Najwięksi przegrani fazy grupowej. Dla nich turniej w Rosji skończył się kompletną klapą

Najwięksi przegrani fazy grupowej. Dla nich turniej w Rosji skończył się kompletną klapą
Alizada Studios / shutterstock.com
Mistrzostwa Świata to turniej, po którym czas na wiele podsumowań. Obok najlepszych drużyn, piłkarzy i trenerów, sporo mówi się również o tych, którzy zawiedli. Od których wymagano o wiele więcej, a realia tak wymagającego turnieju okazały się całkiem inne. Pora na zestawienie rozczarowań mundialu po fazie grupowej.
Historia pokazuje, że w każdym Pucharze Świata mamy do czynienia z niespodziankami, które na lata zostają w pamięci kibiców. Zawsze przedwcześnie odpadnie jakiś faworyt, a zawodnik, który ma być gwiazdą turnieju gaśnie tak szybko jak lampa bez nafty.
Dalsza część tekstu pod wideo
Największa sensacja jest wtedy, gdy obrońca trofeum na kolejnym czempionacie nie potrafi nawet wyjść z grupy. Tak zdarzyło się na dwóch ostatnich mundialach -  w Brazylii oraz RPA, a także w 2002 roku w Korei i Japonii.
Przed czterema laty już w fazie grupowej odpadła Hiszpania, która broniła tytułu zdobytego w Republice Południowej Afryki. Osiem lat temu podobna historia spotkała Włochów, którzy właśnie w Afryce nie potrafili wyjść z grupy, a byli przecież mistrzami świata, który to tytuł zdobyli w Niemczech.
Z kolei w 2002 roku Francuzi, niesieni sukcesem sprzed 4 lat, kiedy to na własnym terenie pokonali w finale wielką Brazylię, zostali wyeliminowani już po trzech meczach. Wydawało się, że w Rosji takiej sytuacji nie będzie, bo obrońcy trofeum – Niemcy mieli przebrnąć przez swoją grupę jak perszing. Historia jednak bardzo lubi się powtarzać.

Klątwa mistrzów

Mówiąc o największych przegranych fazy grupowej mundialu nie sposób zacząć właśnie od reprezentacji Niemiec, która sensacyjnie odpadła już w przedbiegach. Jako wciąż aktualny mistrz świata, nie uniosła ciężaru turnieju i przegrała 2 spotkania, nie przypominając w ogóle zespołu sprzed czterech lat.
Podopieczni Joachima Löwa byli przecież jednym z faworytów, mając w skłądzie mieszankę młodości z doświadczeniem. Mieli grupę, w której nie było żadnego zespołu ze ścisłej czołówki, bo choć Szwecja czy Meksyk to ekipy niewątpliwie mocne, to jednak nie można ich zaliczyć do absolutnego topu.
Od samego początku widać było u Niemców brak polotu, zgrania i pomysłu na grę. Patrząc na personalia wydawało się, że wygrają grupę w cuglach, jednakże nie potrafili strzelić gola grającej „o pietruszkę” Korei Południowej. Wstyd i niedowierzanie w kraju, w którym liczono na powtórkę z turnieju w Brazylii.
Widać, że nie było chemii wśród zawodników, ale także na linii piłkarze-trener. Być może tak długi staż Löwa w reprezentacji (12 lat) spowodował, że pojawiło się wypalenie zarówno u szkoleniowca, jak i u jego zawodników. Być może dobór samych graczy wśród przecież tak bogatego piłkarsko kraju był nieodpowiedni i wpłynął źle na morale całego zespołu.
Warto przypomnieć choćby niepowołanie na turniej Leroya Sane, piłkarza Manchesteru City, który ma za sobą świetny sezon. Wywołało to sporą dyskusję w Niemczech, bo skrzydłowy pod względem sportowym na to powołanie zwyczajnie zasłużył, a widocznie Löw nie zabrał go na pokład do Rosji ze względu na okoliczności pozaboiskowe.
Mimo wszystko brakowało Niemcom właśnie takiego Sane, który mógłby nieco „ożywić” skrzydła i dodać odrobinę świeżości do jakże statycznie grających mistrzów świata. Müller, Reus czy Özil nie są tak dynamiczni i przy skomasowanej obronie rywali ich gra była bezwartościowa.

