Chaos w klubie Ekstraklasy. "Poziom zarządzania był słaby. Gdyby nie czujność pań z sekretariatu, można by zgasić światło"

Chaos w klubie Ekstraklasy. "Poziom zarządzania był słaby. Gdyby nie czujność pań z sekretariatu, można by zgasić światło"
asinfo
Radosław Mroczkowski krytykuje poziom zarządzania w Sandecji Nowy Sącz. - Jest naprawdę słaby - mówi były trener drużyny z Nowego Sącza.
Mroczkowski poprowadził Sandecję do największego sukcesu w historii - wprowadził ją do Ekstraklasy. W niej radził sobie przyzwoicie. Choć drużyna wszystkie mecze rozgrywała poza Nowym Sączem, bo jej stadion nie spełnia ligowych wymogów, to ani razu za kadencji Mroczkowskiego nie znalazła się w strefie spadkowej. Szefowie klubu nie docenili jednak tych wyników i zwolnili go na początku grudnia.
Dalsza część tekstu pod wideo
50-letni szkoleniowiec uważa, że po awansie do Ekstraklasy sytuacja w klubie zmieniła się na gorsze.
- Gdybym wiedział, że po awansie do Ekstraklasy w Sandecji nastanie taki marazm, na pewno nie podpisałbym nowej umowy. Wcześniej pracowałem tam z ludźmi, którzy wywiązywali się z obietnic, nikt mi nie przeszkadzał. Ale zmieniły się władze i z nowymi osobami trudniej było się porozumieć - mówi Mroczkowski w rozmowie z Izą Koprowiak w "Przeglądzie Sportowym".
- Poziom zarządzania Sandecją jest naprawdę słaby. Gdyby nie czujność i zaangażowanie pani Ewy i pani Zosi w sekretariacie, to dziś można byłoby już zgasić światło - dodaje były trener zespołu z Nowego Sącza.
W zeszłym roku o Sandecji było głośno na całym świecie. Klub zaprosił na testy Freddy'ego Adu. Zrobił to wbrew Mroczkowskiemu, który stanowczo zaprotestował przeciwko wpychaniu mu piłkarza do składu i nawet nie sprawdził go na treningu. Wkrótce klub oprawił Adu z kwitkiem. Według oficjalnej informacji zawodnik nie przeszedł testów medycznych.
- Nie chciałem tego zawodnika, a po drugie nie wiedziałem o tych testach - przyznaje Mroczkowski.
Były trener Sandecji wspomina, jak dowiedział się o przyjeździe piłkarza do Polski.
- Byłem w Krakowie, kiedy odebrałem telefon od dziennikarza z pytaniem o Adu. Sądziłem, że to żart i powiedziałem: "To niemożliwe". A jednak przyleciał, w przychodni zrobiono mu śmieszne badania, które nie miały nic wspólnego z profesjonalnymi testami. Miesiąc po jego wylocie do klubu zadzwonili z rejestracji, bo nie było komu za te badania zapłacić. Chłopak trafił do kabaretu. Było mi go szkoda, bo wystawił się na pośmiewisko - komentuje Mroczkowski.
Źródło: Przegląd Sportowy

Przeczytaj również