Najbardziej niezniszczalny piłkarz świata. Inaki Williams tworzy swoją legendę w Bilbao

Najbardziej niezniszczalny piłkarz świata. Inaki Williams tworzy swoją legendę w Bilbao
imagestockdesign / shutterstock.com
Athletic Bilbao to ewenement w świecie dzisiejszego futbolu. Zalążek tradycji w masie nowoczesności, migracji, wszechobecnie rządzących pieniędzy. W klubie występują niemal wyłącznie piłkarze urodzeni i wychowani w Kraju Basków. Do tego grona należy też Inaki Williams, choć pierwotne wrażenie może być złudne. To bowiem pierwszy czarnoskóry strzelec gola dla zespołu z Bilbao. Choć jego rodzice pochodzą z Liberii, on urodził się właśnie w Baskonii. A teraz, idąc śladem Ikera Muniaina czy Aritza Aduriza, zaczyna wyrastać na legendę klubu.
Rodzice Inakiego musieli uciekać z Liberii przed wojną domową. Trafili do obozu dla uchodźców w Ghanie, a po pewnym czasie wyemigrowali do Hiszpanii, a uściślając - Baskonii.
Dalsza część tekstu pod wideo
Początki Williamsów w nowym miejscu nie były łatwe. Jak wspomina Inaki, na szczęście spotkali na swojej drodze wielu dobrych ludzi. Jednemu z nich piłkarz zawdzięcza swoje… imię.
- Caritas w Bilbao pomagał moim rodzicom i tam poznałem mojego ojca chrzestnego. To on dał moim rodzicom miejsce do życia i ochrzcił mnie. Dlatego nazywam się Inaki, na jego cześć - opowiada piłkarz.
Ojciec Inakiego, by zarobić na chleb, po pewnym czasie opuścił rodzinę i wyjechał do Wielkiej Brytanii, spędzając tam osiem lat.
- Widział jak wiele osób wokół niego cierpi. Chociaż nie jest to dobre, w dłuższej perspektywie pomogło mu to dojrzeć - mówił o tamtym okresie z życia Williamsa jego agent, Felix Tainta.
W Bilbao do serca biorą sobie hasło “Con cantera y afición, no hace falta importación”, czyli “z wychowankami i lokalnym wsparciem nie trzeba sięgać po obcokrajowców”. Wyjątkiem od tej reguły w 2018 roku okazał się Rumun Cristian Ganea, choć klub tłumaczył takich ruch tym, że w dzieciństwie mieszkał on kilka lat w Kraju Basków. Barwy Athletiku przywdziewali też reprezentanci Francji - Bixente Lizarazu i Aymeric Laporte, ale obaj są Baskami.
Inaki Williams w czerwono-białej koszulce zadebiutował w wieku 20 lat. Obecnie ma na karku 25 wiosen, a jego karta zawodnicza nawet na chwilę nie wzbogaciła się o nazwę innego zespołu, choć zainteresowanie było, jest, pewnie będzie.
Co ciekawe, Williams nie jest pierwszym piłkarzem pochodzenia afrykańskiego, który zadebiutował w barwach Athletiku. W przeszłości występował tam również Jonas Ramalho, Hiszpan, ale mający korzenie w Angoli, dziś reprezentujący Gironę.

Niezniszczalny

Kontuzje to nieodłączny element futbolu. Zwłaszcza teraz. Piłkarze grają coraz więcej, mają coraz mniej czasu na regenerację, są mecze ligowe, puchary, zgrupowania i spotkania reprezentacji, sparingi, tournee. Obciążenia ciągle idą do góry, przez co wielu zawodników zieloną murawę musi zamieniać na gabinety lekarzy i fizjoterapeutów. Ale nie Inaki Williams.
25-latek to najbardziej wytrzymały piłkarz na świecie. Nawet nasz Robert Lewandowski leczy teraz uraz, choć kłopoty ze zdrowiem dopadają go od wielkiego dzwonu. A piłkarz klubu z San Mames zagrał we wszystkich(!) ligowych meczach od… kwietnia 2016 roku! Coś niesamowitego. Czasami 90 minut, czasami 30, ale nie opuścił choćby jednego starcia. 146 spotkań z rzędu. Maszyna. Już w tym momencie Williams pobił pod tym względem klubowy rekord, a jeśli dociągnie do 203 meczów, stanie się rekordzistą ligi hiszpańskiej.
Ale końskie zdrowie to nie jego jedyny atut. Nie jest może typowym królem pola karnego. Nie strzela goli na potęgę. Bazuje bardziej na swojej nieprawdopodobnej szybkości, ale nie można też powiedzieć, że nie potrafi pakować piłki do siatki. W barwach “Los Leones” wystąpił już 238 razy, strzelając 59 goli. Dołożył do tego także 30 asyst.

