Nieprofesjonalny, nielojalny, niedyspozycyjny. Eden Hazard musi opuścić Real Madryt

Nieprofesjonalny, nielojalny, niedyspozycyjny. Eden Hazard musi opuścić Real Madryt
Manu Reino / SOPA Images / Sipa / PressFocus
Szczęśliwy rykoszet w meczu z Sevillą, dzięki któremu Real Madryt ciągle znajduje się w grze o mistrzostwo Hiszpanii, to trochę za mało na dwa lata gry i zainwestowanych ponad 100 milionów euro. Eden Hazard nie jest już w stanie odgonić czarnych chmur, które zawisły nad głową piłkarza. “Królewscy” powinni ulżyć cierpieniom i pozwolić mu odejść.
Real Madryt ma dość Hazarda. Do tego stopnia, że według mediów poważnie rozważa umieszczenie belgijskiego skrzydłowego na liście transferowej po zakończeniu sezonu. Wyjątkowo kiepski występ piłkarza w rewanżu półfinału Ligi Mistrzów przeciwko Chelsea, a potem żarty z byłymi kolegami na murawie Stamford Bridge, wypełniły cierpliwość madridistas na prawie wszystkich poziomach: od szatni, poprzez kibiców “Królewskich”, aż po zarząd. Wszyscy są rozczarowani nie tylko występami Hazarda, ale przede wszystkim jego postawą. Tak bardzo godzącą w wartości “Los Blancos”.
Dalsza część tekstu pod wideo

Rachunek win

Można zadać wiele pytań. Co miał w głowie, gdy cieszył się z dawnymi kumplami zaledwie kilka minut po wyeliminowaniu jego obecnego pracodawcy, który co roku wpłaca mu na konto 13 milionów euro, finansuje operacje oraz wielomiesięczne rehabilitacje? Czy był w ogóle rozczarowany wynikiem? Gdzie frustracja z powodu tego, że nie włożył absolutnego minimum do piłkarskiego klubu z najbogatszą historią? Gdzie jakakolwiek wrażliwość wobec kibica?
Czy przez dwa sezony nie nauczył się niczego od Sergio Ramosa, Luki Modricia, Casemiro czy Marcelo? Żaden z nich nie dałby się złapać nawet na uśmiechu w kąciku ust po klęsce, a na pytanie, czy któryś z liderów Realu przyjechałby po wakacjach z widoczną nadwagą, odpowiedź nasuwa się sama. Nie. Hazard zrobił to dwukrotnie. Za pierwszym razem w ten sposób przywitał się z nowym sztabem szkoleniowym i medycznym, za drugim - pofolgował sobie na urlopie, mając świadomość, że inauguracyjny sezon kompletnie mu nie wyszedł. To już nawet nie kwestia nieprofesjonalizmu, bo ten widoczny jest na pierwszy rzut oka. To zakrawa o sabotaż.
To prawda, że Belg odniósł 11 kontuzji w ciągu 24 miesięcy, co powinno być pierwszym powodem do uzasadnienia beznadziejnej dyspozycji w Realu. Ale minimum dla gracza to godna postawa. Oczywiście, powitanie przyjaciół nie należy traktować jako grzech. Takie sytuacje się zdarzają, jednak wyjątkowo rzadko w tak skrajnej formie. Porażka nie powinna wywoływać śmiechu. Wypadnięcie za burtę w Lidze Mistrzów na chwilę przed finałem również nie. Pięć goli w jednym sezonie? Także. A gra w mniej niż 40 proc. meczów?

