Moc Glika pogrążyła Kamińskiego. Czy „Kamyk” jest największym przegranym Mundialu?

Moc Glika pogrążyła Kamińskiego. Czy „Kamyk” jest największym przegranym Mundialu?
jeollo, wikipedia
We francuskich gabinetach lekarskich stał się cud. Wysłuchano modlitw polskiego narodu, a kolos zwany Kamilem Glikiem dokonał rzeczy wydawało się niemożliwej, wygrywając z kontuzją, która miała go powalić na 6 tygodni. Informacje o poprawie stanu zdrowia wybrzmiewały w każdym zakątku kraju, a eksperci rozpływali się nad zadziornością i walecznością piłkarza.
Jeśli jakikolwiek zawodnik mógł dokonać takiego wyczynu, to tylko i wyłącznie on. Człowiek ze stali, którego kontuzje się nie imają. A nawet jeśli jakaś drobna się przypałęta, Glik zdaje się jej nie zauważać.
Dalsza część tekstu pod wideo
Przesunięty próg bólu, żelazne płuca i diabolicznie wytrzymałe nogi to wizytówka najbardziej wyeksploatowanego zawodnika Monaco. Tylko dwóch zawodników klubu z Księstwa przekroczyło w tym sezonie liczbę 4000 minut: Fabinho i Glik. W końcowym rozliczeniu najlepszy i tak okazał się Kamil, wyprzedzając Brazylijczyka o 223 minuty.

Końskie zdrowie

Jeśli ktoś zadałby pytanie, kto z polskiej kadry jest najbardziej podatny na kontuzje, pochodzący z Jastrzębia Zdrój obrońca zająłby ostatnie miejsce ex aequo z Robertem Lewandowskim.
"Kontuzjowany Kamil Glik" brzmi jak oksymoron. Przecież on przez 13 lat kariery nie był nigdy kontuzjowany dłużej niż przez tydzień!
Łącznie przez kłopoty zdrowotne (nie licząc aktualnego urazu) stracił 24 dni, co przełożyło się na... 6 meczów. Jedyne sytuacje, w których obrońca nie wychodzi na boisko to momenty, w których pauzuje za nadmiar kartek.
No dobra, powyższy plan co prawda zakrawa już trochę na science-fiction, ale w przypadku Kamila byłbym skłonny uwierzyć nawet i w taki wariant. Jeśli byłaby taka możliwość, to zagrałby w gipsie czy nawet bez ręki. Niestety przepisy nie pozwalają na takie rozwiązanie, czego Glik na pewno żałuje.

Nieszczęście jednego szczęściem drugiego

W czasie, w którym polscy kibice przecierali oczy ze zdumienia czytając o przewrotkach i zbyt ambitnej grze w siatkonogę, Marcin Kamiński przeżywał szok. Na Mundial miało jechać 4 obrońców, Nawałka miał w szerokiej kadrze 5.
Nie trzeba było dużo kalkulować żeby stwierdzić, że uraz Glika przesuwa obrońcę VfB Stuttgart o jedno miejsce wyżej na liście stoperów. Jeszcze wczoraj nieosiągalne marzenie, dziś bilet do Rosji stawał się coraz bardziej materialny.
Choć na pewno nie w sposób, który sobie Marcin wyobrażał, to wciąż był w grze o Mundial. Mimo, że stracił miejsce w składzie Stuttgartu na koniec sezonu, mimo że w kadrze Polski jechał walczyć o pozycję numer 4 wśród środkowych obrońców, to los się do niego groteskowo uśmiechnął. Zabrał coś jednemu po to, żeby dać komuś innemu.

Rosjo, witaj!

