MLS. Piłka nożna w USA jeszcze nigdy nie była tak popularna. Właśnie rusza 24. sezon amerykańskiej ligi

Piłka nożna w Stanach jeszcze nigdy nie była tak popularna. Właśnie rusza 24. sezon Major League Soccer
YouTube
W ten weekend uwaga niemal wszystkich futbolowych sympatyków będzie skupiona na takich hitach jak El Clasico, derby północnego Londynu czy pojedynku Juventus-Napoli, ale wielka piłka zagości nie tylko na boiskach zachodniej Europy. Nie można zapominać o elektryzująco zapowiadającym się starcie sezonu w najszybciej rozwijającej się piłkarskiej lidze świata – MLS.
Wszystko rozpocznie się dzisiaj o dosyć sprzyjającej z perspektywy europejskiego fana godzinie, bowiem już o 19:00 Philadelphia Union podejmie jedną z kanadyjskich ekip – Toronto FC.
Dalsza część tekstu pod wideo
Starcie Sebastiana Giovinco z Kacprem Przybyłko z pewnością będzie niezwykle emocjonujące, ale prawdziwy hit kolejki odbędzie się nieco później, gdy do gry wkroczą Los Angeles Galaxy i Chicago Fire.
Ibrahimović, Frankowski i Schweinsteiger na jednym boisku – to po prostu trzeba będzie zobaczyć i będzie to możliwe na antenach Polsatu, który wykupił prawa do pokazywania spotkań MLS. Pierwsze informacje mogą sugerować, iż w końcu największa amerykańska liga piłkarska doczeka się odpowiednio „opakowania”.

Soccer podbija Amerykę

A jest co „opakowywać”, ponieważ progres jaki poczyniło MLS w ostatnich latach jest wręcz niewyobrażalny. Pierwszy pełny sezon zakończony triumfem D.C. United odbył się dopiero w 1996 roku, zatem historia ligi na razie tworzy się na naszych oczach.
A pisząc „naszych” mam na myśli naprawdę ogromną rzeszę kibiców, którzy pilnie śledzą ligowe poczynania największych amerykańskich klubów piłkarskich. USA w ostatnich latach przestało być państwem, w którym ludzie interesują się tylko rozgrywkami NHL czy NBA.
Wystarczy spojrzeć na sukcesywnie wzrastającą liczbę fanów gromadzących się na stadionach, aby zrozumieć, że zainteresowanie piłką nożną stale rośnie wśród amerykańskich odbiorców w porównaniu z innymi sportami.
Nikt już nie traktuje MLS po macoszemu, a decydujące spotkania choćby ubiegłego sezonu cieszyły się popularnością porównywalną z największymi meczami hegemonów w Lidze Mistrzów.
Jeśli nadal trafiają się nieobeznani z MLS ludzie, którzy uważają, że tą ligą interesują się tylko nieliczne jednostki i nocne marki nadeszła pora na wyprowadzenie z tego często powielanego przez laików błędu.
W końcu mówimy o rozgrywkach, w których choćby wspomniana Atlanta United może się pochwalić frekwencją na poziomie średnio ponad 53 tysięcy widzów na mecz. To wręcz niebotyczna liczba, biorąc pod uwagę, że tego typu osiągnięciem nie mogą się poszczycić choćby PSG, Juventus czy Liverpool.
Trzech liderów jednych z największych europejskich lig piłkarskich ustępuje w kwestii zainteresowania klubowi, który powstał w 2014 roku. Tak właśnie wygląda progres jaki uczyniła cała MLS w ciągu ostatnich lat.

Polskie akcenty

Liga nabiera rozpędu i naprawdę może dziwić, że wciąż znajdują się przypadki ludzi, którzy traktują MLS niczym jak amatorskie rozgrywki dla seniorów, którzy nie mają niczego ciekawszego do roboty w soboty i niedziele.
Problem jest niezwykle poważny skoro nawet trener reprezentacji Polski pozwala sobie na takie słowa po otrzymaniu pytania o transfer Przemysława Frankowskiego do Chicago Fire:
- Dla mnie to akurat niezrozumiała decyzja, że akurat w tym momencie kariery decyduje się na wyjazd do USA.
Pora przestać żyć przeszłością i nieco zaktualizować dane, ponieważ MLS sukcesywnie zyskuje na znaczeniu w światowym futbolu. Przepaść, pod względem poziomu, zaplecza personalnego oraz zainteresowania, dzieląca amerykańską ligę z rodzimą Ekstraklasą stale się powiększa i pozostaje mieć nadzieję, że Jerzy Brzęczek również to dostrzeże.
Ewentualne odrzucenie Frankowskiego z powodu przejścia do znacznie lepszej, ciekawszej i bardziej wymagającej ligi będzie można odebrać jako absolutną groteskę w wykonaniu selekcjonera.
Pozostaje jednak mieć nadzieję, że Brzęczek w najbliższych tygodniach uważniej przyjrzy się rozgrywkom, o których najwyraźniej nie ma na razie zbyt dużego pojęcia. Polscy fani z pewnością będą śledzić poczynania byłego skrzydłowego „Jagi”, jak i innych „Biało-czerwonych”, którzy postarają się podbić Amerykę.
Sympatycy Wisły Kraków z pewnością będą również zerkać na wyczyny swojego byłego podopiecznego – Zdenka Ondraska, który był najjaśniejszym punktem „Białej Gwiazdy” w rundzie jesiennej. Być może Czech podąży drogą Nikolica, który po podbiciu Ekstraklasy postanowił zająć się nękaniem bramkarzy na amerykańskich boiskach.

