Niezłomny żołnierz Guardioli. Uciekał przed wojną, trenował na ulicach Moskwy, teraz ma swój czas

Niezłomny żołnierz Guardioli. Uciekał przed wojną, trenował na ulicach Moskwy, teraz ma swój czas
Matt Wilkinson/Focus Images/MB Media/PressFocus
Ruben Dias, John Stones, Phil Foden - Manchester City ma w tym sezonie wielu zawodników, na których warto zwrócić uwagę. Jest jednak również jeden, który pozostaje trochę w cieniu, lecz przekracza wszelkie oczekiwania. Ołeksandr Zinczenko ma właśnie najlepszy okres w życiu. Chłopak, który półtora roku przed transferem na Wyspy trenował na ulicach Moskwy, dzisiaj zagra w finale Ligi Mistrzów. A zaraz będzie liderem kadry Ukrainy na Euro.
Jego historia to idealny dowód na to, że warto jest ciężko pracować. 24-latek pokonał na swej drodze wiele przeszkód, w tym wojnę w ojczyźnie, wygrał rywalizację ze zdecydowanie bardziej znanymi konkurentami i stał się ważnym ogniwem najlepszego zespołu w Anglii. I teraz może pomóc mu w historycznym triumfie.
Dalsza część tekstu pod wideo
Chociaż początki na Etihad oraz wypożyczenie do Holandii nie należały do łatwych, gracz zza naszej wschodniej granicy zapracował sobie na szacunek i sympatię Pepa Guardioli. Pod jego okiem wszedł na bardzo wysoki poziom i może zawdzięczać mu imponujący rozwój - zwłaszcza, jeśli chodzi o kluczową dla Katalończyka umiejętność utrzymania się przy piłce.

Ulice Moskwy

Manchester City większości kibiców kojarzy się przede wszystkim z wielomilionowymi transferami gwiazd, stale pchającymi drużynę do przodu. Zdecydowana większość z nich jest bardzo przemyślana i dokładnie zaplanowana. Dyrektor sportowy, Txiki Begiristain, dobrze wie, jak spełnić oczekiwania Pepa Guardioli. Latem 2016 roku, gdy Katalończyk przybył na Etihad, dokonał jednak zakupu mogącego zaskoczyć wszystkich. Zakupu, który z dzisiejszej perspektywy wydaje się naprawdę świetnym ruchem.
Do Manchesteru został ściągnięty nastoletni Ukrainiec, Ołeksandr Zinczenko. Młody środkowy pomocnik został polecony przez jednego z rosyjskich skautów, któremu zaimponował, występując w barwach FK Ufa. “Obywatele” wydali na niego niespełna dwa miliony funtów. Kibice mogli zastanawiać się, kim właściwie jest i czy ma szanse na przebicie się do składu w bliższej lub dalszej przyszłości. Nie był to jednak zawodnik z przypadku.
Kiedyś kapitanował młodzieżówce Szachtara Donieck, lecz wojna w Donbasie sprawiła, że wraz z rodziną uciekł do Rosji. Wyjazd do kraju-agresora mógł budzić kontrowersje, lecz priorytet stanowiło bezpieczeństwo. Dlatego też wraz z rodziną nie zadbał o sprawy mniej istotne, jak chociażby rozwiązanie umowy z ekipą “Górników”. W rezultacie, pomimo łatki jednego z największych talentów w ojczyźnie, miał problemy ze znalezieniem nowego pracodawcy.
- Nie miałem klubu przez pięć czy sześć miesięcy - opowiadał “Guardianowi”. - Po prostu trenowałem każdego dnia na ulicach Moskwy. Wtedy mój menedżer skontaktował się z Rubinem Kazań. Pojechałem z nimi na obóz przygotowawczy do Włoch. (...) Mój kontrakt z Szachtarem obowiązywał jeszcze przez półtora roku. Spędziłem tam cztery miesiące i nic się nie zmieniało, tylko trenowałem, bo nie mogłem grać.
Rubin obawiał się ewentualnego zakazu transferowego, bo zakontraktowanie Zinczenki mogłoby oznaczać złamanie zasad dotyczących transferów. Tymczasem FK Ufa zaryzykowało i już kilka dni po opuszczeniu Kazania Ukrainiec podpisał umowę z ekipą z Baszkortostanu. Zaliczył tam owocne półtora roku i dwa lata po ucieczce z kraju przed wojną dostał życiową ofertę.

