Jaka jest przyszłość reprezentacji Anglii? Czy stać ją na coś więcej niż przeciętność? [MUNDIAL 2018]

Jaka jest przyszłość reprezentacji Anglii? Czy stać ją na coś więcej niż przeciętność? [MUNDIAL 2018]
enviro warrior, wikipedia
Mija 52. rok, odkąd Bobby Moore uniósł w górę złote trofeum Mistrzostw Świata. Pół wieku płonnych oczekiwań, gorzkich porażek, bezpłciowej walki i przemijania złotych generacji piłkarzy. To wszystko okraszone dziesiątkami milionów wyjątkowo kwiecistych epitetów sprzed telewizorów. Można by rzec, że największa piłkarska impreza na świecie, w kraju z którego „The Beautiful Game” się wywodzi, budzi coraz mniejsze emocje.
Nawet tradycyjne już „pompowanie balonika” przestaje znajdować jakiekolwiek logiczne uzasadnienie, gdyż żadne z kolejnych pokoleń nie jest w stanie tego balonika udźwignąć. Wzorem sinusoidy przeplatają się kadry wręcz przesycone nazwiskami klasy światowej oraz te, które na papierze (i de facto także na murawie) budzą jedynie, przygaszone wymuszonym dla Anglików szacunkiem, rozbawienie.
Dalsza część tekstu pod wideo
Teorii dotyczących zachodzenia tego zjawiska jest multum, jednak parafrazując słynne powiedzenie o naszych rodakach – mądry Anglik po szkodzie. Remedium na tę mundialową bolączkę trzeba szukać głębiej, by nie tylko łatać notorycznie powstające dziury, ale zbudować trwały monolit, odpowiadający potencjałowi wyspiarskiego futbolu.

Odwołana podróż do XIX wieku

Najważniejszy w plemieniu jest wódz, a do tych, jak na złość, „Synowie Albionu” w ogóle szczęścia nie mają. Przy przeglądaniu dostępnych nazwisk, podstawowe kryterium brzmi raczej „kto jest najmniejszym złem”, a nie „kto najwięcej wniesie do kadry”. Stanowisko selekcjonera od lat jest obsadzane tylko dlatego, że tak trzeba.
Kompromitacja (kolejna już) na francuskim Euro pociągnęła za sobą zwolnienie Roya Hodgsona, a stołek przekazano... Samowi Allardyce'owi. Prawdopodobnie najlepszym, co w tamtym momencie mogło się przydarzyć angielskiej piłce, to jego szybka dymisja.
Reprezentacja, niczym w ikonicznej scenie z Matrixa, uniknęła gradu pocisków o nazwach: „antyfutbol”, „małe myślenie” i „XIX-wieczna taktyka”.
Pod względem indywidualności, angielski futbol jest na fali wznoszącej,a pozostawienie tych personaliów na dłuższą metę w mało zgrabnych dłoniach „Big Sama” byłoby w skutkach równorzędne, a może i nawet bardziej kompromitujące niż rozwiązanie drużyny narodowej. Przyszło wybrać jego następcę i kolejny raz sięgnięto po do bólu oklepany schemat.

Jak łatwo jest stać się angielskim selekcjonerem?

