Mył auta, by pomóc rodzinie, dziś czyści w Premier League. Na horyzoncie wielki transfer do topowej drużyny

Mył auta, by pomóc rodzinie, dziś czyści w Premier League. Na horyzoncie wielki transfer do topowej drużyny
Matthew Buchan / Sipa / PressFocus
Piłkarze z Afryki nie mają łatwego startu w karierze. Gdy w Europie wciąż powstają nowe, w pełni profesjonalne akademie, a cała Ameryka Południowa tętni w rytm tańca i futbolu, na piaskach pustyni toczy się walka o przetrwanie. Stosunkowo niedawno dla Wilfreda Ndidiego spełnieniem marzeń było kopanie “szmacianki” ze skarpetek. Dziś Nigeryjczyk jest wart kilkadziesiąt milionów euro.
24-latek od paru sezonów buduje własną markę w Leicester. A nie należy to do najłatwiejszych zadań, biorąc pod uwagę choćby pozycję, na której występuje. Gdy obserwujemy “Lisy” Brendana Rodgersa, widzimy worek bramek nieśmiertelnego Jamiego Vardy’ego czy garść asyst Jamesa Maddisona. Ndidi nie bryluje w klasyfikacji kanadyjskiej. Ale i tak coraz częściej znajduje się na ustach ekspertów.
Dalsza część tekstu pod wideo

W sercu niczego

Ndidi przyszedł na świat na obrzeżach Lagos, jednego z największych miast w Nigerii. Jego ojciec był wojskowym, chociaż napięta sytuacja, która trawi kraj od wielu dekad, sprawia, że właściwie każdy dorosły mężczyzna musi angażować się w wewnętrzny konflikt o władzę. Mały Wilfred spędził zatem dzieciństwo w jednym z wielu obozów militarnych rozsianych po całym państwie. Jak każde dziecko musiał się czymś zająć, aby na chwilę zapomnieć o codzienności przy akompaniamencie huku wystrzałów. Wybrał futbol.
- Nie mieliśmy prawdziwych piłek do gry. Wraz z kolegami zbieraliśmy papiery czy skarpetki i sklejaliśmy je taśmą klejącą. Zamiast bramek używaliśmy opon - opowiadał w rozmowie z portalem “joe.co.uk”.
Przyszły piłkarz widział, ile matka musiała poświęcić, gdy pewnego dnia kupiła mu futbolówkę z prawdziwego zdarzenia. Wtedy Wilfred zrozumiał, że musi się odwdzięczyć. Jeszcze jako dziecko zaczął zatem dokładać się do rodzinnego budżetu. Chodził od domostwa do domostwa, aby spróbować sprzedać owoce, orzeszki ziemne czy przyprawy. Na najbardziej ruchliwych ulicach w Lagos zatrzymywał auta i mył szyby. Kawałek szkła oddzielał świat ludzi, którzy osiągnęli sukces, od chłopca, dla którego skarbem były jedynie marzenia.
Nigeryjczyk opowiadał później, że rodzice bardzo naciskali, aby skupił się na edukacji, ponieważ szkoła stanowi drogę do innego świata. Wilfred wierzył jednak, że uda mu się wyrwać z biedy poprzez futbol. Wstąpił do akademii miejscowej drużyny Nath Boys. Miał szczęście, bowiem niedługo potem w Nigerii zjawił się Roland Janssen, ówczesny szef skautingu Genk. Belg znany był z umiejętności wyławiania nieoszlifowanych diamentów. Nie bez przyczyny w 2017 r. skaut trafił do Manchesteru United. Wcześniej jednak zdążył wypatrzeć i zakochać się w talencie byłego sprzedaży owoców. Wybrał go spośród 500 zawodników uczestniczących w turnieju dla młodzieży. Gdy pojawiła się oferta z Europy, Ndidi nie wahał się ani sekundy. Pożegnanie z Afryką stanowiło przywitanie z wielką karierą.

