Miały być wielkie firmy, jest przeciętna Marsylia. Milik podzieli los Piątka?

Miały być wielkie firmy, jest przeciętna Marsylia. Milik podzieli los Piątka?
Lukasz Sobala / PressFocus
Koniec sagi transferowej z Arkadiuszem Milikiem w roli głównej. Nowym klubem Polaka będzie Olympique Marsylia. W ten sposób nasz reprezentacyjny napastnik najprawdopodobniej zapewnił sobie udział w nadchodzących mistrzostwach Europy. I to chyba, zarówno dla niego samego, jak i kadry, największy plus tej transakcji. Minusów jednak, przynajmniej w teorii, także nie brakuje.
Milik w końcu zacznie grać w piłkę. To zdecydowanie najważniejsza informacja. Ostatnie miesiące Polak spędził w słynnym klubie kokosa, obserwując zmagania Napoli jedynie z perspektywy trybun. Latem nie udało się bowiem dopiąć przenosin do nowego zespołu, a w Neapolu Polak nie miał już przyszłości. Temat transferu został odłożony do zimy, która miała okazać się kluczowa. Jeśli wychowanek Rozwoju Katowice nie zmieniłby teraz barw, zapewniłby sobie kolejne miesiące bez gry. Byłoby to prawdopodobnie równoznaczne z brakiem powołania na Euro. Teraz wiemy już jednak, że Milik wstaje z kanapy i wraca do gry.
Dalsza część tekstu pod wideo
Dla naszej reprezentacji to wiadomość bardzo dobra. Milik jest dużo bardziej uniwersalnym napastnikiem niż Krzysztof Piątek, który zresztą wciąż szuka formy. Obecność w kadrze nowego piłkarza Marsylii da Paulo Sousie możliwość - w razie potrzeby - posłania w bój duetu napastników. Wiemy przecież, że Milik i Robert Lewandowski rozumieją się na murawie wyjątkowo dobrze. Były piłkarz Napoli musi oczywiście póki co skupić się na odzyskaniu formy, bo trochę się jednak ostatnio zasiedział, ale w Ligue 1 powinien grać regularnie. A wtedy o dobrą dyspozycję i rytm meczowy powinno być łatwiej.
Nie ograniczajmy jednak transferu Milika jedynie do nadchodzących mistrzostw Europy. One są z perspektywy nas, kibiców reprezentacji, bardzo ważne, ale kariera piłkarza to nie tylko kadra. Nie jeden turniej. Polak spędzi w nowym zespole - najprawdopodobniej - kilka lat. I tu można mieć już więcej wątpliwości. Czy Marsylia to dobre miejsce na kontynuowanie kariery?

Miało być San Francisco, będzie...

Milikiem przez ostatnie miesiąca interesowały się naprawdę poważne kluby. W grę wchodziły przenosiny do Juventusu czy Atletico Madryt. Mówiło się o Interze, Tottenhamie, RB Lipsk i AS Romie. To albo zespoły z najwyższej półki, albo chociaż z tej szczebel niższej. Na ich tle Olympique Marsylia wypada - nie ukrywajmy - trochę blado.
Poprzedni sezon ekipa ze Stade Velodrome miała jeszcze całkiem udany. Chociaż rozgrywki we Francji nie zostały dokończone, zespół w momencie ich przerwania był drugi, co oznaczało awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Tam jednak Marsylia zaprezentowała się fatalnie. Zajęła ostatnie miejsce. Zdobyła trzy punkty w sześciu meczach. O ile porażki z Manchesterem City można było wkalulować, to już 0:5 w dwumeczu z FC Porto daje do myślenia. Olimpijczycy na tarczy wrócili nawet z wyjazdowego starcia z Olympiakosem. Z Grekami wymęczyli tylko wygraną u siebie. Bilans bramek po sześciu meczach? 2:13. Pięć z sześciu spotkań bez choćby strzelonego gola.
W lidze francuskiej Marsylia to dziś szósta drużyna. Zespół ogląda plecy PSG, Lille, Lyonu, Monaco i Rennes. Ma co prawda mecz rozegrany mniej, ale z tygodnia na tydzień drużyna prezentuje się coraz gorzej. Choć droga do końca sezonu daleka, trudno dziś wróżyć podopiecznym Andre Villasa-Boasa miejsce premiowane awansem do Ligi Mistrzów. A tam Milik na pewno chciałby się jeszcze pokazać.

Nie iść drogą Piątka

Transfer Milika przypomina nieco przenosiny Krzysztofa Piątka do Herthy. Wtedy też polski napastnik gorączkowo poszukiwał nowego klubu, zdając sobie sprawę, że w Milanie raczej nie będzie podstawowym napastnikiem. Też mówiło się wtedy o transferze do wielkich drużyn. Piątek tak bardzo chciał wówczas zmienić zespół, że zdecydował się na mało logiczny transfer do ligowego średniaka z Bundesligi. Pragnął chyba zostać gwiazdą zespołu i pewniakiem do gry. Rzeczywistość te oczekiwania brutalnie zweryfikowała.
Piątek poszedł półkę albo dwie niżej i nieco przepadł. Teraz na podobny ruch decyduje się Milik. Pocieszać można się tym, że Marsylia to w skali ligi francuskiej zespół znaczący więcej niż Hertha w Bundeslidze. Drużyna należy mimo wszystko do czołówki Ligue 1, jest faworytem w większości starć z ligowymi kopciuszkami, stwarza sobie więcej sytuacji. W końcu ma też takie osobistości jak Dimitri Payet i Florian Thauvin. Milik będzie miał więc z kim pograć. Może to on sprawi, że zespół zacznie znaczyć w skali kraju i Europy nieco więcej.
Polak znalazł się w mocno patowej sytuacji. Gdyby poczekał jeszcze kilka miesięcy, wygasłby jego kontrakt z Napoli, a chętnych do sprowadzenia go z kartą w ręku z pewnością by nie zabrakło. Także wśród wielkich. Mógłby wtedy działać spokojniej. Bez presji czasu. Z drugiej jednak strony kolejne miesiące na trybunach doprowadziłyby do sytuacji bez precedensu. Zawodnik z - mimo wszystko - najwyższej półki straciłby cały sezon. A przecież wystarczająco dużo czasu Milik zmarnował już na leczenie poważnych urazów. Poza tym mógłby zapomnieć o udziale w Euro. Jeśli faktycznie więc nie miał w tym momencie lepszych opcji, przenosiny do Marsylii można jeszcze jakoś zrozumieć.
Trudno nie oprzeć się jednak wrażeniu, że jest to transfer przeprowadzony na siłę. Mało perspektywiczny. Trzymamy jednak kciuki, by rzeczywistość była bardziej kolorowa. Niech Milik najpierw rozstrzela się w Ligue 1, a potem dobrą dyspozycję przeniesie na spotkania reprezentacji.
Co będzie później? Przyszłość pokaże. Czasami warto zrobić krok w tył, by później wykonać dwa do przodu. Oby słowa te sprawdziły się w przypadku polskiego napastnika.

Przeczytaj również