W tym samym kraju, w którym kluby prześcigają się w sięganiu po najlepszych z najlepszych, Angielski Związek Piłki Nożnej zostaje daleko z tyłu i raz po raz szuka nazwisk najbliżej jak tylko się da. Nikogo więc nie zdziwiła elekcja Garetha Southgate'a – próżno było oczekiwać w tej materii cudów.
„Myślę, że w kwestii reprezentacji są jeszcze ze dwa aspekty, w których chciałbym nabrać doświadczenia, zanim obejmę stery. Chciałbym od początku wejść z silną pozycją. Może to się stanie w przyszłości, a może nie?” - enigmatycznie mówił mediom Southgate w sierpniu, niedługo po ogłoszeniu dymisji „Big Sama”. Jak sam dobitnie stwierdził – nie był gotowy, by pełnić tę funkcję.
Trzy miesiące później intensywny obrót spraw spowodował, że zmienił zdanie i jednak stwierdził, że predyspozycje ma. To mówi wszystko o tym, jak paniczny był to ruch ze strony FA oraz jak krótkowzroczna jest to organizacja.
W ten właśnie sposób, reprezentacja z bezkonkurencyjnym zapleczem (w 2012 wydano 105 milionów funtów na ośrodek treningowy St. George), przytłaczającymi ambicjami głodnych sukcesu kibiców i olbrzymim potencjałem kadrowym, jest przekazywana z ręki do ręki między trenerami, którzy uważają, że być może się nadają.
Rozsądnie myśląc, próżno szukać zbawienia na angielskiej karuzeli trenerskiej. Brytyjska myśl szkoleniowa, zwłaszcza starszego pokolenia, jest skrajnie konserwatywna i zacofana. Obligatoryjnie trzeba więc kogoś z myślą nowoczesną, łączącego wiele stylów, a jednocześnie posiadającego olbrzymi autorytet.
Taką „perełką” jest przykładowo Eddie Howe, który wydaje się człowiekiem perfekcyjnie skrojonym pod wschodzące pokolenie. Tymczasem jednak Anglik jest przywiązany do swojego projektu w Bournemouth, a Southgate nigdzie się nie wybiera.

A może by tak... telefon do przyjaciela?

Jest jednak jeden taki środek, po który – przy wykorzystaniu odpowiednich kontaktów – można sięgnąć w każdej chwili. Pod nosem angielskiej federacji siedzi bowiem jeden z najlepszych taktyków w historii futbolu – Pep Guardiola. Hiszpan zaoferował, że jeżeli zostanie o to poproszony, może pomóc Southgate'owi z zarządzaniem kadrą.
Guardiola, choć nigdy żadnej reprezentacji nie prowadził, w pierwszej dekadzie XXI wieku miał nieopisany wkład w rozwój futbolu na tym szczeblu. Niezwyciężona drużyna Hiszpanii, która wygrywała co tylko się da od 2008 do 2012, adoptowała właśnie jego styl, przy czym była zbudowana w przeważającej większości z piłkarzy, których trenował na co dzień. Niemal identyczną sytuację można było zaobserwować na przykładzie Niemiec, opartych na osiągnięciach Hiszpana z Bayernem.
Ostatnie lata reprezentacyjnego futbolu pokazały, że przeniesienie systemu z klubu do kadry pozwala na olbrzymią swobodę taktyczną i wykorzystanie schematów opracowanych do perfekcji przez wykonawców. „La Furia Roja” na fundamentach z Realu i Barcelony oraz „Die Mannschaft” bazująca na Bayernie i Borussii, pomogły uformować kolektyw, w którym trudno było doszukać się rażących braków. Taką drużyną w kontekście reprezentacji Anglii może stać się Tottenham.
Z Kogutem na piersi regularnie gra (bądź grał) bowiem cały trzon „Synów Albionu” – Rose z Walkerem, Dier, Alli i, przede wszystkim, Harry Kane. Maurico Pochettino opracował system, w którym ostatni z nich (przy wsparciu pozostałych) czuje się najlepiej. Dotąd każdy szkoleniowiec miał na niego własne pomysły (niektóre skrajnie absurdalne, jak rzuty rożne Hodgsona) i w żadnym z nich nie udało się odtworzyć formy ligowej Kane'a. Przybranie taktyki, którą zna na wylot, pozwoliłoby mu rozwinąć skrzydła. A wokół kogo budować kadrę, jak nie wokół jej najlepszego piłkarza?
Duplikowanie taktyki „Spurs” wymaga jednak uzupełnienia luk po piłkarzach, którzy w tym systemie pociągają za sznurki. Kluczowym może okazać się znalezienie kopii Moussy Dembele. Przekalkowanie jego roli, w proporcjonalnym stopniu, stanowi klucz do odwzorowania całego systemu. Co prawda wśród kadrowiczów trudno znaleźć kogoś o identycznych umiejętnościach, jednak odpowiednio pokierowani Jack Wilshere czy Adam Lallana, przy akompaniamencie Erica Diera, mogliby z powodzeniem wprawić maszynę w ruch.

