[MUNDIAL 2018] „Czarny Ląd” na rosyjskiej ziemi. Czy którąś z afrykańskich drużyn stać na medal mistrzostw świata?

[MUNDIAL 2018] „Czarny Ląd” na rosyjskiej ziemi. Czy którąś z afrykańskich drużyn stać na medal mistrzostw świata?
Vlad1988/Shutterstock
Przez lata wyjątkowo oszczędne w mundialowe emocje, Polakom regularnie przychodziło trzymać kciuki za cudzych piłkarzy, by w jakimkolwiek stopniu poczuć gorączkę tych rozgrywek. Najczęściej skłaniano się ku tym wielkim, by potem przed odbiornikiem triumfować wraz z Hiszpanią czy Włochami. Kto jednak nie ubóstwia tego uczucia, kiedy osobiście namaszczony „czarny koń” pokonuje kolejne szczeble, grając przy okazji na nosach faworytów? Takich niespodzianek często można było doszukiwać się wśród przedstawicieli Afryki.
W 2002 kibice delektowali się mundialową passą Senegalczyków, z kolei na „afrykańskim” turnieju w 2010 przeżywali kontrowersje z imponującą Ghaną i Luisem Suarezem w roli głównej. Poprzednie mistrzostwa przyniosły ciekawą reprezentację Algierii, która była o włos od wyeliminowania przyszłych triumfatorów w przedbiegach. Rok 2018 przygotował dla koneserów futbolu względnie świeże, ale prawdopodobnie najsilniejsze w historii rozdanie afrykańskich kart. Poza stałym bywalcem, Nigerią, na arenę międzynarodową po latach powracają Egipt, Senegal, Maroko i Tunezja – protoplasta zmagań drużyn z „Czarnego Lądu” w mistrzostwach świata (jako pierwsi spośród przedstawicieli Afryki odnieśli mundialowe zwycięstwo).
Dalsza część tekstu pod wideo

„Super Orły” w nie tak super grupie

Ostatnimi czasy, wyniki Nigerii były grubo poniżej oczekiwań, co poskutkowało niefortunną pozycją w koszykach. „Super Orły” bowiem w momencie losowania grup startowali z najniższego, czwartego, więc od razu skazywało się ich na pożarcie. Islandia, Chorwacja i przede wszystkim Argentyna – lekką ręką można tu rzucić określenie „grupa śmierci”, w której nadzwyczaj trudno wytypować faworytów.
Afrykanie jednak doskonale pamiętają, jak się w tym miejscu znaleźli. Losowanie grup eliminacyjnych postawiło ich naprzeciw Algierii, Kamerunu i Zambii i wówczas mało kto dawał im jakiekolwiek szanse na wyjazd do Rosji. Jedyna ich klęska z „rekinami” afrykańskiego futbolu wynikła z walkoweru przyznanego ze względu na złamanie procedur. Z komfortową 5-punktową przewagą, władze nigeryjskiej federacji kupowały bilety na mundial już przed ostatecznym domknięciem eliminacji.
Zmotywowani, niezłomni i pod pieczą świetnego szkoleniowca – nawet piąte już (na 6 ostatnich udziałów w mundialach) wylosowanie Argentyny nie będzie im straszne. Ta para do złudzenia przypomina Arsenal i Bayern w Lidze Mistrzów – trudno sobie wyobrazić mundial bez ich spotkania. Krótko przed losowaniem grup, obie drużyny zmierzyły się w spotkaniu towarzyskim. Zdaniem Diego Maradony, Nigeryjczycy w pełni obnażyli wszystkie słabości jego rodaków, wykorzystując niepewność linii defensywy. „Trafili cztery razy, a mogli osiem” - skwitował legendarny pomocnik.
Trudno jednak uwzględniać mecz towarzyski jako miarodajny wyznacznik jakości obu ekip. W realiach mundialowych, wszystkie 5 spotkań kończyły się wynikiem korzystnym dla Argentyńczyków. Co jednak można z tego starcia wywnioskować, to że Gernot Rohr ułożył zupełnie nową reprezentację „Super Orłów”.
Jak sam mówi - „nie można cały czas wymieniać piłkarzy, jeżeli ma się już gotową kadrę”. Zbudował więc żelazny kolektyw wokół doświadczonego Johna Obi Mikela, składający się z młodych, dopiero wchodzących na wielką scenę piłkarzy. W dużej mierze bazuje na skrzydłach, gdzie ma do dyspozycji dwóch świetnych techników – Victora Mosesa i Alexa Iwobiego – obu odradzających się w barwach reprezentacyjnych.
Między nimi naprzemiennie grają dwaj sprawdzeni na angielskich boiskach snajperzy – Kelechi Iheanacho i Odion Ighalo. Kluczową rolę w środku pola pełni zaś Onyinye Ndidi. Rewelacja Leicester, nosząca miano „nowego Kante”, tworzy wraz z Mikelem defensywny mur, który w trybie natychmiastowym przerzuca ciężar gry do napastników. To wszystko, pod względem taktycznym, funkcjonuje niemal doskonale, co na kontynencie afrykańskim uchodzi za ewenement.
Rażącym problemem Rohra, którego Niemiec nawet nie próbuje zatuszować, jest obsada bramki. Przez lata do miana ikony nigeryjskiego futbolu urósł Vincent Enyeama. 35-latek postanowił już zawiesić reprezentacyjne buty na kołku, z kolei jego naturalny następca, Carl Ikeme, zmaga się z białaczką. Na tę chwilę faworytem do gry między słupkami jest Ikechukwu Ezenwa, natomiast jest to raczej „chwycenie brzytwy”, aniżeli pewna opcja.
O ile oczekiwania w Nigerii osiągnęły apogeum po zwycięskich eliminacjach, tak mundialowe losowanie nieco ostudziło nastroje. Prawdą jednak jest, że do Rosji jadą jako jedna z najbardziej niedocenianych drużyn, bez żadnej presji z zewnątrz. A takie drużyny najbardziej lubią sprawiać niespodzianki...

