Oszukał Wisłę Kraków filmem na YouTube. Dziś gra w lidze włoskiej i ma za sobą roczny kontrakt w Kuwejcie

Oszukał Wisłę fałszywym filmem na YouTube. Dziś gra w lidze włoskiej i ma za sobą roczny kontrakt w Kuwejcie
Youtube
Technologia oparta na wideo wsiąka coraz głębiej w świat futbolu. Jest przecież system VAR, trenerzy mogą analizować grę dzięki błyskawicznie dostępnym materiałom filmowym, a i świat dziennikarstwa sportowego kręci się ostatnio na planecie zwanej YouTube. Jeszcze kilka lat temu bardziej popularne były tam filmy ukazujące umiejętności danego piłkarza. A zdarzało się, że i “piłkarza”. Jedna z kompilacji na tyle przypadła do gustu scoutom Wisły Kraków, że ci zaprosili na testy typowego przebierańca. Ale… nie oni pierwsi i nie ostatni.
Zapoznawanie się ze składankami “skillsów” danego zawodnika powinno być chyba co najwyżej dodatkiem. Opieranie się tylko i wyłącznie na takiej formie scoutingu wydaje się dość ryzykowne. Ale przy Reymonta wyszli z założenia, że kto nie ryzykuje, ten szampana nie pije. Szkoda, że owy szampan szybko okazał się przeterminowaną oranżadą.
Dalsza część tekstu pod wideo
Spryciarzem był Sorin Oproiescu. Na wspomnianej już platformie umieścił wideo ukazujące - rzekomo - jego umiejętności, które faktycznie wydawały się całkiem niezłe. W opisie można było przeczytać, że jest byłym młodzieżowym reprezentantem Rumunii, związanym w przeszłości z takimi klubami jak Poli Timisoara czy saudyjskie Hajer FC. Oproiescu miał też swoją stronę w wikipedii. Więcej informacji w internecie już nie można było znaleźć.
Rumun dotarł na testy do Wisły, ale w tym samym czasie jeden z bystrych kibiców “Białej Gwiazdy” zorientował się, że owy film wcale nie przedstawia Oproiescu.
- Odkryłem że jego kompilacje na youtube są spreparowane. Na filmikach prezentowani są gracze z lig serbskich, a nie ten Rumun, który nigdy w Serbii nie grał - napisał na jednym z forów użytkownik o nicku “K4MILO”.
No i faktycznie. Nagle wszystko zaczęło układać się w całość. Na trybunach widać było serbskie flagi i reklamy, a sam Oproiescu w jednej akcji miał jakieś 185 cm wzrostu, w kolejnej już 170. Obskoczył też chyba wszystkie możliwe kolory koszulek.
Ale mleko się wylało. Rumun trenował z Wisłą, a nawet dostał od Franciszka Smudy szansę w sparingu przeciwko Zawiszy Bydgoszcz. Pobiegał przez 40 minut. Dosłownie pobiegał, bo grą trudno to właściwie nazwać.
Łatwo się domyślić, że angażu nie dostał, ale już sam fakt, że został zaproszony na testy skompromitował wówczas Wisłę. Odpowiedzialny za sprowadzenie Rumuna był Zdzisław Kapka. Okazało się jednak, że w przeszłości byli i tacy, którzy posunęli się o krok dalej. W saudyjskim klubie Hajer FC zdecydowano się od razu podpisać z Oproiescu kontrakt! A później nie zagrał on już w żadnym meczu.
Nagle wychodzić na jaw zaczęły też kolejne informacje.
- Nigdy nie grałem z piłkarzem o tym nazwisku. W ogóle o nim nie słyszałem - mówił Valentin Velcea - były piłkarz, a później również trener klubu z Timisoary, gdzie rzekomo miał występować Oproiescu.
Co ciekawe, gdy jego oszustwo zostało odkryte, małe śledztwo postanowili przeprowadzić też dziennikarze “Przeglądu Sportowego”. Najpierw skontaktowali się z kolegą z branży mieszkającym w Timisoarze, który kompletnie nie mógł skojarzyć zawodnika. - Oproiescu? Nie słyszałem o nim. A uwierzcie mi, że gdyby tam grał, coś bym o nim wiedział - mówił.
Chociaż pod nogami Rumuna zaczęło się lekko palić, on sam do końca próbował przyjmować pozycję obronną i udowadniać, że faktycznie jest piłkarzem. Niezłym piłkarzem. A spreparowany film to nie jego wina.
- To robota mojego byłego agenta. Takiego cwaniaka, który nie może sobie darować, że być może trafię do Wisły, a on nie dostanie z tego transferu ani grosza - odpisał dziennikarzom “Przeglądu Sportowego” na Facebooku.
Po chwili dodał jeszcze: - Słyszałem, co o mnie piszecie, ale testy w Wiśle to moje wielkie marzenie. Nie odbierajcie mi tego. Poza tym powiedz mi: czy gdybym był taki słaby, dopuszczono by mnie do sześciu czy siedmiu treningów z Wisłą? - zapytał Oproiescu.
A żeby udowodnić, że faktycznie zajmuje się w życiu futbolem, przesłał do redakcji portalu “ziare.com” swoją legitymacją piłkarską.
legitymacja
ziare.com
- Jestem zawodowym piłkarzem, na dowód czego załączam swoją legitymację piłkarską. Wszystkie artykuły na mój temat są niemal w całości kłamliwe. Nie stworzyłem swojego fałszywego DVD. Byłem na testach w wielu klubach, więc nie mogłem nikogo oszukać. Żaden klub nie został przez mnie oszukany, bo wszędzie najpierw byłem na testach - tłumaczył.
Najciekawsze jest jednak to, że według portalu “Transfermarkt” Oproiescu jest dziś… piłkarzem klubu z włoskiej Serie D! W styczniu dołączył do zespołu Jesina Calcio, a jego kontrakt obowiązuje do końca czerwca. Rumun według dostępnych informacji zagrał w trzech meczach tego zespołu.
Po krakowskim epizodzie wcale nie schował się do szafy. Ba! Pograł w kilku klubach na Malcie, a później załapał się na roczny kontrakt w Al Tadamon z pierwszej ligi Kuwejtu, choć… nie zagrał tam choćby spotkania. Ciekawe dlaczego…
Później jeszcze powrót na Maltę i przenosiny do Włoch. Od 2016 roku Oproiescu zwiedził już pięć klubów z Półwyspu Apenińskiego. Czasami “pograł” gdzieś przez dwa miesiące, czasami przez trzy, bywało też, że przez pół roku. Nigdzie nie zakotwiczył na dłużej, ale trzeba przyznać - jest to ciekawe. Ciągle ktoś go jednak chce. Nawet jeśli nie są już to kluby z wyższych klas rozgrywkowych, to można się domyślać, że jednak Rumun ciągle się z tej piłki utrzymuje. A do tego zwiedza piękne miejsca.
Na YouTube znaleźć można kolejne składanki wideo z jego popisami. Wydaje się, że tym razem chyba faktycznie nie są to koledzy z ligi serbskiej. Wystarczy kilka przyzwoitych zagrań, niezły montaż, dobra muzyczka w tle i przychodzi kolejna oferta.
“Piłkarz” z Rumunii pokazuje jak żyć.
Dominik Budziński

Przeczytaj również