Oto przyszły następca Kloppa w Liverpoolu FC. Steven Gerrard odmienił Rangersów i detronizuje Celtic Glasgow

Oto przyszły następca Kloppa w Liverpoolu. Steven Gerrard odmienił Rangersów i detronizuje Celtic
CosminIftode/Shutterstock
Kiedy Steven Gerrard w 2014 r. wypuścił z rąk mistrzostwo Anglii z Liverpoolem, Rangersi, dwa lata po bankructwie, rywalizowali w szkockiej trzeciej lidze. Dziś obie strony razem pędzą na szczyt. “The Gers”, z Anglikiem na ławce trenerskiej, chcą po dekadzie przerwy odebrać mistrzostwo Celtikowi. I mają na to spore szanse.
Racjonalność. Jedno słowo, które może scharakteryzować podejście Stevena Gerrarda do zawodu. Od zawodników kopiących się z “drwalami” w lidze szkockiej nie oczekuje, by grali na poziomie najlepszych piłkarzy w Europie. Nie wymaga niemożliwego. Z łatwością potrafi określić potencjał każdego wychowanka, co nie znaczy, że odpuszcza dyscyplinę. Nic z tych rzeczy. U niego zejście poniżej pewnych standardów jest nieakceptowalne. W drużynie ma zawsze dominować mentalność zwycięzców.
Dalsza część tekstu pod wideo
Kontrakt byłego świetnego pomocnika na Ibrox obowiązuje do 2024 roku, a cel jest prosty. Zrzucić z mistrzowskiego tronu największego rywala. Pokonać Celtic. Po raz pierwszy od 2011 zostać najlepszą drużyną w Szkocji. A choć mamy dopiero grudzień, to założony plan zdaje się zmierzać ku szczęśliwemu finałowi już w tym sezonie.

Restart

Marzec 2020 roku. Gerrard czuł się jak w oblężonej twierdzy. O mistrzostwie mógł zapomnieć. Przewaga Celtiku rosła. Krytyka sączyła się z każdej strony: kibiców, mediów, czuło się narastającą niechęć w szatni. W 8. minucie spotkania z Hamilton, “The Gers” stracili gola. Wprawdzie mieli jeszcze ponad 80 minut na odwrócenie wyniku, spokojne wyjście z impasu, ale bili głową w mur. Sensacja stała się faktem. Atmosfera na Ibrox zgorzkniała, a w ostatnich minutach zrobiło się toksycznie, niezwykle niesympatycznie. Angielski menedżer wparował do sali konferencyjnej. Wyglądał na speszonego bardziej niż kiedykolwiek.
- Nie jestem pewien, czy znajdę jakiekolwiek słowa, aby opisać tę porażkę - wydusił z siebie. 4 dni później krajowa federacja wstrzymała rozgrywki z powodu pandemii. I już nie wznowiła.
Po ośmiu miesiącach, 8 listopada, już w nowym sezonie, Hamilton ponownie przyjechał na Ibrox. Zastał jednak zupełnie innych Rangersów. Niepokonanych, ociekających pewnością siebie, wspierających się nawzajem, a w dodatku umocnionych wyjazdowym triumfem w Old Firm Derby nad Celtikiem 2:0. Faworyci byli oczywiście żądni rewanżu. Odwet był wyjątkowo skuteczny. Kiedy James Tavernier z bliska wpakował piłkę do siatki na 8:0, chłopcy Gerrarda wreszcie odpuścili. Już nikt nie wracał myślami do mroźnej środowej nocy z poprzedniej kampanii. Wiele się zmieniło na przestrzeni tego czasu. Pięciomiesięczna przerwa spowodowana koronawirusem pozwoliła menedżerowi i graczom na twardy reset.

