Najważniejsze wydarzenia na 30-lecie Ligi Mistrzów. "Ten mecz rozkochał w futbolu całe pokolenie"

Najważniejsze wydarzenia na 30-lecie Ligi Mistrzów. "Ten mecz rozkochał w futbolu całe pokolenie"
photo_master2000 / shutterstock.com
W tym roku mija 30 lat od przekształcenia Pucharu Europy w Ligę Mistrzów. Przez trzy dekady na arenach Champions League sporo się wydarzyło, a wiele legendarnych sytuacji na stałe zapisaliśmy w historii piłki nożnej. Oto subiektywny wybór siedmiu kluczowych “momentów” z dotychczasowych edycji LM.
To nie jest lista jedyna i niepodważalna. Ilu kibiców, tyle opinii na temat najważniejszych wydarzeń w 30-letniej przygodzie z LM od sezonu 1992/93. Choć zapewne część punktów pokrywa się bez względu na klubowe sympatie, ulotną pamięć czy “zaangażowanie” w śledzenie rozgrywek.
Dalsza część tekstu pod wideo
UEFA nie bez powodu szuka wciąż sposobu na to, aby swój flagowy puchar klubowy uczynić atrakcyjnym dla kolejnych pokoleń. Z różnym skutkiem. Jeśli jednak dostaniemy więcej takich chwil, jak te opisane poniżej, to o popularność Ligi Mistrzów nikt nie powinien się martwić. Emocje, wielkie powroty, spektakularne gole i budowanie legend. To wszystko znalazło się w zestawieniu.

7. Olympique Marsylia wygrywa w cieniu skandalu

Choć zanim przejdziemy do momentów wzniosłych, trzeba wspomnieć o niezbyt chwalebnym dla Ligi Mistrzów wydarzeniu. Będącym poniekąd - niestety - pewnym świadectwem tego, jak futbol działał w latach 90. Przeformatowanie rozgrywek miało tchnąć w nie nowego ducha. Tymczasem po latach premierowa edycja LM to duch, który straszy.
Format zmagań w sezonie 1992/93 był daleki od znanego obecnie. Do gry zaproszono mistrzów krajowych, którzy najpierw toczyli dwumecze w ramach I i II rundy zmagań. Marsylia, późniejszy zwycięzca, eliminowała kolejno FC Glentoran oraz Dinamo Bukareszt. Następnie przyszedł czas na utworzenie dwóch grup cztero zespołowych. Ich triumfatorzy mieli grać o tytuł.
Marsylia z trzema wygranymi i trzema remisami awansowała do finału, pozostawiając za sobą Rangers, Club Brugge i CSKA Moskwa. W wielkim finale pokonała 1:0 AC Milan po bramce Basile Boliego. Naszpikowany gwiazdami Milan poległ, a Marsylia świętowała wielki sukces. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie korupcyjny skandal.
Za wszystkim stał właściciel OM, Bernard Tapie. Kontrowersyjny przedsiębiorca triumf w LM chciał osiągnąć za wszelką cenę. W tym przypadku cenę 250 tys. franków, które Tapie miał zaoferować piłkarzom oraz sędziom ligowego spotkania z Valenciennes. Mecz ten poprzedzał finałową batalię z Milanem, a Tapie chciał uniknąć niespodziewanych problemów. To było głównym powodem odebrania Marsylii tytułu mistrza Francji za sezon 1992/93, a także degradacji do Ligue 2. Jednak o korupcyjnych działaniach przedsiębiorcy mówiło się znacznie więcej.
Zeznania świadków wskazywały, że nie był to jedyny ustawiony przez Tapiego mecz. Oskarżenia dotyczyły m.in. spotkania z CSKA Moskwa w LM (6:0 dla Marsylii), ale ich nie udało się potwierdzić. I zapewne tylko dlatego OM nadal figuruje jako triumfator premierowej edycji Ligi Mistrzów. Marsylia miała wówczas naprawdę ciekawą ekipę z Didierem Deschampsem, Fabienem Barthezem, Marcelem Desaillym, Abedim Pele, Rudim Vollerem czy Alenem Boksiciem. I szkoda, że na ich triumfie z wielkim Milanem zawsze będzie rysa.