Wysokie oczekiwania, niska zapłata

Nikt nie mógł przewidzieć, że kariera Edena Hazarda, który został kupiony za rekordową dla Realu kwotę, będzie zmierzała wprost ku przepaści. Zarówno klub, jak i trener liczyli, że Belg doda tak potrzebnej kreatywności i zniweluje braki w ofensywie z tragicznego sezonu 2018/19. Belg nie przyszedł jednak jako następca Cristiano Ronaldo i ważne, żeby ludzie zdali sobie z tego sprawę, jeśli jeszcze tego nie zrobili.
Owszem, Hazard nigdy nie zanotował sezonu z 30 golami we wszystkich rozgrywkach. W rzeczywistości tylko dwa razy przekroczył barierę 20 trafień: w Lille w sezonie 2011/12 oraz w ostatnim roku pobytu na Stamford Bridge. Zawsze był graczem, który dodawał do ogólnego bilansu drużyny 10-20 goli, ale przy tym stwarzał dwa razy więcej okazji dla siebie lub dla kolegów. W szczycie formy nikt nawet nie kłóciłby się z tezą, że Eden dostarczał fanom rozrywki z oglądania go na boisku. Mieszanka tempa, dryblingu i finezji wykończenia akcji - to wszystko było tym, czego pragnęła lewa strona “Królewskich” od momentu odejścia Ronaldo.
Na palcach jednej ręki można wymienić mecze dla Realu, kiedy pokazał wszystkie walory. Na pierwszy plan wychodzi spotkanie grupowe Ligi Mistrzów przeciwko PSG w listopadzie 2019. Nigdy później nie powtórzył tak dobrego występu w białych barwach. To tamtego wieczoru rodak Thomas Meunier złamał mu kostkę, co doprowadziło, przynajmniej w teorii, do serii kolejnych kontuzji. Ile można winić w tym samego Hazarda? Nie ma większego znaczenia.
Przybył do Madrytu, nie mając prawie wpisów w medycznej kartotece. Jednak odkąd wylądował na Bernabeu, wizyty u lekarzy stały się codziennością. Z tego powodu trzeba było na miesiąc przełożyć jego debiut, bo kontuzja mięśnia uniemożliwiła mu pierwsze zaprezentowanie się przed hiszpańską publicznością. Ciągłe problemy ze zdrowiem sprawiły, że skrzydłowy opuścił ponad 50 meczów dla “Los Blancos”. Patrząc z perspektywy terminarza, to prawie półtora sezonu ligowego.
Obecne rozgrywki to głównie fizyczna i psychiczna męka. Hazard zagrał zaledwie 646 minut. Wydaje się, jakby nigdy go nie było. Doszło nawet do tego, że wielu zapomniało o jego istnieniu w kadrze. Do każdego spotkania należało się przygotowywać ze scenariuszem, który nie zakładał obecności Belga w składzie. Pomimo ciągłego wsparcia ze strony Zidane’a, który odegrał kluczową rolę w dealu z Chelsea, podopieczny Francuza tylko pięć razy rozegrał mecz w pełnym wymiarze czasowym. Ani razu po feralnym wejściu Meuniera.

Hazard się nie opłacił

Najgorsze, że nie ma oznak odchodzenia od problemów. Nikt nie da gwarancji, że odwróci się karta i brązowy medalista ostatniego mundialu będzie omijał szpitale. To musi prowadzić do nowej strategii, nowego otwarcia. Bez Hazarda. Wciąż trzymając się nadziei, że ich najdroższy nabytek w historii kiedyś powróci i być może będzie w formie, klub nie zrobi kroku naprzód, nie skupi się na kontynuowaniu procesu odbudowy. W tym na próbie ściągnięcia innych, lepszych oraz w pełni zdrowych napastników.
Biorąc pod uwagę, że 30-latek ma ciągle trzy lata kontraktu na wyjątkowo lukratywnych warunkach i fakt, że forma i fizyczność zmieniły się w ostatnich dwóch latach o 180 stopni, jest bardzo mało prawdopodobne, aby w najbliższym czasie zmienił klub. Real musi jednak zaryzykować po raz kolejny, bo nie może stać się zakładnikiem jednego gracza. Najbliższe lato będzie doskonałym momentem na przerwanie łańcucha niekorzystnych zdarzeń. Trzeba przyznać się do błędu i spróbować go skorygować.
Wartość piłkarza w ciągu dwóch lata spadła prawie czterokrotnie, od 150 mln euro w 2019 r. do 40 mln aktualnie (dane według serwisu ”Transfermarkt”), ale Eden mógłby być solidną kartą przetargową dla zdobycia kogoś, kto otworzyłby nowy rozdział w sportowej historii Madrytu. Jeśli Hazard w ten sposób pomógłby w transferze Kyliana Mbappe lub Erlinga Haalanda, to żaden z fanów Realu by się nie obraził. Zawsze to lepsze niż czekanie na cud, który nie nadejdzie.

Przeczytaj również