Oni słabo rozpoczęli nowy sezon. Wielkie nazwiska, sporo problemów. "Niebywały zjazd"

Oni słabo rozpoczęli nowy sezon. Wielkie nazwiska, sporo problemów. "Niebywały zjazd"
Gao Jing / Xinhua / PressFocus
Albo grają i mało z tego wynika, albo nie występują wcale, a przy okazji przeszkadzają im kłopoty zdrowotne. Dla wielu gwiazd pierwsze tygodnie sezonu 2020/21 nie są, delikatnie mówiąc, zbyt udane.
Wskazaliśmy dziesięciu zawodników, którzy generalnie powinni spisać start nowych rozgrywek na straty. Wzięliśmy pod uwagę wyłącznie piłkarzy czołowych klubów najlepszych europejskich lig. Przyczyny ich problemów są różne. Niektórzy późno wznowili treningi po EURO 2020, z czego skrzętnie skorzystali konkurenci. Inni nie mogą osiągnąć optymalnej formy po zmianie barw klubowych. Nie brakuje także graczy zawodzących w doskonale sobie znanych miejscach. Poniższa lista nazwisk jest bez wątpienia imponująca.
Dalsza część tekstu pod wideo

Leo Messi (PSG)

Możemy sobie żartować, że również ściągnięty do ligi francuskiej latem Przemysław Frankowski statystycznie bije Leo Messiego na głowę. Ale samemu Argentyńczykowi i jego nowemu pracodawcy pewnie do śmiechu nie jest. Kończy się wrzesień, a Messi rozegrał dla PSG 190 minut, w trakcie których wykręcił bilans zero bramek i zero asyst. Jak na razie najwięcej szumu zrobił, gdy profilaktycznie został zdjęty z boiska w trakcie meczu z Lyonem i nie podał ręki menedżerowi Mauricio Pochettino, a następnie siedział naburmuszony na ławce rezerwowych. W dodatku okazało się, że trener miał rację, dbając o zdrowie gwiazdora, bo z dwóch ostatnich spotkań paryżan Leo wypadł przez uraz. A im dłużej Messi nie będzie dawał oczekiwanej jakości (nawet z powodów zdrowotnych), tym głośniejsze będą komentarze, że “super trio” z Neymarem i Kylianem Mbappe wygląda dobrze wyłącznie na papierze. Z drugiej strony - “La Pulga” chociaż zadebiutował, co nadal nie udało się wciąż kontuzjowanemu Sergio Ramosowi.

Antoine Griezmann (Atletico)

Griezmann miał odnaleźć u Diego Simeone formę, której brakowało mu na Camp Nou. Z miejsca zagwarantować liczby w formacji ofensywnej i zamknąć usta krytykom, zsyłającym go do piłkarskiej drugiej ligi z uwagi na niezbyt udaną przygodę w Barcelonie. I co? I na razie Francuz potwierdza wszystkie negatywne opinie, w tym sugestie, że nie jest już napastnikiem z najwyższej półki. Ponowne wejście do Atletico zanotował wręcz dramatyczne. We wszystkich ligowych starciach otrzymywał szanse od pierwszej minuty, ale nie wystarczyło mu to, by oddać jakikolwiek celny strzał na bramkę. Wcześniej w “Blaugranie” też nie podołał. Jego “cyferki” to 535 minut w La Liga i żadnej wartości dodanej dla zespołu. Przed “Cholo” sporo pracy, by postawić Griezmanna na nogi.

Eden Hazard (Real Madryt)

Wobec Hazarda nikt nie miał takich oczekiwań jak w przypadku Messiego czy Griezmanna. Ale mimo wszystko trzeba zwrócić uwagę, że Belg rozpoczął kolejny sezon w przeciętnym stylu. Może inaczej - wystartował nieźle, bo od asysty na inaugurację z Alaves, ale to by było na tyle, jeśli chodzi o konkrety z jego strony. A grał przecież w sześciu meczach, z czego w czterech w podstawowym składzie. W lepszej formie są rywale do miejsca w jedenastce, przede wszystkim Vinicius. Eden chyba już nigdy nie wróci do dyspozycji sprzed lat, lecz przynajmniej jest na ten moment zdrowy. I niech to zdanie posłuży za podsumowanie jego kariery w Realu.

Harry Kane (Tottenham)

Jeśli Harry Kane pragnie zademonstrować światu, że wyjątkowo nie przypadła mu do gustu konieczność pozostania w Tottenhamie kosztem przenosin do Manchesteru City, to robi to doskonale. Anglik jest cieniem piłkarza z poprzednich lat. Cieniem czołowego zawodnika EURO 2020. Późne rozpoczęcie przygotowań do nowego sezonu nie może stanowić żadnego wytłumaczenia - Kane gra po prostu słabo. Czasem coś zrobi, jak w eliminacjach do Ligi Konferencji czy Pucharze Ligi, ale jego postawę lepiej charakteryzują statystyki z Premier League: pięć występów, 378 minut, zero goli, zero asyst, dwie żółte kartki. Snajper wygląda w Spurs jak ciało obce. “Koguty” prezentują się ostatnio fatalnie, a Kane to jeden z ich najgorszych zawodników. Własną formę doskonale podsumował w derbach przeciwko Arsenalowi, gdy nie tylko był niewidoczny w ofensywie, ale dodatkowo koncertowo zawalił jedną bramkę poprzez stratę i nieudaną interwencję w obronie. Niebywały zjazd.

