Lewandowski czy Piątek? Na którą „dziewiątkę” postawi Jerzy Brzęczek?

Lewandowski czy Piątek? Na którą „dziewiątkę” postawi Jerzy Brzęczek?
Marcin Kadziolka / shutterstock.com
Postawa kluczowych elementów polskiej reprezentacji w klubach dostarczyła wielu dylematów naszemu szkoleniowcowi. Mowa tutaj przede wszystkim o pozycjach bramkarza oraz środkowego napastnika. Obaj golkiperzy zbierają dobre noty, ale o wiele ciekawiej prezentuje się sytuacja w napadzie. Dotychczasowi „goleadorzy” popadli w kryzys, który niezwłocznie może wykorzystać znajdujący się w znakomitej formie Krzysztof Piątek.
Przed nadchodzącymi meczami z Portugalią oraz Włochami w ramach Ligi Narodów, Jerzy Brzęczek znajduje się w naprawdę skomplikowanej sytuacji. Kwestia „jedynki” została już wyjaśniona, ponieważ sam Łukasz Fabiański przyznał, że 47-letni szkoleniowiec podzieli po równo liczbę minut pomiędzy nim, a Wojciechem Szczęsnym.
Dalsza część tekstu pod wideo
Pozostaje rozwiązać drugi kluczowy dylemat związany ze składem, a mianowicie pozycję środkowego napastnika. Patrząc na powołania Brzęczka, łatwo dostrzec, że polski selekcjoner kierował się przede wszystkim jakością snajperów.

Jeden na wszystkich

Regularnie strzelający w słabszych ligach Wilczek oraz Zwoliński zostali w domu, ale konkurencja o miejsce w pierwszym składzie pozostaje ogromna. Lewandowski, Milik oraz Piątek stoczą prawdziwy bój, z którego najprawdopodobniej tylko jeden snajper wyjdzie obronną ręką.
Pierwsze dwa spotkania „Biało-czerwonych” pod wodzą Jerzego Brzęczka pokazały, że formacja z dwoma środkowymi napastnikami, którą najczęściej stosował Adam Nawałka, to już tylko historia.
Wystarczy przypomnieć sobie debiut Polaków w Lidze Narodów, kiedy Lewandowski wręcz brylował na tle podopiecznych Manciniego. Znakomita współpraca napastnika Bayernu z wysoko ustawionym Zielińskim pokazała, że obecność drugiej „strzelby” u boku Roberta jest całkowicie zbędna.
W kolejnym spotkaniu z Irlandią Brzęczek zdecydował się na powrót do ustawienia 4-4-2, aby przetestować Milika oraz Piątka, ale eksperyment zakończył się niepowodzeniem.
Polska wykazała się zupełną impotencją w kreacji, napastnicy byli zagubieni, a wszystko odmieniło dopiero wprowadzenie Klicha i powtórne przejście do gry formacją 4-5-1 z pomocnikiem Leeds w roli „dziesiątki”.
Trudno spodziewać się, aby Brzęczek znów podjął ryzyko, desygnując do składu dwóch środkowych napastników. Dotychczasowe spotkania raczej dobitnie pokazały, że aktualnie najlepszym ustawieniem „Biało-czerwonych” jest system 4-5-1.
W tej formacji „dziewiątka” jest otoczona przez ofensywnie usposobionego pomocnika oraz dwóch skrzydłowych, którzy dzięki ustawianiu się węziej nie uwypuklają swoich braków motorycznych. Z kolei wolne korytarze przy liniach bocznych mogą wtedy zostać zagospodarowane przez Bereszyńskiego oraz Kurzawę/Recę.
Obecność drugiego bombardiera jest w tym momencie zbędna, ale rodzi się problem w postaci konieczności odesłania dwóch świetnych napastników na ławkę rezerwowych. Z tercetu Lewandowski-Piątek-Milik, tylko jeden będzie mógł liczyć na występ przeciwko defensywie Portugalczyków.

