Piłkarze Liverpoolu i Manchesteru City wśród najbardziej niedocenianych? Oto dream team z drugiego planu

Mistrzowie drugiego planu. Oto jedenastka najbardziej niedocenianych piłkarzy sezonu 2018/19
Oleh Dubyna / shutterstock.com
Pośród gwiazd, które zawsze znajdują się w centrum uwagi, szwędają się goście, których trochę się nie dostrzega. Piłkarze, którzy pracują dla drużyny i nie są doceniani w stu procentach. Ukryci w cieniu kolegów z ekipy lub z zadaniami, które zwyczajnie nie pozwalają im na znalezienie się w blasku fleszy. Dlatego przygotowaliśmy dla Was „jedenastkę” graczy, którzy zasługują na więcej komplementów, niż w rzeczywistości dostają.
Poniżej prezentujemy najlepsze kreacje drugoplanowe sezonu 2018/2019 w popularnym ustawieniu 4-3-2-1. Ciekawe czy taka ekipa „wyrobników” mogłaby zawojować jakieś rozgrywki...
Dalsza część tekstu pod wideo

BRAMKARZ: Michael Esser (Hannover 96)

Golkiper spadkowicza Bundesligi to jeden z niewielu pozytywów, jeśli chodzi o ekipę z HDI-Arena. Nie zmienia tego nawet 66 bramek straconych w 32 meczach. Gdyby nie Esser, to sytuacja „Die Roten” byłaby jeszcze gorsza. Tak, brzmi to absurdalnie, ale to naprawdę możliwe.
Wystarczy tylko rzucić okiem na statystyki niemieckiej ekstraklasy. Jaki bramkarz najczęściej interweniuje? No oczywiście, że właśnie Esser! 4,7 obrony na mecz to wynik lepszy niż u jakiegokolwiek golkipera, który rozegrał przynajmniej połowę ligowych spotkań u naszych zachodnich sąsiadów. Drugi w tej klasyfikacji Christian Mathenia ma o jedną paradę mniej na 90 minut.
Można się kłócić, że Esser zachował zaledwie pięć czystych kont w tym sezonie ligowym, ale jego obrońcy zdecydowanie mu nie pomagali. Ten człowiek ciągle ma ręce pełne roboty. Zdarzyło mu się nawet pobić rekord liczby interwencji w jednym meczu Bundesligi (odkąd zaczęto zbierać takie statystyki, czyli od 1992 roku) – zaliczył ich 14 w konfrontacji z Werderem. Po spadku z pewnością bez problemu znajdzie nowy klub.

PRAWY OBROŃCA: Kenny Lala (RC Strasbourg)

Jak powinien grać nowoczesny boczny obrońca? Zapytajcie Kenny’ego Lali. Może i nie jest to gracz, którego kojarzy każdy przeciętny kibic, ale zapowiada się, że o 27-latka będą walczyć naprawdę mocne kluby. Trudno się jednak dziwić, bo naprawdę można stwierdzić, że ekipa z Alzacji to trochę za mały klub na takiego zawodnika.
Pięć goli i dziesięć asyst w 39 meczach we wszystkich rozgrywkach z pozycji prawego obrońcy robi wrażenie. Udział przy niemal 25 procentach bramek Racingu w Ligue 1 robi jeszcze większe. Jeśli chodzi o francuską ekstraklasę, to Lala zagrywa najwięcej kluczowych podań na mecz ze wszystkich obrońców.
Posiadający obywatelstwo Martyniki zawodnik rozgrywa sezon życia, ale niezbyt często słyszy się o nim w mediach. Warto więc przyjrzeć się jego osobie i obserwować jego postępy. Już niedługo możemy bowiem oglądać go w ekipie znacznie lepszej, niż jego obecny klub.

