Arsenal FC - Manchester City. Mecz dwóch rannych w Londynie [ZAPOWIEDŹ]

Mecz dwóch rannych w Londynie. "Obywatele" muszą uniknąć ostrzału "Armatek", choć Guardioli nie jest łatwo
charnsitr/shutterstock.com
Ani dla Arsenalu, ani dla Manchesteru City nie jest to udany sezon, choć oczywiście skala niezadowolenia położona jest w innych galaktykach. Co by jednak nie mówić, “Kanonierzy” mają problemy, jakich nie mieli od lat i dalej nie wiadomo, czy ostatnie sygnały wyjścia na prostą, to nie ta słynna jedna jaskółka. A po drugiej stronie maszyna Pepa Guardioli zacina się w ostatnich miesiącach zdecydowanie zbyt często. Dziś się okaże, który ranny zrobi krok ku wyjściu ze szpitala.
Choć obecna różnica poziomów obu drużyn może odwodzić od analogii, to nikt nie powinien zaprzeczyć, że na kilkanaście dni przed Nowym Rokiem, i czerwona część Londynu, i niebieska Manchesteru mają sporo powodów do zmartwień. Fani Arsenalu i City mogą wspólnie usiąść przy piwku i ponarzekać na wydarzenia ostatnich miesięcy. Z czego wywiązałaby się zapewne dyskusja, w której Ci pierwsi podnieśliby ostentacyjnie rękę i powiedzieli: “nie no, na co wy narzekacie, chcielibyśmy być w Waszej sytuacji, mamy gorzej”. A no mają, choć małe światelko w tunelu gdzieś tam się zatliło.
Dalsza część tekstu pod wideo

A miało być tak pięknie

Po zakontraktowaniu Nicolasa Pepe i Kierana Tierneya, wypożyczeniu Daniego Ceballosa oraz utrzymaniu najlepszych piłkarzy, kibice Arsenalu z nadzieją liczyli na sezon, który zakończy się powrotem do Ligi Mistrzów poprzez dobrą postawę w lidze. Mamy połowę grudnia, a powrócił jedynie Unai Emery… do Hiszpanii.
Przygoda byłego szkoleniowca Sevilli na Emirates okazała się kompletną klapą, a choć wielu sympatyków “Armatek” wbrew pozorom współczuło trenerowi, to jego zwolnienie było niezbędne dla oczyszczenia szatni. I docelowo dla poprawy gry, co jednak, jak widać, przychodzi z trudem. Freddie Ljungberg prochu nie wymyślił, a faktyczny następca Emery’ego przyfrunie na Emirates dopiero najpewniej letnią porą.
Kłopoty Arsenalu już po zwolnieniu hiszpańskiego trenera pokazały, że ten zespół ma (a może - miał, jak pewnie woleliby pomyśleć kibice) gigantyczny problem mentalny. Spuszczone głowy i twarze przepełnione grymasem po kompromitującej domowej porażce z Brighton były tego najlepszym przykładem. Żarty o spadku do Championship nasiliły się, ale niejeden fan “Kanonierów” mógł pomyśleć, że wszystko zmierza do tego, by przestało to kogokolwiek bawić.

Przebudzenie(?)

Cud nastąpił w derbach z West Hamem, choć do przerwy teoria o przyszłorocznych zwiedzaniu Middlesbrough, Hull i Reading wcale nie brzmiała nierozsądnie. W drugiej połowie “Kanonierom” coś się jednak, cytując już-klasyka, przestawiło w głowach. Wyrównał młody Gabriel Martinelli, a w przeciwieństwie do starcia z Brighton, tym razem piłkarze poszli za ciosem.
Trzy gole w dziewięć minut i pewne zwycięstwo pozwoliło wszystkim w Arsenalu odetchnąć z ulgą, ale nawet nie o wynik i pokonanie mizernego West Hamu tutaj chodzi. Najważniejsza była niesamowita radość drużyny. Uśmiech wreszcie zagościł na twarzach zawodników, nie brakowało autentycznego fetowania wygranej, cieszyli się piłkarze, cieszył się nieoczywisty trenerski duet, czyli Ljungberg-Per Mertesacker.
Szwedzki tymczasowy menedżer podkreślał po meczu, że zespół pokazał charakter, co zaprocentuje w najbliższych tygodniach. I ten sam charakter pomógł Arsenalowi wydrzeć remis w meczu o pietruszkę ze Standardem Liege w Lidze Europy. Pomimo tego, że było to spotkanie bez znaczenia, w eksperymentalnym składzie, “Kanonierzy” szybko odrobili dwubramkową stratę, a mogli nawet pokusić się o zwycięstwo.
Arsenal zrobił malutki krok w kierunku normalności. Nie wiadomo, czy ten sezon da się jeszcze uratować, bo na Emirates znów musiałaby funkcjonować maszyna, której fani dawno nie widzieli. Nie wiadomo, kto oficjalnie przejmie stery od Ljungberga. Nie wiadomo, czy “Kanonierzy” znów nie wpadną w dołek. Nie wiadomo, jak potoczy się zimowe okno transferowe. Nie wiadomo, czy 2020 r. nie przyniesie masowego exodusu czołowych gwiazd zespołu.
Jak widzicie, tych znaków zapytania jest zdecydowanie zbyt dużo, by władze, sztab szkoleniowy i piłkarze Arsenalu mieli spokojne święta i końcówkę roku. Drużyna może jednak zadbać o dalszą poprawę humoru i zastrzyk optymizmu. Bo w tym sezonie wygrać z Manchesterem City jest wyjątkowo łatwo w porównaniu do ostatnich lat.