Monachijska agonia

Przed poprzednim zgrupowaniem nie było żadnych tego typu wątpliwości, ponieważ niezwykle wysoką formą imponował Robert Lewandowski. Kapitan reprezentacji wykazywał się wówczas nieprzeciętną regularnością, udowadniając że plotki o niezadowoleniu z powodu konieczności pozostania w Monachium, zupełnie nie wpływają na jego boiskowe wyczyny.
Wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, Lewandowski pewnie idzie po kolejne trofeum w kształcie armatki dla króla strzelców Bundesligi, a Bayern pod wodzą Kovaca znów wróci na europejski szczyt.
Tyle z teorii, ponieważ rzeczywistość brutalnie zweryfikowała ambicje Bawarczyków, którzy zamiast siać postrach w Europie, powoli tracą prym na niemieckich boiskach, co jeszcze niedawno wydawało się sytuacją rodem z science-fiction.
Głównymi winowajcami kryzysu Bayernu są oczywiście skąpi, pewni swej nieomylności działacze z Hoenessem i Rummenige, ale polski napastnik również dokłada swoją cegiełkę do kolejnych porażek „Gwiazdy Południa”.
Próżno szukać monachijczyków w czołówce ligowej tabeli oraz pozytywów w grze Roberta, który zamiast wcielić się w rolę lidera dogorywającego Bayernu, dostosował się poziomem do reszty wypalonych partnerów.
Wystawienie Lewandowskiego od pierwszej minuty naprzeciw podopiecznym Santosa pozornie wydaje się najrozsądniejszą opcją, ale druga strona medalu wygląda tak, że napastnicy żyją z bramek.
Najczęściej jedno trafienie na przełamanie pociąga za sobą kolejne zdobycze, ale pozostaje kluczowa kwestia, czyli kiedy Lewandowski znów znajdzie drogę do siatki?
Naturalnie, gdy już nadejdzie ten moment, kolejne bramki zjawią się momentalnie w hurtowych ilościach, ale czy naprawdę warto stawiać na napastnika, który od czterech meczów pozostaje bezużyteczny?

„El Pistolero” z Dzierżonowia

Odpowiedź byłaby twierdząca np. w 2012 roku, kiedy Lewandowski był jedyną sensowną opcją na środek ataku, ale niespodziewany urodzaj polskich snajperów daje solidne podstawy do rozważań na temat podstawowej „dziewiątki” na najważniejsze spotkania.
Symbolem „Biało-czerwonej” jakości w ofensywie stał się oczywiście Krzysztof Piątek, który pokazał, że Polak w topowej lidze nie potrzebuje trzech miesięcy na aklimatyzację, kolejnych sześciu na integrację z partnerami i przynajmniej dwóch lat na naukę języka.
Urodzony w Dzierżonowie 23-latek wparował na Półwysep Apeniński, wyważając jednocześnie drzwi i okna. Jako napastnik Piątek po prostu wykonuje swoją robotę.
Były napastnik Cracovii zaprzecza wszelkim normom, zamieniając niemal każde zetknięcie się z futbolówką na bramkę. Jak widać, nie trzeba wcale wyjeżdżać na Zachód, będąc jeszcze nastolatkiem, aby wymarzona szansa na grę w najlepszych ligach nie pozostała sferą marzeń.
Nie potrzeba również kilku sezonów, aby zdobyć zaufanie trenera. Zawodnik zawsze zdoła ugruntować swoją pozycję, jeśli przełoży na boiskowe zmagania swój potencjał oraz talent.
Aby odnaleźć ostatni mecz ligowy, w którym Piątek nie wpisał się na listę strzelców, musimy cofnąć się aż do 12 maja, kiedy 23-latka zatrzymała…Sandecja. Jak widać futbol jest niezwykle przewrotnym sportem, ponieważ w ostatnich tygodniach tego wyczynu nie zdołały dokonać takie ekipy jak Sassuolo, Lazio czy Chievo.
Trzymanie na ławce rezerwowych napastnika w życiowej formie może okazać się ogromnym błędem, pomimo pozornej dysproporcji umiejętności między Lewandowskim a Piątkiem. Snajperów rozlicza się z ostatnich meczów, a prawda wygląda tak, że obecnie 23-latek z Genoi jest najbardziej regularnym napastnikiem na całym świecie.
Jedyny mankament Piątka to dotychczasowy terminarz „Rossoblu”. Podopieczni Ballardiniego na razie mierzyli się głównie z drużynami z dolnej połówki tabeli, zatem zetknięcie z Patricio czy Donnarummą mogłoby skutkować zatrzymaniem znakomitej passy napastnika.
Z drugiej strony, Genoa mierzyła się już z Lazio i Piątek bez problemów potrafił znaleźć drogę do siatki, nie zważając na solidną linię obrony rzymian oraz Strakoshę na bramce.
Na ten moment jednak nie możemy być w 100% pewni czy Piątek jest gotowy na rywalizację z najlepszymi defensorami świata, którzy już czekają na mecze z „Biało-czerwonymi”. Być może przekonamy się o tym już jutro, jeśli Brzęczek zdecyduje się postawić na „konkwistadora” Półwyspu Apenińskiego.