Jak skutecznie zabić widowisko? – poradnik Garetha Southgate'a

Podstawowym grzechem Southgate'a (który de facto próbuje wnieść coś „nowego”, ustawiając trzech obrońców w formacji z wahadłowymi), to oparcie środka pola o dwóch na wskroś defensywnych pomocników. Zestawienie Diera z Hendersonem czy Livermore'em to strzał w stopę, zarówno własną, jak i każdego, komu dane jest ten duet oglądać.
Sama osoba Hendersona w znacznym stopniu cofa grę, jako że jego wachlarz podań ogranicza się do wymiany futbolówki z bocznymi i środkowymi defensorami, co nie pozwala ustawić linii wyżej. Strefa środkowa zostaje wówczas pozbawiona jakiejkolwiek kreatywności, opierając cały ciężar gry na trójce ofensywnej – co jak wiadomo, przyniosło bardzo mizerne skutki.
Głównym (a może i jedynym) motorem napędowym siły ataku stawał się Marcus Rashford, który sam rwał do przodu. Młodzian z pewnością będzie stanowił kluczowy element układanki, jednak przeznaczenie 19-latka do dźwigania całej kadry dobitnie pokazuje, jaki chaos panuje w założeniach trenera.
Ostatnie kilka spotkań o punkty w wykonaniu podopiecznych Southgate'a było istną katorgą dla widzów, mimo korzystnych wyników. A trzeba pamiętać, że po drugiej stronie barykady stały „zaledwie” Słowacja, Słowenia i Litwa. Przede wszystkim gołym okiem można było dostrzec największy problem Anglików, który wręcz nie przystoi drużynie aspirującej do wielkich celów. Czują się nieswojo, kiedy... mają piłkę.
System Southgate'a (i jego poprzedników) zakłada grę z kontrataków, a kontrataki, z definicji, wymagają dominacji przeciwnika. O ile w otwartej grze przeciwko Niemcom i Brazylii w meczach towarzyskich takie zrywy wyglądały dobrze i napawały względnym optymizmem, tak przeciwko Litwinom Anglicy nie potrafili przejąć zdecydowanej inicjatywy.
Gra opierała się na posiadaniu, ale skrajnie bezużytecznym. Mimo, ze byli przy piłce ponad 70% czasu gry, na bramkę padły 4 strzały, przy czym reprezentanci naszych wschodnich sąsiadów w ogóle nie musieli „murować”. Podopieczni Southgate'a po prostu nie wiedzieli co z tą piłką zrobić.
Inną kwestią jest odpowiednie rozdysponowanie powołań. Southgate po objęciu stołka zarzekał się, że dla niego priorytetem jest potencjał, nie doświadczenie. O ile taka selekcja odbędzie się z umiarem, to można mówić o wysoce pozytywnym zwiastunie.
Zerwanie z tak zwaną „starą gwardią” (Walcott, Hart, Cahill czy właśnie Henderson), która stała się już niejako alegorią pogrzebanych nadziei, w żadnym stopniu nie osłabi szatni, a wprowadzi długo oczekiwany powiew świeżości.
Premier League bowiem pełna jest kandydatów, gotowych do walki z Lwem na piersi. Harry Winks, Harry Maguire, James Tarkowski, Nick Pope, Ruben Loftus-Cheek czy Alfie Mawson tydzień w tydzień udowadniają, że potencjał faktycznie może górować nad doświadczeniem.

Rewolucję zacząć od korzeni

Dawno nie było na Wyspach takiego parcia na młodzież. Niemal w każdej kategorii wiekowej górują nad resztą świata. Każda z topowych drużyn produkuje masowo piłkarzy, którzy już w wieku 16-17 lat pukają do drzwi pierwszej drużyny, a jednocześnie ewoluuje mentalność szkoleniowców, którzy z coraz większą chęcią rozdają szanse „dzieciakom”.
Presja rosnącej konkurencji może zadziałać wyłącznie pozytywnie na tych, którzy już teraz stanowią o sile reprezentacji. Przede wszystkim jednak na horyzoncie widać nazwiska, które z powodzeniem wyprą z kadry starych wyjadaczy. Fantastyczny Sessegnon, który przerósł Championship już w wieku 17 lat, a także Foden, Gomes, Nelson, Oakley-Booth i Hudson-Odoi, którzy powoli wchodzą do zespołów Top 6 - to już kwestia ledwie dwóch, może trzech lat, zanim to oni będą grać u boku Harry'ego Kane'a.

