Paulo Sousa na dywaniku, bo omija Ekstraklasę? Może od razu wręczyć mu listę meczów z nakazem obecności

Paulo Sousa na dywaniku, bo omija Ekstraklasę? Może od razu wręczyć mu listę meczów z nakazem obecności
Press Focus
W ostatnich dniach tematem numer jeden wokół reprezentacji Polski jest debata nad tym, czy Paulo Sousa powinien bywać częściej na meczach Ekstraklasy. Lament, który doprowadził do tego, że prezes PZPN, Cezary Kulesza, wzywa selekcjonera reprezentacji Polski na dywanik. Temat jest tak napompowany, że aż żenujący.
Kulesza szybko odpowiedział na medialne gromy części środowiska i postanowił przeprowadzić z Sousą rozmowę wychowawczą. Myślę, że ta informacja to działanie lekko pod publiczkę - efekt jakiejś dziwnej nagonki ostatnich dni.
Dalsza część tekstu pod wideo
Ta "tęsknota" do obecności i nauk selekcjonera przypomina mi o słowach Stanisława Lema, który zdiagnozował kiedyś historyczne bóle fantomowe Polaków. To wynikające z przeszłości niedowartościowanie, pragnienie pochwały, chęć robienia za mędrca, bycia wyższym i lepszym od obcego - pompowanie ego cierpiącego na przestrzeni stuleci. Strasznie mi ten ból fantomowy pasuje do histerii wokół Sousy, choć może jeszcze lepiej pasuje tu ból d...
"Nie korzysta z polskich porad", "Nie ma szacunku do ligi i miejsca", "Powinien dopingować piłkarzy". Nie miałem pojęcia, że selekcjoner to jednocześnie trener i maskotka, ale dobrze: czy Portugalczyk faktycznie traci tak wiele, gdy co tydzień nie obserwuje Ekstraklasy z poziomu trybun? Jeśli ktoś zarzuca mu olewanie ligi to tak samo olewał ją Jerzy Brzęczek i Adam Nawałka. Pierwszy ANI RAZU nie wystawił polskiego ligowca w podstawowym składzie w el. EURO 2020. Drugi na mundial w Rosji zabrał tylko czterech ekstraklasowiczów.
Portugalczyk działa więc prężniej niż ostatni i tak samo jak przedostatni selekcjoner. Ale nie ma go pod ręką do selfie na trybunie VIP czy small talku przy lampce wina. Tak, powinien być na hitach - dla prestiżu wydarzenia, lub świętego spokoju. Nie róbmy jednak z tego zagadnienia sportowego czy szkoleniowego - problemu reprezentacji. Jakoś nie widziałem, aby Hansi Flick rozliczał się w mediach z wizyty na derbach Londynu, choć po boisku nie biegał żaden Niemiec. To chyba nazywa się niezależność.
Może trener kadry powinien od razu dostać listę meczów z nakazem obowiązkowej obecności? Jeśli za to gdzie i jak pracuje pociągać ma ktoś więcej niż sam Portugalczyk, rozłóżmy też odpowiedzialność za wyniki. Wtrącać chce się wielu, lecz w przypadku porażki winny zawsze jest sierotą.

Przeczytaj również