Nie ma już Cúpera na pustyni

Do największych porażek tego turnieju możemy również zaliczyć reprezentację Egiptu, a dokładniej jej doświadczonego szkoleniowca, który miał z „Faraonów” stworzyć drużynę na miarę przynajmniej wyjścia z grupy. Mowa o Héctorze Raúlu Cúperze, który tuż po ostatnim spotkaniu grupy A został zwolniony w trybie natychmiastowym.
Argentyńczyk to przecież szkoleniowiec bardzo doświadczony, który zaczął pracę trenerską w 1993 roku. Prowadził m.in. Inter Mediolan czy Valencię, z którą dwa razy z rzędu dotarł do finału Ligi Mistrzów. W reprezentacji Egiptu jest od 2015 roku, a przed rokiem poprowadził ją do finału Pucharu Narodów Afryki.
Wydawało się, że Egipcjanie są w stanie sporo namieszać w Rosji, szczególnie gdy trafili do jednej z najsłabszych grup turnieju z Rosją, Urugwajem i Arabią Saudyjską. Na dodatek mają przecież w składzie jednego z najlepszych obecnie piłkarzy świata – Mo Salaha.
Co prawda piłkarz Liverpoolu nie był w pełni sprawny, bo leczył kontuzję barku, ale nawet bez niego Egipt powinien zaprezentować się dużo lepiej. Jak minimalna porażka z Urugwajem może być zrozumiała, tak już wpadka z Arabią Saudyjską – zespołem bodajże najsłabszym w mistrzostwach, jest już niewybaczalna.
Zarzucano Cúperowi zbyt defensywne ustawienie drużyny, złe decyzje zarówno przed meczem, jak i w jego trakcie oraz irytującą apodyktyczność. Szczególnie w ostatnim spotkaniu, kiedy przeciwnikiem był zespół niedoświadczony i „na papierze” słabszy, Egipt powinien zagrać bardziej ofensywnie. Nie zagrał.
Cúper jako pierwszy trener tego turnieju został zwolniony, zawodząc na całej linii i dlatego należy do wielkich przegranych tych mistrzostw. Nie potrafił wykrzesać ze swoich podopiecznych tego co najlepsze, a przede wszystkim brak było jakiegokolwiek pomysłu taktycznego, który podczas mistrzostw świata jest jakże kluczowy.

Lewandowski – kapitan tonącego statku

Ze sporym smutkiem do największych rozczarowań czempionatu w Rosji należy zaliczyć Roberta Lewandowskiego. Polak zwyczajnie zawiódł, nie potrafił wpłynąć pozytywnie na zespół i po prostu grał słabo. Oczywiście cała nasza drużyna zaprezentowała się fatalnie, ale jednak od jej kapitana wymaga się o wiele więcej.
„Lewy” miał być w Rosji wypoczęty i głodny gry, bowiem oszczędzano go pod koniec sezonu w Bayernie Monachium. Liczono na niego nie tylko nad Wisłą, ale i na całym świecie, wpisywano go przed rozpoczęciem rozgrywek do najmocniejszej jedenastki mistrzostw. Po drugim meczu z Kolumbią trafił jednak do tej najsłabszej, bo na boisku nie przypominał zawodnika, którego znamy na co dzień.
Tłumaczył się, że napastnicy żyją z podań, a sam nie jest w stanie przedryblować kilku rywali, strzelając na koniec gola.
Na pewno miał rację, bo nie jest łatwo strzelać bramki, nie dostając wcześniej dokładnych dograń, ale przecież wszyscy widzieliśmy Roberta, któremu odskakiwała piłka i który marnuje m.in. stuprocentową sytuację z Japonią.
Bilans Lewandowskiego podczas mistrzostw świata w Rosji: 3 mecze, 9 strzałów na bramkę, z czego tylko 3 w jej światło to z pewnością zdecydowanie za mało jak na tej klasy napastnika. Na dodatek po jego słowach, które w Niemczech zrozumiano jako krytykę kolegów z drużyny, zadarł z tamtejszą prasą i odmówił jej wywiadu.
Mówi się, że podczas zgrupowań chodzi własnymi ścieżkami i nieco separuje się od reszty drużyny. Na jaw wyszło, że nie lubi się z Kamilem Glikiem, a o spięciu z Łukaszem Piszczkiem i Kubą Błaszczykowskim mówi się od lat. Na domiar wszystkiego głośno jest teraz o jego domniemanej wyprowadzce z Monachium i zmianie klubu.
Czy okres przed tak ważnym turniejem jest idealny do zmian barw klubowych? Przecież nie od dziś wiadomo, że czy się chce czy nie to głowa będzie zawsze zajęta tak poważnymi planami i że nie da się skoncentrować w pełni na piłce.
Tak czy owak nieskazitelny Robert, który miał zawsze dobrą prasę i rzadko powiedział coś kontrowersyjnego ma teraz opinię bufona, który zwala winę na innych i który myśli tylko o sobie. Z całej do niego sympatii i docenienia jego osiągnięć nie ulega wątpliwości, że turniej w Rosji okazał się dla niego wielkim niewypałem.

