Mocny kandydat do miana wicemistrza Bundesligi. Bayer Leverkusen lepszy niż Borussia Dortmund i RB Lipsk?

Mocny kandydat do miana wicemistrza Niemiec. Bayer Leverkusen jest w stanie ograć wyżej notowanych rywali
ricochet64/Shutterstock
Mówisz: Bundesliga. Widzisz: walkę Bayernu z Borussią Dortmund o tytuł. Chociaż w poprzednim sezonie znowu byliśmy świadkami takiego scenariusza, to nowo rozpoczęty może przynieść przełamanie tego schematu. I to nie tylko za sprawą RB Lipsk, do którego w końcu zawitał Julian Naggelsmann, lecz także Bayeru Leverkusen, który, pozornie niezauważony, poczynił ogromne postępy pod wodzą Petera Bosza.
„Aptekarze” w XXI wieku zaledwie pięć razy wylądowali poza Top 5 niemieckiej ekstraklasy. Są więc stałymi bywalcami czołówki i jednym z najstabilniejszych klubów w kraju. Wciąż jednak poszukują swojego pierwszego mistrzostwa w historii.
Dalsza część tekstu pod wideo
Chociaż droga do tego jest długa i kręta, to realny wydaje się inny cel. Ekipa z BayArena ma wszystko, aby powalczyć o miano drugiej siły niemieckiego futbolu i pokonać rywali z Lipska czy Dortmundu.

Trener z podrażnioną ambicją

Szkoleniowca drużyny z Leverkusen, Petera Bosza, powinna kojarzyć większość kibiców futbolu. W końcu to gość, który wprowadził młodziutki Ajax Amsterdam do finału Ligi Europy, w którym nie udało się pokonać Manchesteru United. Wtedy jednak, podobnie jak w przypadku minionej kampanii Ligi Mistrzów, młodzież zespołu ze stolicy Holandii podbiła nasze serca.
Po udanej kampanii w Amsterdamie dostał ofertę z Borussi Dortmund, na którą przystał. Wielu z nas ekscytowało się możliwością oglądania takiego menedżera, preferującego ładny dla oka futbol na ławce BVB. Tymczasem okazało się, że Bosz był jednym z największych rozczarowań ostatnich lat w Bundeslidze.
Ze stanowiska wyleciał w grudniu, zostawiając drużynę na ósmym miejscu w ligowej tabeli. W grupie Lidze Mistrzów doprowadził ją do trzeciej lokaty, przegrywając wszystkie starcia z Realem Madryt i Tottenhamem oraz notując dwa remisy z APOEL-em Nikozja.
Cień na jego osobę rzucił kompromitujący remis 4:4 w prestiżowym starciu z Schalke, pomimo prowadzenia 4:0 do przerwy. Jego kadencja zakończyła się zaledwie jedną wygraną w ostatnich 13 meczach. W Pucharze Niemiec, z trzecioligowym Magdeburgiem.
Gdy zatem rok po zwolnieniu pojawiła się oferta z innego zespołu z ligi, w której, krótko mówiąc, poległ, nie zastanawiał się długo. Chciał udowodnić wszystkim, że był to tylko wypadek przy pracy.
- Desperacko chciałem powrócić do Bundesligi. Ludzie w Niemczech nie widzieli jeszcze prawdziwego Petera Bosza. Teraz poznają go w Bayerze Leverkusen, ale nie mogę powtórzyć błędów, które popełniłem w Borussi Dortmund. Muszę wyciągnąć wnioski z tamtego doświadczenia – mówił w styczniu, podczas swojej prezentacji.
I teraz, osiem miesięcy po jego powrocie do Niemiec, można powiedzieć, że słowa dotrzymał. Jego podopieczni grają świetną piłkę i osiągają bardzo dobre wyniki. Nauka z pobytu na Signal Iduna Park nie poszła w las.

Styl jest ważny, ale nie mniej niż wyniki

Więc jaki jest prawdziwy Peter Bosz? Tego możemy dowiedzieć się od samego zainteresowanego, który na łamach „DW” udzielił wywiadu Jörgowi Stroscheinowi. Wytłumaczył w nim, jakim ideałom hołduje, jeśli chodzi o grę w piłkę.
- (...) Moje podejście to ofensywny futbol z kompaktową obroną. Grając w ten sposób chcę zapewnić rozrywkę kibicom na stadionie. Ludzie powinni oglądać świetny mecz. Gdy wracam do domu, powinienem mówić: „Wow, to było ekscytujące”. Musimy jednak również wygrywać, to jest najważniejsze – komentował.
W Leverkusen widać, że okres pracy w Borussi był jedynie wypadkiem przy pracy. Tutaj wszystko działa perfekcyjnie. Szybcy pomocnicy ofensywni, jak Havertz, Bailey i Bellarabi, nadają tempo atakom drużyny. Linia obrony również się poprawiła.
W drugiej połowie sezonu poprzedniej kampanii ligowej, już pod wodzą Holendra, „Aptekarze” stracili sześć bramek mniej niż w pierwszej, gdy byli prowadzeni przez Heiko Herrlicha. Strzelili... aż 17 więcej. Te zmiany ogromnie cieszyły szkoleniowca, który nie tylko wierzy w taką filozofię gry, ale i sam uważa ją za atrakcyjną.
- To związane z emocjami. Lubię oglądać drużyny, przy których coś się dzieje. Granie w poprzek, do tyłu, jedynie długimi piłkami – to nie jest futbol, który kocham. Chcę cieszyć się, oglądając piłkę. Powinna sprawiać radość. Dlatego też pozwalam grać piłkarzom tak, aby podobało się to kibicom – opowiadał.

