Najważniejszy sportowy comeback roku. "Lekarze mówili, że to cud, że żyję"

Najważniejszy sportowy comeback roku. "Lekarze mówili, że to cud, że żyję"
official twitter raul jimenez
261 dni po krótkim lekarskim komunikacie, że pacjent jest już po operacji i znajduje się w stabilnym stanie, dziś uśmiecha się, daje wywiady i przyznaje, że nigdy nie miał żadnych obaw co do wznowienia kariery. Hasło “wrócę silniejszy”, być może oklepane i stosowane zbyt często, w przypadku Raula Jimeneza pasuje jak ulał. Z pewnością będzie silniejszy.
Była piąta minuta rozgrywanego w listopadową niedzielę meczu Arsenal - Wolverhampton. Do zagrania z rzutu rożnego w polu karnym wyskoczyło dwóch zawodników. Obaj minęli się z piłką. David Luiz z całym impetem uderzył głową w czaszkę Raula Jimeneza. Padli na murawę, zalali się krwią. Brazylijczyka opatrzono na miejscu, Meksykanin wyglądał dużo gorzej. Podano mu tlen, zabrano go z placu gry na noszach i szybko przetransportowano do szpitala. Tam przeszedł pilną operację i nieuchronnie pojawiły się alarmy, że może już nigdy nie wrócić do piłki. Jednak prawie dziewięć miesięcy później znalazł się tam, gdzie wszyscy chcieliby go zawsze obserwować. Pochłaniającego metry w polu karnym, strzelającego gole, cieszącego się wraz z fanami.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Od pierwszej chwili lekarze powiedzieli, że przeżyłem cud - zdradził Jimenez w jednym z wywiadów.

“Wilk” z prawdziwego zdarzenia

Z powodu ograniczeń wynikających z pandemii nikt nie mógł go odwiedzać w szpitalu. Nawet najbliższa rodzina. Najbardziej bali się o niego koledzy. Oni słyszeli ten przerażający dźwięk, który porównali do uderzenia piłki o słupek. Tymczasem to był huk łamanej czaszki ich najlepszego napastnika w drużynie. Wszyscy wiedzieli, że Jimenez nie tylko nie dokończy meczu, ale także szybko na boisko nie wróci. On sam pamięta tylko, że 29 listopada przyjechał na Emirates, że wraz z kumplami z zespołu wyskoczyli na boisko sprawdzić, jaki jest stan murawy, a potem wrócili do szatni, by się przebrać i przygotować do meczu. A później? Zaćmienie. Jakby ktoś zgasił światło. Próżnia. Nie przypomina sobie ani początku spotkania, ani tego fatalnego momentu z Davidem Luizem.
Jimenez to wysoki, potężny napastnik, porównywany do Zlatana Ibrahimovicia właśnie ze względu na swój wzrost (190 cm), ale także i styl. Przybył do Europy w 2014 roku, kiedy włączono go do składu Atletico Madryt. Nad Manzanares nie szło mu zbyt dobrze, gdzie prawie nie grał i strzelił tylko jednego gola. W następnym roku przeniósł się do Benfiki. Tam z miejsca odniósł sukces: w trzech sezonach wygrał dwa mistrzostwa i puchar, strzelając 31 goli w 118 meczach. Skuteczność otworzyła drzwi do Anglii, królestwa futbolu. Latem 2018 roku trafił do Wolverhampton, które właśnie awansowało do Premier League, mając u sterów Nuno Espirito Santo.
Był w piłkarskim kwiecie wieku, kiedy doznał kontuzji. Kilka tygodni wcześniej zdobył potrójną koronę indywidualnych nagród Wolves za sezon 2019/20: dla najlepszego strzelca, zawodnika roku według kolegów z drużyny i to samo wyróżnienie przyznali mu głosujący kibice.
- Nie tylko zauważyliśmy jego gole, ale także ogrom innych pozytywnych spraw, jakie przynosi zespołowi. Niezależnie od tego, czy trafi do bramki, czy nie, zawsze ma wpływ na każdy mecz i to czyni go światowej klasy graczem - wyjaśniał kapitan “Wilków” Conor Coady.

