Man City. Uczniowie Guardioli podbijają Europę. Celują tylko w mistrzostwa. "Sam stworzył największego rywala"

Uczniowie Guardioli podbijają Europę. Celują tylko w mistrzostwa. "Sam stworzył swojego największego rywala"
Li Ying/Pressfocus
Miarą wielkości danego trenera nie zawsze muszą być zdobywane przez niego tytuły. Często chodzi bowiem o wpływ, jaki wywarł on na następną generację piłkarskich nauczycieli. Pep Guardiola, który nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, już teraz doczekał się imponującego grona uczniów. Jego byli podopieczni podbijają największe ligi, a inspiracje Hiszpanem są widoczne gołym okiem.
Przez lata w świecie futbolu za najbardziej wpływowego szkoleniowca uważano Marcelo Bielsę. Argentyńczyk inspirował szereg trenerów - otwarcie mówili o tym Pep Guardiola, Maurcio Pochettino, Phil Neville, Diego Simeone, Gerardo Martino, a nawet Zinedine Zidane. Czas jest jednak nieubłagany i wielu z byłych uczniów 67-latka stało się mistrzami w fachu, a następnie zaczęło inspirować swoich następców.
Dalsza część tekstu pod wideo
W tej kwestii szczególny wydaje się przypadek Pepa Guardioli. Hiszpan, który odpowiada za wyniki Manchesteru City, ma dopiero 52 lata, ale już teraz może pochwalić się imponującym gronem kontynuatorów swojej myśli. Dość powiedzieć, że trzech najbardziej wyrazistych walczy w swoich ligach o najwyższe laury, a jeden z nich rzucił rękawicę mentorowi i ma nad nim satysfakcjonującą przewagę.
Dla szkoleniowca "The Citizens" musi być to sytuacja wyjątkowa, bowiem pierwszy raz jego pozycji może zagrozić ktoś, kto przez lata trzymał się u jego boku. Z jednej strony na usta ciśnie się więc duma, z drugiej zaś obawa o to, że imperium zostanie zachwiane. W końcu w ostatnich pięciu latach ekipa z The Etihad aż cztery razy sięgała po tytułu, a passę zdołał przerwać jedynie Liverpool. Teraz blisko powtórzenia sukcesu "The Reds" jest Arsenal Mikela Artety.

Najgorszy rywal

W bieżącym sezonie Pep Guardiola został postawiony pod ścianą. W momencie, gdy jego zespół ma wiele problemów, ale i tak gra na świetnej średniej punktowej, znalazł się ktoś, kto potrafił wykorzystać najmniejsze choćby niedociągnięcie. Obecnie Arsenal ma pięć punktów przewagi nad Manchesterem City i jedno zaległe spotkanie. To sytuacja niezwykle komfortowa, czego oczywiście nie byłoby bez pracy, którą wykonał Mikel Arteta.
Trener urzędujących mistrzów Anglii przyznał niedawno, że jego były asystent zawsze czuł niezwykłą więź z "Kanonierami". Podczas wspólnej pracy stworzyli duet, który sterroryzował większość Premier League. Bały się ich wszystkie zespoły, a londyńczycy - zanim zaczęła się kadencja Artety - mieli niezwykłe problemy z drużyną z The Etihad. Guardiola po prostu z nimi nie przegrywał, niezależnie od tego, czy kadencję kończył Arsene Wenger, czy próbował Unai Emery, czy na moment wskakiwał Fredrik Ljungberg.
  • Zwycięstwa Manchesteru City - 6
  • Zwycięstwa Arsenalu - 0
  • Remisy - 1
  • Bramki - 18:5
W tym okresie Manchester City miał więc mnóstwo powodów, by fetować okazałe zwycięstwa nad zespołem, który wchodzi w skład oryginalnego Big Six. W większości wypadków Arteta dołączyłby do celebracji. Arsenal pozostawał jednak absolutnym wyjątkiem. - Pamiętam, kiedy pracowaliśmy razem, kiedy zdobywaliśmy wiele bramek z naszymi przeciwnikami, on zawsze skakał i świętował. Poza jedną drużyną. Za każdym razem, gdy strzelaliśmy gola, podskakiwałem, wracałem, a on siedział na ławce. Tą drużyną był Arsenal - wspominał Guardiola.
Ta niegasnąca miłość do "Kanonierów" zaowocowała w końcu szansą dla młodszego z Hiszpanów. W 2019 roku przejął on rozbity zespół i chociaż szybko okazało się, że nie jest on w stanie dorównać Guardioli w bezpośrednim starciu, to rozpoczęty wówczas proces zaowocował sytuacją, w której Manchester City realnie musi obawiać się kogoś innego niż Liverpool. Owszem, ligowe potyczki twarzą w twarz nadal rozstrzygane są na korzyść "The Citizens" - chociaż obaj szkoleniowcy teoretycznie znają swoje największe słabości - lecz wyścig po mistrzostwo zaczął wymykać się spod kontroli molocha z miasta Oasis.
Arteta zdołał bowiem przyjąć część unikatowych cech swojego mistrza i zaadaptować je na własną potrzebę. 40-latek nauczył się zatem budowania relacji z zawodnikami oraz sztabem, a także władania szatnią twardą ręką. Guardiola postawił na swoje w wypadku Zalatana Ibrahimovicia, którego bezpardonowo skreślił z FC Barcelony, a nieco później powtórzył ten proces z Joe Hartem w City. Jego uczeń nie miał zaś oporów przed tym, by pozbyć się Pierre'a Emericka-Aubameyanga, pełniącego przecież funkcję kapitana.
Co więcej, analogię można ciągnąć dalej - za każdym razem wspomniane ruchy okazywały się punktami przełomowymi: "Duma Katalonii" stworzyła niezwykły atak z Davidem Villą, a jej szatnia odżyła; "The Citizens" mogli w końcu bez oporu konstruować akcje od własnej bramki; "Kanonierzy" nauczyli się, że to nie jednostka jej najważniejsza, szczególnie wtedy, gdy działa degradująco na resztę grupy.
Kolejną kwestią, która pozwoliła stać się Artecie największym rywalem swojego mistrza, jest perfekcjonizm. W tym wypadku 41-latek może nawet górować nad byłym szkoleniowcem Bayernu Monachium. W końcu w ekipie "Kanonierów" wszystko ułożone jest jak od linijki, zawodnicy chodzą jak w zegarku, a myśl szkoleniowca jest prymarna. Hiszpan dopuszcza do siebie głos innych, ale jeśli uprze się na to, że na pozycji pół-lewego stopera ma występować wyłącznie lewonożny piłkarz, to prędzej skończy się to wyłożeniem 20 milionów funtów na szerzej nieznanego reprezentanta Polski, niż odstępstwem od normy.

