Nie ma już słabych drużyn. Krnąbrne "kopciuszki" pokazały jak grać z hegemonami

Nie ma już słabych drużyn. Krnąbrne "kopciuszki" pokazały jak grać z hegemonami
Marco Iacobucci EPP / Shutterstock.com
Mistrzostwa Świata, jak każda wielka impreza piłkarska, zawsze przynosiła wraz ze sobą niespodzianki w postaci drużyn, które osiągały sukcesy absolutnie ponad wszelkie oczekiwania. „Czarnym koniem” cztery lata temu była Kostaryka, która w grupie pokonała Włochy i Anglię, z kolei 8 lat temu Urugwaj niespodziewanie odpadł dopiero w półfinale najważniejszych rozgrywek reprezentacyjnych. Mundial w Rosji również powoli kreuje nowych bohaterów.
Przed startem mistrzostw głównymi tematami rozmów fanów futbolu było oczywiście typowanie zwycięzcy. Byli jednak i tacy, którzy zamiast rozprawiać o wyższości Francji nad Niemcami czy odwrotnie woleli skupić się na możliwych niespodziankach.
Dalsza część tekstu pod wideo
Podjęcie się wytypowania „czarnego konia” jest zadaniem niezwykle skomplikowanym. Wszak trzeba brać pod uwagę ekipy, które właściwie nie mają argumentów, by toczyć wyrównane boje z potęgami jak Hiszpania czy Brazylia. Mistrzostwa w Rosji jednak okazały się prawdziwym rajem dla koneserów futbolowych „kopciuszków”, którzy wyczekiwali sensacyjnych rozstrzygnięć.
Mimo, że faza grupowa jeszcze nie dobiegła końca, już teraz można wymienić kilka drużyn, które mimo braku wielkich nazwisk w składzie potrafiły zdobyć punkty oraz kibicowskie serca, dzięki ogromnej pracy, wytrwałości oraz szczypcie szaleństwa.

Podbój „Książąt”

Patrząc na skład grupy B wydawało się, że wszystko tu jest właściwie rozstrzygnięte. Portugalia oraz Hiszpania miały zdominować egzotycznych rywali w postaci Iranu oraz Maroko. Tyle w teorii, bo praktyka wyglądała zupełnie inaczej.
Oba państwa pokazały jednak, że na mundialu nie ma mowy o przypisywaniu sobie kompletu punktów przed startem spotkania. Maroko, które w pierwszych dwóch meczach raziło nieskutecznością, w trzecim nie walczyło już zupełnie o nic. O odpuszczaniu jednak nie było mowy. Podopieczni Herve Renarda zszokowali świat, remisując 2:2 z wielką Hiszpanią.
Warto jednak przede wszystkim skupić się na reprezentacji Iranu, których nazywa się „Książetami” ze względu na ogromne uznanie w kraju dla wyczynów piłkarzy. Po tegorocznym mundialu skala poparcia kibiców może tylko wzrosnąć.
Skazywany na pożarcie Iran, mimo trudności, pokonał Maroko oraz zadziwił cały świat swoją postawą przeciwko Hiszpanii. Podopieczni Carlosa Qeuiroza skutecznie utrudniali kadrze „La Rojy” wejście na swój optymalny poziom, grę kombinacyjną i stwarzanie sytuacji.
Mimo porażki defensywa Iranu stała się jednym z symboli Mistrzostw Świata w Rosji. Wielu może powiedzieć, że przecież to antyfutbol i nie należy nagradzać zachowawczej gry, ale czy jest inny sposób na pokonanie mistrzów świata i dwukrotnych mistrzów Europy? Trudno oczekiwać od drużyny, gdzie jednym z najlepszych piłkarzy jest Sardar Azmoun, aby grała otwarty futbol w starciu z naszpikowaną gwiazdami Hiszpanią. Oczywiście, że dla koneserów tiki-taki styl gry prezentowany przez Iran może być odpychający, ale nie można nie docenić ogromu pracy włożonego przez średnich piłkarzy, by zatrzymać „cracków”.
Prawdziwy popis jednak Irańczycy zaserwowali kibicom w trzecim spotkaniu, w którym walczyli o awans z Portugalią. Po raz kolejny Iran stanął naprzeciw rywalowi z najwyższej piłki i po raz kolejny pokazał, że na boisku hart ducha jest ważniejszy niż indywidualne umiejętności.
Irańczycy mimo mniejszego posiadania piłki i konieczności bronienia się przez większą część spotkania, w końcówce meczu zaprezentowali niesamowitą wolę walki. Zażarte ataki poskutkowały doprowadzeniem do remisu oraz wykreowaniem sytuacji, która mogła zapewnić Iranowi awans z grupy.
Terami zawiódł w najważniejszym momencie, ale mimo wszystko nie można nie docenić tego co osiągnął Iran w grupie B. Wygrana z Maroko, heroiczna gra z Hiszpanią, wyszarpany remis w starciu z mistrzami Europy – to czego dokonała drużyna Queiroza zasługuje na ogromny szacunek. Tak do spotkań na mundialu powinna podchodzić każda drużyna, startująca z pozycji „Underdoga”.

