Payet: Bohater czy przestępca? Od pięknych goli do dramatu Ronaldo

Payet: Bohater czy przestępca? Od pięknych goli do dramatu Ronaldo
Marco Iacobucci EPP / Shutterstock.com
Finał EURO 2016 rozstrzygnął się dopiero w dogrywce, ale dla wielu kibiców najważniejszy moment miał miejsce jeszcze w pierwszej połowie, kiedy z powodu urazu z meczem pożegnał się Cristiano Ronaldo. Sprawcą jego dramatu był ten, który błyszczał w pierwszej części turnieju - Dimitri Payet.
 
Dalsza część tekstu pod wideo
Pomocnik zaczął mistrzostwa fenomenalnie, początkowo był jednym z liderów ekipy, a jego trafienia okazywały się nie tylko decydujące, ale i piękne:
 
 
Z "pięknem" nie miał już za to nic wspólnego atak, jakiego Payet dopuścił się na Portugalczyku. Francuz znalazł się przez to w niezbyt ciekawej sytuacji. Przeszedł drogę "od bohatera do zera", bo reakcje znacznej części fanów oraz komentatorów na jego zachowanie są skrajnie negatywne. Można nie lubić Ronaldo, ale mało kto życzyłby któremukolwiek piłkarzowi, by finał wielkiego turnieju kończył przez kontuzję, schodząc z murawy ze łzami w oczach.
 
Całe zdarzenie wyglądało tak:
 




Sędziujący mecz Mark Clattenburg nawet nie odgwizdał w tym wypadku faulu, choć wejście ocierało się o brutalność, a kolano skrzydłowego Realu wygięło się w nienaturalny sposób. 
 
Jeszcze w trakcie meczu na Francuza spłynęła fala internetowego hejtu, ironicznie o jego zachowaniu pisali nawet komentatorzy piłkarscy:
 
"Zrujnował finał", "sprawca horroru Ronaldo" - to tylko łagodniejsze z określeń, jakimi obdarzali Payeta fani i eksperci na całym świecie. Pojawiły się też nieliczne głosy broniące Francuza, choć argumentacja była dość... powiedzmy "nieoczywista". Przykładowo Rio Ferdinand, były znakomity defensor, komentował w ten sposób:
 
- Nie miał intencji skrzywdzić Ronaldo. Jedyne, czego chciał, to mocno zaatakować i dać znać rywalowi, że jest obecny - tłumaczył.
 
Chciał - nie chciał, dyskusję można ciągnąć w nieskończoność. Fakty są nieubłagane: było starcie, była kontuzja, był dramat jednego z największych piłkarzy globu i smutne pożegnanie z meczem finałowym. 
 
W dodatku chodzi o starcie, które mogło przypieczętować losy Złotej Piłki. Ronaldo walczy o nią z Messim od wielu lat, w tym roku Argentyńczyk poległ w finale Copa America, więc wygrana w EURO dawałaby CR7 dużą przewagę. Ostatecznie dała ją i tak, ale bez udziału samego zawodnika - oczywiście chodzi o sam finał, bo wcześniej Portugalczyk dał swojej ekipie trzy bramki i trzy asysty, a wielu ekspertów zwracało uwagę na to, że tym razem nie gra on tak samolubnie, jak zwykle i potrafi poświęcić się dla dobra zespołu.
 
Wróćmy jednak do Payeta. Z jednej strony zepsuł piłkarskie święto, z drugiej - wraz z kolegami z drużyny sam musiał przeżywać gigantyczne rozczarowanie, bo Trójkolorowi doszli do finału nie będąc faworytem imprezy, ale już przed ostatnim meczem to ich wskazywano jako zespół lepszy. Tymczasem wygrał pragmatyzm Portugalii, choć w niedzielę obie drużyny zagrały zachowawczo, a poziom meczu nie stał na zbyt wysokim poziomie. Pomocnik Francuzów cierpi więc podwójnie: z powodu porażki i tego, jak jego zachowanie odebrali kibice. Nie chcę tu rozgrzeszać jego faulu, warto jednak wskazać, że podobnych sytuacji znajdziemy w futbolu na pęczki. Większość z nich nie kończy się niczym poważnym. Większość. W walce z rywalem Payet sięgnął po może zbyt ostre środki, ale trzeba przyznać, że miał w tym wypadku gigantycznego pecha. Zamiast ostudzić zapędy przeciwnika wyeliminował go z gry.
 
Na szczęście tym razem indywidualny dramat kontuzjowanego piłkarza zakończył się happy endem - piłka nożna po raz kolejny napisała piękną historię. Łzy smutku zmieniły się we we łzy radości z tytułu.

Przeczytaj również