Wielki reformator

Mikel Arteta nie jest oczywiście jedynym trenerem, na którego Pep Guardiola wywarł wpływ w trakcie wspólnej pracy. Utytułowanemu Hiszpanowi dużo zawdzięcza także Vincent Kompany, który zupełnie przekształcił Burnley. Wcześniej "The Clarets" byli znani jako jeden z najbrzydziej, ale i najefektywniej grających zespołów. Sean Dyche przez lata stawał na głowie, by jakoś wyciągnąć wynik gwarantujący utrzymanie, co było znacznie powyżej możliwości kadrowych Burnley.
Ostatecznie jednak najbardziej angielska z angielskich drużyn pożegnała się z elitą, wcześniej zaś podziękowano rudowłosemu Jose Mourinho. Poniekąd spadek okazał się zbawieniem, bo wspomniany już Belg dokonał zupełnej przemiany. Nie ma bowiem w Championship drużyny, która grałaby na takim poziomie, co "The Clarets". Podopieczni byłego gracza Guardioli dominują w najbardziej powierzchownych, a jednocześnie najważniejszych statystykach - mają najwięcej punktów i zdobytych bramek, a pod względem straconych są drugą siłą. Jeśli utrzymają dotychczasowe tempo, złamią barierę 100 "oczek", co do tej pory udało się tylko pięciu ekipom w historii.
Jak udało się to osiągnąć? Oczywiście częściowo wykorzystując wartości podpatrzone w Manchesterze City. Jeszcze przed startem sezonu 2022/23 włodarze Burnley zaufali myśli szkoleniowej Kompany'ego i ściągnęli mu graczy, których 36-latek potrzebował. Z ligi belgijskiej, gdzie dawny reprezentant "Czerwonych Diabłów" zbierał pierwsze szlify, przybyli Manuel Benson, Josh Cullen, Anass Zaroury, Vitinho, a ostatnio Lyle Foster. Wszyscy ci gracze albo już pełnią kluczową rolę, albo są przymierzani do pierwszego składu lidera Championship. Ogółem zespół opuściło 12 (!) piłkarzy, a w ich miejsce przybyło 16 nowych, co szerzej opisywaliśmy już TUTAJ.
Rewolucja nie byłaby jednak możliwa, gdyby nie stojąca za nią myśl taktyczna. "The Clarets" odeszli od swojego standardowego i żelbetonowego schematu - teraz płynnie przechodzą od wyjściowego 4-3-3 do ofensywnego 3-2-3-2*, gdzie szczególną rolę pełni Ian Maatsen, ściągnięty na wypożyczenie z Chelsea. Holender, występujący na pozycji lewego obrońcy, jest swoistą odpowiedzią na Joao Cancelo. Bliżej mu bowiem do ofensywnie usposobionego zawodnika niż bocznego defensora w stylu Tony'ego Hibberta. 20-latek strzelił już 4 gole, zaliczył 4 asysty i jest odpowiedzialny za dużą część wypadów do przodu.
Burnley czerpie również z guardiolowskiego sposobu rozgrywania piłki. Manchester City jest jedną z najwolniej (tak, tak, chodzi o prędkość lotu piłki) podających drużyn w całej Premier League, przy jednoczesnym wysokim współczynniku liczby podań w jednej akcji. Lustrzanym odbiciem "The Citizens" są właśnie podopieczni Kompany'ego, których pod tym względem w Championship wyprzedza tylko Swansea City, będąca jednak znacznie gorzej zorganizowana w obronie.
Cała ta próba przeniesienia rozwiązań 52-letniego szkoleniowca na drugoligowe warunki zakończyła się (niemal) pełnym sukcesem. Drużyna z Turf Moor jest jedną z najpiękniej grających na Wyspach, strzelone gole rozkładają się między kilkunastu zawodników (tak było u Pepa przed przybyciem Erlinga Haalanda), zaś liczba podań wzrosła o 50% i do tej pory Burnley nikt nie zdołał dogonić. Imponujące.