Piękna gra podbija serca fanów

Jak tu nie zakochać się w ekipie, która gra tak, jak Bayer Bosza? W 19 meczach ligowych pod wodzą Holendra, jego podopieczni aż 9 razy strzelali rywalom trzy lub więcej goli. Jedynie Bayern w tym samym okresie robił to częściej.
Wprowadzenie ofensywnego stylu gry niesie oczywiście ze sobą pewne ryzyka. Na przełomie marca i kwietnia „Aptekarzom” zdarzyła się seria trzech spotkań, przegranych kolejno: 1:3 z Werderem, 1:4 z Hoffenheim i 2:4 z RB Lipsk.
Menedżer, jak i sam zespół, wyciągnęli jednak wnioski i w sześciu ostatnich spotkaniach ligowych stracili punkty zaledwie raz, remisując z Schalke. Ich łączny bilans bramkowy z tych gier? 19:4! Od objęcia posady przez Bosza, piłkarze z Leverkusen strzelają średnio 2,57 gola na mecz. To najlepszy wynik w historii ich występów w Bundeslidze.
Jeśli ktoś chce reklamy nowego stylu gry drużyny popularnych „Aspirynek”, to niech zobaczy ich mecz z Eintrachtem Frankfurt z początku maja. Tak, rywale wyszli w mocno zrotowanym składzie, ale po 36 minutach gry na tablicy wyników widniał wynik 6:1, którym spotkanie ostatecznie się zakończyło.
Jednak nie tylko styl gry cieszy fanów. Podstawową sprawą są wyniki, a te mogą napawać optymizmem. Gdybyśmy ułożyli tabelę niemieckiej ekstraklasy, uwzględniającą jedynie spotkania z 2019 roku, to okaże się, że podopieczni Holendra zajmują w niej trzecią lokatę.
Na szczycie? Oczywiście Bayern (46 oczek). Za nimi jednak, bardzo blisko siebie, plasują się RB (41), wspomniany Bayer i drużyna z Dortmundu (po 40). Zapowiada się więc wyborna rywalizacja o miano drugiej siły w Niemczech!
Taki wynik robi jeszcze większe wrażenie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że Bosz przejmował swój zespół, gdy ten zajmował dziewiąte miejsce, a doprowadził go do czołowej czwórki i miejsca w Lidze Mistrzów. Wielu piłkarzy zrobiło wyraźne postępy pod wodzą nowego menedżera. Najbardziej jednak wyróżnia się najgłośniejsze nazwisko drużyny.

Wyciągnąć maksa z genialnego dzieciaka

Bundesliga słynie z kreowania talentów. Jednym z największych jest Kai Havertz. Czyli chłopak, o którym mówi nie tylko cała Europa, ale i świat. Wystarczy tylko wspomnieć, że dwa i pół miesiąca temu skończył 20 lat, a zaczyna swój czwarty sezon w profesjonalnej piłce i ma na swoim koncie już 108 gier oraz udział w... 52 bramkach.
Te kosmiczne wręcz liczby odzwierciedlają bardzo dobrze, jak kluczowym ogniwem układanki Bayeru jest urodzony w Aachen młodzian. Od powrotu Bosza do Niemiec, piłkarz maczał palce w ponad jednej czwartej bramek drużyny w lidze. Teraz, po sprzedaży Juliana Brandta, na jego plecach spoczywać będzie jeszcze większa odpowiedzialność.
Chociaż w teorii ustawiany jest najczęściej w środku pola, nie jest wcale typowym rozgrywającym. Momentami funkcjonuje niczym podwieszony napastnik, reagując na boiskowe wydarzenia i odpowiednio wykorzystując swoje walory do zagrożenia rywalom.
Jak łatwo się domyślić, Bosz właśnie w nim upatruje lidera swojej ekipy i ustawia ją tak, aby zmaksymalizować wykorzystanie atutów młodej gwiazdy.
Otoczenie dynamicznymi graczami jak Volland czy wspomniani już wcześniej Bailey i Bellarabi, pomaga Havertzowi w nadawaniu odpowiedniego tempa wypadom z własnej połowy. Obecność w środku pola piłkarzy takich jak Aranguiz czy ściągnięty przed sezonem Demirbay, gwarantuje asekurację, stabilizację i pozwala mu na rozwinięcie skrzydeł w pełni.
W tym momencie Bayer Leverkusen to maszyna. Kieruje nią Bosz, silnikiem jest Havertz, a wszelkie podzespoły wydają się funkcjonować perfekcyjnie. Może więc okazać się, że „Aptekarze” będą w stanie namieszać w tym sezonie Bundesligi.
Póki co jednak trudno mówić o tytule mistrzowskim. Bardziej realna wydaje się walka z Borussią Dortmund i RB Lipsk o miano drugiej drużyny u naszych zachodnich sąsiadów. To jednak byłoby równoznaczne z wyrównaniem najlepszego wyniku w historii klubu. Przy stylu preferowanym przez Holendra, nie byłoby więc na co narzekać. Oglądanie jego drużyny to czysta przyjemność, a sufit mają zawieszony naprawdę wysoko.
Kacper Klasiński

Przeczytaj również