ŚRODKOWY OBROŃCA: Armando Izzo (Torino)

Torino długo walczyło o prawo gry w Lidze Europy, zaskakując wielu fanów Serie A. To w dużej mierze zasługa świetnej defensywy, która dała się pokonać zaledwie 36 razy. Warto więc uhonorować jej lidera, Andreę Izzo.
Mierzący 183 centymetry wzrostu stoper to absolutnie kluczowe ogniwo trzyosobowego bloku defensywnego, preferowanego przez Waltera Mazzariego. Ściągnięcie go przed sezonem za osiem milionów euro okazało się strzałem w dziesiątkę. Fakt, iż nie jest zbyt rosły jak na stopera, nadrabia ogromną walecznością.
Jeśli chodzi o częstotliwość przechwytów, to ze wszystkich zawodników Serie A Włoch ustępuje jedynie Victorowi Hugo z Fiorentiny. Ponadto, ma na koncie cztery gole. Można cenić Belottiego, ale nie można zapominać o tym, że nie tylko napastnicy zasługują na pochwały. Wychowanek Napoli to tego najlepszy dowód. Włoscy stoperzy to marka i wydaje się, że Izzo wszedł na naprawdę wysoki poziom.

ŚRODKOWY OBROŃCA: Willy Boly (Wolverhampton Wanderers)

Beniaminek z okolic Birmingham był rewelacją tego sezonu Premier League. Zajął miejsce „best of the rest”, czyli siódmą lokatę w lidze. Wszystkie pochwały skupiają się głównie na Raulu Jimenezie i Rubenie Nevesie. Warto jednak docenić kogoś z defensywy ekipy „Wilków”.
Rosły stoper, który do Anglii trafił z Porto, to mózg linii obronnej ekipy z Molineux. Przechwyty na 90 minut? W klubie ustępuje nieznacznie jedynie Rubenowi Nevesowi. Odbiory? Z defensorów zespołu Nuno Espirito Santo lepszy jest tylko Jonny Castro. Wybicia? Lider. Ten gość jest nie do zastąpienia. Do tego warto dorzucić jeszcze cztery trafienia, z czego trzy ogromnie ważne.
W kontrowersyjnych okolicznościach dał remis w spotkaniu z Manchesterem City. To samo zrobił w doliczonym czasie gry konfrontacji z Newcastle United. Trafił też na 1:1 w wygranym 3:1 meczu wyjazdowym z Tottenhamem. Opuścił tylko dwa mecze ligowe – z powodu zawieszenia za czerwoną kartkę. Czego więcej chcieć od stopera? Jest pewny, niesamowicie trudny do przejścia i do tego umie jeszcze strzelać bramki! Paul Ince zgłosił go nawet jako jednego z kandydatów na gracza sezonu!

LEWY OBROŃCA: Marcel Halstenberg (RB Lipsk)

Trudno o lepszego kandydata do jedenastki niedocenianych, niż gość, którego... nie doceniłem sam. Mówiąc szczerze, początkowo nie miał on miejsca w naszym zestawieniu, ale po kolejnej analizie wskoczył do składu. Były zawodnik Borussii Dortmund to prawdziwy brylancik w szeregach Lipska, który dostrzegany jest naprawdę rzadko.
Mówimy o zawodniku, który wraz z Emilem Forsbergiem przewodzi w klubowej klasyfikacji najczęściej posyłających kluczowe podania w lidze, jest czwarty jeśli chodzi o dryblingi i odbiory, szósty w przechwytach i pierwszy w dośrodkowaniach. To człowiek-orkiestra na lewej stronie.
Dwukrotny reprezentant naszych zachodnich sąsiadów wypracował w tym sezonie osiem goli i sam trafiał czterokrotnie, pomagając ekipie sponsorowanej przez producenta napojów energetycznych w awansie do Ligi Mistrzów i finału Pucharu Niemiec. Wciąż jednak wydaje się, że nie dostrzega się tego, jak wiele daje zespołowi. Przy okazji – szacun. Gra chyba najlepszy sezon w swojej karierze, chociaż dopiero we wrześniu wrócił po zerwaniu więzadeł. To dopiero walczak!