6. Szalone półfinały sezonu 2018/19

7 i 8 maja 2019 roku. Najpierw do rewanżu na Anfield przystąpili piłkarze Liverpoolu i FC Barcelony. W pierwszym meczu “Blaugrana” wygrała 3:0 i do Anglii leciała dopełnić formalności. Prowadzenie “The Reds” szybko dał Divock Origi, ale do końca pierwszej połowy Liverpool bramki już nie zdobył. Na drugą połowę Juergen Klopp posłał do boju Georginio Wijnalduma, który popisał się dwoma trafieniami. Wynik meczu na 4:0 ustalił Origi, który wykorzystał przytomne zagranie z rzutu rożnego Trenta Alexandra-Arnolda. Niemożliwe stało się faktem, a Anfield oszalało.
Dzień później rewanż w Amsterdamie grały zespołu AjaKSu i Tottenhamu. Holendrzy po 1:0 w Londynie nie byli pewni awansu, ale dwa gole w pierwszej połowie u siebie praktycznie zamykały temat. Tyle że w tym momencie do głosu doszedł Lucas Moura. Brazylijczyk doprowadził do remisu golami w 55. i 59. minucie. Spurs potrzebowali jeszcze jednego trafienia. Ajax dzielnie się bronił. I tak było niemalże do końcowego gwizdka. Wtedy ponownie instynktem kilera błysnął Moura, który trafił na 3:2 w ostatniej sekundzie doliczonego czasu gry.
W finale Liverpool pokonał Tottenham 2:0 i nie będzie to jeden z meczów pamiętanych przez dekady. To jednak w niczym nie umniejsza rollercoasterowi z półfinałów, które na stałe zapisały się w historii Champions League.

5. Cudowny wolej Zidane’a

Jest 15 maja 2002 roku, stadion Hampden Park w Glasgow. Blisko 51,5 tysiąca widzów na stadionie i ich miliony przed telewizorami oglądają finał pomiędzy Realem Madryt i Bayerem Leverkusen. Na zegarze wybija 45. minuta, a wtedy do akcji wkracza wielki Zinedine Zidane i robi dokładnie to:
W tym golu zawarta jest cała kwintesencja Ligi Mistrzów. Najlepsi piłkarze w najważniejszych momentach robią rzeczy wybitne. Ta bramka to także podsumowanie tamtego Realu Madryt i tego jak wielką postacią dla “Galacticos” był Zizou. Pięknych goli przez 30 lat Champions League padło sporo, ale uderzający z woleja Zidane spokojnie mógłby stać się symbolem herbowym dla LM, jak sylwetka Jerrego Westa dla NBA.
Z kronikarskiego obowiązku warto przypomnieć, że Real Madryt finał z Bayerem wygrał 2:1. Gol Zidane’a ustalił wynik spotkania.

4. Sezon kopciuszków dla FC Porto

Liga Mistrzów zdominowana jest przez największe europejskie marki. Dlatego tak cieszą historie kopciuszków, które przywracają wiarę w to, że na boisku liczą się nie tylko pensje, kwoty transferowe i medialna ekspozycja największych klubów. Liczą się umiejętności, kolektyw i serce do gry. Pod tym względem zapamiętamy sezon 2003/04.
Wtedy w finale spotkały się ekipy FC Porto i AS Monaco. Zespół z Księstwa po drodze eliminował m.in. Real Madryt po szalonym dwumeczu w ćwierćfinale rozgrywek (5:5 w dwumeczu, zadecydowały gole na wyjeździe) oraz Chelsea budowaną już wtedy przez Romana Abramowicza. Choć “The Blues” nie byli jeszcze takim zespołem jak kilka lat później, to solidny zastrzyk gotówki na duże transfery pozwolił im dojść aż półfinału LM.
FC Porto ograło w ćwierćfinale Lyon, a przede wszystkim pokonało Manchester United w ⅛ finału. Szalona radość Jose Mourinho po wyeliminowaniu “Czerwonych Diabłów” to także jedna z tych klatek 30-lecia Ligi Mistrzów, którą nawet po czasie doskonale się pamięta.
“Smoki” do finału awansowały kosztem Deportivo La Coruna, czyli kolejnej rewelacji tamtego sezonu. “Depor” potrafili przegrać z grupie z Monaco 3:8, ale i tak doszli do półfinału będąc katem dla włoskich potęg - Juventusu i Milanu. Potem przyszła porażka w dwumeczu (1:0) z Porto, ale i tak rozgrywki 2003/04 były najlepszymi w historii klubu z Hiszpanii.
Porto pewnie wygrało finał z Monaco. 3:0. I tu kolejna klatka-legenda z “The Special One” w roli głównej. Gdy na murawie Arena AufSchalke w Gelsenkirchen piłkarze szaleli z radości po pokonaniu Monaco, Mourinho zdejmował medal i udawał się do szatni wiedząc, że właśnie wchodzi na piłkarskie salony. Lada moment miał objąć Chelsea. Z tamtego finału do “możnych i władnych” futbolu odeszło też kilku zawodników. Wśród nich choćby Deco, Ricardo Carvalho, Paulo Ferreira, Patrice Evra czy Ludovic Giuly.

