Loew przetoczył krew. Mistrzowska drużyna już nie istnieje. Odnowiona reprezentacja Niemiec ma przejść do historii

Loew przetoczył krew. Mistrzowska drużyna już nie istnieje. Odnowiona reprezentacja Niemiec ma przejść do historii
A.Ricardo / shutterstock.com
Tylko dwa razy zdarzyło się, by mistrz świata obronił tytuł na następnym mundialu. W 1934 i 1938 roku wygrywali Włosi, w 1958 i 1962 – Brazylijczycy. To już bardzo odległa przeszłość, opowieści z podręcznika historii. Joachim Loew chciałby dopisać do niego nowy rozdział z reprezentacją Niemiec.
Obrona tytułu stała się dla niemieckiego selekcjonera czymś w rodzaju obsesji. Gdy piłkarska Europa szykowała się do mistrzostw w 2016 roku, Loew powtarzał, że dla niego to jedynie przystanek w drodze do celu. A ten jest oczywisty – ponowne zwycięstwo w mundialu.
Dalsza część tekstu pod wideo

Lepszy wymiar solidności

Jeśli jego marzenia się spełnią, to będziemy świadkami jednego z największych wydarzeń w dziejach reprezentacyjnego futbolu. Nie, nie rozchodzi się tylko o możliwość wygrania drugiego mundialu z rzędu. Chodzi też o kontekst.
Niemcy nad wszystkimi reprezentacjami na świecie górują regularnością - ich legendarna solidność weszła w lepszy wymiar. W XXI wieku nie dostali się do najlepszej czwórki wielkiego turnieju tylko raz – podczas fatalnych dla nich mistrzostw Europy w 2004 roku. Pozostałe siedem startów kończyli przynajmniej w półfinale. Przy okazji ostatniego mundialu ustanowili nowy rekord – zdobyli medal na czwartych mistrzostwach świata z rzędu. Nikt nie rozsiadł się w czołówce na tak długo. I nikt przy okazji nie przebudował swojego futbolu od fundamentów aż po dach.
Dziś te szesnaście lat można dzielić na różne epoki. Srebro mundialu z 2002 roku, siermiężna drużyna o twarzach Olivera Kahna i Carstena Ramelowa. Cztery lata później przełom, początek obalania stereotypów o brzydko grających Niemcach – niespodziewany brąz drużyny Juergena Klinsmanna i wybuch entuzjazmu zamiast spodziewanej katastrofy. Era Loewa z atrakcyjnym futbolem, mistrzostwem świata i niedosytem po dwóch półfinałach EURO, który jest też potwierdzeniem tego, jak wysoko fruwa reprezentacja Niemiec. Obrona tytułu byłaby zamknięciem najlepszego okresu w jej historii. A Loewa, który od dwunastu lat projektuje i rozwija drużynę, wyniosłaby do grona największych trenerów wszech czasów.

Przetaczanie krwi

Po wojnie europejscy mistrzowie świata broniąc tytułu dochodzili w najlepszym razie do ćwierćfinału. Trzej ostatni, czyli Francuzi, Włosi i Hiszpanie, kompromitowali się już w fazie grupowej. Warto studiować zwłaszcza przypadki z 2002 i 2014 roku, bo pokazują, jak ważne jest wyczucie odpowiedniego momentu na przeprowadzenie zmian. I Roger Lemerre, i Vicente De Bosque go przespali. Jeszcze raz zaufali sytym mistrzom, nie potrafili podjąć trudnych decyzji, odświeżyć drużyny.
Co szykując się do obrony tytułu robi Loew?
Drużyny sprzed czterech lat właściwie nie ma. W reprezentacji zostało już zaledwie dziewięciu mistrzów świata: Manuel Neuer, Matthias Ginter, Mats Hummels, Jerome Boateng, Sami Khedira, Julian Draxler, Toni Kroos, Mesut Ozil i Thomas Mueller. Czyli, poza Ginterem i Draxlerem, kręgosłup pierwszej jedenastki.
Niewiele więcej zostało po EURO 2016. Choć minęły tylko dwa lata, to Loew ponownie powołał tylko trzynastu zawodników: Neuera, Boatenga, Hummelsa, Draxlera, Khedirę, Kroosa, Muellera, Oezila, Marca-Andre ter Stegena, Jonasa Hectora, Antonio Ruedigera, Joshuę Kimmicha i Mario Gomeza. 
Po części zmiany wymusiła sytuacja - niektórzy piłkarze zakończyli kariery, inni zrezygnowali z gry w kadrze, ktoś stracił formę. Ale Loew umiejętnie zarządza tym procesem, próbuje, rotuje, łączy ogień z wodą. Z jednej strony ma drużynę ustabilizowaną, z drugiej, dzięki ciągłej rotacji, niezastaną, ciągle świeżą, z zawodnikami głodnymi sukcesu.
Komfort wyboru miał zresztą olbrzymi. Latem 2017 roku, gdy Niemcy w połowie rezerwowym składem wygrali Puchar Konfederacji, a ich młodzież zdobyła mistrzostwo Europy, media zaczęły zalewać kolejne jedenastki złożone z kandydatów do gry na mundialu. Niemcy A, Niemcy B, Niemcy C... Gdyby dostali przywilej wystawienia na mundialu drugiej kadry, to też, tak jak w przypadku Francji, czy Hiszpanii, byłaby pewniakiem do wyjścia z każdej grupy.