Jadon Sancho (Manchester United)

Ostatnie miesiące nie są udane dla Jadona Sancho, kumpla Kane’a z reprezentacji Anglii. Skrzydłowy odgrywał niewielką rolę w trakcie mistrzostw Europy. Podobnie jest w Manchesterze United, który za wielkie pieniądze sprowadził go z Dortmundu. Jak na razie Sancho stanowi niezbyt istotny element układanki Ole Gunnara Solskjaera, który chętniej korzysta z innych opcji w ataku. Ale też piłkarz nie daje mu powodów, by grać częściej. 21-latek rozegrał w United 327 minut we wszystkich rozgrywkach i nie zanotował choćby asysty. Falstart? Mało powiedziane. Na Old Trafford powinni być jednak spokojni. Wydaje się niemożliwe, by zawodnik o takich umiejętnościach w końcu nie “odpalił”.

John Stones (Manchester City)

Kolejny angielski kadrowicz to inny przypadek. Dla Stonesa, jednego z najlepszych obrońców na świecie w ubiegłym sezonie, główny problem stanowi wyborna forma bezpośredniego konkurenta do miejsca w składzie, Aymerica Laporte’a. Gdy Stones powoli wracał do dyspozycji po urlopie spowodowanym udziałem w finale EURO, reprezentant Hiszpanii na nowo wkupił się w łaski Pepa Guardioli, wskoczył do jedenastki i spisuje się znakomicie. Laporte stworzył doskonały duet z Rubenem Diasem. Trudno się zatem dziwić menedżerowi, że nie ma zamiaru rozdzielać prawidłowo funkcjonującego tandemu. Nawet jeśli jeszcze niedawno równie skutecznie działał mechanizm Stones-Dias. A do tego Anglikowi, który nadal czeka na choćby minutę gry w sezonie 2020/21, doskwierają kłopoty zdrowotne. Cóż, sytuacja nie do pozazdroszczenia.

Ben Chilwell (Chelsea)

Chilwell to w ogóle jest pechowiec, bo w trakcie EURO dopadła go przecież kwarantanna spowodowana zbiciem piątki z Billym Gilmourem. Jej wlepienie Chilwellowi i Masonowi Mountowi było zresztą jedną z najgłupszych, najbardziej absurdalnych chwil mistrzostw. Lewy obrońca w trakcie turnieju specjalnie się więc nie nagrał, co i tak byłoby trudne z uwagi na kapitalnego Luke’a Shawa. Za to przez obecność Anglii w finale. zawodnik Chelsea późno dołączył do klubowych kolegów i spotkało go to samo, co Stonesa - konkurent do gry prezentuje się na tyle dobrze, że menedżer nie ma powodów do zmiany. Dlatego Marcos Alonso wystąpił we wszystkich meczach Premier League, a Chilwell w ani jednym. Pokazał się tylko w Pucharze Ligi parę dni temu i na chwilę w Lidze Mistrzów. Wydaje się nie być sobą.

Roberto Firmino (Liverpool)

Stones ma Laporte’a, Chilwell Alonso, a Roberto Firmino - Diogo Jotę. Brazylijczyk już w zeszłym sezonie mocno obniżył loty, a w obecnym jest wyłącznie rezerwowym, oglądającym popisy portugalskiego rywala do miejsca w ataku. W lidze czterokrotnie wchodził z ławki, do siatki trafił raz, a przy tym dwukrotnie z gry wykluczyły go kłopoty zdrowotne. Trudno oczekiwać jakiegoś renesansu formy piłkarza Liverpoolu. Raczej tego, że do końca sezonu będzie stanowił opcję numer cztery w ofensywie “The Reds”.

James Maddison (Leicester)

“Lisy” niespecjalnie weszły w nowy sezon, notując tylko dwa zwycięstwa w sześciu otwierających kolejkach Premier League. Kapitan Brendan Rodgers musi naprawić nieco przeciekający okręt, a bez wątpienia pomógłby mu w tym powrót do właściwej formy Jamesa Maddisona. Kibice Arsenalu mogą na razie zacierać ręce na myśl, że to nie on, a Martin Odegaard trafił na Emirates. Maddison bowiem wygląda dość marnie, wpisując się w ogólną szarzyznę całej drużyny z King Power Stadium. Nie daje zespołowi żadnych konkretów w ofensywie. Ruchami bardziej przypomina Harry’ego Kane’a, też wyglądając na sfrustrowanego kolejnym sezonem w tym samym klubie. Albo notorycznie niezdolnego do gry na wysokim poziomie Delego Alliego.

Wojciech Szczęsny (Juventus)

Na deser Wojciech Szczęsny, choć u niego akurat niedawno pojawiło się światełko w tunelu. Ale po kolei. Bramkarz reprezentacji Polski ma za sobą zły początek sezonu, bo jego błędy z Udinese czy Napoli kosztowały Juventus kilka punktów, a przecież i w kadrze było sporo wątpliwości ws. interwencji “Szczeny” przy golu Harry’ego Kane’a na Narodowym. Włoskie media niemiłosiernie grillowały 31-latka. W trzech ostatnich spotkaniach Polak się jednak poprawił. Zachował czyste konto z Malmoe, następnie uratował “Juve” punkt z Milanem, by w końcu nie zawieść przeciwko Spezii.
Oby to oznaczało powrót Szczęsnego (który odpoczywał ostatnio z Sampdorią) na właściwe tory. Najbliższa okazja na potwierdzenie tej tendencji będzie nie byle jaka, bo turyńczycy - bez Paulo Dybali i Alvaro Moraty - zagrają w Lidze Mistrzów z Chelsea.

Czy Leo Messi przekroczy w obecnym sezonie ligowym barierę dziesięciu goli?

  • TAK67.11%
  • NIE32.89%

Przeczytaj również