Oto główne problemy coraz słabszego Liverpoolu. Podpowiadamy Juergenowi Kloppowi, jak się z nimi uporać

Oto główne problemy coraz słabszego Liverpoolu. Podpowiadamy Juergenowi Kloppowi, jak się z nimi uporać
Krzysztof Porebski / PressFocus
Liverpool wpadł w dołek. Nie ma co do tego wątpliwości. Drużyna Juergena Kloppa jest cieniem samej siebie. A jeden z jej głównych problemów to choćby brak napastnika z prawdziwego zdarzenia. Im szybciej “The Reds” się z tymi kłopotami uporają, tym łatwiej wrócą na szczyt.
Wciąż urzędujący mistrzowie Anglii nie błyszczą formą już od pewnego czasu, co znajduje potwierdzenie w przegranym dwumeczu z Realem Madryt w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Ekipa z czerwonej części Merseyside oddała podczas obu spotkań 22 strzały na bramkę. W samym rewanżu, mimo wielu prób, żadnemu z podopiecznych Juergena Kloppa nie udało się pokonać Thibaut Courtois. Problem nieskuteczności uwydatnił się więc jeszcze bardziej.
Dalsza część tekstu pod wideo
Kłopoty z finalizacją akcji znane są kibicom Liverpoolu od dłuższego czasu. Warto zastanowić się więc, gdzie leży przyczyna, czy też przyczyny tego mankamentu. Sprawa wydaje się złożona, oparta nie tylko o zachowanie zimnej krwi w sytuacji bramkowej. Przyjrzyjmy się zatem kilku czynnikom, które mogą mieć wpływ na ten stan rzeczy.

Brak napastnika z prawdziwego zdarzenia

W drużynie Liverpoolu próżno szukać klasycznej “dziewiątki”. Typowego napastnika z zadaniami nastawionymi na finiszowanie akcji. To prawda, Mohamed Salah przekroczył już w tym sezonie granicę 20 bramek w Premier League i to na jego barkach spoczywa zdobywanie goli. Nie można jednak opierać gry na wierze, że Egipcjanin znajdzie sposób na obronę przeciwnika. A inni? Sadio Mane oraz Diogo Jota wpakowali piłkę do siatki rywala po osiem razy. Zaś zawodnik, który najczęściej widnieje na meczowych grafikach jako środkowy napastnik - Roberto Firmino - zanotował tylko sześć trafień.To zdecydowanie za mało. Zwłaszcza mając dookoła tak szybkich, stwarzających przewagę zawodników.
Brazylijczyk posiada najgorszy stosunek zdobytych goli do współczynnika “expected goals” w całym zespole Juergena Kloppa. Oznacza to, że marnuje najwięcej szans bramkowych. Przez lata Firmino bronił się liczbami odbiorów, grą w pressingu oraz kreowaniem szans kolegom. Jednak w żadnym z tych aspektów “Bobby” nie jest już choćby solidny na tle konkurencji. Najlepszym wyjściem dla Juergena Kloppa wydaje się tymczasowe postawienie na Diogo Jotę oraz skierowanie uwagi na rynku transferowym na pozycję snajpera z krwi i kości. Firmino nie wystarcza.

Momenty dekoncentracji

Nie da się ukryć, że zawodnikom Kloppa brakuje zimnej krwi oraz żelaznej mentalności, z której nie tak dawno słynęli. Co rusz zdarzają im się momenty dekoncentracji, które prowadzą do utraty goli, a co za tym idzie, ligowych punktów. Trudno nie odnieść się w tym momencie do zremisowanych potyczek z Leeds oraz Newcastle United. Przeciwko “Pawiom” piłkarze Liverpoolu oddali 17 strzałów. Na bramkę Martina Dubravki uderzali 22 razy. W obu przypadkach skończyło się na jednej zdobytej bramce i utracie gola w końcówce. Najbardziej wyraźny “zastój” można było zaobserwować właśnie w 95. minucie spotkania ze “Srokami”, gdy do odbitej piłki najszybciej dopadł Joe Willock, który pakując piłkę do siatki znacznie utrudnił Liverpoolowi batalię o kwalifikację do kolejnej edycji Ligi Mistrzów.
Z podobnych względów zawodnicy Liverpoolu marnują sytuacje bramkowe. Tu doskonałym przykładem jest Sadio Mane, który ma w tym sezonie duże problemy strzeleckie. Kłopoty z podejmowaniem decyzji widoczne są w każdej formacji drużyny z Anfield. Od Alissona aż do trójki napastników.