Musiał czekać na szansę

Nie od razu dostał jednak szansę w Manchesterze, czego zresztą można było się spodziewać. Nastoletni zawodnik ściągnięty z Rosji oczywiście musiał liczyć się z wielkim przeskokiem. Postanowiono więc wypożyczyć go do PSV Eindhoven. Tam trener Phillip Cocu widział go głównie w roli środkowego pomocnika. Zinczenko nie zabłysnął, ale zebrał cenne doświadczenie. Niezbyt imponujący rok w Holandii nie napawał optymizmem, ale młodzian miał ofertę wypożyczenia do Napoli. Ostatecznie temat upadł i został w klubie. W odnalezieniu się w zespole pomagał mu Fernandinho - zawodnik, którego wcześniej podziwiał jeszcze jako junior Szachtara. Guardiola bacznie obserwował piłkarza z Europy Wschodniej na treningach i zaczął doceniać jego zaangażowanie.
Konkurencja w środku pola była jednak ogromna, więc znalazł na niego inny pomysł - pozycję lewego obrońcy. Co prawda do klubu właśnie trafił Benjamin Mendy i mógł tam grać Danilo, ale dodatkowe zabezpieczenie mogło się przydać. No i przede wszystkim młody, zdolny zawodnik mógł trenować pod bacznym okiem Pepa. A ten zadbał, by czas nie pozostał zmarnowany.
Zinczenko długo czekał na szansę, zbierał nieregularne występy, głównie z powodu nieobecności ważniejszych ogniw drużyny. W 2018 roku otworzyła się szansa przenosin do beniaminka Premier League, Wolverhampton. “Wilki” chciały pobić rekord transferowy, City zaakceptowało ofertę, ale zawodnik nie chciał opuścić Etihad.
- Oleks ciężko walczył, by być w Manchesterze City. Transfer był możliwy, ale powiedział, że woli zostać tutaj - wspominał to wydarzenie Pep Guardiola przed ostatnim ligowym meczem z Chelsea. - To wiele znaczy. Jest gościem, który grał na nie swojej pozycji, ale nigdy nie narzekał, nie robił błędów. Jeśli coś mu mówisz, od razu rozumie.
W przypadku wielu piłkarzy krok w tył pozwala nabrać rozpędu i zrobić ogromne postępy w karierze. Zinczenko wiedział jednak, że warto pozostać pod skrzydłami Katalończyka. Pół roku później, w obliczu urazu kolana Mendy’ego, wskoczył do pierwszej jedenastki. Niestety, potem znowu hierarchia się zmieniła, przez problemy zdrowotne Ukraińca i przybycie Joao Cancelo.

Nagroda za postępy

W początkowej części tego sezonu Guardiola na lewej stronie defensywy ustawiał Portugalczyka. Zbierał wiele komplementów, głównie za wkład w konstruowanie akcji. Często zadziwiał, pojawiając się nawet w miejscach, gdzie częściej spodziewać by się mogło klasycznej “10”. Niestety, z biegiem sezonu powoli tracił rozpęd i w końcu przygasł.
Z kolei Benjamin Mendy od początku przygody w Anglii ma ogromne problemy ze zdrowiem. A gdy gra? Zdarzają mu się głupie błędy, na murawie zachowuje się nieodpowiedzialnie i zdecydowanie lepiej czuje się w ataku, niż w obronie. A zatem sytuacja na lewej stronie bloku obronnego wymagała zmian.
I właśnie wtedy, po nowym roku, Hiszpan dał kolejną szansę Zinczence. A ten pokazał, jak ogromny progres wykonał w ciągu kilku ostatnich lat. Pep od swoich bocznych defensorów wymaga tego, by udzielali się w rozegraniu, schodząc do środka i pomagali w utrzymaniu futbolówki. Na Wyspach taką rolę określa się mianem inverted wing-back i Ukrainiec to książkowy przykład tego typu zawodnika.
Można u niego zauważyć pewne podobieństwa do Joshuy Kimmicha, gracza, którego w Monachium Katalończyk przesunął do środka pola - proponując dokładnie “odwrotny” kierunek do Ukraińca. Wychowanek Szachtara, podobnie jak on, oferuje zespołowi stabilność, gdy drużyna znajduje się w posiadaniu futbolówki, dodatkowo pamiętając o odpowiednim ustawieniu. Często w fazie ataku pozycyjnego schodzi do środka, ustawiając się nieopodal stoperów, tworząc z nimi trzyosobowy blok, utrudniający rywalowi wyjście z ewentualną kontrą. W takich sytuacjach widać założenia menedżera i to, jak je rozumie i skrzętnie realizuje.
Właśnie dzięki temu ostatecznie przypieczętował miejsce w pierwszym składzie podczas spotkania z PSG w Paryżu. Wtedy to, przy bardzo słabej postawie Cancelo, Guardiola zmienił go właśnie na Ukraińca. I od tamtej ten nie zawodzi. W rewanżu był jednym z najlepszych na boisku. W defensywie wygląda lepiej niż kiedykolwiek wcześniej.. Z piłką przy nodze prezentuje nadzwyczajny spokój. Zinczenko zalicza najlepszy okres w karierze. I chociaż wiele osób mogłoby w to nie wierzyć jeszcze kilka miesięcy temu, wydaje się być pewniakiem do podstawowego składu w finale Ligi Mistrzów.
Ten sezon Manchesteru City przyniósł wielu bohaterów, którym warto poświęcić uwagę. Jest Ruben Dias - najlepszy zakup w Premier League, są odrodzony John Stones i zaliczający błyskawiczny progres Phil Foden. A także Ołeksandr Zinczenko. Może trochę w cieniu, ale nie należy o nim zapominać.
Ten chłopak, kupiony za niewielkie pieniądze z rosyjskiej Ufy, właśnie zbiera owoce lat ciężkiej pracy i cierpliwości.
- Manchester City to jeden z najlepszych klubów na świecie. Każdy marzy, by grać w jego barwach i tak samo jest ze mną - mówił po odrzuceniu oferty z Wolves. - Codziennie staram się uczyć i będę tu walczył. Jestem gotów na wszystko, w końcu jestem profesjonalistą. Nie wiadomo, co stanie się w przyszłości. Chcę zostać.
I to był słuszny wybór. Guardiola ułożył go, niemal wymyślił na nowo. W Porto zaliczy 100. występ w koszulce “The Citizens”. To będzie piękny jubileusz, świętowany przy wyjątkowej okazji. Oraz okazja do zapisania się w historii klubu z niebieskiej części Manchesteru.

Przeczytaj również