Wikingowie w delegacji

Wspominałem już o „czarnych koniach” poprzednich mundiali, jednak warto jeszcze dodać, kto zadziwił cały świat 2 lata temu na Mistrzostwach Europy we Francji. Była to Islandia, która zremisowała z Portugalią, wyszła z niezwykle wyrównanej grupy, a następnie pokonała Anglię. Cały świat zakochał się w reprezentacji, która już samym swoim wyglądem oraz sposobem celebrowania zwycięstw wzbudzała postrach.
Kolejny turniej i po raz kolejny Islandia zszokowała wszystkich kibiców. Remis z Argentyną był jedną z największych niespodzianek w fazie grupowej. Finaliści poprzedniego mundialu z Messim, Aguero i di Marią w ofensywie tylko raz znaleźli drogę do bramki strzeżonej przez bramkarza, który przy okazji jest reżyserem filmowym.
Porażka z Nigerią skomplikowała szanse na awans, jednak nawet jeśli Islandia odpadnie, nie można uznawać tego za jakąś ogromną klęskę. Oni już wygrali w momencie, gdy w starciu z „Albicelestes” zabrzmiał po raz ostatni gwizdek arbitra. Wygrali w momencie, gdy jeden z najlepszych piłkarzy świata został zatrzymany przez drużynę złożoną z ludzi dla których gra w piłkę to hobby.

Wojna neutralnych

Kolejnym zaskoczeniem na mundialu jest Szwajcaria. Może nie jest to taka sama skala bycia „kopciuszkiem” jak w przypadku Iranu czy Islandii, ale z pewnością gra „Czerwonych Krzyżowców” jest swego rodzaju anomalią.
Drużyna, która podczas EURO 2016 musiała uznać wyższość Polski, w Rosji zadziwia wszystkich swoim ogromnym zaangażowaniem. Przed pierwszym meczem Szwajcarzy byli skazywani na porażkę. Przyszło im się mierzyć z kadrą „Canarinhos”, która jest jednym z głównych kandydatów do końcowego triumfu.
Szwajcarzy jednak nie przestraszyli się najbardziej utytułowanej drużyny świata. Zagrali niezwykle sumiennie, agresywnie, przez ponad 90 minut nie pozwolili Brazylii ani razu na zabójczo szybkie ataki. Neymar został całkowicie odcięty od gry. Potrajanie lidera nie sprawiło jednak, że w pozostałych sektorach powstawały luki. Ofensywa „Kanarków” została całkowicie zneutralizowana.
W drugiej kolejce Szwajcarzy znów sprawili niespodziankę. Jako pierwsza drużyna na tegorocznych mistrzostwach zdołali odwrócić losy meczu. Ogromna waleczność drużyny Petkovica w meczu z Serbią była aż nadto widoczna.
Zdobywcy bramek – Shaqiri oraz Xhaka celebrowali je, pokazując orła, który jest narodowym symbolem Albanii. Mimo, że żaden z nich nie urodził się w Albanii ani jej nie reprezentuje, to obaj mają korzenie w państwie, które delikatnie mówiąc nie przepada za Serbią.
Za owy manifest polityczny liderzy Szwajcarii otrzymali zawieszenie na dwa spotkania. Wydawałoby się, że może być to czynnik, który zadecyduje o porażce „Krzyżowców”, ale skreślanie Szwajcarów to jedna z głupszych rzeczy, którą można zrobić. Oni już udowodnili, że wychodząc na mecz wydają wojnę rywalom.

Meksykańska fala

Rozprawiając o niespodziankach nie można zapomnieć o Meksyku. „Trójkolorowi” trafili do grupy z Niemcami, Koreą Południową oraz Szwecją. Jeszcze kilka miesięcy temu panowało przeświadczenie, że mistrzowie świata bez trudu zajmą pierwsze miejsce, a z kolei podopieczni Juana Osorio znajdą się tuż za nimi.