3. Trylogia Realu Madryt (z bonusem)

Ten “moment” rozciąga się na trzy sezony. Jeśli jednak można znaleźć w stagnacji jakieś emocje, to budował je Real Madryt obijając całe towarzystwo przez trzy lata z rzędu. I trudno przypuszczać, aby ten wynik szybko ktoś powtórzył.
Trylogię Real otworzył sezonem 2015/16, gdy po rzutach karnych w finale pokonał lokalnego rywala, Atletico. Uczynił to zresztą po raz drugi, bowiem wcześniej “Królewscy” byli górą w sezonie 2013/14. I być może sam finał tamtej edycji jest jeszcze bardziej ikoniczny. Wówczas Sergio Ramos doprowadził do remisu 1:1 w doliczonym czasie gry, a Real rozjechał zespół Diego Simeone, strzelając trzy gole w dogrywce. W 2016 zaś mecz trwał jeszcze dłużej i potrzebna była seria jedenastek do wyłonienia zwycięzcy.
Rok później w finale poszło już łatwiej. Wygrana 4:1 z Juventusem przyszła “Królewskim” mniejszym kosztem niż ćwierćfinał z Bayernem Monachium i półfinał… z Atletico. W sezonie 2017/18 Real odprawiał z kwitkiem kolejno: PSG, Juventus i Bayern. W finale pokonał Liverpool 3:1.
Biorąc pod uwagę trzy tytuły z rzędu, a także cztery w pięciu kolejnych edycjach, Real Madryt stał się absolutnym dominatorem rozgrywek. Na miano Mr Champions League zasłużył rzecz jasna Cristiano Ronaldo, który w każdej ze zwycięskich edycji zostawał królem strzelców. Ten status osiągał zresztą siedmiokrotnie. Nie tylko CR7 był ojcem sukcesu Realu w tych latach. Ważne gole w finałach zdobywał Sergio Ramos, a także przeklinany dziś na Bernabeu Gareth Bale.

2. Mistrzowski finisz Manchesteru United

1999 rok. Mecz, który obrósł legendą. Bayern Monachium w finale na Camp Nou prowadził od 6. minuty po golu Mario Baslera. Gdy zegar wybił ostatnią minutę regulaminowego czasu gry, nikt nie przypuszczał, że za chwilę ziemia tąpnie i to nie z powodu euforii niemieckich kibiców. A jednak, Manchester United obrócił losy finału w doliczonym czasie za sprawą swoich rezerwowych. Najpierw w 91. minucie do remisu doprowadził Teddy Sheringham, a dwie minuty później Ole Gunnar Solskjaer wyprowadził decydujący cios.
O tym meczu napisano i powiedziano już wiele, jednak skalę wydarzenia najlepiej oddaje to, w jakim szoku byli włodarze UEFA, którzy w 90. minucie udali się trybunami w kierunku murawy, aby wręczyć puchar Bayernowi.
- Johansson (Lennart, ówczesny szef UEFA - przyp. red.) wchodzi na murawę i pyta swoich asystentów: ″Co się stało? Dlaczego Niemcy płaczą?″. Oni też nie bardzo wiedzieli, o co chodzi - wspominał wydarzenia Dariusz Szpakowski.
Dla fanów Bayernu to pewnie najsmutniejszy moment w historii LM, dla kibiców United największy moment triumfu. Dla wszystkich postronnych kibiców - po prostu piękno futbolu w najczystszej formie.

1. Liverpool wygrywa z Milanem w Stambule

Rok 2005 i finał w Stambule z udziałem Liverpoolu i Milanu. Ten mecz rozkochał w futbolu całe pokolenie. Sprawił także, że mimo braku sukcesów w Premier League - w tamtych latach - w “The Reds” zakochały się tysiące kibiców na całym świecie, również w Polsce.
Milan objął prowadzenie już w 1. minucie po golu Paolo Maldiniego. W końcowych minutach pierwszej połowy dwa trafienia zanotował Hernan Crespo. Obie ekipy do szatni schodziły przy stanie 3:0, a przecież w Milanie grali wtedy Andrea Pirlo, Andrij Szewczenko czy Kaka, którzy praktycznie gwarantowali, że ekipa z San Siro nie dokończyła dzieła zniszczenia. Obrona? Poza Didą w bramce jeszcze Jaap Stam, Cafu, Alessandro Nesta i wielki Paolo Maldini. W środku pola szalał niezniszczalny Gennaro Gattuso.
Liverpool przed drugą połową nie miał tak naprawdę wielu argumentów. Nie miał także nic do stracenia. I całe szczęście, że w futbolu nie ma rzeczy niemożliwych. Najpierw było sześć minut, które wstrząsnęło Milanem. Do remisu doprowadzili Steven Gerrard, Vladimir Smicer i Xabi Alonso (na raty, po niecelnym karnym). “Rossoneri” w amoku, Liverpool w euforii. Wynik 3:3, potem jeszcze cudowna parada Jerzego Dudka po strzale z bliska Szewczenki i niezapomniana seria rzutów karnych.
Polski bramkarz odpalił “Dudek dance”, po stronie Milanu pudłowali Serginho, Pirlo oraz Szewczenko. W Liverpoolu pomylił się tylko John Arne Riise, ale i tak “The Reds” mogli świętować tytuł. I to przy nieocenionym wkładzie Jerzego Dudka, co jest dodatkowym smaczkiem dla wszystkich polskich kibiców.

Przeczytaj również