Faraonowi Salahowi piramidy stawiać

Najbardziej utytułowana drużyna na „Czarnym Lądzie”, srebrni medaliści zeszłorocznego Pucharu Narodów – aż dziw bierze, że Egipcjanie po raz pierwszy od 28 lat zagrają na mundialu. W mało przekonującym stylu wygrali swoją grupę eliminacyjną, zostawiając za sobą Ugandę i przede wszystkim Ghanę, którą typowano do pewnego awansu.
„Winowajcą” i jednocześnie „autorem” takiego stanu rzeczy jest argentyński szkoleniowiec za sterami, Hector Cuper. Jest to zwolennik futbolu iście defensywnego, zakrawającego o tzw. „autobus”. Nie dziwi fakt, że duetowi stoperów Hegazi – Gabr przypisano kolejno pseudonimy „Nesta Piramid” i „Minister Obrony Narodowej”.
Egipt jest więc drużyną, która bazuje na oddaniu inicjatywy rywalom. Konsekwentnie bronią własnej bramki, na której stoi 43-letni Esam El Hadari. Legendarny w kraju Faraonów golkiper najprawdopodobniej pobije rekord najstarszego uczestnika mundialu, jednak coraz częściej zdarzają mu się kuriozalne błędy, co tylko umacnia potrzebę przyjęcia defensywnego nastawienia przez jego kolegów.
Taka taktyka w olbrzymiej mierze bazuje jednak na indywidualnych umiejętnościach tych, którzy pozostają z przodu. Sukcesy ekipy Cupera opierają się właśnie na tym, że personalia jakimi dysponuje, są w stanie na własnych barkach pociągnąć całą ofensywę. Oczywiście wiadomo, o czyich barkach tutaj mowa. Podczas gdy reszta drużyny blokuje dostęp do własnej bramki, podbój pola karnego przeciwnika należy do fenomenalnego Mohameda Salaha, który w tym sezonie regularnie pokazuje, że strzelanie bramek ma we krwi.
36 bramek we wszystkich rozgrywkach w barwach Liverpoolu, a przy tym gol zapewniający Egiptowi historyczny awans na mundial – kult Salaha przypomina już ten, jakim cieszyli się Faraonowie przed tysiącami lat. Kładzie się więc na niego olbrzymie pokłady oczekiwań, a jego umiejętności dźwignięcia presji okażą się kluczowe dla występu Egipcjan w Rosji.
Co prawda styl, jaki propaguje Hector Cuper przyniósł 20 zwycięstw w 30 meczach, jednak w 8 spotkaniach eliminacyjnych jego podopieczni zdobyli ledwie 6 bramek (w tym 5 Salaha). Losowanie pozornie okazało się dla nich wyjątkowo łaskawe, bowiem zmierzą się z gospodarzami, Urugwajem i Arabią Saudyjską. Jeżeliby jednak rozłożyć to zestawienie na czynniki pierwsze, jedynie Urugwaj z Suarezem i Cavanim na czele pozwoli im „grać swoje”. W starciach ze skrajnie defensywnie usposobioną Rosją i niedoświadczoną Arabią, będą musieli zagrać coś nowego, dostosować styl do wycofanych rywali. Ostatnie chwile przed mundialem okażą się kluczowe w kontekście adaptacji nowej taktyki, bowiem może im po prostu zabraknąć goli...

Już raz Kartaginę zlekceważono...