Nawałnica dziwnych decyzji

Niestety przed nami drugi polski akcent, a mianowicie Adam Nawałka. Po Euro 2016 noszony na rękach i wychwalany, że stworzył jeden z silniejszych zespołów na Starym Kontynencie. Po czempionacie w Rosji już krytykowany (słusznie), bowiem jego decyzje mogą jeszcze długo odbijać się nam czkawką.
Prawdopodobnie wybrał zły skład i taktykę na kluczowy mecz z Senegalem. Po trzecim spotkaniu grupowym wydaje się, że na Afrykanów lepszymi wyborami byliby Fabiański (za Szczęsnego), Bednarek (za Cionka) i Bereszyński (za Piszczka). Kurzawa na pewno dałby więcej w ofensywie niż Rybus. Góralski z kolei miał zagrać za Milika, co zmieniłoby taktykę na bardziej nam „leżącą”.
Czy trener Nawałka naprawdę nie widział podczas treningów, kto jest w jakiej dyspozycji? Jego sztab liczy 18 osób i nikt mu nie doradził, że granie zawodnikami nieogranymi w klubach lub po poważnych kontuzjach nie może dać nic pozytywnego.
Na dodatek selekcjoner skompromitował się na sam koniec starcia z Japonią, kiedy to kazał udawać kontuzję Kamilowi Grosickiemu po to, by kolejny występ mógł zaliczyć Błaszczykowski!
Tego po Adamie Nawałce nikt się nie spodziewał. Zawsze wyważony i mający twarde zasady pokazał brak jakiegokolwiek fair-play i ośmieszył się na oczach piłkarskiego świata. Było to karykaturalne dopełnienie tego co on i jego drużyna pokazali w Rosji.

Afryka do domu

Ogromnym przegranym mistrzostw świata są również Afrykanie. Po raz pierwszy od 36 lat żaden z krajów z tego kontynentu nie wyszedł z grupy! Od 1986 roku i mundialu w Meksyku przynajmniej jedna drużyna z Czarnego Lądu awansowała do 1/8 finału:
Meksyk 1986: Maroko (1/8 finału)

Włochy 1990: Kamerun (ćwierćfinał)

USA 1994: Nigeria (1/8 finału)

Francja 1998: Nigeria (1/8 finału)

Korea i Japonia 2002: Senegal (ćwierćfinał)

Niemcy 2006: Ghana (1/8 finału)

RPA 2010: Ghana (ćwierćfinał)

Brazylia 2014: Nigeria i Algieria (obie 1/8 finału)
Wydawało się, że drużyny afrykańskie będą z biegiem czasu tylko lepsze, bowiem coraz więcej piłkarzy na co dzień gra w klubach europejskich, a do prowadzenia drużyn narodowych zatrudniani są coraz lepsi szkoleniowcy. Jednak w Rosji cała Afryka zawiodła, choć niektórym brakowało bardzo mało, aby zagrać w 1/8 finału.
Nigeria odpadła dopiero po golu w 86. minucie w starciu z Argentyną. Kilka minut dzieliło ją nie tylko od upragnionej fazy pucharowej, ale i od sensacyjnego wyeliminowania jednego z głównych faworytów. Z kolei Senegal odpadł przez... faule. Mając tyle samo punktów co Japonia, o braku awansu zadecydowała większa liczba żółtych kartoników widniejąca na kontach piłkarzy Aliou Cissé. Ogromny pech.
Mogła się podobać gra reprezentacji Tunezji, która walczyła do upadłego, lecz grupa z Anglią i Belgią zwyczajnie okazała się za trudna. Podobnie można powiedzieć o Maroku, które zachwyciło kibiców wyrównanymi pojedynkami z Portugalią i Hiszpanią. Zabrakło naprawdę niewiele, żeby sprawić niespodziankę.
Mimo wszystko nadzieje były duże, bo Afrykanie mieli być świetnie przygotowani fizycznie i kondycyjnie, silni oraz zaangażowani. Byli, lecz czysto piłkarskie umiejętności okazały się decydujące i to one wybijały drużyny ku górze lub kierowały je w dół. Nie mówimy tutaj o wielkiej przepaści, porównując ekipy z „Czarnego Lądu” do tych z Europy czy Ameryki Południowej, lecz różnica jest jednak widoczna.
Przed nami spotkania 1/8 finału, w których emocje są gwarantowane. Na pewno rozczarowań i wielkich przegranych będzie jeszcze sporo, a niespodzianek i zaskakujących rozstrzygnięć możemy być pewni. To właśnie jest piękne w futbolu - nieprzewidywalność i często brak logiki w końcowych rezultatach. Czy właśnie nie za to kochamy piłkę nożną?
Paweł Chudy

Przeczytaj również