Ostatni zryw (naprawdę) "Starej Damy" w Europie. Kiedy, jak nie w tym sezonie?

Ostatni zryw (naprawdę) "Starej Damy" w Europie. Kiedy, jak nie w tym sezonie?
cristiano barni / shutterstock.com
Od wielu lat Juventus jest jednym tchem wymieniany w gronie faworytów do końcowego zwycięstwa obok takich ekip, jak Real, Barcelona, Bayern, a w ostatnim czasie także Liverpool. Taki układ sił nie może dziwić, biorąc pod uwagę, że “Bianconeri” choćby na własnym podwórku rokrocznie demonstrują swoją siłę, a gablota w klubowym muzeum musi wręcz uginać się pod ciężarem kolejnych trofeów za zdobycie “Scudetto” czy Pucharu Włoch. Jednak na arenie europejskiej nie idzie im już tak kolorowo.
- Znowu drugi. Całe życie ciągle drugi. Nawet jak gdzieś pierwszy byłem, czułem się jak drugi, ku***. W życiu wiecznym także drugi?
Dalsza część tekstu pod wideo
Ten cytat z kultowej produkcji Marka Koterskiego powinien zostać oprawiony w ramkę i powieszony w gabinecie prezydenta Juve, Andrei Agnellego. “Stara Dama” niestety stała się prawdziwym specjalistą w marnowaniu szans na triumf na ostatniej prostej, gdy upragniony “uszaty” puchar był dosłownie na wyciągnięcie ręki.
Nie ma jednak sensu rozdrapywać dawnych ran i płakać nad przegranymi finałami. Było, minęło, teraz przyszedł czas na nowe rozdanie, kolejną edycję Champions League, w której Juventus będzie chciał naprawić błędy przeszłości. Wszak tegoroczna kampania może być ostatnią szansą turyńczyków na europejską glorię i chwałę. A zadanie stojące przed podopiecznymi Maurizio Sarriego wcale nie będzie łatwe.

Piemoncki klub seniora

W nowoczesnym świecie futbolu od lat furorę robią wyczyny młodych gwiazd. Tylko w bieżącym sezonie zachwycamy się popisami nastoletnich Sancho, Haalanda, Greenwooda, Rodrygo czy Ansu Fatiego, który jest jeszcze zbyt młody, żeby np. opijać swoje bramki szampanem. Turyńska ekipa została jednak zbudowana w zupełnie inny sposób, znacznie wyróżniając się na tle pozostałych drużyn pod względem metryk swoich graczy..
Juventus jest nazywany “Starą Damą” ze względu na historię matki dwóch historycznych zawodników “Bianconerich”, Enrico i Eugenio Canfaro, która chodziła na każdy ich mecz, zagorzale wspierając swoje latorośle. Ten przydomek stał się jednak nieświadomym odzwierciedleniem obecnej kadry Juve, w której poza Matthijsem de Ligtem próżno szukać juniorów.
Nikogo raczej nie zszokuję informacją, że Juventus, ze średnią wieku swojej kadry oscylującą w okolicach 30 lat, jest zdecydowanie najstarszym zespołem, który dotarł do 1/8 Ligi Mistrzów. Większość zawodników, z Buffonem, Chiellinim czy Bonuccim na czele, dobrze pamięta finał sprzed 5 lat. W międzyczasie do stolicy Piemontu trafili jeszcze m.in. Gonzalo Higuain i Cristiano Ronaldo, którzy do najmłodszych również nie należą.