DEFENSYWNY POMOCNIK: Fernandinho (Manchester City)

Dobra, tego pana chwali się bardzo często. Niemniej, odnoszę wrażenie, że to i tak zdecydowanie za mało w stosunku do tego, na co zasługuje. Nie ma chyba na świecie drugiego piłkarza, który dysponuje taką boiskową inteligencją, jak Brazylijczyk.
Gdy Manchester City w 2013 roku płacił 40 milionów euro za 28-latka z Szachtara Donieck można było się podrapać po głowie. Ten jednak udowodnił, że jest naprawdę klasowym piłkarzem, a gdy trafił pod skrzydła Pepa Guardioli, wszedł na iście galaktyczny poziom. Hiszpański menedżer zrobił z niego wirtuoza linii pomocy.
Może i Agüero, Sterling czy de Bruyne są istotni dla koncepcji Pepa, ale ich urazy nie mają takiego wpływu na działanie jego maszyny, jak absencja wychowanka Atletico Paranaense. Z „Dinho” w składzie „Obywatele” grają zdecydowanie pewniej. To on odpowiada za stabilizację środka pola. Wystarczy tylko prześledzić przebieg tego sezonu – spadki formy mistrzów Anglii pokrywają się z czasem, który defensywny pomocnik spędzał u lekarzy.

ŚRODKOWY POMOCNIK: Georginio Wijnaldum (Liverpool)

Czy można być gwiazdą, mając przed sobą Mohameda Salaha, Sadio Mane i Roberto Firmino, a z tyłu Virgila van Dijka? To trudne zadanie. Georginio Wijnaldum przekonuje się o tym na własnej skórze. Pomocnik Liverpoolu omijał tylko pojedyncze mecze „The Reds” i zawsze był gotów pomóc Jürgenowi Kloppowi. Jego praca jest jednak stosunkowo niedoceniana.
Urodzony w Rotterdamie reprezentant Holandii niemal zawsze wprowadza duże ożywienie w środku pola angielskiej drużyny. Jest dynamiczny, pewny siebie i stanowi swego rodzaju „żelazne płuca” zespołu. Do tego ma smykałkę do strzelania ważnych goli, jak chociażby w spotkaniu z Barceloną, kiedy to właśnie po jego wejściu na boisko Katalończycy zostali zepchnięci do rozpaczliwej defensywy.
Jestem fanem talentu „Giniego” jeszcze od czasów jego gry w Holandii. Pamiętam, jak strzelał cztery gole Norwich jeszcze gdy reprezentował Newcastle. Wydawało się, że jest stworzony do rzeczy wielkich, ale jednak nie osiągnął swojego „sufitu”. Nie zmienia to jednak faktu, że jest świetnym piłkarzem, który stanowi ważny element klasowego zespołu. Tak mocnego, że pozostaje ukryty w cieniu jego największych gwiazd.

ŚRODKOWY POMOCNIK: Donny van de Beek (Ajax Amsterdam)

Wszyscy rozpływamy się nad rewelacją tej edycji Ligi Mistrzów, nie szczędząc komplementów zawodnikom mistrzów Holandii. Są jednak wśród nich tacy, którzy pozostają odrobinę pominięci, jakby ukryci w blasku swoich kolegów. Najmocniej „poszkodowanym” z nich wydaje się być Donny van de Beek.
Najbardziej wysunięty z tercetu środkowych pomocników Erika ten Haga strzelił w tym sezonie 17 bramek i zaliczył 13 asyst. Do tego rozegrał ponad 90 procent możliwych minut w drodze do półfinału Ligi Mistrzów, nie opuszczając boiska nawet na sekundę w fazie pucharowej rozgrywek. Często jednak zapomina się o nim, zwracając uwagę głównie na Frenkiego de Jonga, Matthijsa de Ligta czy Dusana Tadicia.
Prawda jest jednak taka, że 22-letni wychowanek Ajaksu niewiele odstaje od największych gwiazd, które wypłyną już niedługo na szersze wody. Sam z pewnością będzie przebierał w ofertach. Van de Beek naprawdę może czuć się niedoceniany. Zabrakło dla niego miejsca w jedenastce sezonu Eredivisie. Szczerze mówiąc, dla mnie to skandal i ogromne pokrzywdzenie tego niesamowicie skromnego chłopaka.