Wielki nieobecny

Loew przed mistrzostwami świata odrzucił m.in. Bernda Leno, jednak lepszego bramkarza od powołanego Kevina Trappa, Emere Cana, Mario Goetze, Shkodrana Mustafiego, Jonatana Taha... Największe kontrowersje wywołało pominięcie Sandro Wagnera, który strzelał gole nawet jako zmiennik Roberta Lewandowskiego, oraz Leroya Sane, który pięknie rozkwitł u Pepa Guardioli.
Skrzydłowy Manchesteru City rozegrał świetny sezon, wielu selekcjonerów oddałoby za niego palec, ale Loew jeszcze mu nie zaufał. Statystyki z sezonu klubowego jego wyboru nie bronią – Sane miał udział przy 33 golach swojej drużyny – ale też nie zawsze mają bezpośrednie przełożenie na przydatność piłkarza dla reprezentacji. Przecież Lukas Podolski odgrywał w niej kluczową rolę nawet wtedy, gdy w kolejnych klubach wiodło mu się przeciętnie.
Może Sane przekonałby do siebie selekcjonera, gdyby latem ubiegłego roku pojechał na Puchar Konfederacji, a nie na operację nosa. A może Loew po prostu uznał, że młody piłkarz nie pasuje mu charakterologicznie; że nie tylko nic nie wniesie do drużyny w roli rezerwowego, ale wręcz będzie jej szkodził. Taką wersję uprawdopodabniają słowa Matsa Hummelsa, członka reprezentacyjnej starszyszny, który o Sane wypowiadał się dość chłodno.
Inna rzecz, że Loew na dobrą sprawę nie musiał wykazywać zaufania, bo akurat skrzydła ma obsadzone mocno. Może na nich wystawić i Muellera, i Draxlera, i wreszcie zdrowego Marco Reusa, który ma wszystko, by zostać jedną z gwiazd mundialu.

Znaki zapytania

O ile o ofensywę Loew nie musi się obawiać – nieco przesadzony wydaje się nawet problem klasowego snajpera – o tyle musi go martwić sytuacja w obronie.
Kilkanaście dni temu wydawało się, że najlepiej dla niemieckiego selekcjonera byłoby, gdyby pauza Neuera przeciągnęła się jeszcze na przygotowania do mundialu. Wtedy sprawa wyjaśniłaby się sama – pierwszym bramkarzem na mistrzostwach byłby mający za sobą świetny sezon Marc-Andre ter Stegen. Bramkarz Bayernu jednak wrócił, a Loew, stawiając się pod ścianą, obiecał mu miejsce w pierwszym składzie. Choć Neuer w towarzyskich meczach z Austrią i Arabią Saudyjską zagrał dobrze, to znak zapytania przy jego nazwisku będzie stawiany przez cały mundial.
A przecież Niemcy swój sukces sprzed czterech lat zawdzięczają także jego odważnej grze daleko od własnego pola karnego. Gdyby w 1/8 finału przeciwko Algierii grał bardziej zachowawczy bramkarz, może nie byłoby czwartego niemieckiego mistrzostwa świata. Neuer często interweniował brawurowo, grał na granicy błędu, ale ostatecznie jej nie przekroczył. Teraz, po dziewięciomiesięcznej przerwie, gdy może mu brakować wyczucia, będzie musiał grać ostrożniej.
Na formie Neuera wątpliwości się nie kończą. Niepewnie w dwóch czerwcowych sparingach grali obrońcy, którzy nie musieli przecież powstrzymywać topowych atakujących. Zawodziła organizacja gry, brakowało równowagi, koncentracji i formy. Jerome Boateng jest daleko od optymalnej dyspozycji. Gorzej niż w trakcie sezonu wyglądał Joshua Kimmich, który przez swoje ofensywne zapędy zostawia rywalom sporo luzu na boku boiska. Jonas Hector, grający na lewej obronie wynalazek Loewa, ma coś wspólnego z naszym Jakubem Wawrzyniakiem. Też w reprezentacji jest zastępcą piłkarza, którego nie ma. Czyli – lewego obrońcy klasy międzynarodowej.

Półfinał jak wyjście z grupy

Przed mundialem trudno mówić o sielance. Smrodu narobili Mesut Ozil i Ilkay Gundogan, którzy spotkali się z Recepem Tayyipem Erdoganem, w dodatku tytułując go „swoim prezydentem”, za co oberwało im się od części polityków, byłych piłkarzy i kibiców. Nie dają powodów do optymizmu wyniki meczów towarzyskich – Niemcy w sześciu ostatnich spotkaniach wygrali tylko z Arabią Saudyjską.
Loew, przynajmniej pozornie, jednak spokój. Sparingami turniejów się przecież nie wygrywa. Nie robi się tego też wrażeniem sprawianym w fazie grupowej, co udowodniła Portugalia w trakcie EURO 2016. Wystarczy ją przejść suchą stopą, czyli w tym przypadku nie trafić na Brazylię już w 1/8 finału. A potem zaczną się właściwe mistrzostwa.
Dla Niemców celem minimum – naprawdę minimum, wszystko poniżej będzie klęską – jest półfinał. Ale to nikogo nie zachwyci, to będzie jak dla wielu drużyn wyjście z grupy. Niemcy, Loew, mistrzowie sprzed czterech lat chcą zbudować swoją legendę drugim tytułem z rzędu. Skoro mamy sezon na bronienie trofeów teoretycznie nie do obronienia – patrz: Real w Lidze Mistrzów – to może i ta od lat planowana misja zakończy się sukcesem.
Bartosz Wlaźlak

Przeczytaj również