Wszystko zmieniło się na kilka dni przed samymi mistrzostwami. Gdy do sieci dostały się nagrania, na których piłkarze zabawiają się z prostytutkami, Meksykanie z murowanych kandydatów do awansu stali się pośmiewiskiem.
Futbol jednak po raz kolejny pokazał, że jest niczym kalejdoskop. Meksykanie sprawili sensację, zasłużenie pokonując mistrzów świata.
Ekscesy przed mistrzostwami, jeśli miały jakikolwiek wpływ na zawodników, to jak widać wyłącznie pozytywny. Meksyk zadziwia cały świat niesamowitym, ofensywnym stylem gry, który co najważniejsze przynosi wymierne efekty.
Spośród wszystkich mundialowych odkryć to właśnie Meksykanie wydają się drużyną, która może zajść najdalej. Ogromna jakość w ofensywie w osobach Lozano, Veli oraz „Chicharito” może sprawić, że tegoroczne mistrzostwa będą dla „El Tri” historyczne.
Najpierw jednak trzeba przypieczętować wyjście z grupy. Mimo zgromadzonych 6 punktów Meksykanie nadal nie są pewni awansu. Wysoka porażka ze Szwecją wydaje się niemożliwa, ale już nie takie niespodzianki było nam dane oglądać w ciągu ostatnich kilkunastu dni.

Ostatni samurajowie

Zaskakiwały drużyny z Europy, Afryki, Ameryki, nie mogło zabraknąć także „czarnego konia” prosto z Azji. Tutaj w rolę idealnie wcieliła się Japonia. Skazywani na czwarte miejsce w grupie Japończycy nie przestraszyli się ani Kolumbii ani Senegalu.
Kluczem do sukcesu Japończyków jak na razie jest wyśmienita ofensywa. Żaden z „Samurajów” na razie nie zawodzi. Na listę strzelców już wpisali się Honda, Okazaki oraz Inui – asy w talii Akiry Nishino.
Trudno oczekiwać od Japończyków, by osiągnęli najlepszy wynik w historii drużyn azjatyckich na mundialu, ponieważ ten należy do Korei, która w 2002 roku zaszła aż do półfinału. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by „Niebiescy Samurajowie” napisali na nowo historię swojego kraju.
Dotychczas najlepszy mundial w historii Japonii to ten z 2010 roku. Japonia odpadła wówczas w rzutach karnych w 1/8 finału, ale pozostawiła po sobie bardzo dobre wrażenie. Jeśli „Samurajom” w tym roku uda się wyjść z grupy, trafią na Belgię lub Anglię.
W takiej sytuacji na pewno nie będą oni faworytami do awansu, ale dotychczasowe mecze pokazały, że najgroźniejsza Japonia to taka, którą mało kto docenia przed pierwszym gwizdkiem.

Męczarnie faworytów

Mundial dopiero zaczyna wkraczać w decydującą fazę, ale już można wyciągnąć jeden wniosek, którzy brzmi dosyć prozaicznie – praktycznie nie ma już słabych drużyn. Poza wyjątkami w postaci Arabii Saudyjskiej, Tunezji, Panamy oraz Polski wszystkie mecze były niezwykle wyrównane.
Hegemoni w starciach z rzekomymi outsiderami jeśli w ogóle wygrywają, to najczęściej różnicą jednej bramki. Tak było w meczach Niemców, Francji, Hiszpanii. Poziom reprezentacji jest niezwykle wyrównany i bierze się to prawdopodobnie z dosyć krótkiego okresu przygotowawczego przed mistrzostwami.
W najmocniejszych klubach zawodnicy trenują ze sobą dzień w dzień, tydzień w tydzień, są perfekcyjnie przygotowani i stąd ogrom wysokich wyników serwowanych przez zespoły jak PSG, Bayern, Barcelona czy Real.
W kadrze, tak naprawdę nie ma za wiele czasu na zgranie, przez co dysproporcja między zawodnikami klasowymi a średnimi jest niewielka. Indywidualne umiejętności schodzą na dalszy plan, gdy piłkarze jak Messi, Ronaldo czy Neymar stają naprzeciw perfekcyjnie skomasowanej obrony.
Ma to swój urok, ponieważ właśnie po to stworzono Mistrzostwa Świata – imprezę na której blask nawet największych gwiazd może zostać przyćmiony przez z pozoru skromnego „kopciuszka”.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również