PRAWOSKRZYDŁOWY: Pablo Sarabia (Sevilla)

Zacznijmy od cyferek wykręconych przez zawodnika ekipy z Andaluzji w tym sezonie: 52 mecze, 23 bramki, 17 asyst. Wygląda imponująco? Jasne, że tak! Teraz odpowiedzcie sobie na pytanie: czy spodziewaliście się, że przy jego nazwisku zobaczycie takie liczby? No więc właśnie – to chyba najbardziej niedoceniany zawodnik całej Primera Division.
Sevilla wykupiła Sarabię z Getafe w 2016 roku za zaledwie milion euro. Od tamtej pory miał udział przy golu co około 125 minut. To dopiero nazywa się okazja! Skrzydłowy wciąż jednak nie dostał powołania do drużyny narodowej. Mam też dziwne przeczucie, że nie wyląduje w najlepszej jedenastce sezonu hiszpańskiej ekstraklasy.
Takich piłkarzy uwielbiam. Gości wyciągniętych za niezbyt duże kwoty, którzy pokazują, że nie zawsze trzeba szukać wzmocnień kosztujących dziesiątki milionów. Urodzony w Madrycie zawodnik to jeden z największych brylantów Półwyspu Iberyjskiego. Niestety, bardzo często niedostrzegany.

LEWOSKRZYDŁOWY: Jonathan Bamba (LOSC Lille)

Mówisz: Lille – myślisz: Nicolas Pepe. Trudno za to winić skoro Iworyjczyk jest jednym z najgorętszych nazwisk europejskiego futbolu. Fenomenalna postawa wicemistrzów kraju nie jest jednak zasługą tylko ich największej gwiazdy.
W cieniu zawodnika z Afryki, po drugim skrzydle biega piłkarz, który przed sezonem trafił na Stade Pierre-Mauroy za darmo. Jonathan Bamba, bo o nim mowa, wskoczył na poziom, którego nigdy wcześniej nie osiągnął. 14 goli i cztery asysty w 40 spotkaniach to naprawdę dobry wynik. W obliczu możliwego transferu Pepe, były gracz Saint-Etienne może już niedługo przejąć rolę lidera zespołu.
Być może w takim wypadku otrzyma w końcu tyle uwagi, na ile zasługuje. Jeśli wykorzysta tę okazję, to będzie mógł pójść w ślady partnera z zespołu. To prawdziwa perełka, która może okazać się naprawdę ciekawym kąskiem dla mocniejszych klubów.

ŚRODKOWY NAPASTNIK: Karim Benzema (Real Madryt)

Trudno o bardziej niedocenianego napastnika, niż Karim Benzema. Do wychowanka Lyonu przylgnęła łatka gracza, który marnuje setki i nic nie daje drużynie. To chyba największe uproszczenie, jakie widział piłkarski świat. Piłkarz o algierskich korzeniach to trochę inny typ „dziewiątki” niż te, które z reguły spijają śmietankę.
Jako „napastnik pracujący” nie ma sobie równych. Kreuje okazje kolegom poprzez swoje przytomne zagrania czy sam ruch, który odciąga obrońców. Najlepiej było to widać, gdy współpracował z Cristiano Ronaldo. Odejście Portugalczyka pozwoliło mu jednak odetchnąć – pierwszy raz od sezonu 2011/12 udało mu się osiągnąć pułap 30 goli w sezonie.
Wielu trenerów zabiłoby za takiego gracza na szpicy. Jest niesamowicie przydatny i ma smykałkę do strzelania ważnych goli, co widać było zwłaszcza po powrocie Zinedine’a Zidane’a. Jeśli odjęlibyśmy trafienia, przy których miał udział, to Real Madryt miałby 18 oczek mniej lidze, czyli... wypadłby poza strefę gwarantującą awans do europejskich pucharów.

ŁAWKA REZERWOWYCH

Postanowiliśmy również wyróżnić graczy, którzy byli bardzo blisko znalezienia się w podstawowej jedenastce, ale ostatecznie na ich pozycjach znaleźli się jeszcze lepsi piłkarze. Oto nasza ławka rezerwowych:
Łukasz Fabiański (West Ham United)

Guillermo Maripán (Deportivo Alaves)

Jonas Hector (FC Köln)

Marten de Roon (Atalanta Bergamo)

Dani Parejo (Valencia CF)

Rodrigo de Paul (Udinese Calcio)

Glenn Murray (Brighton and Hove Albion)
Jak Wasze typy? Zgadzacie się z tą listą? A może macie swoich underdogów, którzy zachwycili Was w tym sezonie? Podzielcie się opinią w komentarzach.
Kacper Klasiński

Przeczytaj również