LM. Contempromitacja FC Interu, szok w Amsterdamie i tylko “Byków” żal. Ligo Mistrzów, byle do wiosny

Contempromitacja Interu, szok w Amsterdamie i tylko “Byków” żal. Ligo Mistrzów, byle do wiosny
Anton_Ivanov/shutterstock.com
To nie była wybitna faza grupowa Ligi Mistrzów. Emocji nie brakowało, bo trudno, by wśród kilkudziesięciu rozegranych spotkań chociaż kilka nie wzbudziło dodatkowej adrenaliny w sercach kibiców, ale i tak prawdziwa zabawa zacznie się na wiosnę. Wszyscy główni faworyci przeszli dalej, a największymi przegranymi są ekipy Interu i Ajaxu. W ostatniej kolejce awans mieli na tacy, tylko że tę tacę sami sobie wytrącili z rąk.
Przed minioną serią gier jeden z popularnych, zagranicznych profili piłkarskich na Twitterze opublikował sondę dla kibiców, w której tematem spytano o szanse na zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Finalne wyniki były bardzo zbliżone, a w komentarzach nie brakowało opinii, że żadna z drużyn nie gra w bieżącym sezonie na niebotycznym poziomie.
Dalsza część tekstu pod wideo
I z tym można polemizować, bo Liverpool jak walec jedzie po upragnione mistrzostwo Anglii, ale z drugiej strony w LM “The Reds” długo nie mieli zagwarantowanego awansu do fazy pucharowej. Zresztą co tu porównywać rozgrywki ligowe do międzynarodowych, wystarczy zajrzeć do Mediolanu i pogadać z Antonio Conte.
Nie znajdziemy wyraźnego faworyta do końcowego triumfu w Lidze Mistrzów. Jest oczywiście grono kilku drużyn, które mogą do tego predestynować, ale umówmy się, te zespoły co roku mają w teorii największe szanse na sukces. Real, Barcelona, Liverpool, Juventus, Bayern, City, PSG… Ok, ok, jak zawsze, to jasne.
Nikt jednak w fazie grupowej nie wyróżnił się na tyle, by wybić się mocno ponad inne ekipy. Jedyny klub z kompletem zwycięstw to Bayern, który może i ma super bilans, zdemolował Tottenham, ale ze względu na grę w obronie i perypetie szkoleniowo-urazowe, trudno Roberta Lewandowskiego i spółkę traktować jako pewniaka do choćby półfinału. Chyba, że wprowadzi ich tam Manuel Neuer w nowej roli.
A poważnie, to “Die Roten” mogą zarówno zagrać w finale w Stambule, jak i odpaść już w pierwszym etapie fazy pucharowej. Obie hipotetyczne sytuacje nie byłyby na dziś gigantyczną niespodzianką. Szczególnie patrząc na możliwych rywali z drugich miejsc.
“Barca” uzależniona od tandemu Messi-Suarez, Real lepszy, ale wciąż niepewny, Juventus słabszy niż przed rokiem, City tak samo, z PSG nigdy nic nie wiadomo. To co, znów Liverpool? Kto wie, co by było gdyby piłkarze Salzburga nie szli we wtorek w ślady Mo Salaha z pierwszej połowy i strzelili choćby bramkę.
I właśnie dlatego faza pucharowa zapowiada się znakomicie. Rywalizacja w grupach to i tak przecież tylko przedsmak dania głównego, a na wiosnę mało kto będzie pamiętał, kogo który zespół wyeliminował w grupie i jak grał w chłodny wieczór w Brugii, Genku czy Pireusie. Większe kłopoty z wymazaniem niektórych zdarzeń z pamięci mogą mieć Ci, którzy nie zakończyli fazy grupowej z happy-endem.

