Listkiewicz wspomina ostatnie mundiale Polaków. "Premier wszedł do szatni w trakcie odprawy i wygłosił mowę o tym, czego oczekuje naród. Po meczu powiedział, że sam mogę opier... piłkarzy"

Listkiewicz wspomina ostatnie mundiale Polaków. "Premier wszedł do szatni w trakcie odprawy i wygłosił mowę o tym, czego oczekuje naród. Po meczu powiedział, że sam mogę opier... piłkarzy"
Dariusz Majgier / shutterstock.com
Michał Listkiewicz w rozmowie ze "Sportem" wspomina mundiale, w których uczestniczył. Dwa razy jechał na nie jako szef polskie ekipy na turniej. - W Niemczech przeżyłem większe rozczarowanie niż w Korei - mówi Listkiewicz.
Listkiewicz był sędzią liniowym w trakcie mistrzostw świata w 1990 i 1994 roku. Później na turnieje jeździł jako działacz FIFA, a na początku XXI wieku - jako prezes PZPN.
Dalsza część tekstu pod wideo
Jesienią 1999 roku Listkiewicz wybrał na nowego selekcjonera Jerzego Engela. Choć decyzja szefa PZPN została przyjęta ze zdumieniem, a nowy selekcjoner słabo zaczął swoją kadencję, to ostatecznie po szesnastoletnim oczekiwaniu wprowadził reprezentację Polski do mistrzostw świata w Korei Południowej i Japonii. Na tym dobre wyniki kadry Engela się skończyły - z mundialem biało-czerwoni pożegnali się już po fazie grupowej. Według Listkiewicza wszyscy zachłysnęli się sukcesem w eliminacjach.
- Bankiet po wywalczeniu awansu trwał w Warszawie trzy dni, a później zaczął się… Tour de Pologne, czyli wizyty w regionach i zakładach pracy; zamiast pracy było zachłystywanie się awansem. A czas uciekał. W Seulu przywitał nas zespół pieśni i tańca, i od tego momentu nic już nie wyglądało tak, jak sobie zakładaliśmy. Nasz ośrodek był kompletnie odizolowany, bo tak zażyczył sobie pion sportowy. To jednak nikomu nie pomogło i z perspektywy czasu uważam, że to był bardzo zły wybór - mówi Listkiewicz w rozmowie z Adamem Godlewskim dla dziennika "Sport".
Cztery lata później biało-czerwonych do mistrzostw świata wprowadził Paweł Janas. Znów na rozpoczęcie mundialu czekaliśmy ze sporymi nadziejami, ale znów musieliśmy przeżyć spore rozczarowanie. Balon pękł już po pierwszym meczu. Polacy przegrali z Ekwadorem 0:2.
- W Niemczech przeżyłem większe rozczarowanie niż w Korei. Dałem się zwieść po wygranej pół roku przed mundialem w Barcelonie w meczu towarzyskim, że Ekwador jest słaby. Janas konkretnie przygotowywał drużynę, wiedział na czym polega specyfika mundialu, a poza tym był wielkim faworytem Kazimierza Górskiego, który nieustannie dowartościowywał tego selekcjonera. Piłkarze wiedzieli wszystko o wrzutach z autu Ekwadorczyków, ale niestety właśnie w opisany na odprawach sposób – a uczestniczyłem we wszystkich – daliśmy sobie wbić gola - wspomina były prezes PZPN.
Listkiewicz uważa, że wpływ na porażkę w meczu otwarcia miał też... ówczesny premier Kazimierz Marcinkiewicz. Polityk przeszkodził sztabowi reprezentacji i piłkarzom w przygotowaniach do meczu otwarcia.
- Ówczesny premier Kazimierz Marcinkiewicz wtargnął do naszej szatni w czasie odprawy przed Ekwadorem. Wpadł z ochroniarzami, wygłosił mowę o tym, czego oczekuje naród, po której Janas się na mnie wściekł. Tylko co ja mogłem – wynieść premiera rządu RP za klapy? Po końcowym gwizdku, zapytałem, czy szef rządu ma ponownie ochotę wejść do szatni. Uzyskałem odpowiedź, że sam mogę teraz piłkarzy… opier....ć. Zupełnie inaczej po porażce z Niemcami zachował się śp Lech Kaczyński, który wraz z małżonką chciał koniecznie zejść do zawodników. Był dumny, że powalczyli do końca i chciał im koniecznie podziękować. I tak zrobił - mówi Listkiewicz.

Przeczytaj również