Brak lidera pod nieobecność Hendersona i van Dijka

Nie odkryjemy Ameryki przyznając, że słabsza dyspozycja “The Reds” jest w głównej mierze pokłosiem urazów kluczowych piłkarzy. Kłopoty z formacją defensywną zaczęły się oczywiście od kontuzji Virgila van Dijka, a gdy z gry wypadali kolejno Joe Gomez oraz Joel Matip, kibice zespołu z Merseyside z frustracją przyglądali się kolejnym słabym występom zespołu. Rozbita obrona długo czekała na stabilizację, a sztab Liverpoolu zmuszony był do ruchów transferowych, by wypełnić luki po kontuzjowanych zawodnikach.
Pomijając oczywistą jakość, którą do gry wnoszą niedostępni obecnie piłkarze, bardzo dużym ciosem jest brak dwóch liderów drużyny - Jordana Hendersona oraz wspomnianego wcześniej van Dijka. To te dwie postacie trzymają w ryzach monolit Kloppa w trudnych momentach. Gdy na murawie znajduje się choćby jeden piłkarz z tej dwójki, w szeregach Liverpoolu panuje większa organizacja. Gdy ich zabrakło, w drużynie nie widać kapitana z prawdziwego zdarzenia, który mógłby potrząsnąć całym zespołem i tym samym wzmóc koncentrację. Tej woli walki, chęci podążania za przywódcą w ostatnim czasie “The Reds” brakuje. Widać to zarówno w ataku, jak i w obronie. A na ten moment wygląda na to, że “The Reds” będą musieli poradzić sobie bez swoich liderów do końca kampanii. Tu złotych rad nie ma, trzeba po prostu czekać.

Taktyczna stagnacja

Kłopoty z umieszczeniem piłki w siatce uwypuklają się bardziej, gdy Liverpool mierzy się z zespołem, który od początku głęboko się cofa. Piłkarze Kloppa jeszcze niedawno znani byli z bezlitosnego karcenia rywali za oddanie pola gry. Coś się jednak zmieniło. Wystarczy spojrzeć na stosunek “expected goals” do strzelonych bramek, który zmienił się diametralnie względem zeszłej kampanii. W ubiegłorocznym sezonie “The Reds” pod tym względem zdecydowanie dominowali w lidze, a przy współczynniku “expected goals” 71,5 zdołali wpakować piłkę do siatki rywali 83 razy. Oznacza to, że strzelili ponad 11 goli więcej niż powinni. A to świetny wynik.
Z drugiej strony mamy stan obecny, gdzie biorąc pod uwagę te same wyznaczniki, Liverpool znajduje się na czwartym miejscu od końca w całej Premier League, ustępując w tym niechlubnym rankingu tylko ekipom Brighton, Fulham oraz Sheffield United.
Coraz częściej pojawiają się głosy, które twierdzą, że inne drużyny po prostu rozgryzły już podopiecznych Kloppa pod względem taktycznym. Osławione już ustawienie 4-3-3 z założeniami opartymi na wysokim pressingu przynosi coraz gorsze rezultaty. Słabsze zespoły wyciągnęły już wnioski z poprzednich lat, szczelnie broniąc dostępu do bramki i niwelując największe zagrożenia Liverpoolu.
staty Liverpool Fulham
własne
Nic nie trwa wiecznie, a gra mistrzów Anglii stała się powtarzalna i łatwa do odczytania. Wydaje się, że Juergen Klopp powinien poszukać innych rozwiązań, by zwiększyć szanse na zaskoczenie przeciwnika. Zwraca na to uwagę choćby ekspert “Sky Sports”, Paul Merson.
- Stoperzy Liverpoolu nie są wystarczająco dobrzy. Juergen Klopp trzyma się formacji 4-3-3, a ta została już obnażona przez przeciwników - podkreśla Merson. - W tym momencie Klopp nie ma w zespole wystarczająco dobrych środkowych obrońców, by tak sprawnie operować w swoich założeniach taktycznych. Jeśli w grze nie ma van Dijka oraz Gomeza, potrzebna jest zmiana ustawienia.

Wszystko w rękach Kloppa

Oczywiście z pokorą oddajemy prawo do zarządzania zespołem Juergenowi Kloppowi. Nie raz udowodnił, że potrafi wyprowadzić drużynę z największych tarapatów. Ale zwrócenie uwagi na duży spadek formy Firmino, problemy piłkarzy z decyzyjnością w kluczowych momentach oraz opinie ekspertów o wypalonych już założeniach taktycznych, stanowią dość spójny obraz głównych mankamentów Liverpoolu. A to wszystko składa się na frustrującą niemoc strzelecką. Co jednak zrobi z tym niemiecki szkoleniowiec? Pozostaje nam czekać i patrzeć, oddając trenerowi, co trenerskie.

Przeczytaj również