Droga na szczyt

Genk może nie jest europejską czołówką pod względem osiągnięć, ale to klub, który w ostatnich latach wypuszcza w świat mnóstwo przyszłych gwiazd. W drużynie “Niebiesko-Białych” szlify zdobywali m.in. Thibaut Courtois, Kevin De Bruyne, Kalidou Koulibaly, Sergej Milinković-Savić czy właśnie Ndidi. Nigeryjczyk od razu wywarł wrażenie na belgijskich trenerach. Był pracowity, niezmordowany, wyznawał zasadę, że żadna pozycja nie hańbi. Z powodzeniem występował na boku obrony, jako stoper, aż w końcu wylądował w środku pola.
- Wilfred bardzo szybko się rozwijał. Świetnie odbierał piłki, potrafił przewidzieć ruchy rywali. Jego długie nogi były po prostu wszędzie. Na boisku przypominał ośmiornicę - chwalił go Domenico Olivieri, który pracował z młodzieżą w Genk.
Ndidi szybko przedarł się do seniorskiej drużyny, a stamtąd już czekała go prosta droga do wielkiej piłki. Gdy miał 20 lat, Leicester zapłaciło za niego 17,5 mln euro. Piłkarz, który nie tak dawno temu trenował sklejonymi skarpetkami, trafił do drużyny świeżo upieczonych mistrzów Anglii. Stanął przed niezwykle wymagającym zadaniem wejścia w buty N’Golo Kante. Tego samego, który stanowił fundament sukcesów “Lisów”, a w dodatku rozkochał w sobie świat niesamowitą skromnością. Może Ndidi nie jeździ na treningi hulajnogą albo Mini Cooperem, ale robi wszystko, żeby także zapisać się w historii klubu z King Power Stadium.
- Wilfred utrzymuje niesamowity poziom, od kiedy objąłem zespół. Jest jednym z najlepszych piłkarzy na świecie pod względem umiejętności odbioru piłki. Świetnie czyta grę. Dla nas jest niezastąpiony. Mamy piłkarzy, którzy mogliby grać na jego pozycji, ale to, co oferuje Ndidi, jest wyjątkowe - zachwalał Brendan Rodgers.
Podejście szkoleniowca “Lisów” nie może dziwić. Wilfred to typ zawodnika, o którym marzą trenerzy. Choćby w sezonie 2018/19 pomocnik rozegrał wszystkie 38 spotkań w Premier League. Nie potrzebował ani chwili przerwy. Później pojechał jeszcze na Puchar Narodów Afryki, aby następnie przepracować kolejną pracowitą kampanię. W międzyczasie piłkarz studiuje ekonomię na Montfort University w Leicester.

U bram czołówki

Od momentu debiutu Ndidiego w Premier League żaden inny gracz nie zanotował więcej odbiorów od niego. Nawet fenomenalny Kante, którego cień mógłby “przygnieść” niejednego piłkarza w Leicester. W niedawnym meczu z Liverpoolem Nigeryjczyk pobił ligowy rekord w tym sezonie. Aż 19 razy zabierał futbolówkę bezradnym podopiecznym Juergena Kloppa. Gegenpressing legł w starciu z 24-latkiem z Lagos.
Instytut badawczy CIES Football Observatory opublikował niedawno ranking statystycznie najlepszych piłkarzy w 2021 r. O ile obecność Leo Messiego i Roberta Lewandowskiego na czołowych dwóch miejscach nikogo nie dziwi, o tyle Wilfred Ndidi na 13. lokacie może szokować. Ale pomocnik zapracował na to katorżniczą pracą w defensywie, rozegraniu i każdym innym możliwym aspekcie gry w środku pola.
- Gdy widzisz, czego Wilfred dokonuje w takim klubie, jak, z całym szacunkiem, Leicester, to wyobraź sobie, ile osiągnąłby w zespole pokroju Manchesteru City - zastanawiał się Sunday Oliseh, były reprezentant Nigerii.
Przeszłość pokazuje, że “Lisy” nie przeszkadzają piłkarzom w odejściu, gdy zgłasza się gigant z głęboką kieszenią. W gronie zainteresowanych usługami Ndidiego od dawna wymienia się Manchester United, PSG oraz właśnie zespół “The Citizens”. Co prawda Pep Guardiola ma do dyspozycji Rodriego, ale dobrze wiemy, że na Etihad nie istnieje coś takiego, jak przesyt w kadrze.
W jednym z wywiadów Wilfred Ndidi powiedział, że nie ma owoców, których w pewnym momencie życia nie sprzedawał na ulicach Lagos. Prawdopodobnie nie ma także piłkarza w lidze angielskiej, który choć raz nie stracił piłki na rzecz znakomitego zawodnika Leicester. I nie ma takich pieniędzy, które nie byłyby warte wydania na 24-latka.

Przeczytaj również