Nawałka w Lechu Poznań raczej się nie odbuduje. Były selekcjoner wpadł z deszczu pod rynnę

Nawałka w Poznaniu raczej się nie odbuduje. Były selekcjoner wpadł z deszczu pod rynnę
Marcin Kadziolka / shutterstock.com
A miało być tak pięknie… Adam Nawałka w Lechu miał wprowadzić długo oczekiwaną stabilizację, zapełnić trybuny stadionu, a przede wszystkim wprowadzić „Kolejorza” na mistrzowską ścieżkę (lub chociaż w jej okolice). Jednak w obecnej chwili Lech dalej dąży do ligowego średniactwa, otoczony przez gimnazjalistów z darmowymi biletami na mecze, a jedyna stabilizacja w klubie to regularne wpływy zbyt dużych pieniędzy na konta zawodników.
Gdzie leży problem? W samym klubie, w zawodnikach, a może w osobie trenera? A jeśli powodem jest faktycznie niedawny selekcjoner, to w której sferze ma braki, które nie pozwalają Lechowi rozwinąć skrzydeł?
Dalsza część tekstu pod wideo
Archaiczny warsztat, zła komunikacja z zawodnikami, nieumiejętność ich zmotywowania? A może racja jest po stronie części kibiców, którzy twierdzą, że powód jest taki sam jak w przypadku piłkarskiej kadry z Mistrzostw Świata z Rosji? Piłkarze są dobrzy tylko trener zbyt słaby na wyciągnięcie z nich potencjału?

Po reprezentacji przeciętność

W klubowym obiegu znajduje się obecnie trzech byłych selekcjonerów. Poza Nawałką są to jeszcze Franciszek Smuda (obecnie Górnik Łęczna) oraz Waldemar Fornalik (Piast Gliwice). Pozostali trenerzy kadry z XXI wieku po zakończeniu współpracy z polską reprezentacją dali sobie spokój z zarabianiem na chleb z poziomu ławki szkoleniowej.
Cóż, patrząc na trenerskie „osiągnięcia” Smudy i Fornalika, możemy się zastanowić czy i oni nie powinni podążyć drogą swoich poprzedników. O ile trenera Piasta Gliwice broni aktualna sytuacja w ligowej tabeli, o tyle popularny „Franz” z każdym krokiem zdaje się schodzić szczebel niżej po drabinie prestiżu.
Pochodzący z Górnego Śląska szkoleniowiec ostatnie trofeum podniósł… 10 lat temu. Mimo wszystko wciąż nie brakuje głosów, że w dalszym ciągu jest to trener do zadań specjalnych. Cóż, każdy może mieć swoje zdanie na ten temat. Wydaje się jednak, że jego warsztat już 10 lat temu był co najmniej przestarzały, a co dopiero w dzisiejszych skomputeryzowanych czasach.
Smuda jest symbolem polskiej piłki. Polskiej piłki lat 90. W tej chwili facet w ortalionowym dresie, pokrzykujący na piłkarzy „sznella, sznella” w zestawieniu (wizualnym) z zawsze eleganckim Nawałką, wygląda co najmniej groteskowo. Jest żywym dowodem na przemijanie pewnych czasów, w których liczyło się przede wszystkim to co wewnątrz, a nie na zewnątrz człowieka.
A Fornalik? On nigdy sukcesów nie miał, na selekcjonera został mianowany chyba trochę na siłę, bo w poprzedzającym nominację sezonie zajął z Ruchem Chorzów drugie miejsce zarówno w lidze, jak i w pucharze. Jednorazowo zrobił wynik ponad personalny potencjał zespołu i na tej podstawie założył dres z orzełkiem na piersi. Minęło 7 lat, a sytuacja w reprezentacji zatoczyła koło.
Po zwolnieniu z funkcji pierwszego trenera kadry, Fornalik objął ponownie chorzowski Ruch. W 97 spotkaniach zaliczył 42 porażki, a jego średnia zdobytych punktów wyniosła 1,23 na mecz.
I w tym miejscu trzeba zamieścić informację dla tych, którzy staną murem za panem Waldemarem z tytułu wyników w Gliwicach. W Piaście jego średnia zdobycz na spotkanie (a uzbierało się ich już 56) wynosi 1,34 punktu…
Adam Nawałka póki co prowadził Lecha tylko w 9 spotkaniach, więc wyciągnięte w tej chwili wnioski mogą okazać się zupełnie sprzeczne z tymi, które wyciągniemy po zakończeniu tego sezonu.
Jednak tu i teraz szkoleniowiec „Kolejorza” przegrał blisko połowę spotkań (4 z 9) oraz legitymuje się średnią punktu na mecz równą 1,67. Tylko że on prowadzi bogatego Lecha, a nie ekipę pokroju „Piastunek” czy mających wieczne problemy finansowe chorzowian.
Gołym okiem widać, że postawy Fornalika i Smudy nie odbiegają aż tak bardzo od postawy Nawałki. Cała trójka wykreowała się jako trenerzy dobrzy w skali Ekstraklasy, ale bez predyspozycji do zrobienia trenerskiej kariery w skali europejskiej. Tak naprawdę lwia część ich szkoleniowej wiarygodności i kreowania wizerunku to fakt, że kiedyś prowadzili „Biało-czerwonych”. I tyle.