Contempromitacja

Deja vu kibiców “Nerazzurrich”. W zeszłym roku ich ulubieńcy pokpili sprawę w podobny sposób jak teraz. Można się tylko zastanawiać, która sytuacja jest bardziej wstydliwa dla włoskiej drużyny.
Przypomnijmy: w grudniu 2018 r. Inter miał olbrzymią szansę na awans do fazy pucharowej. W ostatniej kolejce mediolańczycy mierzyli się u siebie z PSV Eindhoven, które pojechało do Włoch na wycieczkę. A przynajmniej tak pewnie myśleli piłkarze gospodarzy, no bo przecież rywale z Holandii byli już pewni ostatniego miejsca w grupie. Tymczasem skończyło się na remisie 1:1 i zaprzepaszczeniu fantastycznej okazji na przejście dalej.
Antonio Conte został zatrudniony w Interze nie tylko w celu przebudowy zespołu i zakończenia dominacji Juventusu w lidze. Były menedżer Chelsea miał sprawić, że do powtórki sprzed roku już nie dojdzie. No cóż, doszło. “Nerazzurri” tak spektakularnie dali ciała, że kibicom można naprawdę współczuć.
Może i dramat piłkarzy Interu zaczął się w drugiej połowie starcia w Dortmundzie przed miesiącem, ale triumf nad rezerwowym składem Barcelony był ich obowiązkiem. Nawet bukmacherzy szczerze wątpili w jakikolwiek sukces “Dumy Katalonii” bez Messiego w składzie. A tu się okazało, że młodzi i rezerwowi mieli ochotę się pokazać. Że Todibo to jednak materiał na znakomitego stopera, że Alena może stanowić przyszłość klubu, że Rakitić to dalej gwarant jakości, a Perez i Fati mogą zapewnić bramki.
Inter oddał mniej strzałów od Barcelony, a nie ma to znaczenia, że piłka dwukrotnie wpadała do bramki świetnie dysponowanego Neto po wcześniejszym ofsajdzie. Oczekiwano awansu, a jest kompromitacja. Inaczej nie da się tego nazwać. To kolejny dowód na różnice między ligą, a Ligą Mistrzów. W Serie A Inter dostarcza kibicom mnóstwo radości, a tutaj ewentualnie ból głowy i oczu.
Antonio Conte zdążył się wściekać na wąską kadrę zespołu już po wcześniejszych spotkaniach fazy grupowej. Mówił, że bez wzmocnień drużyna nie poradzi sobie na polu bitwy i w Italii, i w Europie. Może chociaż na Ligę Europy wystarczy. Chyba, że taktyka 3-5-2 tam też nie zadziała.

Ajajax, jaka szkoda

Piłkarze Ajaxu Amsterdam mogą przybić piątkę z zawodnikami Interu. Też pierwszy krok do utraty awansu wykonali wcześniej, ale również wszystko mieli w swoich rękach i na własnym boisku zawiedli kibiców. Tak jak Włosi w czwartej kolejce przespali drugą połowę w Dortmundzie, tak Holendrzy zawalili sprawę w Londynie. Nie ma wątpliwości, że gdyby dowieźli prowadzenie 4-1 (!) z Chelsea na Stamford Bridge, to spokojnie przeszliby dalej. A tak mamy niespodziankę.
Niespodziankę, bo wszyscy pamiętamy, jak znakomicie spisywała się drużyna Ajaxu w poprzedniej edycji Ligi Mistrzów. Od finału dzieliło ich kilkadziesiąt sekund, lecz zabrakło koncentracji. Wypisz wymaluj pojedynek z “The Blues”, choć w tym wypadku kluczowy wpływ miały dwie czerwone kartki w jednej akcji. Swoją drogą, to było nieprawdopodobnie szalone spotkanie.
A czego zabrakło z Valencią? Skuteczności i trochę szczęścia. To nie był mecz jak w Mediolanie, że przyjezdni oddali więcej strzałów. Ajax dążył do wyrównania, a wcześniej bramkę stracił we frajerski sposób, bo Veltman złamał linię spalonego jakby grał w Ekstraklasie, a nie wśród najlepszych na świecie.
Pomimo wielkiego rozczarowania w Amsterdamie, trzeba pamiętać, że w porównaniu z fantastyczną postawą na wiosnę, z tej drużyny wyjęto de Ligta i de Jonga. Uczciwie oceniając, potencjał Ajaxu mieści się właśnie w granicach Valencii. A to “Nietoperze” postarali się o lepsze relacje z losem, co podkreślał Erik ten Hag.
- W futbolu nie zawsze dostaniemy to, na co zasługujemy. Szczęście było po stronie Valencii. Graliśmy niezłą piłkę, ale popełniliśmy jeden, bardzo kosztowny błąd. Wszyscy są bardzo rozczarowani, to dla nas duży cios - powiedział szkoleniowiec.
Wszystko na to wskazuje, że jeśli ten Hag ma ochotę się zrewanżować, to dostanie na to szansę w mocniejszym, większym klubie niż aktualny. Do Monachium daleko nie ma.
A sam Ajax? Szkoda, że nie ma dwóch “dzikich kart” na fazę pucharową, bo mistrzowie Holandii na pewno byliby wartością dodatnią. Trochę polotu i finezji zawsze jest mile widziane.