Dowód wierności

Związek Williamsa z Athletikiem to miłość z wzajemnością. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć fakt, że napastnik podpisał z klubem kontrakt do… 2028 roku. Gdyby faktycznie wypełnił umowę, w momencie jej wygaśnięcia miałby 34 lata. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że pewnie zakończyłby na San Mames karierę.
W obowiązującym kontrakcie zawarto także klauzulę wykupu, która wynosi 135 milionów euro.
- To, jak widzicie, jest mój dom i wszystko czego chcę, mam tutaj. Klub zawsze na mnie stawiał, dał mi wszystko. Czuję, że to mój dom - mówił po parafowaniu umowy szczęśliwy Williams.

Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego

Chociaż Inaki jest w Bilbao ulubieńcem, jak wielu czarnoskórych piłkarzy musi mierzyć się na stadionach z rasistowskimi atakami. Całkiem niedawno skandalicznie jego względem zachowali się kibice Espanyolu Barcelona, udając odgłosy małpy.
Williams był wściekły. - Sk*******, wszyscy jesteście sk****** - krzyczał w ich kierunku. Piłkarz zdaje sobie jednak sprawę, że w ogień pójdą za nim jego koledzy z drużyny. Bilbao to bowiem jedna wielka rodzina.
- Jeśli znów będę rasistowsko obrażany, zejdę z boiska, a to samo zrobią wszyscy piłkarze Athletiku. Zdajemy sobie sprawę z konsekwencji, ale jeśli zostaniemy ukarani walkowerem, będziemy mieli to gdzieś. Ważniejsza jest walka z rasizmem. W XXI wieku nie ma na to miejsca - tłumaczył później.
***
Pozostaje mieć nadzieję, że Williams nie będzie już musiał walczyć ze stadionowymi bandytami, a skupi się w pełni na tym, co potrafi robić najlepiej. Na grze w piłkę. Choć on sam dobrze zdaje sobie sprawę, że ma jeszcze spore rezerwy.
- Jestem bardzo ambitną osobą. Nie jestem zadowolony z tego, co osiągnąłem. Ludzie dużo wymagają, ponieważ wiedzą, co mogę osiągnąć. Wiem, że muszę się poprawić, a kiedy czytam opinie, nie denerwuję się, nie usprawiedliwiam, a krytyka mi nie przeszkadza, jeśli jest konstruktywna - tłumaczy pokornie napastnik Athletiku.
Przywiązanie do barw to w dzisiejszych czasach rzadkość. Ale Williams wciąż nie widzi świata poza klubem, który jeszcze nigdy nie opuścił szeregów najwyższej klasy rozgrywkowej. Jak sam przyznaje, jego marzeniem jest zdobycie z Bilbao mistrzostwa Hiszpanii.
- Kiedy oglądam zdjęcia z ostatnich sezonów mistrzowskich, dostaję gęsiej skórki. Oddałbym wszystko żeby to przeżyć. Wtedy mógłbym spokojnie odejść - podkreśla.
W Kraju Basków na tytuł czekają od lat 80. Póki co nic nie wskazuje na to, by mogli szybko taki sukces powtórzyć, ale… nikt nie zabroni marzyć.
Zapytajcie Marcina Wasilewskiego, czy przewidziałby, że wygra z Leicester Premier League.
Dominik Budziński

Przeczytaj również