Mieli podbijać Bundesligę, póki co rozczarowują. Marsch w dół tabeli, czyli wszystkie problemy Lipska

Mieli podbijać Bundesligę, póki co rozczarowują. Marsch w dół tabeli, czyli wszystkie problemy Lipska
Xinhua / PressFocus
Przed sezonem nie brakowało głosów, że w ujęciu całościowym mają najlepszą kadrę w Niemczech. Taką tezę forsował między innymi Lothar Matthaeus, który był zdania, że o ile jakością pierwszej jedenastki Bayern bije w Bundeslidze wszystkich na głowę, o tyle patrząc na piętnastego czy szesnastego piłkarza w kadrze, który staje się potrzebny w sezonie wtedy, gdy maszyna rotacyjna musi wejść na najwyższe obroty (natłok meczów, kartki, kontuzje etc.), Lipsk nie ma sobie równych. Lothar ma to do siebie, że lubi sobie rzucić w eter kontrowersyjną opinię. Ta też na pierwszy rzut oka wyglądała na szaloną. Ale po głębszej analizie trudno było się z nią nie zgodzić.
Potem sytuacja nieco się zmieniła, bo eksplozja talentu Musiali i pozyskanie Sabitzera znacząco poprawiły notowania Bayernu w tej kwestii. Tak czy inaczej kadrę Lipska wciąż należy oceniać jako niezwykle szeroką i dobrze obsadzoną. Tymczasem po pięciu kolejkach Bundesligi RasenBallsport okupuje dolne rejony tabeli, wygrał tylko jeden mecz i już ma pokaźną stratę do ścisłej czołówki.
Dalsza część tekstu pod wideo
Tabela Bundesligi
własne
Wspomniany wyżej Matthaeus powiedział także po przegranym przez Lipsk meczu z Bayernem, że RB wypisało właśnie się z walki o mistrzostwo, bo jak Bayern odskoczy komuś na siedem punktów, to tego nikt nie jest już w stanie odrobić. Być może za wcześnie na takie sądy, a być może rzeczywiście ma rację - w każdym razie nie tak miał wyglądać początek sezonu nad Białą Elsterą.
Tych ważnych i trudnych meczów o stawkę RB rozegrał w tym sezonie sześć. Do spotkań ligowych doliczyć należy także potyczkę pucharową z Manchesterem City. Jedynie ze Stuttgartem w 2. kolejce Bundesligi Lipsk zagrał na miarę potencjału. W meczach z Mainz, Wolfsburgiem i Kolonią RB strzelił w sumie tylko jednego gola, a w spotkaniach z Bayernem i City stracił aż 10. To nawet na pierwszy rzut oka pokazuje, że problemy dotyczą zarówno ofensywy, jak i defensywy. Jesse Marsch ma pełne ręce roboty, by przywrócić zespół na właściwe tory.

