Miał być gwiazdą City i kadry Anglii, zupełnie zmarnował karierę. "Jedna z największych piłkarskich zagadek"

Miał być gwiazdą City i kadry Anglii, zupełnie zmarnował karierę. "Jedna z największych piłkarskich zagadek"
screen youtube
Zmarnowana kariera Jacka Rodwella stanowi z pewnością jedną z największych piłkarskich zagadek ostatniej dekady. Trzykrotny reprezentant Anglii zniknął jakiś czas temu z wielkiego futbolu i próbuje odbudować reputację na przeciwległym krańcu świata. Na razie bez powodzenia.
- Western Sydney Wanderers FC potwierdza dzisiejszego poranka odejście Jacka Rodwella po wygaśnięciu jego kontraktu z klubem - napisano w sierpniu w lakonicznym komunikacie na oficjalnej stronie internetowej 10. zespołu ostatnich rozgrywek australijskiej A-League. - Rodwell zdobył trzy bramki i rozegrał dla klubu 14 meczów w poprzednim sezonie. The Wanderers pragną podziękować Jackowi za jego wkład w rozwój klubu.
Dalsza część tekstu pod wideo

Upadek

Jack Rodwell nie jest zapewne najbardziej utalentowanym angielskim piłkarzem urodzonym na początku lat 90. XX wieku. Na to miano znacznie bardziej zasłużył inny niespełniony talent - Jack Wilshere, którego historię możecie przeczytać TUTAJ. Nie ulega za to wątpliwości, że dekadę temu wychowanek Evertonu należał do wyróżniających się zawodników ówczesnego, młodego pokolenia na Wyspach.
Wysoki, z elegancją poruszający się po boisku i wreszcie dobrze wyszkolony technicznie środkowy pomocnik zadebiutował w pierwszym zespole macierzystego klubu już jako 16-latek, czyli dokładnie w tym samym wieku, co kilka lat wcześniej Wayne Rooney. W 2012 roku Rodwella kupił następnie za kilkanaście milionów funtów świeżo upieczony mistrz Anglii. W Manchesterze City widziano w młodym reprezentancie kraju zawodnika z potencjałem na lata.
Ostatecznie wielce obiecujący pomocnik wystąpił w klubie z Etihad Stadium w zaledwie 25 meczach, z czego raptem 10 razy w podstawowym składzie. Później stał się niejako symbolem degrengolady Sunderlandu, a następnie bezskutecznie starał się wrócić na właściwe tory w Blackburn Rovers i Sheffield United. Jesienią ubiegłego roku w zasadzie wywiesił zaś białą flagę, emigrując do ojczyzny swojej żony.
Nie będziemy jednak pastwić się nad losami kolejnego, niespełnionego piłkarskiego talentu. Co sprawiło, że kariera Jacka Rodwella ułożyła się tak nieszczęśliwie?

Kontuzje

Podobnie jak w przypadku wspomnianego wyżej Jacka Wilshere’a, najłatwiej byłoby zrzucić odpowiedzialność za zmarnowaną karierę na kontuzje. Wystarczyłoby napisać, że Rodwell był zbyt “szklany”, by spełnić swój potencjał. I sprawa, pozornie, załatwiona.
Rzeczywistość okazuje się jednak bardziej skomplikowana. 31-latka urazy faktycznie nie omijały, zwłaszcza na początku kariery. Dość napisać, że kontuzja mięśnia dwugłowego wykluczyła go z gry na ponad trzy miesiące niedługo po życiowym transferze do Manchesteru City. Równocześnie była to zarazem najdłuższa przerwa, jaka kiedykolwiek przytrafiła się Rodwellowi ze względów zdrowotnych. W odróżnieniu od swojego imiennika z Arsenalu, dziś 31-letni Anglik nigdy nie zmagał bowiem się z żadnym urazem, który wymagałby wielomiesięcznej rehabilitacji.
- W poprzednim sezonie, na przestrzeni całych rozgrywek, byłem łącznie kontuzjowany przez jakieś trzy tygodnie - zauważył sam piłkarz na łamach “BBC Sport” po drugim i zarazem ostatnim sezonie, 2013/14, występów w Manchesterze City. - Byłem zdrowy i dostępny do gry w 47 na 57 spotkań.
- To może wielu zaskoczyć, ponieważ nie widząc mojego nazwiska w kadrze meczowej, ludzie po prostu zakładali, że muszę być kontuzjowany - dodał Rodwell.