Rewolucja mentalna

Wróćmy do roku 2018. Anglik przybył wtedy do centrum szkoleniowego Rangersów i przeprowadził kilkugodzinną inspekcję. Mówiło się, że nie do końca był zadowolony z panujących w niebieskiej części Glasgow standardów. Miał sporządzić listę z sugestiami i, o dziwo, zarząd natychmiast przyspieszył z wszystkimi inwestycjami. “Stevie mówi, my robimy” - słyszało się w ośrodku treningowym.
Wewnątrz powstała nowa szatnia dla sztabu, sala fizjoterapeutyczna, gabinet lekarski, siłownia, stołówka i sauna. Dlaczego nikt wcześniej o tym nie pomyślał?
- Od czasu, gdy przebijaliśmy się z czwartej ligi w górę, mieliśmy tu mnóstwo tzw. hobby players - zdradził jeden z pracowników. Dzień meczowy składał się z piwka, 90 minut gry i kończył się też na piwku. Po przyjściu byłego kapitana reprezentacji Anglii zwyczaje musiały się zatem zmienić.
To nie wszystko. Problemem Rangers przed erą Gerrarda była również kwestia wycieku składu do mediów i schematów stałych fragmentów gry. Przeciwnicy czytali ekipę z Glasgow jak z książki. Zero zaskoczenia. W końcu postawiono temu tamę, a w zasadzie… płot. Wysokie na 10 metrów ogrodzenie wokół boiska treningowego. Teraz nawet techniczna obsługa nie ma możliwości podpatrzenia, nad czym aktualnie pracują zawodnicy. Każdy z graczy ma komplet kluczy, dzięki którym może wejść do poszczególnych lokalizacji w bazie “The Gers”.
Po kwestiach organizacyjnych Stevie G mógł wreszcie zakasać rękawy i rzucić się w wir pracy. Stopniowo przeobrażał zespół pół-profesjonalistów w grupę zdeterminowanych zawodowców. Skrócił kontrakty z niepotrzebnymi, podziękował tym, którzy się nie sprawdzili i ograniczył kadrę do 23 graczy. Większość trenerów złapałaby się za głowę i narzekała na brak odpowiedniej głębi składu. Gerrard wpadł na lepszy pomysł. Zamiast korzystać z wątpliwej jakości kopaczy z rezerw, zaczął wymagać od członków pierwszego składu większej uniwersalności. Odpowiedzialny obrońca powinien umieć znaleźć się na każdej pozycji w defensywie, a dynamiczny pomocnik poradzi sobie również na skrzydłach. Każdy musi być gotowy na nową rolą. Lamentowanie nie wchodzi w rachubę.
Do rangi legendy urosły opowieści o przedsezonowych obozach przygotowawczych. Przez pierwszy tydzień zawodnicy widzą piłkę tylko wtedy, gdy włączą sobie telewizję kładąc się spać. Zazwyczaj jednak zasypiają zaraz po tym, jak ich ciała dotkną łóżka. Na niektóre poranne sesje zabierają tylko lekkie adidasy ze względu na to, że Stevie lubi zarządzać sprinty. Pięć intensywnych ćwiczeń szybkościowych i wytrzymałościowych. Część wymiotuje, inni fizycznie konają, bo woleli przejść ten horror na czczo. Tak się buduje bazę kondycyjną na pierwsze miesiące sezonu.
Nie wiadomo, czy Gerrard poznał kiedyś Marcelo Bielsę, ale Anglik najwidoczniej lubi czerpać z argentyńskich wzorców. Słynne bielsowskie “murderball” wdrożył również i w swoim zespole. Menedżer wszedł na taki poziom szczegółowości, że poinstruował chłopców do podawania piłek, aby podczas meczów natychmiast, błyskawicznie podawali futbolówki do graczy Rangersów. Wszystko po to, by rywale nie mieli czasu na odpoczynek i czuli się jak na ciągłej karuzeli. Bez szans na zaczerpnięcie głębszego oddechu. Tak Rangersi dobijali kolejne drużyny ze Szkocji.

Następca Juergena Kloppa?

Najlepszą cechą byłego piłkarza Liverpoolu jest samoświadomość. Wie, że nikt w futbolu nie ma licencji na nieomylność. Zdaje sobie sprawę z nikłego doświadczenia w nowej roli i prawdopodobnie z braku pewnych podstaw trenerskich. To nieistotne. Wiedział, że potrzebuje ekspertów, którzy w razie czego poratują wiedzą i uzupełnią jego mocne strony. Stworzył mocny team, biorąc sobie za asystenta byłego reprezentanta Szkocji i kolegę z dawnego Liverpoolu, Gary’ego McAllistera. Stevie to zwolennik hierarchizacji, więc Gary działa jako łącznik pomiędzy piłkarzami i sztabem. Wszystko na swoim miejscu.
Gerrard zachowuje dystans wobec podopiecznych, stosuje formę twardej miłości albo, jak kto woli, zimnego chowu. W pierwszym sezonie pracy drużyna cierpiała na brak dyscypliny. Rangersi zobaczyli 12 czerwonych kartek, a, co ciekawe, napastnik Alfredo Morelos odpowiadał za pięć z nich. Na początku menedżer podszedł do agresywnej gry graczy ze zrozumieniem, potem uznał, że na dłuższą metę wykluczenia będą oznaczały kłopoty. Wprowadził więc system grzywny jako środek odstraszający, podwyższył kary i liczba czerwonych kartek spadła do czterech w poprzedniej kampanii.
Gerrard jest na tyle bystry, by wiedzieć, że w tym sezonie jego piłkarzy czeka długa, mozolna droga po wszystkich frontach. Krajowy prymat wydaje się priorytetem, ale Rangersi nie chcą na tym poprzestać. Po meczu z Lechem zostaną jedynym przedstawicielem szkockiej ekstraklasy w europejskich pucharach po tym, jak Celtic katastrofalnie zaprezentował się w swojej grupie Ligi Europy. Ostatni raz ekipie z Ibrox zdarzyło się to w sezonie 2010/2011. Z takim szkoleniowcem podobne wyczyny to jedynie ciekawostka historyczna. Gerrard ma ambicje sięgające znacznie wyżej i dużo dalej. Z pewnością poza Szkocję. Prawdopodobnie zahaczające o Anfield Road.

Przeczytaj również