całą karierę seniora na Camp Nou, myśl o tym, że mógłby założyć koszulkę innej drużyny, wydaje się prawie nie do wyobrażenia, lecz dowody zaczynają wyglądać złowieszczo. Nic nie mogłoby przekonać Leo do opuszczenia statku bardziej niż zawstydzający blamaż z monachijczykami. Dodajmy do tego:
  • wcześniejsze potknięcia Barcelony w Lidze Mistrzów - żenujące rewanże z AS Romą i Liverpoolem
  • utratę supremacji w Hiszpanii
  • ciągłe skandale z udziałem prezesa
  • wewnętrzne kwasy wylewane przez zarząd
To wszystko nałożyło się na utratę wiary przez najlepszego piłkarza naszych czasów.
Zdecydowaliśmy się przyjrzeć i przeanalizować sytuację “Atomowej Pchły” i uznaliśmy, że jego odejście będzie pozytywnym ruchem zarówno dla niego, jak i, przynajmniej w długofalowej perspektywie, dla klubu. Istnieje co najmniej kilka powodów, dla których największy piłkarski rozwód XXI wieku byłby dobry dla obu stron.

Wreszcie może wykazać się gdzieś indziej

Prawdopodobnie największą i najczęstszą krytyką rzucaną w debacie “Czy Messi to naprawdę najlepszy piłkarz wszech czasów?” jest argument, że sprawdził się wyłącznie w Hiszpanii. Na drugą szalę kładzie się osobę Cristiano Ronaldo, który udowodnił, że błyszczy w każdym środowisku, do którego trafia. Teraz Leo miałby fantastyczną okazję do tego, by wzmocnić własne dziedzictwo. Opuszczenie Katalonii byłoby idealnym pretekstem, by uciszyć miliony wątpiących, udowadniając, że jego niepowtarzalne umiejętności i osiągnięcia wcale nie idą w parze z grą dla jednego klubu.
Gdzie zatem mógłby przejść? Najchętniej dziennikarze rozpatrują kierunek brytyjski. Według niektórych źródeł w ostatnich dniach Messi miał dzwonić do Pepa Guardioli, byłego trenera Barcelony, z pytaniem, czy Manchester City udźwignąłby jego transfer. Jeśli nie “Obywatele”, to w kolejce czeka rywal zza miedzy, United. “Czerwone Diabły” mają już dość przedłużającej się sagi z Jadonem Sancho. Oba Manchestery ustawiły się na przedzie w wyścigu o podpis napastnika. Pytanie, czy dysponują na tyle zdrowymi budżetami, by zaakceptować rekordową gażę, jakiej z pewnością zażądałby piłkarz. Mówi się o tygodniówce w wysokości co najmniej 500 tysięcy funtów.

Zasługuje na mistrzowski projekt

Zawsze o tym wspominał i powtórzył to rok temu przed startem sezonu. “Nie obchodzą go pieniądze, tylko najlepszy plan sportowy na drużynę”. Takiego projektu Barcelona nie potrafiła mu przedstawić od kilku lat, okłamując go snutymi mocarstwowymi koncepcjami i nie dając mu wsparcia takiego, jakiego oczekiwał. Zamiast Neymara, zaprezentowali mu Antoine’a Griezmanna. Nadal nie zasypano ogromnych wyrw po odejściu Xaviego i Andresa Iniesty, reżyserów gry dawnej Barcy. Wydaje się wielkie pieniądze na ludzi, którzy albo spędzają miesiące w szpitalu (Dembele), albo odchodzą, a później strzelają przeciwko jego drużynie (Coutinho). No i jeszcze na koniec to mało subtelne pożegnanie z kumplem, Luisem Suarezem. Czas uderzyć pięścią w stół.
Przede wszystkim zasługuje na to, aby zagrać w drużynie, która komplementuje jego wielkość, korzysta z talentu, ale nie pokłada w nim całej swojej nadziei. To 33-latek, który na koniec kariery chce jeszcze coś wygrać, lecz nie zamierza wiecznie ciągnąć za uszy słabego zespołu. Argentyńczyk nie będzie już w stanie tydzień w tydzień, a nawet co trzy dni, grać najlepszego koncertu, co zresztą widać w ostatnich miesiącach. Nadal pragnie wygrywać, jednak nie za cenę swojego zdrowia. I jest jeszcze coś. Zapracował również na lepsze traktowanie. Lutowa scysja z Abidalem odcisnęła na nim swoje piętno.