“Byki” ranne, ale silne

Liga Mistrzów na pewno by nie ucierpiała, gdyby tę drugą “dziką kartę” dostali piłkarze Salzburga. Szesnaście goli zdobytych, trzynaście straconych, emocje i jakość w każdym z sześciu spotkań. Najlepszy austriacki klub wreszcie trafił do Champions League i wszedł tu z buta, wywalając drzwi i do końca uprzykrzając życie faworytom.
Mecz z Liverpoolem mógł potoczyć się zupełnie inaczej, ale gospodarze byli w pierwszej odsłonie równie nieskuteczni, co Mohammed Salah. Tyle, że w przeciwieństwie do Egipcjanina, w drugiej połowie się nie poprawili. Gol na 0:2 zupełnie wypompował z Salzburga całe powietrze. O ile przy jednobramkowej stracie mieliby szmat czasu na podjęcie walki, o tyle bramka Salaha zamknęła temat. Tym większa szkoda, że padła po katastrofalnym błędzie stopera Red Bulla.
Co do personaliów, to ta przygoda Salzburga z Ligą Mistrzów może być długo pamiętana, jeśli okaże się kamieniem milowym w karierze Erlinga Haalanda. A wszystko na to wskazuje. Norweg to największy wygrany tych kilku miesięcy, zrobił furorę, chciałoby go u siebie pół Europy. Możliwe, że Haaland nawet nie zdąży pomóc zespołowi powalczyć o zwycięstwo w Lidze Europy, bo Borussia Dortmund już teraz chce mieć go w swoich szeregach.
Nie tylko norweski snajper zwrócił na siebie uwagę najlepszych. Angielscy dziennikarze, którzy doskonale orientują się w realiach Liverpoolu, podali, że przy okazji wczorajszego meczu “The Reds” starali się sfinalizować transakcję pozyskania Takumiego Minamino, ofensywnego gracza Salzburga.
W notesach tłumu europejskich skautów widnieją też nazwiska Hwang Hee-chana i Dominika Szoboszlaia. Podopieczni Jessego Marcha zdobyli serca kibiców, wypromowali klub, wypromowali siebie, stos zasłużonych pochwał usłyszał też sam trener. Same plusy, oprócz oczywiście braku awansu. Pomimo tego, na twarzach szefów mistrza Austrii powinien widnieć uśmiech. Uzasadniony.
***
Oby sporo uśmiechu przyniosła nam wiosenna Liga Mistrzów. Może i bez Interu, Ajaxu i Salzburga, ale za to z plejadą najlepszych drużyn i najlepszych piłkarzy na świecie. Do fazy pucharowej zakwalifikowali się przedstawiciele tylko pięciu najlepszych lig. Zwolennicy Superligi pośrednio mają to, czego chcieli. Elitarne grono, bez wyjazdów do Sankt Petersburga i Lizbony.
A co, bądźmy optymistami: mamy pełne prawo oczekiwać fantastycznej 1/8 finału, znakomitych ćwierćfinałów, kapitalnych półfinałów i wspaniałego wielkiego finału. Ligo Mistrzów, do zobaczenia!
Mateusz Hawrot

Przeczytaj również