Znaleźć dzieciakom opiekunkę, najlepiej z zagranicy

W dużej mierze rozkwit przyszłej reprezentacji może zależeć od czynnika, który dotąd był zupełnie pomijany – rozwój za granicą. Nie ma bowiem w świecie futbolu drugiego tak hermetycznego narodu, jak Anglicy. W obliczu ekspresowo ewoluujących struktur, filozofii i blednięcia dawno utartych przyzwyczajeń – wyjazd angielskiego piłkarza z kraju wciąż budzi zaskoczenie.
Oczywiście są ku temu zjawisku powody – okresowa posucha w jakości brytyjskich kopaczy, przy regulacjach home-grown, wzmaga popyt, a za tym idą rosnące ceny i płace. W żadnym innym kraju nie zapłaconoby na przykład 40 milionów za Danny'ego Drinkwatera.
Realia te, mimo wszystko, ulegają stopniowym zmianom. Nie sposób tu mówić o jakiejś gruntownej rewolucji, jednak sytuacja zmierza ku lepszemu. Coraz więcej młodych zaczyna szukać możliwości rozwoju gdzie indziej. Dojrzewający piłkarze chcą „nasiąknąć” zupełnie inną filozofią gry od tej, którą od dziesiątek lat wałkuje się w brytyjskich szkółkach.
Ademola Lookman, Reece Oxford i Jadon Sancho szukają takich możliwości w Niemczech, z fantastycznymi skutkami. Pierwszy z nich stanął przed wyborem zapoznania się z ofertą Ralpha Hasenhuttla, bądź zostania w sidłach Allardyce'a. Wystarczy powiedzieć, że jego dotychczasowy trener nie mógł wyjść ze zdziwienia, że Lookman nie wolał spróbować swoich sił w Derby County...
„Liźnięcie” rożnych lig przez tą trójkę, ale i przez wychowanków Chelsea wysyłanych do Vitesse, Manchesteru City do NAC Bredy czy też pojedynczych rodzynków jak Chris Willock w Benfice, w dalszych perspektywach może mieć fantastyczne skutki. Wielce możliwe jest, że każdy z nich miałby przed sobą jeszcze kilka lat bycia „młodym talentem” w wyspiarskich realiach. Tam, gdzie teraz trafili, przy zaufaniu nowych szkoleniowców, są w stanie pokazać na co ich stać.
Przede wszystkim jednak chłoną rozmaite filozofie, uczą się kultury gry w różnych krajach, a potem przenoszą te możliwości do reprezentacji. Brytyjska myśl szkoleniowa bowiem od lat opiera się na identycznych schematach, których rozpracowanie nigdy nie stanowiło problemu. Gdyby wnieść w szeregi „Synów Albionu” szczyptę niemieckiego pragmatyzmu, holenderskiej świadomości taktycznej i portugalskiego polotu, można by stworzyć mieszankę kultur, jakiej dotąd w Anglii nie było.

Fundamenty gotowe, czas stawiać ściany

Sytuacja Anglików na te chwilę, wbrew pozorom, nie wygląda więc dramatycznie. Co więcej, znajdują się w bardzo niestabilnym momencie, w którym potrzebują wysoce racjonalnych i dalekowzrocznych decyzji, by na przestrzeni 5 lat stać się przodującą potęgą globu. Określając ich potencjał, nie da się nie zauważyć, że mają wszystko, czego trzeba by to osiągnąć.
Fantastyczny ośrodek treningowy, polityka młodzieżowa, Harry Kane i regularny rozwój piłkarzy pod czujnymi spojrzeniami najlepszych szkoleniowców świata. Niedługo kończy się okres przejściowy między pokoleniami, reprezentacja znajdzie się na fali wznoszącej i odpowiednio pokierowani, oraz nauczeni na dawnych błędach, mogą wreszcie doszyć jeszcze jedną gwiazdkę nad herbem.
Rafał Hydzik

Przeczytaj również