Bukmacherzy dają Tunezyjczykom jedne z najniższych szans na ostateczny triumf. Istotnie nie chodzi tu o polemikę z tym założeniem, bowiem nikt o zdrowych zmysłach nie stawia ich w gronie faworytów, jednak z samego ich przydomku („Orły Kartaginy”) wynika, że deprecjonowanie tej drużyny może okazać się dużym błędem.
W dużej mierze wynika to jednak z tego, że kadra Tunezyjczyków złożona jest przeważnie z nieznanych piłkarzy, grających w ligach arabskich. Nabil Maaloul, następca Henryka Kasperczaka, złożył kolektyw z zawodników obeznanych w podobnych realiach, wyznających bliźniacze wartości piłkarskie. Niemal od razu zaprocentowało to fantastycznymi eliminacjami – Tunezja przeszła suchą stopą przez grupę złożoną z Gwinei, Libii i Konga, na krótki okres zajmując najwyższe miejsce spośród drużyn afrykańskich w rankingu FIFA.
Maaloul zaszczepił w swoich podopiecznych iście ofensywne usposobienie, tworząc drużynę skrajnie przeciwną do egipskiej. U niego nie ma indywidualności. Każdy element, równie istotny, ma swoje wytyczone zadania, składając się na zgraną całość. Kluczowy punkt tej układanki stanowi linia pomocy, złożona z Fejraniego Sassiego, Mohameda Amine Ben Amora i Ghaylène'a Chaalaliego. Tworzą oni mur w środku, transportując piłkę do trójki ofensywnej. Selekcjoner „Orłów Karatginy” kładzie również olbrzymi nacisk na akcje oskrzydlające bocznych obrońców, więc mimo ograniczonego potencjału ofensywnego linii pomocy, Tunezyjczycy potrafią atakować w pięciu, by potem bronić w siedmiu.
Najbliżej do statusu „gwiazdy” reprezentacji jest Youssefowi Msakniemu, centralnemu punktowi tercetu ofensywnego, który tworzy wraz z Khazrim i Slibim. Grający w Katarze snajper, mimo mało imponujących liczb w reprezentacji (w klubie ma 22 bramki i 14 asyst w 22 spotkaniach), jest głównym motorem napędowym drużyny. Od trenera Maaloula otrzymał swobodę taktyczną, w celu wykorzystania pełni swoich możliwości.
Głównym problemem kadry Tunezji jest brak odpowiedniej jakości zmienników. Pierwsza jedenastka jest doskonale zgrana, jednak wypadnięcie jednego elementu może skutkować zawaleniem się całej układanki. Federacja zwracała się z propozycjami do m.in. Raniego Khediry czy Wissama Ben Yeddera, jednak bezskutecznie. Brat pomocnika Juventusu powiedział, że nie zasługuje na zajęcie miejsca kogoś, kto wywalczył ten awans, z kolei snajper Sevilli nadal marzy o grze w reprezentacji Francji.
Gwinea, Libia i Kongo to zupełnie inna skala trudności, niż Belgia, Anglia i Panama. W kontekście tej grupy najczęściej ślepo typuje się dwóch, wydawałoby się, oczywistych faworytów. Mając jednak w pamięci angielską niemoc na mundialach, ich awans nie jest taki oczywisty. Tak, jak 4 lata temu powszechnie skreślana Kostaryka zagrała pod słabości swoich rywali, tak Tunezja ma te przymioty, by rozegrać więcej, niż 3 mecze.