Bez zegarka, bez minut

Ostatnim kandydatem do roli środkowego napastnika jest Arkadiusz Milik, którego szanse na występ od pierwszej minuty pozostają jednak iluzoryczne. Jedyną szansę dla gracza Napoli można upatrywać w niezbyt realnej zmianie formacji na taką z dwoma centralnie ustawionymi „dziewiątkami”.
Kariera Arka nie toczy się we właściwym tempie z powodu dwóch zerwań więzadeł krzyżowych, zatem trudno oczekiwać, że Brzęczek desygnuje do gry właśnie 24-latka. Na swoją kolej czekają już młodsi i być może lepsi.
Na początku tego sezonu wydawało się, że wreszcie nastąpi punkt zwrotny w przygodzie polskiego napastnika z Napoli. Ancelotti po przybyciu na San Paolo postanowił odejść od dotychczas stosowanego przez Sarriego ustawienia z Mertensem w roli fałszywej „dziewiątki”, umieszczając na środku ataku Milika.
Arek odwdzięczył się włoskiemu trenerowi bramką w pierwszej kolejce przeciwko Lazio, ale kolejne spotkania w jego wykonaniu były całkowicie bezowocne.
Cierpliwość Ancelottiego się skończyła, a do składu wrócił Mertens, dzięki czemu zupełnie odżył Insigne. 5 bramek oraz jedna asysta w ostatnich pięciu spotkaniach pokazują, że filigranowy skrzydłowy korzysta na nieobecności typowego napastnika w polu karnym.
Utrata składu w klubie powinna skutkować również uczynieniem Milika żelaznym rezerwowym. Wszyscy dobrze wiemy, że 24-latek był decydującym elementem kadry „Biało-czerwonych”, gdy jego pozycja w klubie nie podlegała żadnym wątpliwościom.
Arkadiusz imponował skutecznością w trakcie eliminacji do Mistrzostw Europy, ale wiązało się to również z fantastyczną postawą w klubie. Napastnika, który zdobywał 24 bramki w sezonie nie można było sadzać na ławce.
Aktualnie o Miliku pisze się częściej w kontekście napaści neapolitańskich bandytów, a nie boiskowych wyczynów, ponieważ tych po prostu nie ma.
Ancelotti odstawił Milika i nikt pod Wezuwiuszem nie ma mu tego za złe. Polscy kibice raczej też nie będą kamienować Brzęczka za posadzenie na ławce napastnika, który ostatniego gola dla kadry zdobył 4 września 2017 roku z Kazachstanem.

Trzy „dziewiątki”, jedno miejsce

Przed polskim selekcjonerem ostatnie godziny przed starciem z podopiecznymi Santosa, które być może będą miały decydujący wpływ na ostateczny kształt ofensywy „Biało-czerwonych”.
Na tę chwilę naprawdę trudno wytypować, który z napastników najmocniej zaimponował 47-letniemu szkoleniowcowi. Piątek zanotował iście spektakularny start sezonu, Lewandowski to wciąż jedna z najbardziej uznanych marek na środku ataku, a Milik być może potrzebuje nieco zaufania, aby móc odbudować formę sprzed dwóch lat.
Liga Narodów powinna być traktowana jako poligon doświadczalny, zatem naprawdę liczę na to, że Krzysztof Piątek zdoła wywalczyć sobie miejsce w pierwszym składzie przeciwko Portugalczykom.
Może to brzmieć nieco kontrowersyjnie, biorąc pod uwagę, że w takim wypadku najprawdopodobniej na ławce rezerwowych usiadłby kapitan reprezentacji, Robert Lewandowski.
Pamiętajmy jednak, że zastąpiłby go człowiek (lub maszyna, kto to wie), dzięki któremu Genoa zaczyna właściwie każde spotkanie od wyniku 1:0. Może warto wykorzystać to również w reprezentacji.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również