Defensywa

Zacznijmy od gry w obronie. Lipsk stracił w lecie Ibrahimę Konate i Dayota Upamecano. O ile ten pierwszy w ostatnim czasie nie odgrywał istotnej roli w zespole ze względu na liczne kontuzje, o tyle na Upamecano opierała się cała formacja. To on był liderem, przy boku którego świetnie wyglądał grający drugie skrzypce Willi Orban. W tym sezonie to Orban szefuje linii defensywnej i wdraża Mohameda Simakana. Trzeba jednak powiedzieć, że nie robi tego najlepiej, choć nie tylko jemu zdarzają się potknięcia. Sezon dopiero się rozwija, ale Angelino, Mukiele czy Laimer też już mają co nieco za uszami.
Defensorzy Lipska popełnili w samym tylko trwającym sezonie Bundesligi cztery indywidualne błędy, które prowadziły bezpośrednio do straty goli. Są oni w tej klasyfikacji jak na razie… najgorsi w lidze do spółki z Arminią Bielefeld. Blokowi defensywnemu brakuje przede wszystkim szybkości i stabilizacji. Konate i Upamecano byli w stanie osiągać w sprincie po 34-35 km/h, a najszybszy obecnie z formacji obronnej Lipska Klostermann lekko tylko przekracza 33 km/h. Także dlatego w Lipsku polowali w lecie na Maxence’a Lacroixa z Wolfsburga, który należy do najszybszych środkowych defensorów w całej lidze.
Biorąc pod uwagę fakt, iż Lipsk Marscha chce grać wysoko, kompaktowo i agresywnie, obrońcom prędkości brakować nie może. Zwłaszcza przy grze na dwóch środkowych obrońców, kiedy brakuje jednego piłkarza do asekuracji. Widać to było chociażby w ostatnim meczu z Kolonią, kiedy to piłkarze “Kozłów” dość swobodnie przedostawali się po kontrach za linię obrony Lipska. Jeśli zaś chodzi o stabilizację - ta szeroka kadra, o której mowa powyżej, też akurat na razie nie pomaga w jej osiągnięciu. Marsch wciąż szuka odpowiedniego zestawienia, żonglując niemal z meczu na mecz składem całego bloku defensywnego, a więc nie tylko obrońcami, ale też i dwoma "szóstkami" grającymi przed nimi.
Rotować jak najbardziej trzeba, bo meczów jest sporo, ale w sytuacji, gdy piłkarze po dwóch latach grania na trzech środkowych obrońców muszą się przestawić na granie dwoma środkowymi, a do tego brakuje Upamecano i Sabitzera, czyli liderów obrony i środka pola, trudno o wypracowanie automatyzmów. Marsch tylko raz zachował zestawienie defensywy z poprzedniego meczu - w spotkaniu z Wolfsburgiem na plac wybiegła ta sama linia obrony i ten sam zestaw szóstek, co we wcześniejszym starciu ze Stuttgartem. W pozostałych przypadkach następowała rotacja.
Można też zastanawiać się nad tym, czy Marsch właściwie wykorzystuje potencjał Angelino. Nagelsmann mówił wprost, że to nie jest piłkarz, który nadawałby się do grania jako lewy obrońca w czwórce. Jego atuty to przede wszystkim ofensywa. Jest niemalże wierną kopią Filipa Kosticia z Eintrachtu. Może dać wiele grając na wahadle i będąc dodatkowo asekurowanym przez półlewego obrońcę, ale kiedy musi zejść głębiej i bronić większej przestrzeni, wówczas jego braki wychodzą na wierzch. Oczywiście, Nagelsmann korzystał z niego incydentalnie i w takiej roli, ale raczej nie w meczach z najmocniejszymi rywalami, jak to zrobił Marsch, obsadzając Angelino na lewej obronie w meczach z Bayernem i City. Zresztą, nawet jeśli Lipsk Nagelsmanna grał na czterech obrońców, to i tak najczęściej przechodził w asymetryczne, hybrydowe ustawienie.
Statystyki Angelino w poprzednim sezonie i na starcie nowej kampanii (mecze, gole, asysty, kartki, minuty na boisku):
Angelino
Transfermarkt

Ofensywa

Dużym problemem jest też gra w ofensywie, a cała dyskusja skupia się wokół Andre Silvy, autora aż 28 goli dla Eintrachtu w poprzednim sezonie. Wydawało się, że to jest ten brakujący element układanki, piłkarz, dzięki któremu Lipsk zrobi kolejny skok i zagrozi wreszcie Bayernowi. Tymczasem Silva ma w Lipsku mocno pod górę. Wygląda to tak, jakby styl gry ekipy Marscha kompletnie mu nie pasował, choć przecież obecny trener pozytywnie opiniował jego przyjście.
Silva żył w Eintrachcie przede wszystkim z akcji oskrzydlających. Z 28 goli aż dziewięć zdobył uderzeniami głową, głównie po dośrodkowaniach Filipa Kosticia. Eintracht był obok Bayernu najczęściej dośrodkowującą drużyną w lidze, a Kostic - tradycyjnie - piłkarzem, który w całej lidze wykonał najwięcej dośrodkowań (221; drugi w tej klasyfikacji Borna Sosa miał ich aż o 65 mniej). RB Lipsk, pod względem liczby dośrodkowań, plasuje się w tym sezonie w środku ligowej stawki (średnio tylko 3,2 dośrodkowania w meczu kończy uderzeniem na bramkę) i preferuje grę głównie środkiem.
Ofensywa Lipska oparta jest przede wszystkim na ataku po odbiorze. Napastnik RB musi zatem umieć powalczyć o piłkę w defensywie i wykonać intensywny sprint po jej odzyskaniu. Do takiej gry bardziej pasowałby choćby Timo Werner, który, w przeciwieństwie do Silvy, jest piłkarzem eksplozywnym. Portugalczyk ma wiele zalet, ale szybkie i intensywne bieganie do nich akurat nie należy. Zauważył to ostatnio sam Marsch, który przyznał, że Silva faktycznie nie jest piłkarzem, który nadaje się do gry bazującej na fazach przejściowych.
Dość powiedzieć, że tylko w tym sezonie Silva wykonał aż 30 doskoków pressingowych w tercji obronnej przeciwnika, ale nie wyniknęło z tego zupełnie nic, bo nie odebrał tam ani jednej piłki. W sumie, biorąc pod uwagę tercję środkową i obronną - mimo iż rozegrał ponad 80% minut - odebrał tylko trzy piłki przy 51 doskokach pressingowych. To pokazuje, jak bardzo Portugalczyk męczy się w obecnym systemie gry Lipska i jak bardzo nieefektywne są jego starania.
Sytuacje strzeleckie Andre Silvy po 5 kolejkach bieżącego sezonu:
Andre Silva
understat.com
Redukowanie Silvy do roli typowego „dostawiacza” nogi czy głowy byłoby trochę nie fair, choć prawdą jest, że właśnie taki styl gry najbardziej mu odpowiada. Jest mistrzem pierwszego kontaktu z piłką. Ma fantastycznie ułożoną prawą stopę, posiada też świetny timing w powietrzu. Aby jednak wykorzystać jego atuty, trzeba na niego trochę popracować, trzeba pod niego skroić grę i stworzyć mu sytuacje w polu karnym. RBL tego póki co nie robi.
Z gry Silva nie trafił jeszcze w tym sezonie ani razu, mimo iż spędził na boisku już 374 minuty, czyli ponad sześć godzin. Co więcej, w sumie oddał w tym sezonie zaledwie pięć strzałów (na 80 prób całej drużyny), a współczynnik goli oczekiwanych (nie uwzględniając rzutów karnych) wynosi w jego przypadku po pięciu rozegranych kolejkach zaledwie 0,7! To pokazuje, że to nie Silva zawodzi, a drużyna. To nie jest tak, że Silva nie strzela, bo się zaciął. Silva nie strzela, bo nie ma z czego. Gra toczy się obok niego, a nie z nim. Średnio Portugalczyk bierze udział w meczu w zaledwie 1,44 akcji, które kończą się strzałem na bramkę. Lepszych od niego w tej kategorii jest w Lipsku na chwilę obecną aż 12 piłkarzy…