Dla dobra Barcelony

Bez cienia wątpliwości Messi nadal zapewniałby Katalończykom genialne występy. Jednak w perspektywie kilku lat, to nie najważniejsza kwestia. Czas przemija, a napastnik nie stanie się lepszy. Pomijając fakt, że na Camp Nou zbytnio polegają na legendzie, niektóre aspekty muszą zostać uporządkowane na poziomie zarządzania. A to nastąpi dopiero po usunięciu największej przeszkody. Przykro to mówić, ale tym balastem jest właśnie ich najwspanialszy piłkarz w historii.
Ustalmy jedno. FC Barcelona w obecnym kształcie to chory klub. “FC Messi”. Dowiedziono, że piłkarz ma zbyt duży wpływ na każdą decyzję i to nie tylko na boisku. Od podpisania kontraktu po wybór menedżera. Wszystko to dzieje się przy akceptującym skinieniu Messiego. Chociaż być może na to zasługuje, to jednak “Barca” zbyt często stawia się w pozycji uległej, kompromisowej. Tam cały system musi zsynchronizować się z jego wymaganiami. To ogon macha psem, a nie na odwrót. Sytuacja niespotykana w innych prężnych korporacjach.
Nie można tego traktować jako oskarżenie, raczej jako fakt. Messi nie jest “piątą kolumną”, raczej nie dąży, przynajmniej nie intencjonalnie, do katastrofy klubu, stara się robić wszystko dla jego dobra. Jednak w pewnym momencie trzeba puścić rękę i dać swobodę samodzielnego rozwoju. A Barcelona wreszcie powinna napisać długoterminową strategię, na którą nie ma wpływu konieczność uwzględnienia w niej argentyńskiego asa.

To okazja, aby na nowo odkryć swoją grę

Symptomy widzieliśmy już w minionym sezonie. Messi przestał być goleadorem w ścisłym tego słowa znaczeniu. 25 bramek w La Liga to oczywiście wciąż fenomenalna liczba, najwyższa w zeszłych rozgrywkach, ale uwagę zwróciła inna: 20 asyst. Leo, zwłaszcza w drugiej części, zamienił się w rozgrywającego. Pilkarza posyłającego genialne piłki do napastników, “cukiereczki”, które trzeba było jedynie skonsumować ze smakiem. Może to właśnie nowa droga na “stare lata” sześciokrotnego zdobywcy Złotej Piłki?
Nie ma co ukrywać. 33-latek nie ma już sił na ganianie na skrzydłach, ani tym bardziej siłowanie się z napastnikami na pozycji wysuniętego napastnika. Messi mógłby zakończyć sportową ewolucję stając się nieskrępowaną “dziesiątką”, co będzie bardziej prawdopodobne, jeśli opuści Camp Nou. Barcelona potrzebuje zmiany stylu i mentalności jak kania dżdżu i już dłużej nie może sobie pozwolić na piłkarza, który praktycznie nie angażuje się w grę defensywną. Leo powinien trafić do klubu świetnie zorganizowanego na boisku, w którym jego obecność nie byłaby wielkim obciążeniem w obronie, za to wybuchowym dodatkiem w ataku. Trudno w tej sytuacji nie puścić wodzy wyobraźni: Messi pociągający za sznurki razem z Kevinem De Bruyne to wizja, dla której nie omijałoby się żadnego meczu Manchesteru City…
Niezależnie od zakończenia operacji “wyjście Messiego”, kończy się czar trwający dwie dekady. Leo dołączył do Barcelony w wieku 13 lat, podpisując wówczas pierwszy kontrakt, przedstawiony mu przez wysłannika na serwetce. Ponieważ najpierw stał się najlepszym graczem swego pokolenia, a potem prawdopodobnie także najlepszym w historii, również i Barcelona została przekształcona w najpopularniejszą instytucję sportową na świecie. Przez ponad dekadę klub reprezentował złotą jakość futbolu. Ten czas bezpowrotnie przeminął i nawet jeśli akcja ma na celu tylko zdymisjonowanie prezesa Bartomeu, to pewne rzeczy są nie do odwrócenia. Tego już się nie da naprawić.

Przeczytaj również