Coś się, coś się popsuło…

… ale Pepa Guardiolę doskonale słychać. Ostatnio Hiszpan wypalił, że obecnie jego drużyna nie jest w stanie rywalizować z najlepszymi. Mówił również o tym, że Liverpool jest nie do powstrzymania, a jeśli nie uda się wygrać ligi, to może zwyciężą w kolejnym sezonie. Mało motywujące słowa, prawda? A w międzyczasie przewijały się też plotki o powrocie Pepa do Monachium lub Barcelony. Całkiem sporo jak na kilka tygodni.
Sytuacja byłaby zgoła inna, gdyby “Obywatele” grali tak, jak przyzwyczaili do tego w ostatnich latach. Ale nie grają. Może i zespół jest w tym sezonie targany kontuzjami, szczególnie w defensywie, lecz to zaledwie kropla w morzu niedoskonałości. Wahania formy ma Raheem Sterling. Z kłopotami zdrowotnymi zmaga się Sergio Aguero, który piorunująco rozpoczął rozgrywki Premier League, by później przystopować.
To miał być sezon, w którym “Citizens” do sukcesów na polu krajowym mieli dołożyć wyczekiwane laury międzynarodowe. Guardiolę i wszystkich kibiców bardzo zabolało ostatnie odpadnięcie w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, bo po wylosowaniu Tottenhamu już myślano o drodze do finału.
Tabletką na uspokojenie okazało się dowiezienie, pomimo świetnej formy Liverpoolu, mistrzostwa Anglii. Teraz brak wygranej w Premier League zrekompensuje tylko Liga Mistrzów. O ile hiszpański menedżer doprowadzi do tego, że jego zespół jednak będzie w stanie rywalizować z najlepszymi.

Jako-taka

Kiedyś znakiem firmowym Guardioli była słynna tiki-taka. W tym sezonie forma “Obywateli” jest ewentualnie jako-taka. Dotychczas doskonale naoliwiona niebieska maszyna zacinała się w ostatnich miesiącach niespodziewanie często. Na koniec zeszłego, mistrzowskiego sezonu City legitymowało się bilansem z zaledwie dwoma remisami i czterama porażkami. Dziś, 15 grudnia City legitymuje się bilansem z aż dwoma remisami i czterema porażkami. A nie ma nawet połowy rozgrywek.
Mistrzowie Anglii tracili punkty z Liverpoolem, Tottenhamem, United, Newcastle, Wolves i Norwich. W ten sposób nie da się rywalizować z tymi pierwszymi o tytuł, a jest jeszcze niesamowite znów Leicester.
Trzeba przyznać, że oprócz problemów personalnych i błędów w zasypanej rotacjami defensywie, City czasem brakuje też po prostu szczęścia. Szczęścia, które zwykle trzymało się i Guardioli, i jego drużyn.
O ile można krytykować Pepa za niektóre pochopne wypowiedzi, o tyle z jednym raczej ma rację: faktycznie nie wydaje się, że ktokolwiek zatrzyma Liverpool na autostradzie do mistrzostwa. Obowiązkiem “Obywateli” jest jednak dogonienie Leicester, które remisem z Norwich pokazało, że też może tracić punkty.
Przede wszystkim City musi wrócić do wypracowanej regularności. A jak Sterling i Aguero nabiorą wiatru w żagle, to zyska na tym cały zespół.
Maszyna powinna jeszcze lepiej zatrybić po wyleczeniu poważnej kontuzji przez Aymerica Laporte’a. NIe sposób nie docenić francuskiego piłkarza, którego uraz pokrzyżował plany Pepa Guardioli i spowodował “odnalezienie” Fernandinho na pozycji środkowego obrońcy. Brak 25-latka pokazuje, jak ważny jest to zawodnik w układance hiszpańskiego szkoleniowca.
Ci, którzy z lekceważeniem podchodzili do komentarzy aprobujących Laporte’a i klasyfikujących go w absolutnej światowej czołówce na tej pozycji, mogą teraz na własne oczy przekonać się, ile City bez niego traci. A traci bez wątpienia sporo, co sam wielokrotnie podkreślał Pep Guardiola, mający nadzieję na jak najszybszy powrót Aymerica do gry.
***
Bukmacherzy słusznie uznają gości za faworytów, ale warto zachować ostrożność w przewidywaniu wyniku tego spotkania. Skazywany na pożarcie Manchester United udowodnił tydzień temu, że z nie-zawsze-mocnymi “Obywatelami” można nie tylko wygrać, ale też pokazać naprawdę solidną porcję futbolu na najwyższym poziomie.
I to właśnie porażka City w derbach Manchesteru powinna szczególnie motywować dziś piłkarzy Arsenalu. Bo ekipa Pepa Guardioli nie jest już niezniszczalna, a “Kanonierzy” mają znakomitą okazję ograć drużynę, z którą od lat im nie idzie. I dodatkowo stają przed szansą na udowodnienie, że te “Armatki” jeszcze nie raz wypalą, nawet bez stałego trenera za sterami.
City powinno, a Arsenal może. Usiądźmy głęboko w fotelach, zapnijmy pasy i miejmy nadzieję, że szlagier nie zawiedzie. A relację na żywo z tego hitowego starcia możecie śledzić na meczyki.pl. Pół godziny przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Zapraszamy!
Mateusz Hawrot

Przeczytaj również