Pomysł

No i w naturalny sposób przechodzimy do pomysłu na RB autorstwa Jessego Marscha. Lipsk, zatrudniając Amerykanina, zdecydował się na powrót do korzeni, czyli do piłki z czasów Rangnicka i Hasenhuettla. Chcą jak najwyżej odbierać przeciwnikowi piłkę i jak najszybciej dostać się potem pod jego bramkę. To odwrót od wypieszczonego i strukturalnego futbolu preferowanego przez Nagelsmanna. Julian stawiał na dokładność, Jesse stawia na szybkość. U Nagelsmanna, tak jak u Guardioli, posiadanie piłki było najważniejsza bronią w defensywie, u Marscha tą bronią defensywną mają być pressing i kontrpressing.
To jednak sprawia, że Lipsk znów staje się jednowymiarowy i czytelny dla rywali. Dodatkowo nie wszystkie trybiki w tej machinie pracują jeszcze tak, jak powinny. Drużyna nie zawsze gra kompaktowo, bywa, że jest rozstrzelona po całym boisku, i dwa-trzy pionowe podania są w stanie wyprowadzić rywala na czystą pozycję. Kilka takich sytuacji można było zaobserwować w ostatnim meczu z Kolonią. A propos tego spotkania - im dłużej ono trwało, tym Lipsk mocniej naciskał. Wydawało się, że gol dla gości jest tylko kwestią czasu. Nie mieli oni jednak kontroli nad tym meczem. Kolonia wcale nie tak rzadko dochodziła do sytuacji strzeleckich, a gdyby w samej końcówce Ondrej Duda nieco lepiej ułożył stopę w idealnej wręcz sytuacji, renomowane “Czerwone Byki” wracałyby do domu z pustymi rękoma. Mam wrażenie, że drużyna Nagelsmanna byłaby w stanie utrzymać “Kozły” na smyczy do samego końca meczu.
Dodajmy do tego problemy okołoboiskowe, o których głośno w mediach. Stefan Effenberg za problem uważa fakt, że Jesse Marsch nie ma u swojego boku dyrektora sportowego, z który mógłby powymieniać uwagi. Najświeższe tropy prowadzą podobno do Mario Gomeza i być może on zostanie następcą Markusa Kroeschego. “Sport Bild” z kolei donosił niedawno o niezadowoleniu szerzącym się w drużynie. Piłkarze mają rzekomo dostrzegać, że trener foruje Tylera Adamsa i Dominika Szoboszlaia, którzy grają dużo, bez względu na prezentowaną dyspozycję.
Z mediów niemieckich można się też dowiedzieć, że starszyzna w zespole nie do końca jest przekonana do pomysłów taktycznych nowego trenera i narzeka na to, że następuje odwrót od tego, co wypracowano pod wodzą obecnego trenera Bayernu. Jesse Marsch odbiera te wszystkie sygnały i wyciąga wnioski. W tygodniu pracowano przy Cottaweg nad powrotem do ustawienia z trzema środkowymi obrońcami. Być może to będzie moment zwrotny? Być może to pozwoli uwolnić potencjał Angelino i Silvy, którzy świetnie w tym systemie funkcjonowali w poprzednim sezonie? Przed zespołem relatywnie łatwy październik w Bundeslidze. Hertha, Bochum, Freiburg, Greuther i Eintracht to drużyny, które absolutnie pozostają w jego zasięgu i jeśli Lipsk skoryguje ustawienia, to nie zdziwiłbym się, gdyby zakończył ten miesiąc z kompletem punktów. Piłeczka jest po stronie Marscha.

Przeczytaj również