Dał nam przykład Renard jak zwyciężać mamy

Maroko jest bezsprzecznie najlepiej zorganizowaną taktycznie drużyną z „Czarnego Lądu”. Tworzona przez eksperta od afrykańskiego futbolu, Hervé Renarda, kadra „Lwów Atlasu” ustanowiła rekord eliminacji, nie tracąc w nich żadnej bramki. Odprawili wówczas z kwitkiem Mali, Gabon i Wybrzeże Kości Słoniowej. Jak mówi Joachim Löw - „To Maroko jest liczącą się siłą z Afryki”.
W ostatniej dekadzie Marokańczycy grali dużo poniżej oczekiwań, mimo ciekawego zbioru indywidualności w kadrze. Przegrywającą z m.in. Wyspami Zielonego Przylądka czy Rwandą drużynę objął Hervé Renard, który w trenerskim CV ma dwa zwycięstwa w Pucharze Narodów Afryki: z Zambią i Wybrzeżem Kości Słoniowej. Niemal od razu wyciągnął to co najlepsze z niespełniającej oczekiwań kadry. Francuz jest tym typem menedżera, którego uwielbiają kibice – niczym Antonio Conte, bierze udział w meczach jako dwunasty zawodnik, żywiołowo reagując na linii bocznej, rzucając przy tym setki komend.
Maroko jest teraz w okresie złotego pokolenia. Dotąd większość piłkarzy, mających powiązanie z krajem z północnej Afryki, decydowało się rozwijać swoją reprezentacyjną karierę w innych barwach (Munir El Haddadi, Ibrahim Affelay, Marouane Fellaini etc.). Sytuacja odwróciła się diametralnie w ostatnich latach, a marokańska koszulka stała się dużo bardziej atrakcyjna dla wschodzących gwiazd. W ten sposób zwerbowano np. rewelację Schalke 04, Amine'a Harita, czy też Hakima Ziyecha, którego decyzję, dość kontrowersyjnie, skomentował Van Basten:
Ziyech jest niekwestionowaną gwiazdą reprezentacji Maroka. To na jego inteligencji boiskowej i przeglądzie pola bazuje gra całej drużyny. Oprócz niego jednak Marokańczycy mogą się poszczycić podstawowym defensorem Juventusu, Medhim Benatią, który tworzy wyjątkowo zorganizowany duet w obronie z Romainem Saïssem. Lukę na lewej stronie defensywy wypełnił Achraf Hakimi, który łapie coraz więcej minut w Realu Madryt. Istotną rolę w taktyce Renarda odgrywają skrzydłowi o wysokim wyszkoleniu taktycznym – Boufal i Amrabat.
Renard zapowiada, że w Rosji będą walczyć do ostatniej kropli krwi. Doskonale zdaje sobie sprawę, że losowanie postawiło go przed niezwykle trudnym zadaniem – mierzyć się będzie z Hiszpanią, Portugalią i Iranem. Do rywali odnosi się z szacunkiem, jednak dobrze wie, że jego podopiecznych stać na zaskoczenie. „Musimy skończyć to, co zaczęliśmy” mówi, jednocześnie zmotywowany i nadzwyczaj zniecierpliwiony.

Przeciwnicy Polaków pod okiem specjalisty od sensacji

Analiz Senegalu w polskich mediach jest tyle, że można odnieść wrażenie, iż „Lwy Terangi” są już perfekcyjnie rozpracowane i rozłożone na czynniki pierwsze. Celem zaoszczędzenia kolejnej interpretacji ich taktyki, skupię się wyłącznie na tym, co najbardziej istotne.
Senegal uchodzi za najlepszą pod względem indywidualności reprezentację z „Czarnego Lądu”. Potwierdzają to oficjalne statystyki, bowiem w rankingu FIFA znajdują się najwyżej z całego kontynentu. Obok Tunezji zebrali w grupie eliminacyjnej najwięcej punktów, z 14 oczkami zajmując miejsce nad Burkina Faso, Wyspami Zielonego Przylądka i RPA. Kluczowym momentem dla przebiegu eliminacji było powtórzenie przegranego meczu z RPA, w którym kadra sędziowska została oskarżona o „nadmierną stronniczość”. Senegalczycy zwyciężyli, odwracając diametralnie sytuację w grupie.
Mija już 16 rok, odkąd kadra „Lwów Terangi” sprawiła sensację na mistrzostwach w Korei, już w meczu otwarcia pokonując Francuzów i będąc drugą afrykańską drużyną w historii, która dotarła do ćwierćfinałów. Ówczesny kapitan, Aliou Cissé, tym razem powraca do mundialowej rywalizacji jako selekcjoner kadry. Jego „plan taktyczny” w dużej mierze opiera się na grze pod atuty swoich piłkarzy, czyli na dominacji fizycznej.
Trudno bowiem o drugą drużynę tak czysto atletyczną, jak Senegal. Grają futbol szybki i przy wszelkich okazjach starają się rozwinąć prędkość na skrzydłach. Do tych zadań Cissé wyznacza Sadio Mané i Balde Keitę, którzy znajdują się w czołówce najszybszych piłkarzy globu. Środek pola natomiast dominują silni i rośli piłkarze, którzy zgarniają wszystkie piłki ze strefy powietrznej. Parę stoperów tworzą zaś Kalidou Koulibaly i Salif Sané, obaj prezentujący się z najlepszej strony w swoich klubach.
Kadra Senegalu jest naszpikowana gwiazdami z najsilniejszych lig europejskich i jako jedyna z afrykańskich drużyn, uchodzi za faworyta w swojej grupie. Cissé naciska na zachowanie osobowości, licząc na to, że jego kadrę nie przytłoczy presja mundialu. „Musimy się dobrze bawić, nie koncentrować się na tym, kto nas ogląda; Być sobą” - nakreśla selekcjoner. Nieco wątpliwe podejście, jednak z pewnością wynikające z olbrzymiego doświadczenia.
Rafał Hydzik

Przeczytaj również