Umiejętności

Być może utalentowany środkowy pomocnik najzwyczajniej w świecie “odbił się” zatem od wielkiego futbolu na tle sportowym. W mistrzowskim dla Manchesteru City sezonie 2013/14 Rodwell rywalizował o miejsce w składzie z Yayą Toure, Davidem Silvą, Samirem Nasrim, Jamesem Milnerem, Fernandinho oraz Javim Garcią. Czy, z perspektywy czasu, może zatem dziwić, że uzbierał wtedy raptem 109 minut gry?
Anglik nigdy nie stał się również wiodącą postacią swojego kolejnego klubu. Na domiar złego w Sunderlandzie jego reputacji mocno zaszkodziła kręcona na Stadium of Light po spadku z Premier League produkcja Netflixa pt. “Sunderland aż do śmierci” (ang. “Sunderland ‘Til I Die”). W cieszącym się dużą popularnością serialu Rodwell dał się zapamiętać jako niegrający piłkarz, który w obliczu dramatycznej sytuacji finansowej klubu nie zgodził się go opuścić i tym samym pozwolić Sunderlandowi zaoszczędzić znaczną sumę pieniędzy, należną Anglikowi w ramach lukratywnego kontraktu, opiewającego na tygodniówkę w wysokości 70 tysięcy funtów.
Opinii publicznej nie interesowało to, że Rodwell miał pełne prawo nie przystać na błagania klubu, który nie zabezpieczył się wcześniej na wypadek spadku z elity.
- Kamery stały się czymś normalnym, a to był dla mnie kiepski czas - przyznał Rodwell w wywiadzie opublikowanym niedawno na łamach “The Guardian”. - Zostałem “wrzucony pod autobus” tylko dlatego, że znajdowałem się w budynku. Każda osoba związana z klubem powie, że nie byłem złym facetem. Zrobiłem wszystko, o co mnie poproszono, a nawet więcej, w odróżnieniu od innych zawodników.

Pech

Wcale niewykluczone, że Jack Rodwell nie był ani zbyt podatny na urazy, ani za słaby piłkarsko, by zrobić przynajmniej przyzwoitą karierę na najwyższym poziomie. Być może Anglik miał po prostu pecha.
Kontuzje? Nigdy szczególnie poważnie. Ale zawsze w najmniej odpowiednim momencie. Nie tylko krótko po transferze do Manchesteru City.
- To świetny klub - mówił Rodwell po tym, jak kilkanaście miesięcy temu zakończył się jego ostatni epizod na poziomie Premier League, w Sheffield United. - Chris Wilder był dla mnie świetny. Nie powiem ani jednego złego słowa o tym miejscu.
- Bardzo chciałem zagrać więcej - dodał wychowanek Evertonu na temat pobytu na Bramall Lane. - Zmagałem się z drobnymi kontuzjami, a potem wybuchła pandemia koronawirusa.
Ile razy Rodwell wybiegł na murawę w koszulce “The Blades”? Całe dwa razy. Raz przed, a raz po wydarzeniach z marca 2020 roku. Do składu, znowu, nie przebił się głównie ze względów sportowych.

Nie koniec

Jeden z najbardziej uzdolnionych, angielskich piłkarzy urodzonych na początku lat 90. ubiegłego stulecia miewał ponadto pecha do wyjątkowo niefortunnych wypowiedzi. Nie szukając daleko, przytoczmy tę z końcówki poprzedniego roku.
- Jestem tu po to, by zdobyć trofea i zagrać w Azjatyckiej Lidze Mistrzów - odważnie zapowiedział Rodwell po niespodziewanym związaniu się krótkoterminową umową z Western Sydney Wanderers. - Nie przychodzę tutaj “odcinać kuponów”. Chcę być najlepszym zawodnikiem w lidze.
Nawet w Australii występujący na obecnym etapie kariery na różnych pozycjach, od ofensywnego pomocnika po środkowego obrońcę, Anglik nie zawojował jak na razie tamtejszego podwórka. Dlaczego “na razie”? Dlatego, że jego dotychczas głęboko niespełniona, piłkarska przygoda jeszcze się nie kończy. Po rozwiązaniu umowy z Wanderers Rodwell znalazł zatrudnienie w lokalnym rywalu - Sydney FC. Ci ostatni zakończyli ostatnie rozgrywki A-League dwa miejsca w tabeli wyżej od Wanderers.
- Umiejętności Jacka nie podlegają dyskusji - zaznaczył trener Sydney FC, Steve Corica. - Grał na absolutnie najwyższym poziomie i znakomicie przystosował się do australijskich warunków. Spodziewam się, że w nowym sezonie będzie jeszcze lepszy. Nadal znajduje się w najlepszym wieku dla piłkarza i może błyszczeć na różnych pozycjach.
Czy to jeszcze możliwe, by Jack Rodwell wreszcie rozegrał przynajmniej jeden naprawdę dobry sezon? Może przynajmniej na koniec kariery w końcu przestanie prześladować go pech.

Przeczytaj również