Nijaki zespół czy nijaki trener?

Wielu (jak nie większość) z poznańskich kibiców odpowie na to pytanie jeszcze inaczej: nijaki zarząd. Tym razem jednak zostawimy panów Klimczaka i Rutkowskiego, a skupimy się na tych, co po boisku biegają i na tych, którzy mówią im jak biegać.
Zacznijmy od trenera. Czy się Nawałkę lubi czy nie, wszyscy zgodzą się z faktem, że jest pracoholikiem-perfekcjonistą. Przez pierwszy tydzień swojej pracy właściwie mieszkał na stadionie, rozpisywał treningi grupowe i indywidualne, weryfikował stan zaplecza infrastrukturalnego itd. itp.
No i jakby to powiedział Marek Koterski, „wszystko jak krew w piach”. Można piłkarzy głaskać po główce, rozpisywać im krok po kroku na boisku, powtarzać że nic się nie stało, ale przecież Nawałka nie włoży trykotu meczowego i nie zagra za nikogo meczu. A patrząc na to jak Lech się miota na murawie, to dalibyśmy mu szansę choćby i w miejsce Burića.
Były selekcjoner nie jest problemem zespołu ze stolicy Wielkopolski. Stosuje nowoczesne metody treningowe, nie boi się korzystać z nowinek technologicznych, nie udaje osoby nieomylnej i zadufanej w sobie. Otacza się całym sztabem współpracowników, którym ufa i na których można polegać.
No i przede wszystkim, potrafi z każdego piłkarza wyciągnąć potencjał, którego inni absolutnie by się nie spodziewali. Dla kadry wymyślił Pazdana i Mączyńskiego, z Grosickiego zrobił „TurboGrosika” no i co najważniejsze - jako pierwszy znalazł plan na wykorzystanie Roberta Lewandowskiego.
Lech potrzebuje zmian w każdej możliwej formacji. Poza napastnikiem (który notabene nie wiadomo czy ma wartościowego zmiennika czy nie), należy hurtowo wyprzedać połowę zespołu i nakupić tyle samo (lub więcej) nowych, głodnych zwycięstw zawodników.
Bo obecni grajkowie „Kolejorza” albo nie mają już chęci i ambicji (Trałka, Gajos, Jevtić) albo są zwyczajnie na ten poziom za słabi (m.in. Janicki, Vujadinović, Burić, Wasielewski). A każda pomeczowa ocena zawodników wygląda co tydzień tak samo.

Wszystko albo nic

To nie jest tak, że Nawałka jest za słaby na Lecha, lub Lech za słaby na Nawałkę. Były selekcjoner podjął spore ryzyko, biorąc pod swoje skrzydła klub, który od dłuższego czasu coraz bardziej zapada się w przeciętność.
Zapewne objęcie przez niego ligowego średniaka byłoby lepszym (bezpieczniejszym) rozwiązaniem niż wiązanie się z „Kolejorzem”, który problemy ma na każdym polu - od murawy, przez piłkarzy aż po zarząd i transfery.
Jednak Adam Nawałka lubi wyzwania. Jeśli podoła zadaniu, po raz kolejny wskoczy na trenerski świecznik i wtedy faktycznie może się okazać, że polskie środowisko piłkarskie jest dla niego już za małe. A wtedy po raz pierwszy od czasów Henryka Kasperczaka możemy doczekać się szkoleniowca, który podejmie pracę w sensownej zagranicznej lidze.
Ale trzeba pamiętać, że prowadzenie Lecha Poznań może być mieczem obosiecznym. Jeśli „Kolejorz” nie wyjdzie z ligowego marazmu, legenda AN umrze na naszych oczach. A twórca największych sukcesów polskiej piłki w XXI wieku stanie w jednym szeregu ze średnim Fornalikiem i archaicznym Smudą.
Adrian Jankowski

Przeczytaj również