Pełny obaw

Imponująco wygląda również FC Barcelona, pod warunkiem, że rozmawiamy o rozgrywkach La Liga. W Lidze Mistrzów Xavi regularnie zbierał cięgi, co zakończyło się małą katastrofą i jednym z największych piłkarskich rozczarowań w 2022 roku (lista TUTAJ). Hiszpańskie podwórko należy jednak w tym sezonie do kolejnego z byłych uczniów Pepa Guardioli. Przekonuje się o tym nawet Carlo Ancelotti - niezłomny zwykle Real Madryt traci obecnie 3 punkty. Nie jest to może przewaga gwarantująca "Dumie Katalonii" pełny komfort, ale trudno uniknąć wrażenia, że teraz wszystko zależy od niej samej, wszystko leży w jej rękach, co jest miłą odmianą.
Trudno przy tym uniknąć wrażenia, że FC Barcelona bazuje na rozwiązaniach swojego byłego szkoleniowca. Xavi i Guardiola znają się w końcu świetnie, w końcu 43-latek był nie tylko jego kolegą z boiska, ale też podopiecznym. Przesiąknął filozofią Guardioli do tego stopnia, że w 2020 roku otwarcie przyznawał się do czerpania nie tyle inspiracji, co kalkowania pomysłów mistrza.
- Moja koncepcja gry jest bardzo podobna. Guardiola też chce dominować, chce mieć piłkę, wysokie posiadanie, często atakować. Ostatecznie chodzi o to, żeby działać z wyprzedzeniem, przewidywać. Chodzi o umiejętne zaatakowanie przeciwnika w określony sposób - w tym sensie to nie jest mój pomysł. Wiele nauczyłem się od Guardioli (...) jest taktykiem z obsesją na punkcie piłki nożnej i przebywanie w jego towarzystwie było przyjemnością - mówił Xavi w rozmowie z klubową stroną Manchesteru City.
Prawdą jest, że wpływ 52-latka był szczególnie widoczny podczas pobytu Xaviego w Arabii Saudyjskiej. Tam początkujący trener nie miał właściwie żadnych problemów z wdrożeniem swoich pomysłów, a następnie zupełnym zdominowaniu ligowych rywali. Po powrocie na Półwysep Iberyjski sytuacja nieco się zmieniła, szkoleniowiec FC Barcelony musiał przemodelować swoje myślenie i jego drużyna nie zawsze sili się na to, aby grać pięknie. Czasami po prostu chodzi o efektywność, z czego sprawę zdał sobie też Guardiola.
Jednocześnie z grona wszystkich uczniów to właśnie Xavi jest pełny obaw. Jego sytuacja w tabeli jest gorsza niż ta Arsenalu oraz Burnley, a w razie kolejnego niepowodzenia zarząd może nie wytrzymać i pożegnać 41-latka. Nie ulega wątpliwości, że jednym z naturalnych kandydatów do zastąpienia Hiszpana jest Guardiola, coraz częściej mówiący o możliwym odejściu z Manchesteru City.
*z racji ograniczonych możliwości oddania tego w tradycyjnym zapisie formacji. Burnley często gra w systemie z 3 obrońcami, 2 wycofanymi pomocnikami, 2 skrzydłowymi, którzy nie są ustawieni liniowo, ofensywnym pomocnikiem, fałszywą "9" i nominalnym skrzydłowym schodzącym do środka. Dzieje się.

Przeczytaj również