Ostatni dzwonek

Bagaż doświadczeń jest niezbędny przy budowie drużyny, która ma chrapkę na tytuły, aczkolwiek w przypadku Juventusu można wręcz mówić o pewnym nadmiarze boiskowych weteranów. Działania “Bianconerich” na rynku transferowym sprawiły, że bieżąca edycja Champions League jest tak naprawdę jedną z ostatnich, jeśli nie ostatnią, w której turyńczycy będą mieć jakiekolwiek szanse na powodzenie.
Niepodważalny lider “Starej Damy” to przecież Cristiano Ronaldo, który ma już za sobą aż 35 wiosen. I chociaż pod względem przygotowania fizycznego oraz kondycyjnego Portugalczyk przerasta większość młodszych zawodników, trudno nie mieć na uwadze jego pokaźnego wieku. Bieżący sezon w wykonaniu byłego gracza Realu jest wprost spektakularny, jednak nie można wykluczyć, że mamy do czynienia z ostatnim wyskokiem wielkiej formy CR7. Cristiano jest wielki, ale jego znakomita dyspozycja nie będzie trwać wiecznie.
Linia obrony także obfituje w zawodników, którzy w swoim CV mogą się pochwalić minimum kilkunastoma sezonami doświadczenia. Leo Bonucci w maju skończy 33 lata, a w dodatku jego dyspozycja w ostatnich miesiącach pozostawia sporo do życzenia. Gianluigi Buffon zapowiadał, że jest w stanie grać do 50-tki, jednak trudno brać w pełni poważnie słowa legendy włoskiej bramki.
Piętno czasu coraz mocniej odbija się także na 35-letnim Giorgio Chiellinim, który od pewnego czasu częściej odwiedza sale szpitalne, niż boisko. W ciągu ostatnich 2,5 roku wychowanka Livorno trapiło aż 9 różnorakich kontuzji, przez które musiał opuścić ponad 50 spotkań. Legendarny tercet obronny jeszcze się trzyma, aczkolwiek jest to raczej jazda na oparach swoich organizmów, niż swobodny pęd z pełnym bakiem.
Buffon, Chiellini i Bonucci już niedługo będą musieli powiedzieć “Arrivederci”, ustępując ze sceny. Następcy w osobach Szczęsnego, Demirala czy de Ligta teoretycznie są gotowi, aczkolwiek warto mieć na względzie, że futbol to nie tylko gra umiejętności. Podstawę sukcesu niemal zawsze stanowią oddanie zawodników bronionym barwom oraz pełna gotowość do poświęceń. Tych wartości może w stolicy Piemontu zabraknąć, gdy stara gwardia uda się na zasłużony spoczynek.

Zwalczyć demony przeszłości

Los okazał się niezwykle łaskawy dla “Starej Damy”, ponieważ na tym etapie rozgrywek skrzyżował drogi turyńczyków i ekipy Lyonu. OL zajmuje dopiero 7. lokatę w Ligue 1, a Memphis Depay nie będzie do dyspozycji Rudiego Garcii, zatem faworyt tego starcia może być tylko jeden. Zawsze jest jednak małe “ale”.
Już przed rokiem Juve było murowanym kandydatem do zwycięstwa w dwumeczu z Ajaxem, a wszyscy dobrze wiemy, że ostatecznie to amsterdamczycy zameldowali się w fazie półfinałów. Lyon nie ma w swojej kadrze zawodników pokroju de Jonga, de Ligta czy Ziyecha, ale Houssem Aouar, Thiago Mendes i najlepszy strzelec “Olimpijczyków”, Moussa Dembele zrobią wszystko, aby powtórzyć sukces holenderskiej ekipy.
Drużynie z Turynu z pewnością nie zabraknie motywacji, ponieważ jej filary są świadome upływającego czasu. Chiellini i Bonucci powalczą o pierwszy europejski skalp w karierze, a Cristiano Ronaldo o dogonienie legendarnego Francisco Gento, który 6 razy triumfował w Pucharze Europy. Zawodnicy Juve będą walczyć jednocześnie o sukces klubu oraz swoją obecność na kartach historii.
Warto pamiętać, że konfrontacja z Lyonem będzie dopiero jednym z etapów na długiej i krętej drodze do upragnionego tytułu. Przed laty Juventus wielokrotnie widział już metę, naprężał się w gotowości do przerwania wstęgi i hucznego fetowania, ale wtem dochodziło do katastrofy. Tym razem turyńczycy nie mogą sobie pozwolić na choćby najmniejsze potknięcie. Bieżąca edycja dla większości podopiecznych Sarriego stanowi ultimatum. Albo zatriumfują teraz, albo nigdy.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również