Nowy trener, stary Arsenal. Poprawa stylu gry "Kanionerów" jeszcze nie skutkuje punktami

Nowy trener, stary Arsenal. Poprawa stylu gry "Kanionerów" jeszcze nie skutkuje punktami
MDI / Shutterstock
Efekt tzw. nowej miotły to zjawisko, które towarzyszy futbolowi od niepamiętnych lat. Roszady na ławce trenerskiej w trakcie trwania sezonu zwykle pobudzają piłkarzy, oczyszczają atmosferę w klubie, na krótką metę przynoszą znaczną poprawę rezultatów. Swoistym wyjątkiem od tej reguły jest Arsenal, który mimo kolejnych zmian nadal błąka się w okolicach środka tabeli. Patrząc jednak wyłącznie na grę londyńczyków, łatwo dostrzeżemy, że dobre wyniki w końcu nadejdą.
Zatrudnienie Mikela Artety było dla "The Gunners" niezbędne, ponieważ kontynuacja pracy z Unaiem Emerym nie dawała jakichkolwiek perspektyw na poprawę. Nudna, miałka, nieatrakcyjna dla oka gra i słabe, wręcz niegodne Arsenalu wyniki były efektem braku pomysłów Hiszpana na odpowiednie ustawienie swojej drużyny.
Dalsza część tekstu pod wideo

Nowicjusz z doświadczeniem

Wybór Mikela Artety jako następcy Emery'ego mógł nieco dziwić ze względu na fakt, że dla byłego zawodnika Arsenalu to dopiero pierwsza praca w roli trenera. 37-letniego Hiszpana nie można jednak nazwać całkowitym żółtodziobem, ponieważ zdobywał on szlify pod okiem samego Pepa Guardioli.
Przez ostatnie sezony Arteta pełnił rolę asystenta, a precyzyjniej mówiąc, prawej ręki Katalończyka. Obserwując spotkania "Obywateli", ewidentnie widać było, że obaj panowie nieustannie rozmawiają, wymieniają opinie, szukają możliwości poprawy gry ekipy z Manchesteru.
Guardiola bezwzględnie ufał Artecie o czym świadczy choćby fakt powierzenia mu drużyny w meczu przeciwko...właśnie Arsenalowi. Mikel spędził na Emirates wiele lat swojej kariery, zatem znał wszelkie tajniki taktyki "Kanonierów". City ustawione przez Artetę bezproblemowo wygrało tamto spotkanie 3:0.
Na ogromną rolę Artety w tworzeniu projektu z Etihad uwagę zwracali także sami piłkarze. Guardiola zajmował medialny świecznik, jednak praca wykonywana przez jego asystenta również zasługiwała na szacunek i słowa uznania.

Mały Manchester

Po pierwszych spotkaniach Arsenalu jasno widać, że Arteta ma pomysł na drużynę i nie będzie bazować wyłącznie na poprawie mentalności swoich zawodników. Wielu graczy z pewnością darzy Mikela respektem ze względu na jego dokonania w roli piłkarza, jednak teraz 37-latek pracuje na swój sukces od zera.
W grze "Kanonierów" już widać symptomy poprawy oraz sznyt Artety, który stara się wdrażać styl zbliżony do tego, co oglądaliśmy w Manchesterze City. Arsenal znacznie dłużej utrzymuje się przy piłce (ponad 60% posiadania w spotkaniach z Bournemouth i Sheffield), wymienia więcej podań, a akcje budowane są wolniej, lecz skuteczniej.

Brakuje wykonawców

Mała tiki-taka, którą zaimplementował Arteta, wygląda momentami niezwykle efektownie, jednak problem tkwi w tym, że nie przekłada się to na wyniki. Po pięciu ligowych meczach pod wodzą Hiszpana, Arsenal nadal znajduje się w środku stawki, konkretnie na 10. miejscu.
Niektórzy kibice mogliby uznać to za porażkę Mikela, jednak osobiście uważam, że poprawa gry jest znacznie ważniejsza od progresu w tabeli. Pod względem przygotowania taktycznego 37-letni Hiszpan robi, co może, aczkolwiek problemem jest czysta jakość zawodników, a raczej w niektórych przypadkach jej brak.
Można nauczyć Granita Xhakę czy Shkodrana Mustafiego ustawiania się, czytania gry, ale Arteta nie jest w stanie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmienić ich w topowych graczy. Potrzeba czasu oraz wielu transferów, których zwyczajnie nie da się przeprowadzić w jedno okienko, zwłaszcza zimowe.
Przeszkodę na drodze ku lepszej pozycji w tabeli stanowią także notoryczne absencje. Hector Bellerin nie jest jeszcze gotowy do regularnej gry, na kilka miesięcy wypadł Kieran Tierney, a niecodziennym brakiem rozwagi wykazał się Aubameyang, który w meczu z Crystal Palace ujrzał czerwoną kartkę.
Jedna głupia decyzja Gabończyka miała wpływ na utratę punktów z "Orłami" oraz na ostatni mecz z Sheffield, który Arsenal zremisował. Optyczna przewaga "Kanonierów" nie zaowocowała kompletem punktów, ponieważ brakowało jakości w linii ataku.

Małymi kroczkami do celu

Na tym etapie sezonu nie ma sensu wyciągać pochopnych wniosków nt. jakości Artety. Hiszpan buduje na razie fundamenty, z których dopiero w przyszłym sezonie wyłoni się odbudowany Arsenal w pełnej krasie.
Runda wiosenna powinna posłużyć zatem za poligon doświadczalny dla młodych Saki czy Martinelliego oraz za weryfikację, którzy zawodnicy jeszcze się "Kanonierom" przydadzą. Dopiero za kilka miesięcy dobra gra będzie musiała iść w parze z rezultatami.
Sami zawodnicy londyńczyków doskonale rozumieją, że tylko cierpliwość i sukcesywne wypełnianie poleceń Artety przyniesie efekty.
Dziś Arsenal zmierzy się z Chelsea i będzie to idealna okazja dla Artety do powzięcia małego rewanżu. Kilka tygodni temu "The Blues" podbili Emirates wygrywając 2:1, chociaż przez pierwszych 60 minut to "Kanonierzy" kontrolowali spotkanie.
Tamte derby stanowiły idealne podsumowanie dotychczasowej kadencji Artety. Arsenal grał pięknie, ale skończył z niczym. Kibice "The Gunners" mogą czuć frustrację kolejnymi stratami punktów, jednak dobra postawa w końcu musi przekuć się w ligowe punkty.
Proces odrodzenia klubu, który pod wodzą Emery'ego był w zgliszczach, nie może zająć kilku tygodni. Arteta potrzebuje czasu, cierpliwości i zaufania. Najważniejsze jest jednak to, że nie brakuje mu pomysłu na nowy, lepszy Arsenal.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również