Obalić mity

Transfery Nikolica i Ondraska mogłyby idealnie wpisywać się w równie niezgodne z prawdą tezy głoszone niejednokrotnie przez ludzi niezaznajomionych z amerykańskim futbolem. Od wielu lat panuje przekonanie, iż MLS jest wyłącznie dla zawodników powyżej 30 roku życia, którzy ostatnie lata kariery chcą spędzić w niezbyt wymagającej, ale dobrze płatnej lidze.
Tylko że wspomniani zawodnicy pozyskani z ekstraklasowych boisk oraz zakontraktowanie innych legend ze Zlatanem, Pirlo, Schweinsteigerem czy wcześniej Beckhamem na czele stanowią tylko wierzchołek transferowej góry lodowej.
Transakcje związane z tak zasłużonymi dla futbolu nazwiskami są najszerzej komentowane w mediach i wydaje się, że z tego powodu wielu nie zwraca uwagi na rzeczywistą politykę obieraną przez większość amerykańskich klubów przy okazji pozyskiwania nowych gwiazd.
Seniorzy są oczywiście mile widziani w MLS, ale między bajki można włożyć stwierdzenia o lidze, w której większość zawodników już powoli myśli o końcu kariery.

Narodziny gwiazd

Szczególnie absurdalnie mogą brzmieć stwierdzenia mówiące, że MLS to liga tylko dla oldbojów, patrząc na wielu zawodników, którzy w ciągu ostatnich kilku lat narodzili się na amerykańskich boiskach.
Warto zainteresować się tymi rozgrywkami choćby z tak prostego powodu, jak możliwość oglądania młodych pereł, które na amerykańskich boiskach stawiają swoje pierwsze kroki, ale już niedługo stanowić będą o sile największych europejskich potęg.
W ciągu ostatnich lat niszowymi ligami, które dostarczały topowym klubom najwięcej jakościowych produktów były z całą pewnością Eredivisie oraz portugalska Primeira Liga, ale palma pierwszeństwa powoli jest odbierana właśnie przez MLS.
Na amerykańskich boiskach debiutuje coraz więcej nastolatków, którzy robią tak spektakularne wrażenie, iż największe europejskie marki ani przez moment nie wahają się sięgnąć głębiej do kieszeni. Mogliśmy się o tym przekonać przy okazji ostatniego okienka transferowego.
Wtedy to choćby działacze Bayernu Monachium, którzy przecież znani są z oszczędności, postanowili pozyskać 18-letniego Daviesa. Były zawodnik Vancouver Whitecaps zanotował świetny sezon okraszony 8 bramkami i 10 asystami, dzięki czemu właśnie jemu powierzono zadanie zastąpienia Francka Ribery’ego i Arjena Robbena.
10 milionów za zawodnika z takim potencjałem i już tak okazałym repertuarem zagrań to prawdziwa kradzież w biały dzień, a ewentualny sukces Daviesa na Allianz Arena z pewnością sprawi, iż inni potentaci pilniej zaczną śledzić amerykański rynek. Import młodych gwiazd z zachodu może dopiero nabrać rozpędu.

24 faworytów

MLS może stanowić ciekawą odskocznię od europejskich rozgrywek nie tylko ze względu na mnogość młodych talentów, zmierzających ku emeryturze legend oraz byłych konkwistadorów Ekstraklasy, ale przede wszystkim dzięki nieprzewidywalności.
W piłce na najwyższym poziomie, nie ukrywajmy, ale mamy do czynienia z niezbyt pasjonującą stagnacją. Jeszcze przed startem sezonu w topowych 5 ligach można śmiało stawiać pieniądze przeciwko orzechom, że o tytuł mistrzowski z powodzeniem powalczą Barcelona, Real, PSG, Juventus, Bayern, Manchester City, Chelsea i Liverpool.
Nawet dorzucając drużyny, które teoretycznie mogłyby zagrozić hegemonom w postaci BVB, Atletico i Napoli otrzymujemy maksymalnie kilkanaście ekip zdolnych sięgnąć po tytuł w najsilniejszych pięciu ligach.
Diametralnie inaczej sytuacja prezentuje się w MLS, gdzie stwierdzenie „każda drużyna może wygrać puchar” nie jest pustym frazesem, ale realną oceną możliwości całej stawki. Tytułu broni w końcu Atlanta United, która w lidze zadebiutowała w 2016 roku. To tak jakby Huesca wygrała w przyszłym sezonie mistrzostwo La Ligi.

Wszystkie zespoły są równe

Jest to spowodowane przede wszystkim z powodu tzw. salary cap, czyli najprościej mówiąc finansowych ograniczeń, którym podlegają wszystkie kluby zrzeszone pod egidą rozgrywek MLS.
Żadna z drużyn nie może przekroczyć odgórnie ustalonego przez ligę limitu na płace oraz transfery, co pozwala uniknąć wejścia do gry obrzydliwie bogatych szejków, oligarchów i innego pochodzenia multimiliarderów.
Tego typu obostrzenia sprawiają, że kluby muszą pieczołowicie dbać o zaplecze skautingowe, aby możliwie jak najszybciej i jak najtaniej pozyskać młode perełki z niebotycznym potencjałem.
Dzięki temu MLS jest jedną z najbardziej wyrównanych lig piłkarskich na świecie, a liczba utalentowanych nastolatków rodem z USA stale rośnie. Niemal wprost proporcjonalnie wzrasta grono sympatyków amerykańskich rozgrywek. Nadchodzący start sezonu stanowi idealną okazję do stania się jednym z nich.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również