Sytuacja wydawała się w stu procentach jasna i klarowna. Glik wraca do domu, Kamiński jedzie na Mundial. Zresztą, jeśli pisze o tym na Twitterze sam prezes PZPN-u, czy ktoś może wątpić w jego słowa?
No i ok. Bilety porozdzielane, świeżo upieczony uczestnik Mistrzostw Świata bierze się do roboty z podwójnym zapałem. Największa impreza w życiu stoi otworem. Nic tylko zakasać rękawy i działać, bo skoro wskoczyło się do czwórki środkowych obrońców na Mundial, to co stoi na przeszkodzie żeby w tej hierarchii wspiąć się jeszcze wyżej i nie tylko być, ale i zagrać na rosyjskich boiskach?

Kropla nadziei, morze bólu

Co stało się później wiedzą wszyscy. Pierwsze zdystansowane komunikaty o minimalnych szansach na wyjazd Glika na Mundial, nasilające się z każdym dniem z coraz większa nadzieją. W końcu oficjalna informacja o zabraniu defensora Monaco na pokład samolotu.
Informację o kontuzji z informacją o „cudownym ozdrowieniu” dzieli 8 dni. Przez ponad tydzień cała Polska trzymała kciuki za Glika. Nikt nie zachwycał się Kamińskim, nie próbował spekulować o jego ewentualnej grze w pierwszym składzie. Zupełnie nikt. A on dzielnie trenował i robił swoje.
Był jedyną osobą, która nie życzyła Kamilowi powrotu do zdrowia. Jeśli ktoś myśli inaczej, to jest po prostu naiwny. Przecież „Kamyk” nie robił tego z zawiści, złośliwości czy nienawiści.
On po prostu jest młodym chłopakiem, który jeszcze przed chwilą widział siebie dopingowanego przez dziesiątki tysięcy gardeł, walczącego na największej imprezie piłkarskiej świata. Może strzelającego gola w kluczowym momencie? Może nawet (w chwili słabości) widział jak robi to przewrotką?
Cały tydzień Marcin Kamiński obserwował, jak naród kibicuje mu, aby nie jechał na mistrzostwa. Każdy dzień oddalał stopera od spełnienia swoich marzeń. Chłopak przeszedł naprawdę wielką próbę charakteru.
Szalony tydzień: nie jedziesz na Mundial, jedziesz na Mundial, nie jedziesz na Mundial. I w dodatku cały czas słyszał te natarczywe głosy: „Dajesz Kamil”, „Glik, potrzebujemy Cię”, „Coraz lepiej ze zdrowiem podstawowego stopera”….

Twardy jak Kamień

Cóż, Kamiński przegrał Mundial zanim się nawet zaczął. Nikogo nie oburza sam fakt, że stoper Stuttgartu nie jedzie do Rosji. W końcu piłkarsko Glik jest od niego dużo lepszy, zgrany z większością reprezentantów, a selekcjonera jeszcze nigdy nie zawiódł. Bardziej boli świadomość tego, w jaki sposób „Kamyk” się o swojej własnej absencji dowiadywał.
Szkoda, bo jest to młody, utalentowany, a przede wszystkim rozsądny zawodnik. Odchodząc z Lecha Poznań poszedł do klubu 2. Bundesligi. Mały krok wstecz zrobiony tylko po to, żeby zaraz zrobić dwa kroki naprzód. Jeden sezon na zapleczu najwyższej ligi niemieckiej rozegrany tylko po to, żeby w kolejnym rywalizować z Bayernem czy Borussią.
Dobry wybór, na pewno lepszy niż Kapustki (Cracovia -> Leicester) czy Arka Milika (Górnik Zabrze -> Bayer Leverkusen). Bo Kamiński to rozważny profesjonalista. I teraz musi wykazać się swoim profesjonalizmem bardziej niż kiedykolwiek.
Ochłonąć i przypomnieć sobie, że Glik też kiedyś na Mistrzostwa (Europy) nie pojechał, a później stał się filarem reprezentacji. Historia kołem się toczy, być może za dwa lata skład obrony będziemy ustalać właśnie od Kamińskiego.
Adrian Jankowski
Redakcja meczyki.pl
Adrian Jankowski18 Jun 2018 · 13:56
Źródło: własne

Przeczytaj również