Trudny powrót do normalności

I właśnie dlatego, że nic nie pamięta ze zdarzenia, Raul poprosił o przesyłanie mu zdjęć z wypadku ze wszystkich możliwych kątów i ujęć. Sam nigdy nie ogląda nagrań poważnych kontuzji innych zawodników, ponieważ robią na nim zbyt duże wrażenie, ale oglądanie samego siebie w momencie, gdy pęka mu czaszka, przyszło mu łatwiej. Chciał po prostu zrozumieć, jak to się stało.
- Funkcjonowałem tak, jakby to była kontuzja kostki lub kolana. Wiedziałem, że gdy wszystko się zagoi, wrócę - mówił dzielny napastnik z Meksyku.
Ale na początku sprawy nie toczyły się tak dobrze. Lekarze z ośrodka St Mary’s w Paddington operowali go na intensywnej terapii, ponieważ pęknięcie spowodowało niewielki krwotok, który groził obrzękiem, uszkodzeniem mózgu. Uratowali jego życie, ale nie mogli być pewni, czy na pewno uratowali mu piłkarską karierę. Futbol już widział takie momenty. W styczniu 2017 roku podczas meczu Hull City na Stamford Bridge przeciwko Chelsea Ryan Mason również nabawił się fatalnej kontuzji głowy. Miał bardzo długą przerwę, przeszedł rehabilitację, wrócił nawet do treningów, ale nie mógł ponownie rozegrać oficjalnego spotkania. Lekarze zmusili go do zaprzestania wyczynowego uprawiania sportu 13 miesięcy po wypadku.
Atakujący “Wilków” spodziewał się natomiast powrotu na boisko pod koniec zeszłego sezonu, lecz sztab lekarski doradzał mu, aby stopniowo i spokojnie dochodził do formy. Ciężka praca rozpoczęła się od grudnia 2020 roku. Zalecano mu odpoczynek, aby pęknięcie dobrze się zagoiło. Doradzali mu też unikanie alkoholu, zwłaszcza na wczesnym etapie rehabilitacji, co akurat nie stanowiło problemu, bo jest abstynentem. W marcu Jimenez został dopuszczony do udziału w sesji treningowej polegającej jednak na bezkontaktowej grze, z zakazem główkowania.

Napastnik idealny

Specjalnie dla niego wykonano zmodyfikowany ochraniacz na głowę, a Jimenez odbył wiele rozmów z Petrem Cechem, byłym bramkarzem Chelsea, który doznał podobnej kontuzji w październiku 2006 roku i nosił kask ochronny do końca kariery. Do normalnych, pełnowartościowych treningów wrócił w lipcu. Jedyną różnicą jest to, że ogranicza się jego obecność przy rozgrywaniu stałych fragmentów gry, by nie narażać czaszki na niepotrzebne miniwstrząsy.
- Czuję się pewnie, gdyby wszystko zależało ode mnie, to bym nie używał tego ochraniacza, grałbym normalnie - wyznaje dziennikarzom.
Nowy szkoleniowiec Wolves Bruno Laage przyznał, że zaskoczyło go to, jak dobrze napastnik wyleczył się z urazu, który przez godziny zagrażał nawet jego życiu. Pozostawiając medyczne aspekty specjalistom, trener skupił się na pomocy piłkarzowi w odzyskiwaniu sprawności i wiary w siebie.
- Rozmawiałem z nim pierwszego dnia swojej pracy na Molineux. Pierwszą rzeczą, jaką trzeba było wykonać, to przywrócenie mu pewności. Napastnicy zawsze muszą strzelać gole, aby czuć się komfortowo. Ale jego nie można ograniczać tylko do trafiania, więc powiedziałem mu: “słuchaj, Raul, robisz tak wiele dla nas w obronie, że nie musisz się martwić o liczby, które i tak w końcu przyjdą” - tłumaczy portugalski trener.
W pierwszym letnim sparingu przeciwko Crewe powitano go rzęsistymi brawami. Spiker wywołał jego nazwisko z nie mniejszym podnieceniem w głosie. Piłkarz wyglądał wprawdzie na zdenerwowanego, ale na boisku poruszał się jak dawny Raul Jimenez. 30 minut na placu, dużo podań, nawet wygrana jedna główka.
Pod koniec lipca Meksykanin strzelił w towarzyskim meczu ze Stoke City, teraz czeka na premierowe trafienie w Premier League. Jako kompletny napastnik, nie ma wątpliwości, że do tego dojdzie prędzej czy później. Będzie strzelał, asystował, kreował, łączył dynamiczny atak z mądrą obroną. Blizna zostanie tylko przykrym wspomnieniem, opaska - ochroną do końca kariery. Skromny chłopak z Tepeji przeszedł tak wiele, dlatego cieszy sam fakt, że wrócił. Biorąc pod uwagę tamte wydarzenia sprzed prawie trzystu dni - to naprawdę cud.

Przeczytaj również