Najwięksi wygrani meczu z Arabią Saudyjską. "Kolejny raz zdał egzamin. Mało kto w niego wierzył"

Najwięksi wygrani meczu z Arabią Saudyjską. "Kolejny raz zdał egzamin. Mało kto w niego wierzył"
Fotoarena / PressFocus
Reprezentacja Polski w arcyważnym meczu pokonała Arabię Saudyjską 2:0 (1:0) i znacząco zwiększyła swoje szanse na awans do 1/8 finału mistrzostw świata. I choć zwyciężył zespół, niektóre postacie naszej kadry w szczególnym stopniu można uznać za wygrane.
Jedno jest pewne. Po dzisiejszym spotkaniu wszyscy jakkolwiek związani z reprezentacją Polski są po prostu szczęśliwi. Piłkarze, selekcjoner, sztab, kibice. Można tak wymieniać i wymieniać. Biało-czerwoni wygrali (i to dwiema bramkami, co też może mieć duże znaczenie) i mają naprawdę spore szanse na wyjście z grupy.
Dalsza część tekstu pod wideo
Kto zasłużył na miano największego wygranego wczorajszego meczu? Znaleźliśmy kilku kandydatów.

WYGRANI

Wojciech Szczęsny
Przez lata ciągnęła się za nim łatka tego, który zawodzi na wielkich turniejach. A to dostał czerwoną kartkę, a to sprokurował karnego, a to strzelił gola samobójczego czy zaliczył jakąś inną wpadkę. Nawet jeśli jest odporny na krytykę i żarty, musiał mieć to z tyłu głowy. Sam zapowiedział, że do Kataru przyjeżdża na ostatni mundial w swoim życiu. Przynajmniej jako piłkarz. Nieźle zaprezentował się już w meczu z Meksykiem, ale dziś przechodził samego siebie. Włączył tryb z pamiętnego meczu z Niemcami na Stadionie Narodowym. A może poszedł nawet o kilka kroków dalej. Obronił rzut karny, zatrzymał dobitkę, obronił też przynajmniej dwie inne groźne sytuacje Arabii Saudyjskiej. Zagrał po prostu kapitalne spotkanie i zasłużył na notę “10”. Oczywiście w skali dziesięciostopniowej. Jego występ przejdzie do historii.
Robert Lewandowski
Już przed meczem mogło się wydawać, że ma lekko zaszklone oczy. Mundial to marzenie każdego piłkarza. Gol na nim? Coś jeszcze piękniejszego. Lewandowski na pierwsze trafienie w mistrzostwach świata czekał do dzisiaj. Zanotował je w wieku 34 lat. Znakomicie wykorzystał błąd jednego z defensorów rywali i pewnym strzałem podwyższył na 2:0. Wtedy wszystko puściło. Przez chwilę leżał z twarzą dociśniętą do murawy. Gdy się podniósł, zobaczyliśmy wielkie wzruszenie. Widać, jak wiele to dla niego znaczyło. Zwłaszcza po ostatnim starciu z Meksykiem, gdy z rzutu karnego nie był w stanie pokonać Guillermo Ochoi. Szkoda tylko pozostałych sytuacji. Nieskutecznej podcinki i uderzenia w słupek. Nie można jednak mieć wszystkiego. Dziś “Lewy” rozwiązał worek. Czekamy na kolejne bramki.
Bartosz Bereszyński
Przed turniejem mało kto w niego wierzył. Znów pojawił się pomysł, by grał na lewej, nienaturalnej dla siebie stronie defensywy. Wiele osób wypominało mu błędy z innych wielkich imprez i spotkań reprezentacji. On jednak pokazał, że wciąż może grać na bardzo wysokim poziomie. Nie zawiódł z Meksykiem, a dziś kolejny raz spłacił kredyt zaufania. Był praktycznie bezbłędny w defensywie, choć rywale wielokrotnie atakowali jego stroną. Nieco mniej dał od siebie w grze do przodu, ale to nie był dziś priorytet. Z podstawowych obowiązków wywiązał się bez zarzutu. Takiego Bartosza Bereszyńskiego chcemy oglądać. Oby również w nadchodzącym meczu z Argentyną.
Kamil Glik
Skała. Kolejny raz. Podobnie jak w przypadku Bereszyńskiego, przed turniejem wiele osób już w niego wątpiło. Bo 34 lata na karku, bo często nie łapie się nawet do składu Benevento, grającego przecież “tylko” w Serie B, bo już nie nadąża i szybcy rywale będą z nim sobie radzili bez problemu. Czesław Michniewicz zaufał jednak doświadczonemu obrońcy i dziś zbiera tego owoce. Glik z Meksykiem zagrał dobrze, uświetniając w ten sposób swój 100. występ dla reprezentacji. Dziś był jeszcze lepszy. Zaliczył mnóstwo dobrych interwencji w defensywie. Wyglądał lepiej od wychwalanego w ostatnim czasie Jakuba Kiwiora. A to nie było w poprzednich meczach normą. Wciąż możemy liczyć na niezniszczalnego “Gliksona”.
Czesław Michniewicz
Michniewicz nasłuchał się w ostatnim czasie o tym, jak brzydko i źle gra jego reprezentacja. Że nie tworzy sytuacji, preferuje “lagę”, nie chce atakować. Wiele z tych głosów było oczywiście w dużej mierze uzasadnionych. Fakt jest jednak taki, że zespół prowadzony przez obecnego selekcjonera nie tylko nie przegrał żadnego z dwóch pierwszych spotkań, ale nie stracił nawet gola. W arcyważnym meczu pokonał Arabię Saudyjską i ma naprawdę spore szanse, by zameldować się w 1/8 finału. A przecież wyjść z grupy na mistrzostwach świata nie udało się jego poprzednikom - Jerzemu Engelowi, Pawłowi Janasowi czy Adamowi Nawałce. Cel uświęca środki. Jeśli Michniewicz i jego podopieczni faktycznie awansują do fazy pucharowej, nikt nie będzie pamiętał o tym, że czasami podczas oglądania biało-czerwonych bolały oczy. Zresztą, dziś w drugiej połowie bolały one znacznie rzadziej. Może to też dobry prognostyk.

Przeczytaj również